Od dłuższego czasu władze państwa „dreptały” wokół tej wysoce problematycznej sprawy. W pewnym jednak momencie delikatny problem postanowiono chytrze podjąć, ale nie frontalnie, w postaci państwowej ustawy, lecz poprzez ministerialne zarządzenie, spychając kłopotliwy ciężar na ledwo dyszące lokalne samorządy. Jednym z pierwszych terenów tego eksperymentu było święte dla Polaków miasto Częstochowa.
Pasterz archidiecezji częstochowskiej - abp Wacław Depo energicznie zareagował na intrygancką inicjatywę. Wnikliwie zdeklasował ontologiczny, moralny wymiar metody in vitro. Ukazał jej zbrodniczość i cały negatywny wymiar jej treści. Po tej linii poszedł też redaktor naczelny „Niedzieli” ks. inf. Ireneusz Skubiś, zwracając uwagę na alternatywną metodę tzw. naprotechnologii. Celnie umieścił też przewrotny zabieg administracyjny w kontekście społecznego życia miasta Królowej Polski.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Wprowadzenie metody in vitro zostało obleczone w łachman fałszywej litości, de facto nabijając kieszenie pazernych lekarzy. Oczywiście, sprawujący rządy chrześcijanie z PO dobrali sobie odpowiednie towarzystwo spod znaku krwiożerczego obozu komunistycznego, permanentnie zwalczającego Kościół i chrześcijaństwo.
Reklama
Nie odbywa się to wszystko bez kłamliwych uogólnień i karygodnych przemilczeń. I tak np. metodę in vitro przedstawia się jako jedyny sposób rozwiązania problemu niepłodności. A przecież, jak wspomniano, uczciwą drogą leczenia niepłodności jest bezkonfliktowa i etycznie poprawna metoda znana pod nazwą naprotechnologii.
Jest jeszcze jedna okoliczność, która rzutuje na sprawę naszej polskiej złowieszczej inicjatywy w sprawie in vitro. Stanowi ją duże prawdopodobieństwo „usłużności” kolejnego doradcy, jakim był tak niedawno jeszcze starszy Wielki Brat ze Wschodu, a dzisiaj - zachodnia zlaicyzowana Europa.
Biskupi polscy zawsze stali na stanowisku katolickiej doktryny sprzeciwiającej się wszelkim manipulacjom dotyczącym poczętego życia. Na tę decyzję, wydaną niejako tylnymi drzwiami, przyszła jasna i niedwuznaczna odpowiedź. Próbę rozwiązania poważnego i ryzykownego problemu w upośledzonym gospodarczo Szczecinie dał w precyzyjnej odpowiedzi czujny pasterz archidiecezji szczecińsko-kamieńskiej abp Andrzej Dzięga w liście pasterskim skierowanym do wiernych jego archidiecezji w niedzielę przed uroczystością Chrystusa Króla.
Reklama
Abp Dzięga, wybitny prawnik w Konferencji Episkopatu i uczony pasterz, stanowisko to wyraził w lapidarnym sformułowaniu zasady tej nauki i płynących z niej konsekwencji etycznych. W jednoznaczny i zdecydowany sposób metodę zapłodnienia in vitro określił jako moralne zło, a więc grzech ciężki w globalnym jego zasięgu. Wszyscy, którzy w jakikolwiek sposób zaangażowani są w praktykę zabiegu czy zabieg taki publicznie afirmują, z tytułu bycia w stanie grzechu śmiertelnego stawiają się poza obrębem uzdolnionych do przyjmowania Komunii św. Sytuacja jest więc klarowna. Jeżeli przed przystąpieniem do Komunii św. nie zadeklarowało się publicznie dezaprobaty dla tej metody, nie ma się prawa do godziwego jej przyjmowania. I jak to słusznie formułuje Ksiądz Arcybiskup - człowiek „sam się wtedy odłącza od wspólnoty z Kościołem katolickim”, a w konsekwencji zamyka sobie drogę „do pełnego życia eucharystycznego”.
Pozostają jeszcze konsekwencje zbrodniczego przedsięwzięcia. Naprzód te materialne, ekonomiczne. Budżet centralny spycha koszty zabiegu na budżety lokalne, a więc sięgając do kieszeni społeczeństwa. Już to jest cynicznym wyłomem. A cóż mówić o kosztach moralnych i duchowych ludzi zaangażowanych w legalizację i realizację tego moralnego przestępstwa.
Dla sympatyzujących i włączających się w ten zbrodniczy proceder, uważających się za autentycznych katolików, kimkolwiek by byli, stanowi to groźną przestrogę i napomnienie.