Reklama

Złote gody w Dobiegniewie

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

W Urzędzie Stanu Cywilnego w Dobiegniewie na ziemi lubuskiej miała miejsce uroczystość 50-lecia małżeństwa Stefanii i Stanisława Chrostowskich z udziałem ich rodziny i bliskich. Jubilaci otrzymali „Medale za długoletnie pożycie małżeńskie” przyznane przez Prezydenta RP oraz okolicznościowy list gratulacyjny od Głowy Państwa. Później została odprawiona w miejscowym kościele Msza św. dziękczynna przez zaprzyjaźnionego księdza misjonarza z okazji Złotych Godów Małżeńskich kapitana żeglugi wielkiej Stanisława i jego małżonki Stefanii. Państwo Chrostowscy mają córkę i syna. Doczekali też dwóch wnuczek. Dumni są, że ich potomkowie ukończyli studia wyższe i pracują w swoich zawodach na terenie Szczecina.
Stanisław Chrostowski urodził się 75 lat temu w Sokołółce na Podlasiu w rodzinie wielodzietnej. Był najstarszym z dziewięciorga dzieci Chrostowskich. Jego ojciec Marian był entomologiem, profesorem Uniwersytetu Jagiellońskiego i posiadaczem jednej z największych kolekcji motyli i chrząszczy. Wychowany w duchu polskiego harcerstwa był nawet komendantem Chorągwi Wileńskiej. Człowiek prawego charakteru i zasad. Za patriotyczną postawę był poszukiwany w czasie wojny przez Rosjan i Niemców. Brat matki Józef Grasewicz był księdzem wileńskim dotkliwie prześladowanym przez komunistów. Tuż po wojnie w 1946 r. został skazany na 25 lat łagru i wywieziony na Sachalin. Po 12 latach, w epoce Chruszczowa, został uwolniony i zamieszkał u sióstr zakonnych niedaleko Grodna. Tam został pochowany.
Przyszły kapitan uczęszczał do gimnazjum w Bieczu na Podkarpaciu. Od najmłodszych lat wskutek lektury książek podróżniczych marzył o dalekomorskich rejsach statkiem. Tym bardziej marynarka handlowa go zachwyciła, gdy Biecz odwiedziło dwóch młodych marynarzy. Rodzice Staszka byli przeciwni jego marynarskim pasjom, ale miłość do morza była silniejsza, dlatego Chrostowski podrobił podpisy swoich rodziców na oświadczeniu, że nie sprzeciwiają się jego edukacji w szkole morskiej. Po małej maturze, jako 14-latek udał się do Łeby do słynnej Szkoły Jungów. Ukończył ją z wyróżnieniem. Zamustrowany został na „Beniowskiego”, który był na stałe przymocowany do portowej kei.
- Zdałem do Państwowej Szkoły Morskiej w Szczecinie, ale ubecy kazali mnie skreślić z listy - wspomina. - Po pewnym czasie, mając 16 lat, zostałem bajkokiem, czyli chłopcem okrętowym na transatlantyku „Batory”. Niestety, po 3 miesiącach wyrzucono mnie na bruk. Byłem jednak ambitny w realizacji swoich marynarskich marzeń. Pewnego dnia po skończeniu roboty pomocnika kucharza wróciłem zmęczony do kabiny. Starsi marynarze traktowali mnie ironicznie, że jestem tylko bajkokiem, a ja im oznajmiłem, że kiedyś zostanę kapitanem.
Później Chrostowski pracował na parowcu „Poznań” jako chłopiec hotelowy. Następnym statkiem, na który zamustrował, był drobnicowiec „Morska Wola”, późniejsza baza rybołówstwa dalekomorskiego. W roku 1952 Staszka zwolniona na pełnym morzu, przerzucając go ze statku „Praca” na „Pułaski”, który płynął do Chin. Po powrocie do kraju szybko wyokrętowano go z nakazem stawienia się w gdyńskim Urzędzie Bezpieczeństwa. Systematycznie musiał u nich meldować się. Wreszcie Marian Chrostowski zabrał syna z Trójmiasta i zapisał go do gimnazjum w Bieczu.
- Naukę przerwali mi ubecy - wyjaśnia kpt Stanisław Chrostowski. - Osadzili mnie w kazamatach bezpieki w Gorlicach. Byłem bez końca przesłuchiwany i bezczelnie informowany, że nie nadaję się do życia w Polsce Ludowej. Po 5,5 miesiącach wypuszczono mnie na wolność bez jakiegokolwiek wyjaśnienia. Zakazali tylko zrobienia matury przez 6 lat.
Chrostowski dalej szukał swego miejsca w życiu, nie zapominając o miłości do morza. Poszedł nawet do kopalni ropy naftowej w Łodynie-Brzegu, ale ubecy też go tam znaleźli i szybko pozbawili pracy. Wreszcie znalazł pracę ładowacza w „Kopalni Wujek”. Przez 10 miesięcy pracował 720 m pod powierzchnią ziemi wraz z więźniami i żołnierzami. Chciał wrócić do upragnionej pracy na morzu, ale ku swojemu zaskoczeniu otrzymał od „opiekunów” informację, że musi upłynąć co najmniej 10 lat, by mógł wrócić do pływania. Zalecili mu też, by podejmował pracę nie bliżej niż 100 km od Gdyni.
- Ratunkiem dla mnie okazał się Szczecin - podkreśla z dumą „Kanada” (taki miał pseudonim morski z uwagi na optymistyczny charakter). - W 1957 r. przyjechałem tutaj i bez żadnych problemów otrzymałem pracę w Polskiej Żegludze Morskiej. Pierwszym moim statkiem był m/s „Olsztyn”, będący wtedy bazą dla floty łowczej. Byłem pomocnika stewarda. Nie przyznałem się, że funkcjonariusze UB przetrzymywali mnie niewinnie przez tyle miesięcy. Kadrowiec PŻM-u dowiedział się o mojej przeszłości i wyrzucił mnie z pracy.
Chrostowski zawsze był i jest pracoholikiem; zdał maturę, ukończył kurs porucznika żeglugi małej i znalazł pracę na statkach Dalekomorskich Baz Rybackich jako asystent pokładowy. W ciągu siedmiu lat pływał na „Kaszubach”, „Jastarni”, „Piaście” i „Gryfie Pomorskim”. Chciał wrócić na statki handlowe, ale ciągle to było niemożliwe. Wreszcie Chrostowski otrzymał pracę w Polskich Liniach Oceanicznych, gdzie w ciągu 12-letniej służby na morzu awansował do stopnia pierwszego oficera. Dopiero w 1984 r., ukończywszy rozmaite kursy, otrzymał dyplom kapitana żeglugi wielkiej.
- Dwanaście lat dowodziłem różnymi statkami - sumuje swoją opowieść. - Pływałem na 64 statkach, przemierzając ok. 2 mln mil morskich. Byłem na wszystkich oceanach i 42 morzach. Dziesięć lat temu przeszedłem na emeryturę i zamieszkałem w ekologicznym Radęcinie, ciesząc się wraz z ukochaną żoną półwieczem szczęśliwego małżeństwa.
- Zawsze wracałem do kraju, bo to moja Ojczyzna - mówi pan Stanisław. - Wprawdzie za karę, bo byłem bezpartyjny, wysyłano mnie w najdłuższe rejsy, trwające nawet 10 miesięcy w ciągu roku, ale nigdy nie zdradziłem Polski. Również dlatego nie mogłem awansować w marynarce handlowej. Miałem taką sytuację w Singapurze w 1982 r., czyli w okresie stanu wojennego, że z drobnicowca należącego do PLO zeszła i została zagranicą cała załoga - 42 osoby. Tylko radiooficer i ja - pierwszy oficer - nie opuściliśmy statku. Z Polski przysłano następną załogę, a my wróciliśmy do Gdyni. Wysłano mnie na następny 9-miesięczny rejs. Działałem w „Solidarności”, za co wyrzucono mnie z pracy. Przyjęto by mnie, gdybym zapisał się do OPZZ. W wieku 53 lat zostałem bez pracy, czyli bez środków do życia - dodaje. - Nie mogłem otrzymać w stanie wojennym w Ojczyźnie, której byłem wierny, żadnej pracy. Uciekłem do Niemiec Zachodnich, gdzie w ciągu pół roku znalazłem statek angielski, który zechciał mnie przyjąć do pracy na morzu. Dopiero, gdy w 1989 r. Polska stała się wolnym krajem, powróciłem do Szczecina.
Długie rozłąki z mężem wspomina pani Stefania: - Pracowałam w PŻM, na lądzie. Miałam świadomość, wychodząc za mąż za Staszka, że rejsy morskie będą nas oddzielać na długie miesiące. Nie nudziłam się, bo pracowałam zawodowo, wychowywałam nasze dzieci, zastępując im także ojca, i byłam zajęta prowadzeniem domu. Najsmutniejsze były święta Bożego Narodzenia i Wielkiej Nocy, kiedy to najbardziej odczuwaliśmy brak męża i ojca. Łączyliśmy się duchowo w te największe katolickie święta, wierząc, że w ten sposób umacniamy jego miłość do morza - podkreśla.
Kapitan przez cały okres swej marynarskiej służby na morzu pisał wiersze i fraszki, w których zawierał swoje przeżycia i spostrzeżenia. Niektóre poginęły, ale te, które udało się uratować, zostały wydane w pięciu tomikach. Szósty wydał, zbierając swoje emeryckie uwagi.
Pierwszy raz go z zainteresowaniem słuchałem prawie dwa lata temu na dorocznej marynarskiej Wigilii urządzanej w Szczecinie przez Klub Kapitanów Żeglugi Wielkiej.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

2009-12-31 00:00

Oceń: +1 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Prezydent spełnia obietnicę wyborczą. Jest projekt ustawy o obniżce cen prądu

Prezydent Karol Nawrocki podpisał w piątek projekt ustawy, obniżający ceny energii o 33 proc., który zostanie skierowany do Sejmu. To realizacja jednej z obietnic złożonych przez Nawrockiego w kampanii prezydenckiej.

Podziel się cytatem - powiedział prezydent. Dodał, że obecnie Polska jest „drugim państwem (w Unii Europejskiej - PAP) z największymi cenami energii elektrycznej po Czechach.
CZYTAJ DALEJ

Tylko prawdziwa miłość ma moc, aby zmienić moje serce

[ TEMATY ]

homilia

rozważania

Adobe Stock

Rozważania do Ewangelii Łk 15, 1-10

Czwartek, 6 listopada. Dzień Powszedni.
CZYTAJ DALEJ

Prawosławna republika mnichów zaprosiła prezydenta USA Trumpa na Athos

2025-11-07 18:03

[ TEMATY ]

Grecja

prawosławie

Święta Góra Athos

Prezydent Donald Trump

wikipedia/Fingalo

Święta Góra Athos - wspólnota mnichów prawosławnych w Grecji, posiadająca status regionu autonomicznego.

Święta Góra Athos - wspólnota mnichów prawosławnych w Grecji, posiadająca status regionu autonomicznego.

Cywilny administrator Góry Athos, Alkiviadis Stefanis, wystosował oficjalne zaproszenie do prezydenta USA Donalda Trumpa, aby odwiedził prawosławną republikę mnichów. „Poprosiłem zastępcę sekretarza stanu USA, Michaela Rigasa, aby przekazał prezydentowi Trumpowi oficjalne zaproszenie od Góry Athos” - powiedział Stefanis w wywiadzie dla greckiej stacji radiowej Parapolitika 90.1. Według biura prasowego wiedeńskiej fundacji ekumenicznej Pro Oriente z 7 listopada, rozmowa została odnotowana przez liczne media w Grecji.

Stefanis podkreślił, że prezydent Trump żywi wielką życzliwość wobec prawosławia. Przypomniał niedawne przyjęcie patriarchy ekumenicznego Bartłomieja w Waszyngtonie, a także poparcie Trumpa dla ponownego otwarcia Prawosławnego Seminarium Duchownego na wyspie Halki koło Stambułu. Prezydent USA bezpośrednio lobbował w tej sprawie u prezydenta Turcji Recepa Tayyipa Erdoğana. Utrzymuje również dobre stosunki z greckim prawosławnym arcybiskupem Ameryki, Elpidoforem.
CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

REKLAMA

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję