Reklama

Wesołych świąt, osiołku!

Jak św. Franciszek zbudował pierwszy w historii żłóbek

Niedziela Ogólnopolska 52/2012, str. 56-57

GRAZIAKO

Szopka ze św. Franciszkiem z Greccio

Szopka ze św. Franciszkiem z Greccio

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Osiołek, którego w wigilijny poranek niejaki pan Domenico, hodowca osłów z wioski pod Greccio, przyprowadził na świąteczny jarmark, był po prostu prześliczny. Miał ciemnoszare mięciutkie futerko z długim włosem, białą mordkę, białe uszy i białe tzw. skarpetki tuż nad kopytkami. Był młodziutki i tak słodki, że z miejsca do pana Domenico zgłosiło się kilkunastu chętnych, by futrzaka kupić. Domenico zaś, widząc takie zainteresowanie swoim zwierzakiem, podbijał z zapałem jego cenę. A gdy wreszcie jeden miejscowy kupiec wymienił sumkę w pełni zadowalającą naszego hodowcę osłów, Domenico, wyciągnąwszy dłoń po wypchaną monetami sakiewkę, powiedział: - Dobiliśmy targu, drogi panie! Szybko jednak okazało się, że wcale nie dobili. Mały osiołek z białą mordką nie miał bowiem najmniejszego zamiaru nigdzie iść. Stał nieruchomo pośrodku targowego placu, niczym pomnik ze spiżu. - Osioł nie chce iść z tym właścicielem! To znak, że trzeba unieważnić transakcję! - wołali ci, którym osiołka nie udało się kupić. - Coś w tym jest - wzdychał sprytnie Domenico - prawdopodobnie zwierzak czuje się o wiele więcej wart! I pewnie pójdzie, jeśli szanowny pan dopłaci - zasugerował kupcowi, nie oddając mu sakiewki. Kupiec dopłacił, a osiołek ani drgnął. Domenico oddał mu więc sakiewkę i próbował sprzedać zwierzaka komuś innemu. Ale ktokolwiek by to nie był, osiołek stał jak słup soli. - Ty głupi ośle! - Domenico spojrzał na zwierzaka płonącym z wściekłości wzrokiem - myślałem, że cię sprzedam i za to, co za ciebie dostanę, zrobię porządne zakupy na święta, a ty co odstawiasz!? Miałem na ciebie dwa tuziny chętnych, ale jak zobaczyli, jaki jesteś uparty, wszyscy sobie poszli! W dodatku opowiadają po całym jarmarku, jaki z ciebie uparciuch! I już nikt cię teraz nie kupi! Wracamy do domu! - rzucił i pociągnął osiołka za sznurek, na którym go trzymał. Ale osiołek nie miał zamiaru wracać do domu. Pan Domenico już miał ochotę kopniakiem zmusić go do marszu, gdy nagle usłyszał za sobą zachwycony głos: - Żyję już tyle lat, a nigdy jeszcze nie widziałem tak pięknego osiołka! Hodowca odwrócił się i ujrzał rozpromienionego mnicha, którego głowę otaczał wianuszek ciemnych włosów. Znał go ze słyszenia. Nazywano go Franciszkiem, choć na chrzcie otrzymał imię Jan. Pochodził z Asyżu. Ponoć kiedy był mały, tak bardzo lubił towarzystwo francuskich kupców, którzy prowadzili interesy z jego ojcem, że tatuś zaczął nazywać go Francuzikiem. (A słowo Francuzik w języku włoskim, czyli ojczystym języku mieszkańców Asyżu, brzmi: Francesco. A włoskie „Francesco” to polskie imię - „Franciszek”). Ojciec Franciszka nazywał się Pietro Bernardone i był bardzo bogaty, a chłopiec, gdy dorósł, dzięki bogactwu ojca prowadził życie pełne zabaw i przygód. Pewnego dnia jednak ciężko zachorował i choroba zamieniła go w człowieka, którego teraz niemal wszyscy nazywali świętym. - Gdybym miał pieniądze, natychmiast kupiłbym tego ślicznego osiołka! - westchnął mnich, głaszcząc futrzaka po sterczącej między uszami popielatej grzywie. - Co prawda, osioł nie jest mi do niczego potrzebny, ale ty jesteś tak uroczy, że kupiłbym cię bez wyraźnego powodu. Po prostu z czystego zachwytu! Domenico popatrzył na Franciszka i westchnął ciężko. - Nie daj się zwieść słodyczy tego zwierza, drogi bracie. - Upór tego osła nie zna granic. Ciesz się, że nie masz pieniędzy, bo gdybyś go ode mnie kupił, byłyby to pieniądze wyrzucone w błoto! - E tam! - uśmiechnął się mnich. - Jakoś byśmy się dogadali, prawda osiołku? - poklepał futrzaka po białej mordce, pożegnał się z jego właścicielem, życzył obu wesołych świąt i ruszył w głąb jarmarku.

Reklama

I wtedy stało się coś nieoczekiwanego. Osiołek poszedł za nim! I to żwawo! Natychmiast zauważyli to wszyscy niedoszli kupcy zwierzaka i ruszyli ku Domenico, potrząsając brzęczącymi od monet sakiewkami i przekrzykując się wzajemnie, że jeden da za osła więcej od drugiego. - Za późno! Za późno! - powstrzymywał ich hodowca osłów. - Nie widzicie, że ten uparciuch sam sobie wybrał właściciela? Franciszek, usłyszawszy owe krzyki, zatrzymał się, odwrócił i szybko zorientował, co się dzieje. - Ale ja nie mogę go kupić, nie mam za co, mówiłem już - powiedział smutno, patrząc najpierw na Domenico, a potem na wszystkich niedoszłych kupców osiołka. - Dostaniesz więc tego osła w prezencie świątecznym! - oznajmił Domenico tonem władcy, a wszyscy, którzy osiołka chcieli kupić, od razu rzucili się na Franciszka, oferując mu mnóstwo pieniędzy za odkupienie zwierzaka. - Prezentów się nie sprzedaje - uśmiechnął się mnich, chwycił za sznur, który był zawiązany wokół szyi osiołka, podziękował Domenico i udał się w kierunku dróżki, która wiodła poza granice wioski.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

Reklama

- Jesteś taki śliczny, osiołku, tak się cieszę, że cię dostałem - mówił Franciszek, prowadząc go przez obrzeża Greccio. - Co prawda, nie mam pojęcia, co z tobą zrobić, ale skoro już cię mam, to pewnie coś wymyślę. Wiesz, dziś jest Wigilia Bożego Narodzenia. Jutro, a właściwie to już dzisiaj w nocy, będziemy świętować urodziny naszego Pana, Jezusa Chrystusa. Pewnie nie wiesz, mój drogi - bo w sumie, skąd miałbyś wiedzieć, jesteś jeszcze bardzo młodziutki - że nasz Pan przyszedł na świat w stajni. Wyobrażasz sobie coś takiego? Syn naszego Stwórcy - bo musisz wiedzieć, że Bóg stworzył i mnie, i ciebie - Syn Boga rodzi się w stajni, a zamiast kołyski dostaje wyłożony świeżym siankiem żłób. Tak, tak, mój bracie, żłób! Taki sam, z jakiego ty zapewne jadałeś, kiedy mieszkałeś ze swoją mamą w stajni pana Domenico. Mówię do ciebie, mój bracie, bo choć jesteś zwierzakiem, to przecież jesteś moim bratem, mniejszym co prawda, bo zwierzęta są trochę mniej ważne od ludzi, ale jednak bratem. I powiem ci jeszcze, mój mniejszy bracie, że kiedy nasz Pan się rodził, to w tej stajni - a stajnia stała w miasteczku Betlejem - też pewnie stał jakiś osioł. Może to był jakiś twój prapradziad? Kto wie? A poza tym musisz wiedzieć, mój futrzany braciszku, że Jezus przez całe życie podróżował na ośle. Zaczął już wtedy, kiedy jeszcze był w łonie swej Matki, Maryi. Ona na osiołku przybyła do Betlejem, mając Jezusa pod sercem. A obok siebie miała św. Józefa, swojego męża. A potem, ponieważ król Herod chciał maleńkiego Jezusa zabić, bo bał się, że Boże Dziecię odbierze mu tron i koronę, maleńki Chrystus, siedząc na grzbiecie osła, w tajemnicy uciekał do Egiptu. A jeszcze potem na oślim grzbiecie podróżował po Egipcie. A kiedy Herod umarł, to również na osiołku wracał do Izraela. Mógłbym ci wiele opowiadać o tym, jak wiele dobrego zrobiły dla naszego Pana osły, mój braciszku. I jeszcze ci opowiem nieraz, ale na dziś wystarczy. Zresztą, wiesz co? Gdyby Chrystus urodził się dziś, to chętnie podarowałbym mu ciebie w urodzinowym prezencie. Jesteś tak piękny, że wprost stworzony dla Bożego Dzieciątka. No, ale nie mogę cię podarować małemu Jezusowi, bo już od dawna jest dorosły i w dodatku od równie dawna mieszka w niebie. A jak miałbym cię wysłać do nieba, naprawdę nie mam pojęcia! A szkoda, szkoda. Bo byłbyś wspaniałym urodzinowym prezentem dla Jezusa!...

Reklama

I tak szli sobie - śliczny, mały osiołek i Franciszek, zwany przez mieszkańców Greccio i okolic świętym - w stronę porośniętego dębowym lasem zbocza góry, na którym nasz mnich miał swoją pustelnię. Franciszek opowiadał zwierzakowi o tym, w jaki sposób spędzą wieczór wigilijny, i że dzięki obecności małego osła będzie miał w swojej pustelni namiastkę żłóbka, w którym narodził się Jezus. - Skonstruuję z gałęzi taki mały żłób i nakładę do niego sianka. A potem ułożę na nim figurkę Dzieciątka, którą wyrzeźbił kiedyś dla mnie w lipowym drewnie pewien zdolny młodzieniaszek. Ty będziesz stał obok i będzie trochę jak w Betlejem - mówił mnich.

Reklama

Gdy dotarli do pustelni, nie było jeszcze południa. Franciszek - zgodnie z zapowiedzią - zaczął budować z gałęzi żłób. Przy okazji opowiedział osiołkowi, że prawdziwy żłób w Betlejem zbudowany był z desek i że trzy z nich przywieziono z Ziemi Świętej do Rzymu i można je zobaczyć w Bazylice Matki Bożej Większej. Żłóbek wyszedł Franciszkowi po mistrzowsku. A gdy znalazło się w nim również sianko, mnich ułożył na jego źdźbłach lipową figurkę Dzieciątka Jezus. - Zatem, wesołych świąt, mój osiołku! - zawołał mnich, patrząc na zwierzaka. - Spójrz, jaką będziemy mieć piękną Wigilię! Będziemy czytać Ewangelię, modlić się i śpiewać na cześć Pana piękne pieśni. Wiesz, ułożyłem nawet kiedyś kilka pieśni o narodzinach Chrystusa. Zaśpiewam Ci wieczorem. No, rzuć okiem! Podoba ci się? - zapytał futrzaka, a ten nieoczekiwanie pokręcił małym łebkiem, wyraźnie dając do zrozumienia, że mu się nie podoba. - Ale dlaczego, mój mały? - zdumiał się mnich. W odpowiedzi zwierzak wybiegł z pustelni i pobiegł w kierunku dróżki prowadzącej do wioski Greccio.- O co chodzi, mój mały przyjacielu?! - wołał Franciszek, podążając za żwawym osiołkiem. - Czyżbyśmy mieli jeszcze coś do załatwienia w wiosce?! Osioł, słysząc to pytanie, zatrzymał się i potrząsnął twierdząco głową. - Skoro tak mówisz, czemu miałbym ci nie wierzyć? - wzruszył ramionami Franciszek i ruszył za nim.

Wkrótce obaj dotarli na plac jarmarczny. - Co teraz mamy zrobić? - zapytał mnich, stojąc między straganami. Osiołek przeciągnął wzrokiem po zgromadzonych na jarmarku mieszkańcach Greccio, a było ich tego ranka więcej niż zwykle. Następnie, upewniwszy się, że Franciszek zrozumiał, o co chodzi, futrzak spojrzał na zbocze góry, na którym usytuowana była Franciszkowa pustelnia, i wymownie wskazał na nie głową. - Chcesz tych wszystkich ludzi zabrać do pustelni? Osiołek pokiwał łebkiem, zupełnie jakby mówił „tak”. - Na Wigilię? - dopytywał się mnich, a osiołek wciąż przytakiwał ruchem głowy. - Mamy ich zaprosić do naszego żłóbka? - upewniał się Franciszek, a zwierzak wciąż twierdząco ruszał łebkiem. - Hmmm. Może i masz rację! - zadumał się Franciszek, po czym wskoczył na odwróconą do góry dnem pustą skrzynkę i poprosił wszystkich o uwagę. A ponieważ cieszył się w Greccio ogromnym szacunkiem, natychmiast wszystkie oczy zwróciły się na niego, a jarmarczny gwar zamienił się w kryształową ciszę. Mnich zaprosił wszystkich mieszkańców na wigilijną Eucharystię do swojej pustelni i dodał, że jeśli przyprowadzą krowę, owce, koźlątka i wołu, to będą się modlili przy żywej szopce. - Chyba nigdy jeszcze nie było takiej świątecznej Eucharystii - powiedział na koniec. - Jeśli wam się spodoba, to w przyszłym roku urządzimy taki sam żywy żłóbek. Aha! Nie przyprowadzajcie osła, mam już jednego! To ten, którego tu widzicie, i wyobraźcie sobie, że to dzięki niemu wpadłem na pomysł urządzenia tej żywej szopki!

Starodawne zapisy uczynione ręką jednego z późniejszych naśladowców św. Franciszka, zwanego Tomaszem z Celano, mówią, że wieczorem w pustelni pojawiło się mnóstwo gości i sporo zwierząt. Franciszek, gdy mówił kazanie, nazywał maleńkiego Jezusa Dziecięciem z Betlejem, a kiedy wymawiał słowo „Betlejem”, by wyrazić swoją radość i wprawić w nią słuchaczy, wypowiadał dwie pierwsze litery w taki sposób, w jaki beczą małe owieczki. Od tamtej Wigilii - to znaczy od 1223 r. - co roku urządzano w Greccio żywy żłóbek. Z czasem ten piękny, zapoczątkowany przez św. Franciszka zwyczaj zaczęto przenosić do innych włoskich wiosek i miast, później także do innych krajów, aż w końcu bożonarodzeniowe szopki pojawiły się na całym świecie.

2012-12-31 00:00

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Wytrwajcie w miłości mojej!

2024-05-03 22:24

[ TEMATY ]

rozważania

O. prof. Zdzisław Kijas

Agata Kowalska

Wytrwajcie w miłości mojej! – mówi jeszcze Jezus. O miłość czy przyjaźń trzeba zabiegać, a kiedy się je otrzymuje, trzeba starać się, by ich nie spłoszyć, nie zmarnować, nie zniszczyć. Trzeba podjąć wysiłek, by w nich wytrwać. Rzeczy cenne nie przychodzą łatwo. Pojawiają się też niezmiernie rzadko, dlatego cenić je trzeba, kiedy się wreszcie je osiągnie, trzeba podjąć starania, by w nich wytrwać.

Ewangelia (J 15, 9-17)

CZYTAJ DALEJ

Abp Wojda na Jasnej Górze: chrześcijańska tożsamość jest nam potrzebna

2024-05-03 13:28

[ TEMATY ]

Jasna Góra

abp Wacław Depo

abp Tadeusz Wojda SAC

Karol Porwich/Niedziela

O tym, że chrześcijańska tożsamość jest nam potrzebna mówił na Jasnej Górze abp Tadeusz Wojda. Przewodniczący Episkopatu Polski, który przewodniczył Sumie odpustowej ku czci Najświętszej Maryi Panny Królowej Polski apelował, by stawać w obronie „suwerenności naszego sumienia, naszego myślenia oraz wolności w wyznawaniu wiary, w obronie wartości płynących z Ewangelii i naszej chrześcijańskiej tradycji”. Przypomniał, że „życie ludzkie ma niepowtarzalną wartość i że nikomu nie wolno go unicestwiać, nawet jeśli jest ono niedoskonałe”.

W kazaniu abp Wojda, przywołując obranie Matki Chrystusa za Królową narodu polskiego na przestrzeni naszej historii, od króla Jana Kazimierza do św. Jana Pawła II i nas współczesnych, podkreślił że nasze wielowiekowe złączenie z Maryją nie ogranicza się jedynie do wymiaru historycznego a jego wymowa jest znacznie głębsza i „mówi o więzi miedzy Królową i Jej poddanymi, miedzy Matką a Jej dziećmi”. Wskazał, że dla nas „doświadczających słabości, niemocy, kryzysów duchowych i ludzkich, Maryja jest prawdziwym wzorem wiary, mamy więc prawo i potrzebę przybywania do Niej”.

CZYTAJ DALEJ

Nosić obraz Maryi w oczach i sercu

2024-05-03 21:22

ks. Tomasz Gospodaryk

Kościół w Zwanowicach

Kościół w Zwanowicach

Mieszkańcy Zwanowic obchodzili dziś coroczny odpust ku czci Najświętszej Maryi Panny Królowej Polski. Sumie odpustowej przewodniczył ks. Łukasz Romańczuk, odpowiedzialny za edycję wrocławską TK “Niedziela”.

Licznie zgromadzeni wierni mieli okazję wysłuchać homilii poświęconą polskiej pobożności maryjnej. Podkreślone zostały ważne wydarzenia z historii Polski, które miały wpływ na świadomość religijną Polaków i przyczyniły się do wzrostu maryjnej pobożności. Przywołane zostały m.in. ślubu króla Jana Kazimierza z 1 kwietnia 1656 roku, czy 8 grudnia 1953, czyli data wprowadzenia codziennych Apeli Jasnogórskich. I to właśnie do słów apelowych: Jestem, Pamiętam, Czuwam nawiązywał kapłan przywołując słowa papieża św. Jana Pawła II z 18 czerwca 1983 roku. - Wypowiadając swoje “Jestem” podkreślam, że jestem przy osobie, którą miłuję. Słowo “Pamiętam” określa nas, jako tych, którzy noszą obraz osoby umiłowanej w oczach i sercu, a “Czuwam” wskazuję, że troszczę się o swoje sumienie i jestem człowiekiem sumienia, formuje je, nie zniekształcam ani zagłuszam, nazywam po imieniu dobro i zło, stawiam sobie wymagania, dostrzegam drugiego człowieka i staram się czynić względem niego dobro - wskazał kapłan.

CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję