Pięć lat temu w sali koncertowej Państwowej Szkoły Muzycznej I stopnia im. Krzysztofa Komedy odbyła się panelowa dyskusja organizatorów papieskiej wizyty papieża Jana Pawła II do Lubaczowa, która odbyła się w dniach 2-3 czerwca 1991 r. Świadectwa pochodzą z tamtego wydarzenia.
Na przewodniczącego komitetu organizacyjnego wizyty Jana Pawła II bp Marian Jaworski mianował wicekanclerza Kurii archidiecezji w Lubaczowie, ks. Mariana Buczka, który przygotował ją we współpracy z liczną grupą osób i instytucji.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Byliśmy jedno
Reklama
Wśród osób, które dzielą się świadectwem tamtych wydarzeń, jest Wiesław Bek, ówczesny burmistrz Lubaczowa. – To był wyjątkowy czas. Odbyły się wybory samorządowe. Przedstawiciel nowych władz w rozmowie z bp. Marianem Jaworskim powiedział: „Damy radę”. Przystąpiliśmy do pracy. Na słowa: „Papież będzie w Lubaczowie” otwierały się przed nami przeróżne drzwi instytucji i firm. Podam przykład. Na stacji kolejowej nie mieliśmy peronu. Wytykała nam to prasa. Byłem w Warszawie w Ministerstwie Obrony Narodowej na spotkaniu z ministrem Onyszkiewiczem, by wydał zgodę na udział jednostki wojskowej w zbudowaniu pontonowego mostu na rzece Lubaczówce. Otrzymaliśmy zgodę. Wystąpiłem też do dyrekcji generalnej PKP w sprawie budowy peronu. Okazało się, że dyrektorem był lwowianin, to nam ułatwiło rozmowę. Wykonał kilka telefonów i zapewnił, że zjawi się ekipa w Lubaczowie. Po 2-3 tygodniach zbudowano peron na stacji PKP. Miasto przed wizytą papieża Jana Pawła II ogromnie się zmieniło. Mieszkańcy malowali płoty, robili nowe ogrodzenia swoich domów, nowe elewacje, itp. Wszystkim zależało na tym, by godnie przyjąć gościa. To był powszechny zryw mieszkańców ponad podziałami. Wszyscy coś chcieli dać z siebie w przygotowanie miasta. Byliśmy jedno – wspominał.
Zapisane w sercu
Reklama
Ks. kan. Józef Dudek, ówczesny proboszcz i dziekan lubaczowski wspomina wyjątkowość tamtych dni. – Trudno to wszystko objąć umysłem. Gdzieś jest to zapisane w sercu. Kiedy reflektuję się po latach o tamtych dniach błogosławionych, dniach niepojętej Opatrzności to wiem, że tego nie pomieszczą periodyki, jednodniówki. Bp Marian Jaworski na każdym spotkaniu podkreślał: „Zrobimy to ubogimi środkami”. Przelewał w nasze serca kapłańskie moc wiary, żeby nie ogarnął nas lęk. Kiedy w 1985 r. sprowadził mnie, 10-letniego kapłana, do Lubaczowa na urząd proboszcza, zobaczyłem tysiące stempli w budującej się nowej prokatedrze. Uświadomiłem sobie, ile czeka mnie pracy. A przed wizytą papieża tak wyglądała moja rozmowa z wiceburmistrzem Witoldem Gimlewiczem: – Witek, po zbudowaniu peronu ma być położony asfalt na ul. Kolejowej. – Ma być. – Stary, tam jest granitowa kostka. – To co z tego. – My tę kostkę wyjmiemy i położymy wokół prokatedry. – Potrzeba do tego ludzi, traktorów, itd. – Ty o to się nie martw, tylko załatw z dyrekcją dróg, aby pozwolili nam ściągnąć tę kostkę. Załatwiono i ułożyliśmy ją wokół prokatedry. Na imieniny przyszli koledzy: Józek Dobrowolski i Jurek Plucha. Powiedziałem im: – Nie będzie poczęstunku. Jesteście plastykami, siadajcie i projektujcie tron papieski. Na papierze milimetrowym zrobili projekt. Do obicia tronu potrzebny był atłas. W tamtych czasach nabycie go to był wyczyn. Udało się go zdobyć w Dzierżoniowie, a także materiał do uszycia furażerek i opasek dla służby porządkowej. Przed wizytą przez kilka dni padał deszcz. Na błoniach stała woda. Dzielni strażacy wypompowywali ją. W wykopanych rowkach na łącza do nagłośnienia też była woda. Dyrektor z Lublina odpowiedzialny za nagłośnienie powiedział: – Proszę księdza, to dramat, to nie wyjdzie, będą przebicia. Powiedziałem: – Spokojnie, robimy dalej. Przed samą wizytą wyszło słońce. Trochę osuszyło teren. Przez kilka nocy nie spałem A właściwie spałem na stojąco. 2 czerwca 1991 r. o godz. 2 w nocy przyjechali urzędnicy Biura Ochrony Rządu. Badali strych sanktuarium, prokatedrę, plebanię. Pracę skończyli o godz. 8. Na chórze prokatedry funkcjonariusz BOR powiedział: – A czy ksiądz wie, że w Lubaczowie ma być zamach na papieża. Odpowiedziałem: – Słuchaj, nie martw się, tam „Góra” lepiej czuwa. Mamy tam ubezpieczenie. Uważam, że dla ludzi wierzących ta wizyta była dowodem na istnienie Bożej Opatrzności, mądrości Ducha Świętego, pokoju, jedności. Wszyscy byliśmy jedno. Byliśmy po imieniu, nie było: proszę księdza, dziekanie, proszę pana. To był jeden zgrany zespół. To był znak Boży, znak czasu – wspomina ks. Dudek.
Niedopatrzenie rodzące dumę
Odpowiedzialnym za współpracę z Biurem Ochrony Rządu był ks. Jan Furgała. – Wielokrotnie jeździłem do Warszawy, by wyrobić identyfikatory, przepustki, inne dokumenty. Nie zrobiłem dla abp. Mariana Jaworskiego. Uważałem, że przyjaciela papieża, administratora archidiecezji, organizatora wizyty w Lubaczowie wszyscy znają. Tymczasem podczas lądowania helikoptera na stadionie „borowcy” nie dopuścili abp. Jaworskiego do przywitania się z Ojcem Świętym. Nie miał identyfikatora. A do tego na ręce miał protezę. Musiał przejść kontrolę. Było to moje niedopatrzenie. Musieliśmy w nocy przeprowadzić rozmowę ze służ- bami, by to więcej się nie powtórzyło. Wielu z nas po tej wizycie wyjechało z kard. Jaworskim do pracy duszpasterskiej na Ukrainę. Jestem dumny z tego wszystkiego, co się tutaj wydarzyło w 1991 r. naszym ogromnym wysiłkiem – wspomina po latach.
Dziennikarze, jedność i piękno
– W Domu Kultury była siedziba Polskiej Agencji Informacyjnej. Wszystkie wizyty Jana Pawła II były obsługiwane przez Biuro Kongresowe w Warszawie. Oni przysłali swojego przedstawiciela. Był nim Jerzy Wolniak, mieszkaniec Lublina, niebywale kontaktowy, operatywny człowiek, wiedzący o wszystkim, co dzieje się w Lubaczowie, znający z nazwiska władze, przedstawicieli Kościoła, miał wszystkie adresy, telefony. Wizyta w Lubaczowie trwała 2 dni. Potrzeba było dziennikarzom zapewnić noclegi. Do tego przeznaczono internat w Rynku, tam, gdzie teraz jest biblioteka pedagogiczna. Zapewnione były noclegi dla 105 dziennikarzy. Tyle było zgłoszonych. Pojawiło się 137. Trzeba było ich gdzieś ulokować. Byli dziennikarze od Japonii po Stany Zjednoczone. Dziennikarze nie zawsze chcieli słuchać, co się do nich mówi. Szukali sensacji. Były osoby znane jak red. Bobiński czy ks. Koprowski. Najciekawsza była ekipa z Japonii, umieli trochę mówić po polsku. Dziwili się, że nie ma u nas telefonów komórkowych, internetu. Nasi dziennikarze wszystkie informacje podawali faksem. Właściciel firmy z Narola przywiózł cały samochód wody mineralnej. Okazała się hitem. Dziennikarze brali ją nawet do domu. Do biura dotarła wiadomość, że na granicy zatrzymano grupę z Ukrainy. Pojechała tam z interwencją energiczna dziennikarska z Polsatu. Byli mieszkańcy Lubaczowa, którzy oferowali za darmo podwiezienia dziennikarzy do granicę. Byli i tacy, co oferowali noclegi, przynosili jedzenie. Nocą spotkałam mieszkankę, która zamiatała ulicę przed swoim domem. W tamtych dniach byliśmy po prostu piękni – wspomina Grażyna Bielec, instruktor kulturalny Miejskiego Domu Kultury w Lubaczowie.