Reklama

Święci i błogosławieni

Od hrabianki do franciszkanki

Zamieniła hrabiowski pałac na ubogą celę zakonną. 12 września zostanie beatyfikowana z prymasem kard. Stefanem Wyszyńskim, z którym połączyło ją Dzieło Lasek.

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Niewidoma Róża Czacka swoje kalectwo odczytała jako dar Boży, który pozwolił jej odkryć powołanie i odnaleźć szczęście w służbie niewidzącym. Nic jednak nie zapowiadało, że z płaczliwego i nadwrażliwego dziecka wyrośnie „niewiasta dzielna”, której „wartość przewyższa perły” (Prz 31, 10). Od dzieciństwa, zagrożona utratą wzroku, była wyobcowana ze środowiska rówieśników.

Czaccy należeli do grona znamienitych i zamożnych polskich rodów, toteż wydawać by się mogło, że Rózi mogło brakować tylko ptasiego mleka. Po latach wyznała jednak, że dzieciństwo miała ciężkie. Wynikało to z surowego usposobienia jej matki, Zofii, która trzymała córkę mocno w ryzach, chcąc ją zahartować do życia.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

Ciepło i miłość okazywał ojciec, Feliks, który jednak ze względu na swe obowiązki rzadko bywał w domu. Ojcu, organicznikowi, jednemu z inicjatorów budowy kolei Warszawsko-Wiedeńskiej, zawdzięczała Róża niespotykaną u dziewcząt z jej środowiska znajomość spraw gospodarczych.

Ukochana babcia, Pelagia z Sapiehów, zadbała o jej wychowanie religijne i przygotowywała ją do ślepoty, ucząc modlitw na pamięć.

Z domu, dzięki zatrudnieniu doborowych nauczycielek, wyniosła znakomite wykształcenie, którego nie zapewniały najlepsze pensje dla dziewcząt z jej sfery. Władała biegle czterema językami, pięknie tańczyła, dobrze grała na fortepianie – najchętniej utwory Chopina.

Dobry Pan Jezus zabrał mi oczy

Na szczęście to nie była cała prawda o pannie Czackiej. Od I Komunii św. nie rozstawała się z Naśladowaniem Chrystusa Tomasza a Kempis, prawie nie opuszczała codziennej Mszy św., przystępując do Eucharystii. Już jako matka Elżbieta tak wspominała jednak tamten czas: „Życiem światowym żyłam długo i miałam do niego wstręt, «do cukrzenia», do dyplomacji”.

Od dzieciństwa uwielbiała jazdę konną, co stało się bezpośrednią przyczyną jej kalectwa. Jeździła brawurowo, lubiła skakać przez przeszkody. Kiedy miała 22 lata, jedna z takich przejażdżek u rodziny na Wołyniu zakończyła się tragicznie. Podczas jazdy galopem koń nagle stanął przed przeszkodą, a amazonka przeleciała przez jego głowę w pozycji siedzącej. To skutkowało pęknięciem siatkówki w oczach, co przyspieszyło całkowitą utratę wzroku.

Reklama

O tym wydarzeniu po latach powie: „Z chwilą, kiedy mi się najwięcej zaczął podobać świat, dobry Pan Jezus zabrał mi oczy, abym z mojego kalectwa skorzystała i zaczęła opiekować się niewidomymi”.

Nie pomogły wizyty u najlepszych europejskich okulistów. Rozmowa z dr. Bolesławem Ryszardem Gepnerem ostatecznie pozbawiła ją złudzeń, że odzyska wzrok. Lekarz poradził jej, aby zajęła się losem 18 tys. niewidomych w Królestwie Polskim, którzy znaleźli się na marginesie społeczeństwa. Młoda hrabianka te słowa wzięła sobie bardzo mocno do serca.

Opieka nad niewidomymi

Przygotowywała się do tej pionierskiej roli przez prawie 10 lat. Nauczyła się alfabetu Braille’a, odbyła wiele podróży zagranicznych, zwłaszcza do Francji, kolebki ruchu tyflologicznego, który za cel stawiał sobie przystosowanie niewidomych do samodzielności i życia w społeczeństwie. Chciała zmienić mentalność społeczną w stosunku do niewidomych. Uważała, że filantropia wobec nich to zdecydowanie za mało. Postawiła sobie za cel przywracanie im godności. Doszła do przekonania, że dzięki właściwej opiece i wychowaniu niewidomi mogą się stać samodzielni życiowo i użyteczni społecznie. Uważała, że mogą oni być apostołami dla ludzi widzących, którzy cierpią na ślepotę duchową.

W pierwszym domu dla niewidomych, który założyła przy ul. Polnej w Warszawie, zamieszkała razem z podopiecznymi. Wybrała sobie najgorsze miejsce do spania. Nosiła buty z rafii lub ze słomy. Na równi z innymi wykonywała wszystkie czynności domowe, nie pozwalała na okazywanie jej jakichkolwiek przywilejów. Zabraniała mówić na nią hrabianka. „Całe życie uczyli mnie nosa zadzierać, a teraz sama muszę uczyć się go spuszczać” – mawiała.

Reklama

Została odcięta od Warszawy wskutek działań wojennych. Powróciła, od rodziny z Wołynia, do Warszawy już jako tercjarka we franciszkańskim habicie. W 1918 r. założyła Zgromadzenie Sióstr Franciszkanek Służebnic Krzyża, którego głównym celem jest „wynagradzanie Panu Jezusowi za duchową ślepotę ludzi”.

Gdy rozpoczęła pracę w 1922 r. na skrawku podarowanej ziemi w podwarszawskich Laskach, nie mogła wiedzieć, że tworzy historię. Laski staną się wkrótce symbolem Kościoła służebnego, gdzie obok zakładu dla niewidomych powstanie ośrodek formacyjny dla inteligencji, ściągający osoby poszukujące, nieraz o bardzo znanych nazwiskach. Tu, przy współpracy ze sługą Bożym ks. Władysławem Korniłowiczem, matka Elżbieta kształtowała Dzieło Lasek. W 1924 r. ks. Korniłowicz nadał Dziełu nazwę Triuno. Podkreślała ona, że głównym celem Dzieła jest oddawanie chwały Bogu w Trójcy Świętej Jedynemu. Triuno oznaczało również jedność trzech pracujących w Dziele: niewidomych, sióstr franciszkanek służebnic Krzyża i świeckich, skupionych w Towarzystwie Opieki nad Ociemniałymi, a także trojaki charakter Dzieła: edukacyjny, apostolski i charytatywny. Zaczynając od zera, borykając się z problemami materialnymi, stworzyła nowoczesny ośrodek dla niewidomych na europejskim poziomie.

Niewidomy może być szczęśliwy

Począwszy od utraty wzroku, jej życie wypełnione było cierpieniem. W pierwszych latach swojej działalności, mimo kalectwa i dotkliwych bólów kręgosłupa, uczestniczyła w kwestach na rzecz niewidomych albo godzinami stała w kolejkach po przydziały żywności, które potem na plecach zanosiła do zakładu. Takie wyprawy zimą z Lasek do Warszawy okupywała pokaleczonymi stopami.

Niedługo po odzyskaniu przez Polskę niepodległości, w odstępie pół roku, przeszła dwie nowotworowe operacje: guza w kręgosłupie i amputację piersi. We wrześniu 1939 r., podczas bombardowania Warszawy, została ciężko ranna. Doznała złamania ręki i obojczyka oraz zgniecenia gałki ocznej, którą zoperowano jej bez znieczulenia. W ostatnich latach życia przeszła wylew i ciężko chorowała na serce i nerki.

Reklama

Uważała, że cierpienie jest „wstrętne naturze człowieka”, ale bez niego „nie może być jednak mowy o świętości”.

8 grudnia 1919 r. w jej liście do władz kościelnych znalazły się szokujące, mogłoby się wydawać, słowa: „Szczęście, które znalazłam w moim kalectwie, pragnęłam przelać na innych niewidomych”.

Kiedy jeden z chłopców, którego przywieziono do Lasek, rozpaczał po utracie wzroku, matka Elżbieta przytuliła go i powiedziała: „Władku, jeszcze będziesz szczęśliwy, tak jak i ja jestem szczęśliwa”. Po latach wspominał on trafność tych słów już jako Władysław, podejmując pracę jako nauczyciel w Laskach.

Przyjaciel prymasa Stefana Wyszyńskiego – Antoni Marylski, którego nawrócenie matka Elżbieta wymodliła i który stał się potem jej najbliższym współpracownikiem, zostawił nam chyba najpiękniejszy jej portret. Pierwsze spotkanie z matką Elżbietą tak zapamiętał: „Zobaczyłem twarz promieniejącą nie ziemskim szczęściem, ale głęboką radością płynącą z głębi duszy i oświetlającą rysy, tak że nie miało się wrażenia obcowania z osobą niewidomą. Tyle było wyrazu w tej twarzy! Głos miała przedziwnie piękny, szło od niej coś, co jednało serce. Człowiek korzył się, nic nie rozumiejący, bo tajemnica cierpienia ukryta w tej twarzy promieniującej radością stała się zagadką dla mnie: jak może ktoś, kto tak strasznie cierpi, być jednocześnie radosny?”.

Kiedyś, gdy wydawało się jej, że jest sama, z jej piersi wyrwały się słowa skargi: „O Boże, tak ciężko”. Zaraz potem przyszło jednak opamiętanie: „Ale przecież ja sama tego chciałam”.

Reklama

Siostra Radosława Podgórska, franciszkanka służebnica Krzyża, biograf matki Czackiej, tak formułuje aktualność jej przesłania dzisiaj: „Matka pokazała nam swoim życiem i swoją działalnością, że bycie «sprawnym inaczej» obejmuje tylko fragment naszej egzystencji. Druga część polega bowiem na ukazywaniu prymatu wartości duchowych w codziennym życiu, które stopniowo poprowadzą człowieka do stawania się narzędziem w rękach Boga”.

Matka Czacka uczy nas, że nie ma rzeczy niemożliwych, jeśli się zaufa Bogu. Swoim życiem pokazuje również, że cierpiąc, możemy znaleźć radość, wewnętrzny pokój i szczęście. Przypomina nam to hasło, którym pozdrawiają się siostry i świeccy pracownicy w Laskach: „Przez krzyż – do nieba!”.

2021-08-24 12:39

Ocena: +15 -3

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Bp Kopiec na XV Święcie Dziękczynienia: Bł. kard. Wyszyński i M. Czacka pozostawili nam program życia na trudne czasy

[ TEMATY ]

kard. Stefan Wyszyński

Matka Elżbieta Czacka

Archidiecezja Warszawska/Konferencja Episkopatu Polski/G. Gałązka/W.Łączyński

Oboje błogosławieni, za których Bogu i Kościołowi dziękujemy, pozostawili nam program życia nie tylko na lata spokojne, ale nade wszystko na trudne czasy – powiedział bp Jan Kopiec, biskup gliwicki, w homilii Mszy św. podczas XV Święta Dziękczynienia w Świątyni Opatrzności Bożej w Warszawie.

Tegoroczne Święto Dziękczynienia połączone było z ogólnopolskim dziękczynieniem za beatyfikacje kard. Stefana Wyszyńskiego i Matki Elżbiety Róży Czackiej. Był to trzeci i ostatni etap ogólnopolskiego dziękczynienia za tych dwoje błogosławionych Polaków.

CZYTAJ DALEJ

Św. Agnieszko z Montepulciano! Czy Ty rzeczywiście jesteś taka doskonała?

Niedziela Ogólnopolska 16/2006, str. 20

wikipedia.org

Proszę o inny zestaw pytań! OK, żartowałam! Odpowiem na to pytanie, choć przyznaję, że się go nie spodziewałam. Wiesz... Gdyby tak patrzeć na mnie tylko przez pryzmat znaczenia mojego imienia, to z pewnością odpowiedziałabym twierdząco. Wszak imię to wywodzi się z greckiego przymiotnika hagné, który znaczy „czysta”, „nieskalana”, „doskonała”, „święta”.

Obiektywnie patrząc na siebie, muszę powiedzieć, że naprawdę jestem kobietą wrażliwą i odpowiedzialną. Jestem gotowa poświęcić życie ideałom. Mam w sobie spore pokłady odwagi, która daje mi poczucie pewnej niezależności w działaniu. Nie narzucam jednak swojej woli innym. Sądzę, że pomimo tego, iż całe stulecia dzielą mnie od dzisiejszych czasów, to jednak mogę być przykładem do naśladowania.
Żyłam na przełomie XIII i XIV wieku we Włoszech. Pochodzę z rodziny arystokratycznej, gdzie właśnie owa doskonałość we wszystkim była stawiana na pierwszym miejscu. Zostałam oddana na wychowanie do klasztoru Sióstr Dominikanek. Miałam wtedy 9 lat. Nie było mi łatwo pogodzić się z taką decyzją moich rodziców, choć było to rzeczą normalną w tamtych czasach. Później jednak doszłam do wniosku, że było to opatrznościowe posunięcie z ich strony. Postanowiłam bowiem zostać zakonnicą. Przykro mi tylko z tego powodu, że niestety, moi rodzice tego nie pochwalali.
Następnie moje życie potoczyło się bardzo szybko. Założyłam nowy dom zakonny. Inne zakonnice wybrały mnie w wieku 15 lat na swoją przełożoną. Starałam się więc być dla nich mądrą, pobożną i zarazem wyrozumiałą „szefową”. Pan Bóg błogosławił mi różnymi łaskami, poczynając od daru proroctwa, aż do tego, że byłam w stanie żywić się jedynie chlebem i wodą, sypiać na ziemi i zamiast poduszki używać kamienia. Wiele dziewcząt dzięki mnie wstąpiło do zakonu. Po mojej śmierci ikonografia zaczęła przedstawiać mnie najczęściej z lilią w prawej ręce. W lewej z reguły trzymam założony przez siebie klasztor.
Wracając do postawionego mi pytania, myślę, że perfekcjonizm wyniesiony z domu i niejako pogłębiony przez zakonny tryb życia można przemienić w wielki dar dla innych. Oczywiście, jest to możliwe tylko wtedy, gdy współpracujemy w pełni z Bożą łaską i nieustannie pielęgnujemy w sobie zdrowy dystans do samego siebie.
Pięknie pozdrawiam i do zobaczenia w Domu Ojca!
Z wyrazami szacunku -

CZYTAJ DALEJ

Bp Andrzej Przybylski: Jezus jest Pasterzem, nie najemnikiem!

2024-04-19 22:12

[ TEMATY ]

rozważania

bp Andrzej Przybylski

Archiwum bp Andrzeja Przybylskiego

Każda niedziela, każda niedzielna Eucharystia niesie ze sobą przygotowany przez Kościół do rozważań fragment Pisma Świętego – odpowiednio dobrane czytania ze Starego i Nowego Testamentu. Teksty czytań na kolejne niedziele w rozmowie z Aleksandrą Mieczyńską rozważa bp Andrzej Przybylski.

21 Kwietnia 2024 r., czwarta niedziela wielkanocna, rok B

CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję