Aż dziw bierze, że tyle lat upłynęło od czasu, gdy bp Tadeusz był jeszcze profesorem prawa kanonicznego w Częstochowskim Seminarium Duchownym, a także w innych instytutach teologicznych. Pamiętamy go jako cichego profesora, lekko uśmiechniętego, poważnego, spokojnie rozmawiającego ze swoimi wychowankami. Nie zdarzyło się nigdy, żeby na kogokolwiek podniósł głos. Był księdzem cichym i dobrze usposobionym do swoich studentów. Wiedzieliśmy, że ma duże kontakty ze środowiskiem akademickim. Szanowali go klerycy, inni profesorowie. Co do egzaminów, nie sprawiał jakichś nadzwyczajnych kłopotów studentom. Zdawało się egzamin spokojnie, bez nerwów. Wiadomo było jedno, że trzeba się solidnie przygotować.
Jego zainteresowania liturgiką były znane, czytaliśmy jego artykuły w czasopismach teologicznych. Były to proste, wyważone treści, które uczyły tego wszystkiego, co nazywało się rubrykami, sięgały często do źródeł zawierających cenny materiał dla tych, którzy chcieli pogłębić jakiś temat z prawa lub liturgiki.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Reklama
Pamiętam, kiedy bp Stefan Bareła otrzymał nominację na biskupa pomocniczego częstochowskiego. Wtedy powiedział mi: Możesz z całym zaufaniem udawać się do ks. prof. Szwagrzyka i na pewno będzie on zawsze pomocny w rozwiązywaniu rozmaitych problemów. Piszę o tym dlatego, że jako grupa maryjna byliśmy związani z ojcem duchownym ks. prof. Barełą i kiedy ten został biskupem znaleźliśmy się w potrzebie, by mieć innego opiekuna, a zwłaszcza taką potrzebę odczuwałem osobiście po odejściu zaprzyjaźnionego ojca duchownego. Ks. prof. Szwagrzyk istotnie okazał się bardzo życzliwym i kompetentnym wychowawcą, w trudniejszych chwilach można było udać się do niego jako nieocenionego w tym przypadku przyjaciela.
Dla diecezji częstochowskiej nastała wiadomość dramatyczna - umiera nagle porażony wylewem krwi do mózgu młody bp Zdzisław Goliński. Zmarł w wieku 54 lat. Zapamiętaliśmy go jako bardzo nowoczesnego pasterza, który mówił, że chciałby długo żyć, bo czasy są ciekawe. Niedługo potem w 1964 r. biskup pomocniczy - bp Stefan Bareła został ordynariuszem częstochowskim. Czas ciekawy, bo trudny; czasy Władysława Gomułki, który wiódł ostry spór z kard. Stefanem Wyszyńskim. Przywódca partii wygrażał się w telewizji pięścią przeciwko Prymasowi Polski. To był dramat Kościoła polskiego. Przyszedł bp Bareła do diecezji w czasach trudnych. Spraw związanych z funkcjonowaniem diecezji było wiele, nade wszystko ważne kwestie dotyczyły powoływania nowych parafii. W tym punkcie było zamrożenie i komuniści nie ustępowali. Dlatego przed nowym biskupem stawały nowe zadania.
Reklama
Bardzo szybko przychodzi nominacja dla biskupa pomocniczego, którym zostaje ks. Tadeusz Szwagrzyk. Miałem to szczęście, że zostałem poproszony przez Biskupa Nominata, by pojechać do bp. Franciszka Jopa w Opolu i zaprosić go jako współkonsekratora do konsekracji bp. Tadeusza. To była niezwykła rozmowa w obecności generała Ojców Kamilianów; bp Jop w sposób wytworny przyjmował ojca generała, rozmowa odbywała się w języku włoskim i trwała kilka godzin. Byłem uczestnikiem obiadu. Bp Tadeusz jako liturgista czuł się bardzo zaprzyjaźniony z bp. Jopem, który był specjalistą w tej dziedzinie nauki Kościoła i przez pewien czas był administratorem archidiecezji krakowskiej. W tym też czasie zawiązała się znajomość i przyjaźń między bp. Jopem a ks. Szwagrzykiem. Biskup opolski przyjął zaproszenie.
Konsekratorem był bp Bareła w naszej katedrze. Współkonsekratorem był jeszcze bp Stanisław Czajka. Bp Tadeusz Szwagrzyk zamieszkał w Niższym Seminarium Duchownym w Częstochowie przy ul. Piotrkowskiej 17. Miejsce dla biskupa było skromne, ale ideą, która sprawiała, że mieszkanie było w tym budynku, była sprawa ochrony samego NSD. Biskup pomocniczy był gwarantem dla istnienia seminarium i jego miejsce było zawarowane koniecznością wyższej rangi dla diecezji.
Reklama
Konsekracja biskupa pomocniczego miała charakter uroczysty, księża przybyli chętnie, zwłaszcza że ks. Szwagrzyk dla większości z nich był profesorem prawa kanonicznego. Został mianowany przez bp. Barełę wikariuszem generalnym. Bp Tadeusz sprawował swoją funkcję bardzo precyzyjnie, był doskonale przygotowanym prawnikiem. W jego kompetencje wchodziły sprawy nie tylko związane z funkcjonowaniem życia parafialnego, ale nade wszystko kwestie prawne. Bp Bareła wiedział, że jego sufragan od strony prawa, także państwowego (cywilnego) jest człowiekiem kompetentnym, profesjonalnym, precyzyjnym i subtelnym. Dlatego wiele rozmów, które były zlecane bp. Tadeuszowi należały do trudnych, a często bardzo trudnych. Wiedzieliśmy, że Ksiądz Biskup umie rozmawiać z władzami komunistycznymi, stąd w wielu wypadkach spotykał się z władzami wojewódzkimi, by przeprowadzać rozmowy. Było to bardzo cenne dla ówczesnego ordynariusza, że miał pomoc w osobie bp. Tadeusza, który umiał sobie radzić w niełatwych kwestiach rozgrywanych z komunistami.
Bp Tadeusz był człowiekiem dość delikatnym i umiał rozmawiać na tematy trudne i kompromisowe, i przedstawiał ordynariuszowi owoce swoich rozmów oraz negocjacji. Kiedy pracowałem jako notariusz w kurii, pewnego razu Ksiądz Biskup zaproponował wspólną wizytę u ks. kan. Antoniego Marchewki na ul. 3 Maja 12 (obecnie redakcja „Niedzieli”). Zostałem w parku, a bp Szwagrzyk przeprowadził długą i poważną rozmowę z ks. Marchewką. Po powrocie powiedział, że sytuację widzi trochę inaczej po tej rozmowie. „Przekonała mnie ona do innej wersji, niż to było zadawane mi w kurii”. I pewnie przekazał bp. Barele opcję, którą teraz sam dostrzegł po wyjaśnieniach ks. Marchewki. Sprawa dotyczyła z jednej strony wersji przeciwników ks. Marchewki, którzy byli w kurii, a z drugiej - jego zwolenników. Chodziło o to, że redakcja „Niedzieli” była obciążana odpowiedzialnością za pewne sprawy związane z działaniami władz komunistycznych i Ksiądz Redaktor wyjaśnił biskupowi genezę zaistniałych spraw. Myślę, że pamiętnik ks. Antoniego Marchewki, wydany przez Bibliotekę „Niedzieli”, także dzisiaj może wyjaśnić sprawy związane z zarzutami względem tego kapłana, przez pierwsze lata powojenne redaktora tygodnika.
Reklama
Jedna rzecz uderzyła mnie w bp. Tadeuszu, że potrafił uznać racje drugiej strony. Wiedziałem, jak mocne były naciski ze strony niektórych księży - wtedy dość wpływowych w kurii - i jednocześnie Ksiądz Biskup otrzymuje inną garść informacji, mówiąc, że to wyjaśnia sprawę zupełnie inaczej. Na tym polegał geniusz myśli bp. Tadeusza Szwagrzyka, że w sprawach trudnych, wymagających kompromisu umiał zająć należne miejsce. Był biskupem bardzo delikatnym, serdecznym, umiał pięknie rozmawiać z kapłanami, w wielu wypadkach jego stanowisko było odrębne i zauważało się, że biskup ordynariusz liczył się ze zdaniem swojego sufragana. Nieraz byliśmy zaskoczeni, że tak mocno i wnikliwie słucha tego, co mówi jego biskup pomocniczy. Księża chętnie zapraszali bp. Tadeusza do parafii. Księża nie bali się go przyjmować, cieszyli się, gdy przyjmował wizytację czy bierzmowania, bo wiedzieli, że jest im przyjazny.
Pamiętam ostatnie miesiące jego życia. Pewnego dnia miał wypadek samochodowy (kolizja z drzewem; w okresie wielkanocnym wracał od matki; prowadził osobiście). Wrócił do domu i początkowo nic nie wskazywało na uszczerbek na zdrowiu. Po jakimś czasie pojawiły się bóle głowy. W czerwcu przyszedł na moje imieniny i zaczął narzekać na dolegliwości. Nie mieliśmy żadnego rozeznania co stanu jego zdrowia, ale pojechał do Ameryki. Po powrocie dowiedziałem się, że dzieje się coś z nim złego, jakby się zapominał. Rzeczywiście, przywiózł go ks. Dionizy Jackowski do kurii i nie wiedział, co z sobą zrobić. Po wizycie u lekarza i po badaniach okazało się, że pozostawała jakaś niedyspozycja płynąca z bólu głowy i zapominania. Dowiadywaliśmy się o tym dyskretnie; choroba posuwała się. Ksiądz Biskup miał zaproszenie m.in. do Wiednia, tam odprawił Mszę św. z kazaniem. I dowiedziałem się, że było ono trudne do przyjęcia, gdyż bp Tadeusz wyraźnie się zapominał. Wrócił do Częstochowy, udał się do brata - prof. Szwagrzyka, specjalisty od neurologii (chirurgia mózgu), był w klinice w Krakowie, ale niedługo potem stracił przytomność i w takim stanie pozostawał przez dłuższy czas. Zastanawialiśmy się, jak będzie, czekaliśmy na dobre wieści. Niestety, 7 grudnia 1992 r. Ksiądz Biskup odszedł do Pana.
Było to wzruszające, gdyż Częstochowa w ciągu kilku dni dowiadywała się, że biskupi pomocniczy Franciszek Musiel i Tadeusz Szwagrzyk nie żyją. Byliśmy porażeni tymi wypadkami, bo nie spodziewaliśmy się śmierci bp. Tadeusza. Naprawdę ta śmierć nastąpiła zbyt wcześnie. Księża cenili swojego byłego profesora, kochali go i ufali mu. Wiedzieli, że biskup, uosobienie pokoju, będzie zawsze w tych bardzo trudnych czasach pomocny. Niestety, biskup, który był także stróżem Niższego Seminarium odszedł do Pana.
Dla nas wszystkich, którzy pracowaliśmy z nim w kurii, bp Tadeusz był człowiekiem z klasą, ogromnej prawości, wewnętrznego usposobienia; cechował go humor, sympatia i przyjaźń do każdego człowieka. Dlatego niech ten biskup, który zaistniał w moim życiu jako człowiek wielkiej przyjaźni, wierności, umiłowania prawdy i prawości w życiu - niech takie wspomnienie o nim zostanie w pamięci potomnych i tych, którzy nie mieli szczęścia go znać. Ja miałem to szczęście i za to Panu Bogu dziękuję.