Reklama

W krainie wielkiej sowy

Pociąg relacji Terespol - Brześć kołysze się sunąc wolno za Bug. Przekraczam tę magiczną granicę, oddzielającą od świata jakże bliskiego geograficznie, a jak trudnodostępnego poprzez wizy, Schengen, granice UE i szereg innych utrudnień, jakie ludzie sami sobie wymyślają. Wewnątrz pociągu widok zaskakujący. W całym wielkim wagonie dosłownie trzy osoby (!) - to skutki owego Schengen. Jeszcze kilka miesięcy temu gwarno było w nim jak na rynku gdzieś na Bliskim Wschodzie. Drobni przemytnicy uwijali się jak w ukropie, starając się upchnąć karton papierosów czy butelkę wódki w trudnodostępne dla celników zakamarki - a tych nie brakło w starym wagonie.

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Dziś smętnie zwisają poodrywane kawałki płyt od sufitu - wejścia do schowków nikomu już niepotrzebnych. Zaporowe ceny wiz (w euro) są poza możliwościami finansowymi przeciętnego Białorusina, handel i przemyt, który dziś jeszcze ożywia granicę polsko-ukraińską, tutaj zamarł niemal zupełnie. Pociąg stoi chwilę na Bugu, panuje absolutna cisza, powoli wtacza się na dworzec w Brześciu. Tutaj kontrola jest tylko formalnością, o ile z fizjonomii twarzy i osobistego bagażu nie wygląda człowiek na przemytnika. Już na placu przydworcowym czekają mnie moi białoruscy przyjaciele - jedziemy na nocleg, jutro ruszamy do Puszczy Białowieskiej.
Do puszczy jedziemy wysłużonym UAZ-em (u nas często nazywanym „łazikiem”). Białoruscy koledzy mówią o nim pieszczotliwe: „tank”, tzn. czołg. Głównie dlatego, że istotnie przeszkód nie ma dla niego żadnych, pali 20 litrów na 100 km, regularnie „bierze olej” i zdarza się, że rozwija prędkość powyżej 60 km/h, ale to tylko z górki i kiedy nie jest obciążony. Teraz niesie nas z mniejszą prędkością w stronę Puszczy Białowieskiej. Ten jedyny na Niżu Europejskim naturalny fragment lasu został po II wojnie światowej podzielony granicą między Polską a ZSRR. Po radzieckiej stronie zostało ok. 80 tys. ha, u nas znacznie mniej, ok. 60 tys. Któż nie słyszał o Puszczy Białowieskiej, jest ona gratką nie tylko dla przyrodników, ale również natchnieniem dla poetów, miejscem łowów najznamienitszych głów (i tych mniej znamienitych) wszystkich trzech Rzeczypospolitych, imperium rosyjskiego, III Rzeszy, ZSRR i wielu, wielu innych krajów świata. Nie dziwi zatem, że utytułowano ją licznymi dyplomami, niczym sowieckiego generała medalami. Jest zatem obiektem światowego dziedzictwa UNESCO, rezerwatem biosfery, parkiem narodowym, obszarem NATURA 2000, Leśnym Kompleksem Promocyjnym, ostoją ptaków o znaczeniu europejskim, posiadała Dyplom Rady Europy, była też zapowiednikiem (najściślej chronionym obszarem w dawnym ZSRR). Mimo to nie jest należycie chroniona, ale to temat na inny artykuł. Jedziemy tam w celach ornitologicznych, zamierzamy obrączkować i obserwować ptaki. Ja mam jedno szczególne marzenie - ujrzeć puszczyka mszarnego. Jest to gatunek wielkiej sowy, która w naszym kraju nie gnieździ się, a tutaj w Puszczy występuje i to wcale nie rzadko. Dziś to on, a nie żubr jest dla mnie „Puszcz imperatorem”.
Naszą bazą jest przysiółek Józefin. Praktycznie zupełnie opuszczona wioseczka na skraju bagna Dziki Nikor. Wioska przedstawia sobą widok niczym z wysiedlonej strefy okolic Czarnobyla - niszczejące domy, rozsuwające się obory i szopy. Wszystko to pokrywa się bujnymi plechami porostów, bo powietrze jest tutaj idealnie czyste. Okresowo zamieszkały jest tylko jeden dom, w którym w miesiącach letnich urzęduje pszczelarz. Tylko do niego doprowadzona jest energia elektryczna. Nasza baza to jeden z takich opuszczonych domów, bez prądu i innych zdobyczy cywilizacji, za to z wielkim kaflowym piecem i olbrzymim paleniskiem. Na podwórzu stoi czynny żuraw, a w jednej z szop urządziliśmy „banię”, bowiem branie łaźni jest tutaj obowiązkiem jak mycie zębów. Położenie bazy jest strategiczne. Niedaleko zaczyna się Park Narodowy „Puszcza Białowieska”, na północ od nas wspomniane bagno Dziki Nikor, przed wojną było to ponad 820 km kwadratowych nie zmeliorowanego torfowiska, ostoja głuszca, cietrzewia, łosia, wilka i wielu innych bardzo rzadkich gatunków. Po wojnie, niestety, wschodnia część bagna została zmeliorowana. Z tego co zostało (ok. 15 tys. ha) utworzono rezerwat hydrologiczny „Dzikie”, który następnie w 1999 r. został włączony do PN „Puszcza Białowieska”. „Dzikie” to też szczególne miejsce, to strefa wododziałowa. Na zachód wypływa z niego Narew (od naszej bazy do strefy źródliskowej tej rzeki jest dosłownie kilkaset metrów), a na wschód wypływa Jasiołda (z tej zmeliorowanej części), która za Pińskiem wpada do Prypeci a ta poprzez Dniepr do Morza Czarnego. No i na skraju bagna gnieździ się puszczyk mszarny...
Stawiamy sieci, w które będziemy chwytać ptaki. Rozpalamy w piecu i już nasi „aprowizacyjni” przygotowują jeden z dwudziestu może rodzajów wyśmienitej kaszy, jaką jada się na Białorusi. Można spożywać ją z tuszonką i „zguszczoną” (zagęszczonym mlekiem), z sałem (słoniną) i bulbą (ziemniakami) ogórkami i dżemami - z czym kto chce. Ze wszystkim smakuje wybornie. Na miejscu korzystamy też z darów natury. Grzybów w Puszczy mnogość wielka, zbieramy głównie pomarańczowe kurki. Zaś na bagnie właśnie zaczynają się „klukwowe żniwa”. Klukwa, czyli żurawina, to również jeden ze sztandarowych produktów żywnościowych. Kiedy nadchodzi czas dojrzewania krwistoczerwonych jagód tej krzewinki, Białorusini niemal tłumnie idą na bagna, by ją zbierać. Szczególnie malowniczo wygląda to na Polesiu, gdzie i bagien, a tym samym żurawiny jest więcej. Zbierają ją wszyscy, bo jest i pokarmem i przyprawą i lekarstwem zarazem. Tutaj, rozpoczynający się okres jej zbioru, połączony z wysypem grzybów, również przyciąga ludzi do lasu, sprawiając, że na piaszczystej drodze do Józefina robi tłoczno.
Czas płynie na chwytaniu ptaków. Rudziki, pokrzewki, pierwiosnki, sikorki i raniuszki są mierzone, obrączkowane i wypuszczane. Robimy też skrzynki gniazdowe dla ptaków. Pogoda nas nie rozpieszcza. Zatem w pozostałych wolnych chwilach prowadzę szkolenia dla białoruskich kolegów nt. przyrody polskiej, jej ochrony, wspólnej historii tej ziemi, możliwości i perspektyw dalszej współpracy. Aż tu pewnego ranka wpada jeden z nich do chaty z roziskrzonymi oczami, wyraźnie podekscytowany i rzuca jedno słowo-zaklęcie: „brodatka!” (tak potocznie nazywa się tu puszczyka mszarnego, od białoruskiej jego nazwy „baradataja kuhakajka”). Zrywamy się jak oparzeni, każdy chwyta za lornetkę, aparat i biegniemy nad bagno, gdzie puszczyk był widziany. Odnajdujemy go szybko. „Brodatki” mają bowiem same zalety, poza tym, że są piękne: łatwo je odnaleźć, są niepłochliwe i bardzo przywiązane do swojego rewiru. Wszystko to potwierdza obserwowany osobnik. Oczywiście początkowo jest nieufny, czemu trudno się dziwić, skoro patrzy na niego kilkanaście lornetek. Urażony tą wścibskością odlatuje majestatycznie, ale tylko kilka metrów dalej. Sytuacja powtarza się parę razy, jednak za każdym razem siada bliżej. Oswaja się z nami i zapewne chce nam pokazać, że to jego teren, on tu jest „haziajem” i nikogo się nie boi. Po godzinie siedzi już na gałęzi pysznie niczym książę na tronie i daje się obfotografować ze wszystkich stron. Syci wrażeń wracamy do bazy. Kolejny dzień, jest już ostatni. Zwijamy obóz, pakujemy się do „tanka” i kierujemy na Brześć.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

2008-12-31 00:00

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Japonia: ok. 420 tys. rodzimych katolików i ponad pół miliona wiernych-imigrantów

2024-04-23 18:29

[ TEMATY ]

Japonia

Katolik

Karol Porwich/Niedziela

Trwająca obecnie wizyta "ad limina Apostolorum" biskupów japońskich w Watykanie stała się dla misyjnej agencji prasowej Fides okazją do przedstawienia dzisiejszego stanu Kościoła katolickiego w Kraju Kwitnącej Wiśni i krótkiego przypomnienia jego historii. Na koniec 2023 mieszkało tam, według danych oficjalnych, 419414 wiernych, co stanowiło ok. 0,34 proc. ludności kraju wynoszącej ok. 125 mln. Do liczby tej trzeba jeszcze dodać niespełna pół miliona katolików-imigrantów, pochodzących z innych państw azjatyckich, z Ameryki Łacińskiej a nawet z Europy.

Posługę duszpasterską wśród miejscowych wiernych pełni 459 kapłanów diecezjalnych i 761 zakonnych, wspieranych przez 135 braci i 4282 siostry zakonne, a do kapłaństwa przygotowuje się 35 seminarzystów. Kościół w Japonii dzieli się trzy prowincje (metropolie), w których skład wchodzi tyleż archidiecezji i 15 diecezji. Mimo swej niewielkiej liczebności prowadzi on 828 instytucji oświatowo-wychowawczych różnego szczebla (szkoły podstawowe, średnie i wyższe i inne placówki) oraz 653 instytucje dobroczynne. Liczba katolików niestety maleje, gdyż jeszcze 10 lat temu, w 2014, było ich tam ponad 20 tys. więcej (439725). Lekki wzrost odnotowały jedynie diecezje: Saitama, Naha i Nagoja.

CZYTAJ DALEJ

Marcin Zieliński: Znam Kościół, który żyje

2024-04-24 07:11

[ TEMATY ]

książka

Marcin Zieliński

Materiał promocyjny

Marcin Zieliński to jeden z liderów grup charyzmatycznych w Polsce. Jego spotkania modlitewne gromadzą dziesiątki tysięcy osób. W rozmowie z Renatą Czerwicką Zieliński dzieli się wizją żywego Kościoła, w którym ważną rolę odgrywają świeccy. Opowiada o młodych ludziach, którzy są gotyowi do działania.

Renata Czerwicka: Dlaczego tak mocno skupiłeś się na modlitwie o uzdrowienie? Nie ma ważniejszych tematów w Kościele?

Marcin Zieliński: Jeśli mam głosić Pana Jezusa, który, jak czytam w Piśmie Świętym, jest taki sam wczoraj i dzisiaj, i zawsze, to muszę Go naśladować. Bo pojawia się pytanie, czemu ludzie szli za Jezusem. I jest prosta odpowiedź w Ewangelii, dwuskładnikowa, że szli za Nim, żeby, po pierwsze, słuchać słowa, bo mówił tak, że dotykało to ludzkich serc i przemieniało ich życie. Mówił tak, że rzeczy się działy, i jestem pewien, że ludzie wracali zupełnie odmienieni nauczaniem Jezusa. A po drugie, chodzili za Nim, żeby znaleźć uzdrowienie z chorób. Więc kiedy myślę dzisiaj o głoszeniu Ewangelii, te dwa czynniki muszą iść w parze.

Wielu ewangelizatorów w ogóle się tym nie zajmuje.

To prawda.

A Zieliński się uparł.

Uparł się, bo przeczytał Ewangelię i w nią wierzy. I uważa, że gdyby się na tym nie skupiał, to by nie był posłuszny Ewangelii. Jezus powiedział, że nie tylko On będzie działał cuda, ale że większe znaki będą czynić ci, którzy pójdą za Nim. Powiedział: „Idźcie i głoście Ewangelię”. I nigdy na tym nie skończył. Wielu kaznodziejów na tym kończy, na „głoście, nauczajcie”, ale Jezus zawsze, kiedy posyłał, mówił: „Róbcie to z mocą”. I w każdej z tych obietnic dodawał: „Uzdrawiajcie chorych, wskrzeszajcie umarłych, oczyszczajcie trędowatych” (por. Mt 10, 7–8). Zawsze to mówił.

Przecież inni czytali tę samą Ewangelię, skąd taka różnica w punktach skupienia?

To trzeba innych spytać. Ja jestem bardzo prosty. Mnie nie trzeba było jakiejś wielkiej teologii. Kiedy miałem piętnaście lat i po swoim nawróceniu przeczytałem Ewangelię, od razu stwierdziłem, że skoro Jezus tak powiedział, to trzeba za tym iść. Wiedziałem, że należy to robić, bo przecież przeczytałem o tym w Biblii. No i robiłem. Zacząłem się modlić za chorych, bez efektu na początku, ale po paru latach, po którejś swojej tysięcznej modlitwie nad kimś, kiedy położyłem na kogoś ręce, bo Pan Jezus mówi, żebyśmy kładli ręce na chorych w Jego imię, a oni odzyskają zdrowie, zobaczyłem, jak Pan Bóg uzdrowił w szkole panią woźną z jej problemów z kręgosłupem.

Wiem, że wiele razy o tym mówiłeś, ale opowiedz, jak to było, kiedy pierwszy raz po tylu latach w końcu zobaczyłeś owoce swojego działania.

To było frustrujące chodzić po ulicach i zaczepiać ludzi, zwłaszcza gdy się jest nieśmiałym chłopakiem, bo taki byłem. Wystąpienia publiczne to była najbardziej znienawidzona rzecz w moim życiu. Nie występowałem w szkole, nawet w teatrzykach, mimo że wszyscy występowali. Po tamtym spotkaniu z Panem Jezusem, tym pierwszym prawdziwym, miałem pragnienie, aby wszyscy tego doświadczyli. I otrzymałem odwagę, która nie była moją własną. Przeczytałem w Ewangelii o tym, że mamy głosić i uzdrawiać, więc zacząłem modlić się za chorych wszędzie, gdzie akurat byłem. To nie było tak, że ktoś mnie dokądś zapraszał, bo niby dokąd miał mnie ktoś zaprosić.

Na początku pewnie nikt nie wiedział, że jakiś chłopak chodzi po mieście i modli się za chorych…

Do tego dzieciak. Chodziłem więc po szpitalach i modliłem się, czasami na zakupach, kiedy widziałem, że ktoś kuleje, zaczepiałem go i mówiłem, że wierzę, że Pan Jezus może go uzdrowić, i pytałem, czy mogę się za niego pomodlić. Wiele osób mówiło mi, że to było niesamowite, iż mając te naście lat, robiłem to przez cztery czy nawet pięć lat bez efektu i mimo wszystko nie odpuszczałem. Też mi się dziś wydaje, że to jest dość niezwykłe, ale dla mnie to dowód, że to nie mogło wychodzić tylko ode mnie. Gdyby było ode mnie, dawno bym to zostawił.

FRAGMENT KSIĄŻKI "Znam Kościół, który żyje". CAŁOŚĆ DO KUPIENIA W NASZEJ KSIĘGARNI!

CZYTAJ DALEJ

W Lublinie rozpoczęło się spotkanie grupy kontaktowej Episkopatów Polski i Niemiec

2024-04-24 17:59

[ TEMATY ]

Konferencja Episkopatu Polski

Konferencja Episkopatu Polski/Facebook

W dniach 23-25 kwietnia br. odbywa się coroczne spotkanie grupy kontaktowej Episkopatów Polski i Niemiec. Gospodarzem spotkania jest w tym roku abp Stanisław Budzik, przewodniczący Zespołu KEP ds. Kontaktów z Konferencją Episkopatu Niemiec.

Głównym tematem spotkania są kwestie dotyczące trwającej wojny w Ukrainie. Drugiego dnia członkowie grupy wysłuchali sprawozdania z wizyty bp. Bertrama Meiera, ordynariusza Augsburga, w Ukrainie, w czasie której odwiedził Kijów i Lwów. Spotkał się również z abp. Światosławem Szewczukiem, zwierzchnikiem Ukraińskiego Kościoła Greckokatolickiego.

CZYTAJ DALEJ

Reklama

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję