Reklama

„Panie Śmiechu...”

Józef Śmiech przyszedł na świat 11 lutego 1921 r. we wsi Topola koło Skalbmierza. Kiedy miał dwa lata, zmarła jego mama Wiktoria. Dorastał razem z trzema braćmi w trudnych warunkach, wychowywany przez macochę.

Niedziela kielecka 40/2009

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Ojciec tercjarz

Ojciec Józefa - Jan, sołtys we wsi, był człowiekiem niezwykle pobożnym i tak starał się wychować dzieci. Należał do zakonu tercjarzy. W rodzinie mówiono, że w ciągu całego życia nie opuścił nawet jednej niedzielnej Mszy św. Opatrzność czuwała nad nim, kilka razy uniknął śmierci. Kiedyś wiózł pustaki. Na wybojach wóz mocno podskoczył, ojciec spadł pod koła. Konie zamiast jechać dalej, zatrzymały się, ratując mu życie. Podczas okupacji kilka razy wydawano na niego wyrok śmierci, ale ten, któremu zlecono zabójstwo, nie mógł sobie poradzić z karabinem. Wycelowana w głowę ojca broń, kilkukrotnie odmawiała posłuszeństwa - jak później opowiadał niedoszły zabójca. Kiedy ojciec przekazywał Józefowi czuwanie nad świecami (według zwyczaju Trzeciego Zakonu św. Franciszka), polecił mu, „aby nigdy nie brał pieniędzy od Kościoła, bo na Kościele nikt się nie wzbogacił”. Sam pragnął zostać pochowany w habicie zakonnym. Być może w innych okolicznościach życiowych syn Józef - przywiązany do Boga i Kościoła - zostałby księdzem, jak marzył. W tamtych czasach jednak nie było to możliwie. Żyli biednie, Józef ukończył zaledwie pięć klas, dlatego mimo wielkiej religijności i odczuwanego gdzieś w głębi serca powołania, musiał zarzucić tę myśl.

Ocalony

Wkrótce przyszła okupacja. Z zachodu nacierały wojska niemieckie, od wschodu szły sowieckie. Ludność Skalbmierza i okolic uciekała przed frontem. Józef dobrze pamięta tragiczny dzień pacyfikacji Skalbmierza 5 sierpnia 1944, kiedy Niemcy w odwecie za rozpuszczone przez partyzantów bydło, przeznaczone na niemiecki kontyngent, rozstrzelali na placu 26 mężczyzn. Józef uniknął śmierci. Ostrzeżony, skrył się przed łapanką. Kiedy ze wschodu przybliżał się front radziecki, nie zdołał uciec przed obławą Ukraińców. Wtargnęli do wsi, otoczyli 49 młodych mężczyzn. Pognano ich do Miechowa. W drodze nadleciały radzieckie bombowce. Ludzie uciekali, gdzie się dało, w obawie, że zaraz mogą spaść na nich bomby. Józef skrył się pod most, jednak Ukrainiec szybko go znalazł. „Polska świnio, teraz zginiesz!” - krzyczał. Od śmierci uratował go Niemiec, tłumacząc rozjuszonemu żołnierzowi, że potrzebują ludzi do kopania okopów. Wziął na bok Józefa i namawiał go, by uciekał, bo Ukraińcy go rozstrzelają. Żołnierze zaprowadzili mężczyzn do Bukowskiej Woli. Tutaj Józef razem z innymi zaplanował ucieczkę. Ryzyko było bardzo duże, groziła im śmierć. Pod osłoną nocy uciekli z obozu. Niemcy, szykujący się do odwrotu, nie zareagowali na uciekinierów. Udało się im wrócić do rodzinnej Topoli.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

Reklama

Często widziałem tatę klęczącego

Lata powojenne nie były łatwiejsze. W 1946 r. Józef ożenił się z Adelą z Tempoczowa-Rędzin - pobliskiej wsi. Zamieszkali wraz z matką i siostrą żony. Wiedli skromne życie. Niestety żona zachorowała i w ciągu roku zmarła. Józef zgodnie z wolą Adeli po pewnym czasie ożenił się z jej siostrą, Janiną. Jako jedyny mężczyzna w domu musiał prowadzić 3, 5- hektarowe gospodarstwo. - Było ciężko, napracowałem się - przyznaje. Z Janiną doczekali się trójki potomstwa. Dzieci: Tadeusz, Marta, Krzysztof dorastały w religijnej atmosferze, choć czasy dla Kościoła były najtrudniejsze. - U nas w domu nigdy nie słyszałem ze strony rodziców sugestii „zmów pacierz” lub „idź do kościoła” - opowiada syn ks. Tadeusz Śmiech. - Modlitwa i Msza św. niedzielna była dla nas czymś naturalnym, tak nas wychowali rodzice. Często widziałem tatę klęczącego na modlitwie przed śniadaniem, przed spoczynkiem. W każde niedzielne popołudnie, po obiedzie, tato zdejmował z szafy Pismo Święte, zniszczone, spięte gumką, by nie wyleciały kartki, kładł na stole, otwierał i czytał fragment, a potem długo w milczeniu medytował. Potem dzielił się z nami swoimi przemyśleniami. Jego pobożność, prosta, ale mocno ugruntowana, wpłynęła na wybór mojej drogi życiowej - opowiada ks. Tadeusz Śmiech. - Dziadek służył Bogu w zakonie tercjarzy, ojciec marzył, aby zostać księdzem, jednak ze względu na czasy nie było to możliwe. Dopiero ja mogłem skonkretyzować to powołanie - dopowiada ks. Tadeusz.
W czasach komunistycznych, kiedy religia i Bóg były spychane poza margines życia, Józef nie ustępował i na zebraniach odważnie upominał się o katechezę. Czasem płacił za to wysoką cenę. Nazywano go „agitatorem, który podlega pod sąd”. Uzbrojone ORMO otoczyło jego dom, próbując go zastraszyć. Za zaangażowanie religijne władze nałożyły na gospodarstwo Śmiecha absurdalnie wysoki kontyngent mleka - miesięcznie 1650 litrów! Wiarę przekazał dzieciom. Kiedyś całą klasę Tadeusza nauczyciele wywieźli do Racławic, na kopiec Kościuszki, by dzieci nie uczestniczyły we Mszy św.
Tadeusz nie podporządkował się tej decyzji i poszedł do kościoła. - Dostałem potem lanie od nauczycielki i już do końca nauki przylgnęło do mnie przezwisko: „świętoszek” - opowiada.

Reklama

Zamiast w karczmie - w kościele

- Wiecznie siedziałem w kościele. Przychodziłem na sumę i na nieszpory. Partyjni w moim wieku dziwili się, że taki młody zamiast w karczmie, siedzi w kościele - przyznaje Józef. W Niedzielę Palmową podszedł do stojącego przed kościołem Józefa młody ubowiec. - Co pan tu robi? - zapytał. - Przyszedłem na nieszpory - odpowiedział prosto. - Taki młody człowiek na nieszpory? - Zdziwił się ubowiec i opowiedział mu swoją historię, jak stracił wiarę przez brata. Józef doradził, żeby zamiast złościć się na brata, zaczął się za niego modlić. Dwadzieścia lat czekałem na takiego człowieka - wyznał ubowiec, zdziwiony jego świadectwem wiary.
Wdowom i sierotom należy pomagać - mawiał pan Józef. - Często kosił łąki, wykonywał roboty stolarskie i ciesielskie i nie umiał za to wziąć pieniędzy - opowiada o ojcu ks. Tadeusz. Przez wiele lat był zaangażowany w sprawy parafialne, za poprzedniego ks. proboszcza Tadeusza Szota został wybrany do Rady Parafialnej, w której działa do dziś.
- Człowiek niezastąpiony, aktywny, zaangażowany w życie parafii i Kościoła. Organizował porządkowanie cmentarza, służył w asyście podczas procesji. Przez wiele lat organizował zbiórki płodów rolnych dla kieleckiego Seminarium. Jeździł po gospodarstwach, zbierał zboże, ziemniaki, warzywa. Ceni każdego człowieka czy młody, czy stary i z otwartością patrzy na różne nowinki duszpasterskie. Ostatnio powiedział mi: „Może ja bym już ustąpił z Rady, stary już jestem...”. Ja mu odpowiedziałem: „Panie Śmiechu, pan jest wciąż młody duchem i takich ludzi jak pan nam brakuje” - opowiada Kazimierz Wątor z Rady Parafialnej. - Potrafi współpracować z każdym księdzem proboszczem, a na kapłanów nie da powiedzieć złego słowa, nawet jeśli czasem nie ma racji - mówi z uśmiechem ks. Tadeusz.

Reklama

Przeprowadzał na drugi brzeg

Kilkadziesiąt lat służył jako śpiewak, odprowadzając trumnę z ciałem z domu do kościoła. Kto dziś zliczyłby, ilu zmarłych przeprowadził na drugi brzeg modlitwą i śpiewem? Na pewno kilkuset. Dawniej na wsiach był zwyczaj czuwania przy zmarłym w przeddzień pogrzebu. Józef Śmiech prowadził czuwania z grupą modlitewną, a na drugi dzień, idąc do kościoła za krzyżem i trumną czasem kilka kilometrów, modlił się, śpiewał pieśni żałobne. Szedł - nieważne czy lał deszcz, ściskał mróz czy doskwierało słońce. - Zdarzało się, że były dwa pogrzeby wciągu dnia i czasem gardło odmawiało posłuszeństwa - opowiada. A śpiewał pięknie, także podczas peregrynacji kopii Jasnogórskiej Ikony w kościele, a potem w domach.

Fundator i społecznik

- Jako młoda dziewczyna zapamiętałam go jako tego, który podtrzymywał kapłana niosącego Najświętszy Sakrament podczas procesji. Zawsze blisko Boga i Maryi, uśmiechnięty, otwarty, dla każdego z dobrym słowem, czasem radą. Dla mnie jest odpowiedzią na pytanie, jaki powinien być chrześcijanin - mówi p. Maria Wójcik ze Stowarzyszenia Matki Bożej Bolesnej Patronki Dobrej Śmierci, do którego należy pan Józef.
W starej kapliczce znajdującej się w Tempoczowie- Rędzinach przygotowywał ołtarz na nabożeństwo poświęcenia pól. Dawniej łatał plandekami przeciekający nad kapliczką dach, dbał o wystrój. W 1999 r. z jego inspiracji w miejsce zniszczonej kapliczki stanęła nowa. Gros funduszy pan Józef sam podarował, resztę dołożyli sąsiedzi i znajomi. Dziś zbierają się tutaj mieszkańcy na majówki, na nabożeństwo poświecenia pól. W tym roku parafia obchodziła dziesięciolecie poświęcenia kapliczki. - Tato zawsze hojną ręką łożył na Kościół - mówi ks. Tadeusz.
- Do parafii Małoszów zakupił figurę Jezusa Miłosiernego. W Skalbmierzu uczestniczył w fundacji pomnika Jana Pawła II, który stanął na placu przed kościołem w ubiegłym roku. Odnowił zabytkową figurę św. Anny w Tempoczowie-Rędzinach. - mówi proboszcz Skalbmierza ks. Marian Fatyga, opowiadając, z jakim oddaniem Józef Śmiech służy w parafii.

Różańce pana Józefa

Pan Józef skończył osiemdziesiąt osiem lat. Starzeje się pogodnie, bez cienia narzekania. Podczas pielgrzymek, biesiad potrafi zadziwić humorem i dowcipem. Lubi zaglądać do kawiarenki parafialnej „Przystań”, by obejrzeć wystawę, posłuchać głośnej recytacji. Najczęściej jednak można go zobaczyć idącego wolnym krokiem do kaplicy na modlitwę, która dla niego jest lekiem na całe zło. Niczym kustosz świątyni, w kaplicy zapala światło, pilnuje, czy wszystko jest w porządku. - Czasem zatopiony w modlitwie, potrafi zapomnieć o świecie - mówi p. Jadwiga, opiekująca się panem Józefem. A gdy przyjdą długie jesienne wieczory, znowu z pasją będzie oddawał się rzeźbieniu różańców z leszczyny. Do tej pory pan Śmiech wyrzeźbił ich blisko sto. Syn Tadeusz zawiózł je do Lyonu. Są także w Kanadzie, USA, Kobylnikach, Topoli, Rosiejowie, wiszą w wielu prywatnych domach. Strugając kolejne paciorki, wyginając druciki, Pan Józef znów będzie nucił religijne pieśni…

2009-12-31 00:00

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Jak wygląda moja modlitwa?

[ TEMATY ]

homilia

rozważania

Karol Porwich/Niedziela

Rozważania do Ewangelii Mt 7, 15-20.

Środa, 26 czerwca. Dzień powszedni albo wspomnienie św. Zygmunta Gorazdowskiego, prezbitera

CZYTAJ DALEJ

Abp Galbas: Seminarium nie jest wytwórnią pereł, ale ich przekazicielem

2024-06-25 17:32

[ TEMATY ]

Abp Adrian Galbas

Episkopat News

- Seminarium nie jest wytwórnią pereł, ale ich przekazicielem - powiedział abp Adrian Galbas w homilii podczas Mszy sprawowanej na zakończenie roku formacyjnego w Wyższym Śląskiem Seminarium Duchownym w Katowicach. Nawiązując do postawy niewierności Asyryjczyków opisanej w 2 Księdze Królewskiej odniósł ją do współczesności. - Niewierność nie popłaca. Nie dlatego, że Bóg każe, tylko dlatego, że człowiek z powodu niewierności, małej codziennej, na skutek regularnego odpuszczania sobie, staje się coraz bardziej niewrażliwy i coraz bardziej niewdzięczny - mówił abp Galbas.

Alumnom śląskiego seminarium zwrócił uwagę, że każdy z nich „jest w sytuacji, w której większość myśli inaczej niż oni”. - Przez czas wakacji z tą sytuacją się spotkasz jeszcze częściej. I będziesz słyszał: odpuść, daj sobie sposób. Asyria jest silniejsza, pogaństwo jest silniejsze. Dowiesz się jak bardzo chrześcijaństwo, a zwłaszcza Kościół katolicki jest passe, na jak bardzo przegranej jest pozycji. Co zrobisz? To co Ezechiasz: tym bardziej pójdziesz przez Najświętszy Sakrament tam szukać wsparcia, czy odpuścisz!? - pytał hierarcha.

CZYTAJ DALEJ

Bp Florczyk będzie towarzyszył polskim olimpijczykom podczas Igrzysk Olimpijskich w Paryżu

2024-06-26 08:29

[ TEMATY ]

sport

Bp Marian Florczyk

Igrzyska w Paryżu 2024

Igrzyska Olimpijskie

EpiskopatNews/ flickr.com

Nie ma szlachetnego człowieka. Nie ma człowieka wysokiej jakości duchowej, który żyje wartościami. Jeżeli nie narzuca sobie dyscypliny wewnętrznej, zmaga się z samym sobą - podkreślił pomocniczy biskup kielecki bp Marian Florczyk, delegat Konferencji Episkopatu Polski ds. Duszpasterstwa Sportowców, wskazując na związki sportu i wiary. Duchowny będzie towarzyszył polskim olimpijczykom podczas rozpoczynających się 26 lipca Igrzysk Olimpijskich w Paryżu.

Bp Florczyk przypomniał, że św. Paweł w swoich listach, mówiąc o wierze, stosuje porównania zaczerpnięte ze świata sportu. „Jeżeli weźmiemy pod uwagę chrześcijaństwo, to jest to jakaś dyscyplina wewnętrzna, to jest zmaganie się z sobą samym, ku lepszemu, ku wartościom, ku sprawnościom duchowym, ku sprawności dobra w sobie, ku miłości” - zaznaczył biskup. Dodał, że „wiara to zachęta do zmagania się z sobą, to jest bój. Ten kto ma na uwadze życie duchowe, musi czasem stoczyć wielki bój, niesamowicie zacisnąć zęby, aby przezwyciężyć pokusy i słabości”.

CZYTAJ DALEJ
Przejdź teraz
REKLAMA: Artykuł wyświetli się za 15 sekund

Reklama

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję