Reklama

Wywiady

Basia prowadziła mnie do Boga jak Maryja…

Niedziela Ogólnopolska 52/2009, str. 16-17

[ TEMATY ]

wspomnienia

muzyka

Zdzisław Sowiński

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

KRYSTYNA KAJDAN: - 27 listopada br. minęła druga rocznica przejścia do wieczności Pańskiej małżonki Barbary, a i Barbórka za nami… Myślę, że to dobra okazja, aby przypomnieć sylwetkę Pani Barbary.

WOJCIECH KILAR: - Ogromnie się z tego cieszę, bo moja żona zasługuje na wdzięczną pamięć.

- Gdzie Pan poznał swoją przyszłą żonę?

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

- Moją żonę Barbarę Pomianowską poznałem w gmachu obecnej Akademii Muzycznej w Katowicach. Wtedy na parterze mieściło się Liceum Muzyczne, a na piętrze - Akademia. Basia miała wówczas 18 lat i była w klasie maturalnej, a ja byłem już na roku dyplomowym Akademii Muzycznej, miałem 22 lata. Pewnego dnia szedłem korytarzem na parterze, nagle na zakręcie schodów mignęła mi sylwetka Basi i natychmiast zniknęła. Coś mnie w tej sylwetce zafascynowało i można powiedzieć, że była to miłość od pierwszego wejrzenia. To prawdziwe zrządzenie Bożej Opatrzności porównuję do pioruna, jak w „Ojcu Chrzestnym”… Tak sobie czasem myślę, że była to sprawa kilku sekund lub minut, bo gdybym wtedy tam nie przechodził, to może Basia nigdy by mi nie wpadła w oko. Bardzo jestem Bogu wdzięczny za ten szczególny moment, mający wpływ na całe moje późniejsze życie, które mogłoby potoczyć się w zupełnie innym kierunku, gdybym poznał osobę o innej wizji życia.

- Kiedy Państwo się pobrali?

- Nasze narzeczeństwo trwało bardzo długo, bo 12 lat, ale w tym też był palec Boży. Pobraliśmy się w kwietniu 1966 r. w katowickiej parafii katedralnej. Mieliśmy już wtedy za sobą pierwsze młodzieńcze doświadczenia i trudności. Byliśmy dojrzali, by podjąć wspólne życie, które przez ponad czterdzieści lat okazało się bardzo szczęśliwe, bez najmniejszych konfliktów; można powiedzieć, że było pełne cudownych dni, przeżytych w ogromnej jedności. Z dniem ślubu kojarzy mi się wzruszające wspomnienie dziadka żony - Andrzeja Bajdy. Miał wówczas 92 lata i leżał chory w szpitalu. Zaraz po ceremonii ślubnej pojechaliśmy go tam odwiedzić. Pamiętam, że uścisnął mnie szczególnie mocno, Basię również. Bardzo się cieszył z naszego ślubu, jakby tylko na to czekał! Gdy wróciliśmy do gości, dotarła do nas wiadomość, że kilka minut później zmarł. Muszę podkreślić, że Andrzej Bajda był ważną postacią powojennego życia Katowic.

Reklama

- W 1996 r. ufundowali Państwo trzy dzwony dla swojego parafialnego kościoła pw. Najświętszych Imion Jezusa i Maryi w Katowicach-Brynowie. Jeden z nich nosi imię Barbara. Inskrypcja na nim brzmi: „Głos mój budzi serca i sumienia wiernych, żeby z odwagą dawali świadectwo Ewangelii”.

- Moja żona taka właśnie była. Swoją codzienną postawą i przykładem takiej wprost promieniującej świętości - nie boję się użyć tego słowa - nawracała wszystkich wokół, ale przede wszystkim mnie. Zawsze byłem człowiekiem wierzącym, lecz przez wiele lat byłem „katolikiem, ale…”. Szczęśliwie zostałem obdarzony jednym z darów Ducha Świętego, a mianowicie bojaźnią Bożą. Zawsze czułem, że Ktoś na mnie patrzy i zawsze bałem się tego Oka, natomiast moja wiara była bardziej kontemplacyjna. Słodycz płynącą ze wspólnoty i dyscypliny - jeśli chodzi o sakramenty - zawdzięczam właśnie żonie, która sama chodziła na niedzielne Msze św. i obserwowała ten mój „katolicyzm, ale…”. Później chodziliśmy już razem i to było cudowne. Muszę podkreślić, że żona, która zawsze była wierną córką Kościoła, nigdy nie robiła mi żadnych uwag, wymówek czy też pouczeń, a miałem przecież wiele wad. Swoją niesłychaną i rzadko spotykaną łagodnością, dobrocią oraz osobistym przykładem oddziaływała na wszystkie dziedziny mojego życia. Cechowała ją także wzruszająca ufność i całkowity brak podejrzliwości. Nie wstydzę się do tego przyznać, że to właśnie dzięki żonie przestałem pić alkohol; w tej chwili nie wezmę do ust nawet nadziewanej nim czekoladki.

- Na przykładzie Pana żony widać, jak ogromną rolę i misję mogą mieć kobiety w życiu małżeńskim i rodzinnym.

- Tak, rola kobiety jest ogromna! Przez kobietę może objawić się szatan, ale przez kobietę - jak to widać w moim przypadku - można też dojść do Boga. Moja żona - tak jak Maryja - prowadziła mnie właśnie do Boga. I bardzo jestem jej za to wdzięczny! Od niej całe życie uczyłem się np. skromności i na szczęście jako artysta i kompozytor nie popadłem w tzw. karierę hollywoodzką. Nawet obecnie, gdy odmawiam modlitwę „Anioł Pański”: „Oto ja służebnica Pańska”, myślę o żonie. Całe jej życie było bowiem taką maryjną, ciepłą i serdeczną służbą, a przez tę służbę była narzędziem Boga w moim życiu.

- Wielokrotnie wspominał Pan, że żona była nie tylko wspaniałą towarzyszką życia, ale i muzą, dzięki której powstało wiele Pana znaczących dzieł...

- Moja żona z wykształcenia była również muzykiem, przez wiele lat uczyła gry na fortepianie. Można powiedzieć, że zawdzięczam jej takie czuwające oko nad całą moją twórczością. Była moim najlepszym i najwspanialszym krytykiem, szczególnie wtedy, gdy nic nie mówiła. Wiem, że jako muzyk miała zawsze rację. I bardzo ceniłem sobie jej milczenie. Dzięki jej wsparciu powstało wiele moich najważniejszych utworów symfonicznych: „Angelus”, „Victoria”, „Krzesany”, „Orawa”, „Exodus”, „Missa pro Pace” oraz „Magnificat”, który jej właśnie zadedykowałem jako wyraz wdzięczności za wszystko, co dla mnie zrobiła, co spotkało mnie w życiu. W ubiegłym roku z okazji pierwszej rocznicy śmierci żony poświęciłem jej dwa nowe utwory: „Veni Creator” i „Te Deum”. Wiem, że pracy twórczej oczekuje ode mnie również teraz, często z nią rozmawiam, odwiedzam jej grób - po prostu wierzę w świętych obcowanie.

- Nie miałam odwagi wcześniej prosić Pana o te osobiste wspomnienia, a nawet i w tej chwili trudno mi zadać to ważne jednak przecież pytanie: Jak Pan funkcjonuje bez swojej drugiej połowy?

- Muszę Pani powiedzieć, że czasem wstydzę się chodzić sam po ulicach, bo czuję się bez tej najlepszej części jakby gorszy. To nie żadna kurtuazja, ta żeńska połowica małżeńskiego związku jest - moim zdaniem - naprawdę tą lepszą połową. Z drugiej strony jestem Bogu wdzięczny, że odwołał moją żonę do siebie w takim momencie, gdy nie mogła już sama funkcjonować bez pomocy innych, gdy na skutek neuropatii nie mogła utrzymać nawet słuchawki telefonicznej w ręku. Tak sobie myślę, że Bóg oszczędził jej wiele cierpienia i upokorzenia, a mnie dał ogromną łaskę, że to właśnie ja mogę dźwigać krzyż rozstania po tylu latach wspólnego, szczęśliwego życia. Odejście matki czy ojca jest przewidywalne, ale strata współmałżonka jest z niczym nieporównywalna. Nigdy nie chciałem, aby żona została sama na tym świecie, i cieszę się, że to ja mogłem podjąć ten ogromny krzyż. Jest w tych słowach tak wiele wzruszającej miłości…

Jakie największe wspólnie z żoną przeżyte wspomnienie podtrzymuje Pana na duchu?

- Jest to niewątpliwie - jak już wiele razy wspominałem - nasz wspólny pobyt w Watykanie w grudniu 2001 r., gdzie Ojciec Święty Jan Paweł II wysłuchał mojej „Missa pro Pace”, potem bardzo pięknie przemawiał i jeszcze napisał do mnie prywatny list z własnoręcznym podpisem, skreślonym drżącą już ręką. Gratulował mi raz jeszcze. W tym liście jest wiele takich słów, które dla mnie, katolika, są największą i najcenniejszą nagrodą. Po śmierci Papieża i mojej żony jeszcze mocniej jestem zobowiązany do bycia człowiekiem, do dania z siebie wszystkiego najlepszego, do nieustannej troski o to, by moje życie i muzyka były szlachetne i dobre.

- Kończąc naszą rozmowę, dziękuję Panu za szczere podzielenie się swoim osobistym życiem i wspomnieniami o wspaniałej Małżonce. Życzę wielu natchnień Ducha Świętego i dalszych sukcesów artystycznych.

- Bóg zapłać!

2009-12-31 00:00

Ocena: +1 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Nie żyje Ennio Morricone

[ TEMATY ]

muzyka

zmarły

kompozytor

PAP

W wieku 91 lat zmarł słynny kompozytor Ennio Morricone.

Dziś, nad ranem zmarł w wieku 91 lat maestro Ennio Morricone. Przebywał w rzymskiej klinice uniwersyteckiej Campus Biomedico, do której przewieziono go kilka dni temu – upadając złamał kość udową. Zdobywca Oscara Morricone, to jeden z najsłynniejszych muzyków i kompozytorów, autor najpiękniejszych ścieżek dźwiękowych do tak znanych arcydzieł kina włoskiego i światowego jak „Za garść dolarów”, „Mission”, „Dawno temu w Ameryce”, „Nowe kino Paradiso”.

CZYTAJ DALEJ

Gniezno: Prymas Polski przewodniczył Mszy św. w uroczystość św. Wojciecha

2024-04-23 18:08

[ TEMATY ]

św. Wojciech

abp Wojciech Polak

Episkopat Flickr

Abp Wojciech Polak

Abp Wojciech Polak

„Ponad doczesne życie postawił miłość do Chrystusa” - mówił o wspominanym 23 kwietnia w liturgii św. Wojciechu Prymas Polski abp Wojciech Polak, przewodnicząc w katedrze gnieźnieńskiej Mszy św. ku czci głównego i najdawniejszego patrona Polski, archidiecezji gnieźnieńskiej i Gniezna.

„Wojciechowy zasiew krwi przynosi wciąż nowe duchowe owoce” - rozpoczął liturgię metropolita gnieźnieński, powtarzając za św. Janem Pawłem II, że św. Wojciech jest ciągle obecny w piastowskim Gnieźnie i w Kościele powszechnym. Za jego wstawiennictwem Prymas prosił za Ojczyznę i miasto, w którym od przeszło tysiąca lat biskup męczennik jest czczony i pamiętany.

CZYTAJ DALEJ

Ghana: nie ma kościoła, w którym nie byłoby obrazu Bożego Miłosierdzia

2024-04-24 13:21

[ TEMATY ]

Ghana

Boże Miłosierdzie

Karol Porwich/Niedziela

Jan Paweł II odbył pielgrzymkę do Ghany, jako pierwszą na Czarny Ląd, do tej pory ludzie wspominają tę wizytę - mówi w rozmowie z Radiem Watykańskim - Vatican News abp Henryk Jagodziński. Hierarcha został 16 kwietnia mianowany przez Papieża Franciszka nuncjuszem apostolskim w Republice Południowej Afryki i Lesotho. Dotychczas był papieskim przedstawicielem w Ghanie.

Arcybiskup Jagodziński opowiedział Radiu Watykańskiemu - Vatican News o niezwykłej wierze Ghańczyków. „Sesja parlamentu zaczyna się modlitwą, w parlamencie organizowany jest też wieczór kolęd, na który przychodzą też muzułmanie. Tutaj to się nazywa wieczorem siedmiu czytań i siedmiu pieśni bożonarodzeniowych" - relacjonuje. Hierarcha zaznacza, że mieszkańców tego kraju cechuje wielka radość wiary. „Ghańczycy we wszystkim, co robią, są religijni, to jest coś naturalnego, Bóg jest obecny w ich życiu we wszystkich jego aspektach. Ghana jest oczywiście państwem świeckim, ale to jest coś naturalnego i myślę, że moglibyśmy się od nich uczyć takiego entuzjazmu w przyjęciu Ewangelii, ale także tolerancji, ponieważ obecność Boga jest dopuszczalna i pożądana przez wszystkich" - wskazał.

CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję