Reklama

Niedziela Łódzka

Pacjenci na nas czekali

Rozmowa z Anną Cichocką, pierwszą kierownik bonifraterskiej Stacji Opieki Środowiskowej

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

ANNA SKOPIŃSKA: – Jak wyglądały początki stacji?

ANNA CICHOCKA: – Gdy przyjechałam wiosną 20 lat temu po raz pierwszy do bonifratrów, o. Franciszek zaprowadził mnie na teren budowy. Część już stała, część była dopiero robiona. Gdy powiedział, że 1 października mam przyjść do pracy, to nie uwierzyłam, że do tego czasu może coś tu powstać.

– A jednak....

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

– Ku mojemu zdziwieniu wszystko było gotowe. Wszystko stało, a my – pracownice, tylko montowałyśmy meble i sprzęt. I rozpoczęłyśmy pracę. Zaczynałyśmy we dwie – ja i s. Łucjana, karmelitanka. Potem na krótko dołączyła do nas lekarka, a za jakiś czas pielęgniarki: Grażyna i Bożena i jedna karmelitanka – s. Dozytea, a na końcu dziewczyny, które obecnie pracują: Edyta i Małgosia.

– Było wyposażenie, auto, wielki zapał do pracy – było ciężko?

– Gdy w maju zapadła decyzja, że przyjdę tu do pracy, byłam na kursie organizowanym przez Caritas Polska. Idea takiej pielęgniarskiej stacji przyszła do nas z Niemiec. W Łodzi to było coś nowego. Ideą istnienia stacji było to, że Kościół daje lokum, Caritas Polska samochód i wyposażenie, a miasto – czyli Miejski Ośrodek Pomocy Społecznej – pieniądze na utrzymanie. Naszej Stacji bardzo pomagali też bonifratrzy. We wszystkim. Współpracowaliśmy ze szpitalem, z którego mieliśmy informacje, kto po wyjściu potrzebuje pielęgniarskiej opieki. Praca tu, na samym początku, to była duża samodzielność. My decydowałyśmy o tym, jak wielu osobom możemy pomóc, o zakresie, częstotliwości wyjazdów, o tym, co robimy przy łóżku pacjenta. A przecież robiłyśmy wszystko to, co pielęgniarka przy łóżku chorego.

Reklama

– Taki szpital, ale w warunkach domowych?

– Zawsze mówiłam, że nasza praca, to jest skrócenie pobytu pacjenta w szpitalu. Pacjent do pewnego momentu musi w nim być, bo jest leczony, ale potem musi być pielęgnowany. Tym się właśnie zajmowałyśmy: opatrunki, toalety, rozmowy. Do domów chorych woziłyśmy torby z żywnością, obiady. Pierwsze w mieście miałyśmy materace przeciwodleżynowe, które naprawdę przynosiły ludziom ulgę.

– Jak wspomina Pani tamte lata?

– W Stacji pracowałam sześć lat. Była to ciężka praca, bo podnosiło się chorych, dźwigało, ale dająca ogromną satysfakcję. Bo niosłyśmy autentyczną pomoc. Taką, jakiej człowiek potrzebuje od pielęgniarki. Nie tylko wykonania zastrzyku i przestrzegania bezdusznych często procedur. Mogłyśmy pochwalić się wyleczonymi odleżynami, tym, że ktoś leżący siadał, a potem na naszych oczach wstawał. Pacjenci na nas czekali a myśmy się z nimi zżywały, z ich rodzinami. Pamiętałyśmy o ich imieninach, urodzinach, oni o naszych. Do niektórych chorych jeździłyśmy po kilka lat. To były często piękne i poruszające serce spotkania.

– Pozostali w pamięci?

– Twarze, osoby – oczywiście. Miałyśmy panią, która całe dnie leżała sama, w otwartym mieszkaniu, byśmy mogły wejść. Często dostawałyśmy klucze, bo chorzy obdarzali nas dużym zaufaniem. Miałyśmy taką rodzinę – troje starych ludzi, trójka rodzeństwa, zupełnie nieżyciowych, bezradnych. Jak poszłam tam po raz pierwszy, to ta pani ze złamaną szyjką kości udowej leżała na worku foliowym. Bo jej bracia nie wiedzieli, co mają z nią zrobić. Nieraz rodzina wyobraża sobie pacjenta jak na filmie amerykańskim, że leży na baczność w łóżku i się nie rusza, w jednej pozycji. A przecież pacjent ma choćby piętę, na której może się zrobić odcisk, i jest wiele rzeczy, które trzeba przy nim zrobić. Oni byli zupełnie życiowo nieporadni. Woziłyśmy do nich obiady i przy Marysi, bo tak miała na imię, robiłyśmy wszystko – łącznie z tym, że zabierałyśmy pościel do prania, bo miałyśmy tu pralnię i suszarnię. Gdybyśmy tego nie zrobiły, nie miałybyśmy w co ubrać następnego dnia pościeli.

– Zdarzało się, że narzekałyście?

– Nie, żadna z nas nie narzekała na swoją pracę.

– A co otwierało drzwi tych domów? To, że byłyście od bonifratrów, czy to, że przychodziłyście z takim sercem?

– Byłyśmy od braci i przychodziłyśmy z sercem. Na pewno w Łodzi i okolicach słowo bonifratrzy, księża, otwierało drzwi do domów. Ludzie nas przecież nie znali, a mieli do nas zaufanie. I mimo że nie raz wchodziłyśmy praktycznie z ulicy, to nigdy nie spotkałyśmy się z jakąś agresją, z zatrzaskiwaniem drzwi przed nosem. A potem to już często bywało tak, że pacjenci martwili się, bo nie dojechałyśmy na czas, przez np. zepsuty samochód. Na pewno też słowo Caritas torowało drogę. I na pewno miałyśmy też duże zaufanie o. Franciszka, który wiedział, że to, co robimy, wykonujemy sumiennie, tak jak powinnyśmy.

– Zgodnie ze słowami, że to „miłość zwycięża cierpienie”?

– Na pewno. Pamiętam pana, który karnie został wypisany ze szpitala, bo był nieznośny. Stary kawaler, który miał swoje nawyki, mieszkał z ciocią, która zmarła. I nagle został sam. Śp. o. Jan Ewangelista pracował wtedy w Stacji. I to on, który opiekował się najbiedniejszymi i miał dla nich najwięcej serca, zorganizował odgruzowywanie tego mieszkania, zwerbował pracowników, młodych braci, załatwił kontener. Niestety, po tygodniu pan umarł, ale na koniec miał chociaż czyściutko, ciepło i był pod opieką.

– Starczało czasu na wszystko?

– Musiało. Zresztą zawsze identyfikowałam się z tym miejscem, mówiąc: moi bonifratrzy, moja stacja, moi pacjenci.

– A jak wygląda Stacja po latach?

– Na pewno dziewczyny wykonują to samo i piękna misja tego miejsca nie zniknęła.

2016-11-03 09:50

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Nie wystarczy dać zupę

choroba

Starsze małżeństwo. Ona chora, leży na łóżku, co chwila potrzebuje tlenu, by mogła oddychać. On porusza się o własnych siłach, ale po tylu przejściach z jego głową zaczyna być już coś nie tak. Dostaje niewielką emeryturę, z której oboje żyją, bo kobiecie, poza zasiłkiem pielęgnacyjnym, nie przysługuje nic – za wcześnie zaczęła chorować. Mężczyzna opiekuje się swoją żoną, choć proponowano mu wielokrotnie, by umieścił ją w jakimś ośrodku. Ale czy to byłaby miłość, która przysięgał jej przed ołtarzem?

CZYTAJ DALEJ

Bp Milewski do młodych: nie zmarnujcie bierzmowania

2024-04-18 19:23

[ TEMATY ]

bierzmowanie

Płock

bp Mirosław Milewski

Karol Porwich/Niedziela

- Bardzo zależy mi na tym, żebyście nie zmarnowali bierzmowania. Zachowajcie w sobie prawdę i otwartość na dary Ducha Świętego, na Boga i drugiego człowieka - powiedział bp Mirosław Milewski w Nasielsku w diecezji płockiej. Dokonał wizytacji parafii pw. św. Katarzyny i udzielił młodzieży sakramentu bierzmowania.

Bp Milewski na podstawie Ewangelii Janowej (J 6,44-51) podkreślił, że „Jezus jest chlebem żywym”: - Za każdym razem, kiedy spożywamy ten chleb, zagłębiamy się w istotę miłości Boga. Już nie żyjemy dla nas samych - zauważał biskup pomocniczy diecezji płockiej.

CZYTAJ DALEJ

„Każdy próg ghetta będzie twierdzą” – 81 lat temu wybuchło powstanie w getcie warszawskim

2024-04-19 07:33

[ TEMATY ]

powstanie w getcie

domena publiczna Yad Vashem, IPN, ZIH

19 kwietnia 1943 r., w getcie warszawskim rozpoczęło się powstanie, które przeszło do historii jako największy akt zbrojnego sprzeciwu wobec Holokaustu. Kronikarz getta Emanuel Ringelblum pisał o walce motywowanej honorem, który nakazywał Żydom nie dać się „prowadzić bezwolnie na rzeź”.

„Była wśród nas wielka radość, wśród żydowskich bojowników. Nagle stał się cud, oto wielcy niemieccy +bohaterowie+ wycofali się w ogromnej panice w obliczu żydowskich granatów i bomb” – zeznawała podczas słynnego procesu Adolfa Eichmanna, jednego z architektów Holokaustu, Cywia Lubetkin ps. Celina. W kwietniu 1943 r. należała do dowództwa Żydowskiej Organizacji Bojowej, jednej z dwóch formacji zbrojnych żydowskiego podziemia w getcie. Zrzeszeni w nich konspiratorzy podjęli decyzję o podjęciu walki, której najważniejszym celem miała być „śmierć na własnych warunkach”. Tym samym odrzucili dominujące wcześniej przekonanie, że tylko stosowanie się do poleceń okupantów może uratować choćby część społeczności żydowskiej w okupowanej Polsce. W połowie 1942 r. było już jasne, że założeniem działań III Rzeszy jest doprowadzenie do eksterminacji narodu żydowskiego.

CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję