Reklama

Lipowe opowieści

Stanęła przed dylematem: pasja czy zawodowa stabilność. Wybrała spokój i pewność, ale po latach pasja i tak upomniała się o swoje...

Niedziela Plus 7/2022, str. II

Bartosz Tyliński – EELFIKI PHOTOGRAPHY

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

W arsenale jej życiowych opowieści nie ma żadnych zapaści, dramatów, niczego, co mogłoby zmrozić krew w żyłach – a przynajmniej ona w taki sposób patrzy na przeszłe wydarzenia. Kiedy proszę ją o przedstawienie się, odpowiada, że jest żoną i mamą trójki dzieci (po chwili koryguje, że przede wszystkim jest dzieckiem Bożym), prowadzącą dość stabilny, przewidywalny tryb życia. Historia, którą opowiada mi Maja Bromber, dzieje się nie „wszerz”, lecz „w głąb”. To opowieść o dobrym, szczęśliwym życiu, które jednak wynika nie z przypadku czy ze sprzyjających okoliczności, lecz z konkretnych wyborów: z tego duchowego, dokonanego u progu dorosłości i od tej pory potwierdzanego codziennie tysiącem drobnych decyzji, oraz zawodowego, podjętego po maturze i niedawno radykalnie zmienionego.

Bezpieczeństwo czy pasja?

Maja od najmłodszych lat wykazywała artystyczne inklinacje. Szkolnej nauce towarzyszyły niezliczone dodatkowe zajęcia z rysunku, malarstwa, rzeźby w glinie, ceramiki, historii sztuki. Teczka z pracami, niezbędna do przedłożenia na poznańskiej Akademii Sztuk Pięknych, wprost pękała w szwach. Kiedy jednak po maturze trzeba było podjąć decyzję w kwestii przyszłego zawodu, nad ryzyko śliskiej drogi artystycznej przedłożyła pozorne bezpieczeństwo i wybrała studia socjologiczne, a potem studia podyplomowe z prawa pracy i coachingu. Zapewniło jej to stabilną pracę w firmach, w których zajmowała się polityką kadrową, rekrutacją pracowników, szkoleniami, adaptacją zawodową. Praca z ludźmi i dla ludzi dawała jej sporo satysfakcji, ale farby i pędzle poszły w kąt. Chociaż...

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

– Nie do końca – uśmiecha się Maja. – Od czasu do czasu coś tworzyłam. Miałam nawet taki rytuał, że co roku w sylwestra brałam kawał płótna lub deski i „podsumowywałam” ostatnie 12 miesięcy, tworząc bardzo ciekawe prace. W stosunku do dawnych pasji i marzeń była to jednak tylko namiastka.

Bóg przyszedł przez Tomka

W tym czasie Maja dokonała innego, wręcz fundamentalnego wyboru. Ktoś, kto patrzy z boku, powiedziałby, że wybrała mężczyznę, który miał się stać jej mężem, ale w tle kryło się coś więcej.

Reklama

– Tomek: mój przyjaciel, narzeczony, a od 16 lat mąż... – zamyśla się Maja. – Relacja z nim zmusiła mnie do tego, aby potraktować poważnie Pana Boga. Miałam szczęście: trafiłam na wierzącego faceta, który dobrze wiedział, czego oczekuje od życia, i zmobilizował mnie do określenia się w kwestiach wiary. To on zainspirował mnie do tego, bym porzuciła rolę obserwatora – który owszem, może i szanuje ludzi głęboko wierzących, ale sam trzyma się z boku – a przyjęła postawę... no właśnie: dziecka Bożego, wchodzącego w relację z żywym Bogiem, z Kimś, komu pozwalam mieć wpływ na swoje życie i decyzje. Przyszły zmiana myślenia, nawrócenie, dzięki czemu weszłam w związek świadoma, czym jest sakrament małżeństwa. Od tego czasu Bóg jest dla mnie punktem odniesienia. Kimś, Komu ufam, o Kim wiem, że chce mojego dobra, choć „stary człowiek” niejeden raz buntował się we mnie przeciw wysiłkom i trudowi podążania Bożymi ścieżkami.

On, ona i... ten Trzeci

Kilka miesięcy po ślubie poszli krok dalej. Maja wymyśliła prezent dla Tomka: zaprosiła go na rekolekcje zorganizowane przez wspólnotę Spotkania Małżeńskie. Wzięli w nich udział i... „wsiąknęli” w nie na dobre. Od wielu lat pomagają w ich prowadzeniu jako animatorzy.

– Dzięki uczestnictwu w Spotkaniach Małżeńskich – opowiada Maja – przyjęliśmy kilka prostych, niezwykle pomocnych zasad, które łagodzą „wyboje” życia małżeńskiego: najpierw słuchaj, potem mów; najpierw staraj się zrozumieć, a potem dopiero oceniaj (jeśli w ogóle); najpierw dziel się tym, co przeżywasz, a potem o tym dyskutuj; nade wszystko – przebaczaj. Uczyłam się chociażby odbierać sprzeczki między nami nie jako chęci „zrobienia mi na złość” przez męża, ale raczej jako wyraz naszej nieumiejętności w wyrażaniu trudnych emocji. Zaczęłam dostrzegać, jak bardzo różnią się nasze temperamenty, jak inaczej postrzegamy rzeczywistość. „Inaczej” nie znaczy „gorzej”. Dziś częściej wybieram inwestowanie czasu w dobre relacje z mężem i dziećmi niż np. w ważną dla mnie estetykę i posprzątane „na błysk” mieszkanie, choć nie jest to dla mnie łatwe – śmieje się Maja.

Reklama

– Gdy przestaliśmy czuć skrępowanie wspólną modlitwą i innym „stylem” rozmowy z Bogiem każdego z nas, zaczęliśmy stawać przed Panem we dwoje. Stopniowo oddawaliśmy Bogu każdy obszar naszego życia – dzieci, zdrowie, finanse, pracę.

Ikona zmiotła wyuczony zawód

– Z czasem zmieniło się moje spojrzenie na pracę zawodową – kontynuuje Maja. – Urodziłam troje dzieci, zaczęło mi brakować poczucia sensu tego, co robię w pracy; zdarzało się, że wypracowane dużym wysiłkiem projekty dobrych rozwiązań za sprawą zmian personalnych lądowały w koszu. Przestało mi „być po drodze” z tym, co do tej pory robiłam. Wtedy postanowiłam wrócić do tego, co przez całe życie kochałam, a co w pewnym momencie porzuciłam. Zapisałam się na kurs rzeźby w drewnie, o czym zawsze marzyłam, a 5 lat temu wzięłam udział w długo wyczekiwanym kursie ikonopisania.

Pierwszą ikonę, Chrystusa Pantokratora, stworzyłam w 2018 r. Od tego czasu powstały dziesiątki desek. Uczyłam się kłaść złoto różnymi technikami, zgłębiałam kanon ikonopisarski, poznawałam tajniki malowania temperą świętych postaci pod okiem doświadczonych ikonopisarzy, ćwiczyłam rękę na zajęciach z rysunku ikonicznego oraz malowania wybranych elementów ikonograficznych. W 2019 r. miałam możliwość pokazania swoich prac szerszemu gronu odbiorców dzięki wernisażowi w Galerii Tumska w Poznaniu. Od tego samego roku jestem także jedną z osób prowadzących zajęcia otwarte dla ikonopisarzy w Pracowni Działań Twórczych w Poznaniu.

Reklama

Malowanie czy pisanie?

– Ikona jest odzwierciedleniem słowa Bożego zapisanego w Piśmie Świętym, dlatego się ją pisze, a nie maluje – tłumaczy Maja. – Do tego, kto potrafi ją „odkodować”, przemawia bogactwem duchowych i teologicznych treści.

– A co z takim, który nie orientuje się w tym gąszczu symboliki? – dociekam.

– Z ikoną jest tak jak ze słowem Bożym. Nawet jeśli ktoś nie zna kontekstu historycznego biblijnych wydarzeń, nawet jeśli nie rozeznaje się w gąszczu zastosowanych w Biblii gatunków literackich ani nie ma wiedzy na temat mentalności ludzi z tamtej epoki, to Bóg i tak może do niego przemówić mocą swojego słowa i dotrzeć wprost do serca. Podobnie rzecz się ma z ikonami – możemy nie wiedzieć nic o ich symbolice, a one i tak potrafią do nas przemówić, dotknąć nas, przemienić, choć z pewnością łatwiej jest temu, kto zna całe bogactwo ukrytych znaczeń.

– Jakich np.? – drążę.

– Na przykład takich, że drewno, na którym jest pisana ikona, nawiązuje do biblijnej symboliki drzewa (rajskie drzewo życia, drzewo krzyża), że bazą jest płótno (niczym całun), na które nakłada się dwanaście warstw gruntu (nawiązując do Dwunastu Apostołów), że płytkie wgłębienie w przedniej części deski to pole ikony, które wraz z obramowaniem (kowczegiem) sprawia, że ikona jest jak okno pozwalające nam oglądać przedstawione na niej prawdy objawione. To tylko pierwsze z brzegu przykłady. O znaczeniu kolorów czy złota można by mówić godzinami!

Budowanie mostów

– Co Pani przeżywa, pisząc ikonę?

– Jest to czas zawierania głębokiej znajomości z postacią, którą piszę. Czytam dostępną literaturę, słucham w internecie audycji i nagrań przybliżających postać „mojego” świętego, modlę się za jego wstawiennictwem za osobę, dla której tworzę daną ikonę. Myśli, że napisana przeze mnie ikona pomoże komuś przeżywać bliskość z Bogiem, że mogę się przyczynić do zbudowania mostu łączącego kogoś ze Stwórcą, wręcz mnie uskrzydlają. Oczywiście, duchowe uniesienia przeplatają się z chwilami frustracji, bo jako osoba z natury dość niecierpliwa chciałabym szybko osiągać pewne efekty, a tu... nic z tego. Ikona wręcz zmusza do ćwiczenia umiejętności czekania – niektóre efekty wizualne są możliwe do uzyskania na gruntownie wyschniętym podłożu i tu nie da się nic przyspieszyć. Mam wizję pięknego efektu końcowego, serce mi się do niego wyrywa, ale mozolnie przechodzę przez mało efektowną fazę pracy i muszę cierpliwie czekać, bo pośpiechem mogę tylko coś zepsuć. Zupełnie jak w życiu...

Reklama

Jak ubranie uszyte na miarę

– Pół roku temu podjęłam decyzję, że „wypływam na głębię”: postanowiłam, że w wymiarze zawodowym poświęcę się wyłącznie pisaniu ikon – opowiada Maja. – Czy się uda? Ufam, że tak, gdyż mam wrażenie, iż jest to coś, co Pan Bóg uszył dokładnie na moją miarę, coś wyjątkowo dobrze dopasowanego. On wie, jak ważny jest dla mnie kontakt z Nim; wie, że uwielbiam być twórcza i kocham pracę pędzlem; wie, jak bardzo chcę robić coś dla ludzi; wie, że chcę pracować w domu i być jako mama dostępna dla swoich dzieci. W pisaniu ikon wszystkie te elementy łączą się w jedno.

Głos Mai aż drży od pasji. Nie ulega wątpliwości, że tu wszystko skończyło się dobrze: dany od Boga talent został odkopany i wreszcie znalazł swe ujście. W tej „lipowej opowieści” nie ma ani grama „lipy”...

Zanim powstanie coś pięknego, potrzeba czasu, trudu, cierpliwości do samej siebie. To, co piękne, rodzi się w mozole powtarzanych, giętkich ruchów pędzla, w szkicach, studiowaniu proporcji. To, co piękne, rodzi się z ciekawości świata, z inspiracji otoczeniem, z głębokich rozmów do późna. To co piękne, rodzi się z miłości, z bliskości drugiego człowieka i Stwórcy.

www.lipoweopowieści.pl

2022-02-08 12:01

Oceń: +1 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Tradycje kwietnych dywanów na procesję Bożego Ciała

2024-05-29 16:12

[ TEMATY ]

dywan z kwiatów

Karol Porwich/Niedziela

Tradycje kwietnych dywanów na procesję Bożego Ciała stanowią niematerialne dziedzictwo kulturowe, przekazywane z pokolenia na pokolenie. Te niezwykłe kompozycje tworzone są z kolorowych płatków róż, jaśminu, bzu, polnych maków, chabrów, liście paproci czy ściętej trawy. Tradycja słynnych dywanów ze Spycimierza koło Łodzi została nawet wpisana na na listę Listę Niematerialnego Dziedzictwa Kulturowego Ludzkości UNESCO.

Poza Spycimierzem tradycja układania w Boże Ciało kwietnych dywanów kultywowana jest także na Opolszczyźnie - w Kluczu, Olszowej, Zalesiu Śląskim i Zimnej Wódce. Piękne kompozycje kwiatowe, układane rokrocznie w tych parafiach, stanowią nie tylko dopełnienie tradycji i oprawę uroczystej procesji, ale są również atrakcją dla turystów, wpisaną w niematerialne dziedzictwo kulturowe.

CZYTAJ DALEJ

Boże Ciało i wianki

Niedziela łowicka 21/2005

www.swietarodzina.pila.pl

Boże Ciało, zwane od czasów Soboru Watykańskiego II Uroczystością Najświętszego Ciała i Krwi Chrystusa, jest liturgicznym świętem wdzięczności za dar wiecznej obecności Jezusa na ziemi. Chrześcijanie od początków Kościoła zbierali się na łamaniu Chleba, sławiąc Boga ukrytego w ziemskim chlebie. Święto jest przedłużeniem Wielkiego Czwartku, czyli pamiątki ustanowienia Eucharystii. A z tego wynika, że uroczystość ta skryta jest w cieniu Golgoty, w misterium męki i śmierci Jezusa.

Historia święta Bożego Ciała sięga XIII wieku. W klasztorze w Mont Cornillon, w pobliżu Liege we Francji, przebywała zakonnica Julianna, która wielokrotnie miała wizję koła na wzór księżyca, a na nim widoczną plamę koloru czarnego. Nie rozumiała tego, więc zwróciła się do przełożonej. Gdy ta ją wyśmiała, Julianna zaczęła się modlić i pewnego razu usłyszała głos, oznajmiający, że czarny pas na tarczy księżyca oznacza brak osobnego święta ku czci Eucharystii, które ma umocnić wiarę, osłabioną przez różne herezje.
Władze kościelne sceptycznie odnosiły się do widzeń prostej Zakonnicy. Jednak kolejne niezwykłe wydarzenie dało im wiele do myślenia. W 1263 r. w Bolsenie, niedaleko Rzymu, kapłan odprawiający Mszę św. zaczął mieć wątpliwości, czy to możliwe, aby kruchy opłatek był Ciałem Pańskim. I oto, gdy nastąpił moment przełamania Hostii, zauważył, że sączy się z niej krew i spada na białe płótno korporału na ołtarzu. Papież Urban IV nie miał już wątpliwości, że to sam Bóg domaga się święta Eucharystii i rok po tym wydarzeniu wprowadził je w Rzymie, a papież Jan XXII (1334 r.) nakazał obchodzić je w całym Kościele. Do dziś korporał z plamami krwi znajduje się we wspaniałej katedrze w Orvieto, niedaleko Bolseny. Wybudowano ją specjalnie dla tej relikwii.
W Polsce po raz pierwszy święcono Boże Ciało w 1320 r., za biskupa Nankera, który przewodził diecezji krakowskiej. Nie było jednak jeszcze tak bogatych procesji, jak dziś. Dopiero wiek XVI przyniósł rozbudowane obchody święta Bożego Ciała, zwłaszcza w Krakowie, który był wówczas stolicą. Podczas procesji krakowskich prezentowały się proporce z orłami na szkarłacie, obecne było całe otoczenie dworu, szlachta, mieszczanie oraz prosty lud z podkrakowskich wsi.
W czasie procesji Bożego Ciała urządzano widowiska obrzędowe lub ściśle teatralne, aby przybliżyć ich uczestnikom różne aspekty obecności Eucharystii w życiu. Nasiliło się to zwłaszcza pod koniec XVI wieku, kiedy przechodzenie na protestantyzm znacznie się nasiliło i potrzebna była zachęta do oddania czci Eucharystii.
W okresie rozbiorów religijnemu charakterowi procesji Bożego Ciała przydano akcentów patriotycznych. Była to wówczas jedna z nielicznych okazji do zademonstrowania zaborcom żywej wiary. W procesjach niesiono prastare emblematy i proporce z polskimi godłami, świadczące o narodowej tożsamości.
Najpiękniej jednak Boże Ciało obchodzono na polskiej wsi, gdzie dekoracją są łąki, pola i zagajniki leśne. Procesje imponowały wspaniałością strojów asyst i wielką pobożnością prostego ludu, wyrażającego na swój sposób uwielbienie dla Eucharystii. Do dziś przetrwał zwyczaj zdobienia ołtarzy zielonymi drzewami brzóz i polnymi kwiatami. Kiedyś nawet drogi wyścielano tatarakiem. Do dziś bielanki sypią też przed kroczącym z monstrancją kapłanem kolorowe płatki róż i innych kwiatów.
Boże Ciało to również dzień święcenia wianków z wonnych ziół, młodych gałązek drzew i kwiatów polnych. Wieniec w starych pojęciach Słowian był godłem cnoty, symbolem dziewictwa i plonu. Wianki z ruty i kwiatów mogły nosić na głowach tylko dziewczęta.
Na wsiach wierzono, że poświęcone wianki, powieszone na ścianie chaty, odpędzają pioruny, chronią przed gradem, powodzią i ogniem. Dymem ze spalonych wianków okadzano krowy, wyganiane po raz pierwszy na pastwisko. Zioła z wianków stosowano też jako lekarstwo na różne choroby.
Gdzieniegdzie do poświęconych wianków dodawano paski papieru, z wypisanymi słowami czterech Ewangelii. Paski te zakopywano następnie w czterech rogach pola, dla zabezpieczenia przed wszelkim złem.
Dziś Boże Ciało to jedna z niewielu już okazji, aby przyodziać najpiękniejszy strój świąteczny - strój ludowy. W Łowickiem tego dnia robi się tęczowo od łowickich pasiaków. Kto wie, czy stroje ludowe zachowałyby się do dziś, gdyby nie możliwość ich zaprezentowania podczas uroczystości kościelnych. Chwała zatem i wielkie dzięki tym duszpasterzom, którzy kładą nacisk, aby asysty procesyjne występowały w regionalnych strojach. Dzięki temu procesje Bożego Ciała są jeszcze wspanialsze, okazalsze, barwniejsze. Ukazują różnorodność bogactwa sztuki ludowej i oby tak było jak najdłużej.
W ostatni czwartek oktawy Bożego Ciała, oprócz święcenia wianków z ziół i kwiatów, szczególnym ceremoniałem w naszych świątyniach jest błogosławieństwo małych dzieci. Kościoły wypełniają się najmłodszymi, często także niemowlętami, by i na nich spłynęło błogosławieństwo Boże. Wszak sam Pan Jezus mówił: „Pozwólcie dzieciom przychodzić do Mnie, nie przeszkadzajcie im, do takich bowiem należy królestwo Boże. Zaprawdę, powiadam wam: Kto nie przyjmie królestwa Bożego jak dziecko, ten nie wejdzie do niego” (Mk 10, 13-15).

CZYTAJ DALEJ

Iść do przodu z Chrystusem

2024-05-30 14:02

Ks. Wojciech Kania/Niedziela

Jak co roku tłumy Sandomierzan oraz turystów zgromadziła procesja eucharystyczna Bożego Ciała, która przeszła główną ulicą miasta z kościoła pw. Podwyższenia Krzyża do kościoła seminaryjnego pw. św. Michała Archanioła.

Uroczystość Najświętszego Ciała i Krwi Pańskiej rozpoczęła Msza Święta, sprawowana przez sandomierskich duszpasterzy, kapłanów pracujących w kurii diecezjalnej i seminarium duchownym, pod przewodnictwem Biskupa Sandomierskiego Krzysztofa Nitkiewicza.

CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję