Reklama

Niedziela Częstochowska

Kochał Boga i osiągnął wszystko, czego poszukiwał

12 sierpnia br. w kościele św. Marcina w Kłobucku odbył się pogrzeb śp. Stefana Gancarka. Uroczystościom pogrzebowym przewodniczył Metropolita Częstochowski Ks. Arcybiskup Wacław Depo, ukochany ojciec naszej kapłańskiej rodziny, którego obecność była dla nas pełnym pokrzepienia przedłużeniem ojcowskiej obecności naszego zmarłego taty.. Jeszcze raz dziękujemy i obiecujemy kontynuować codzienną modlitwę naszego taty za Ks. Arcybiskupa i całą kapłańską rodzinę.

[ TEMATY ]

tata

wspomnienie

Gancarek

Archiwum rodzinne

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Reklama

Tatuś, wychowywany bez ojca, przez zapracowaną i często nieobecną matkę, zawsze podkreślał: „Mnie wychował Kościół przez kapłanów”. Dlatego miał wielki szacunek dla kapłanów, zawsze mówił o nich dobrze i nie pozwolił innym źle o nich mówić. A kiedy na świat przyszło jego pierwsze dziecko i był nim chłopak, miał wielkie pragnienie, aby został księdzem, i tak się stało. Po święceniach powiedział do mnie: „to najważniejszy dzień w moim życiu”. Jedenaście lat później Bóg obdarował go kolejnym kapłanem. Kochani bracia kapłani, dziękujemy za Waszą obecność na pogrzebie i za każdą Eucharystię odprawioną w intencji taty, także w innych miejscach naszego globu. Dziękujemy siostrom zakonnym i osobom życia konsekrowanego za udział w pogrzebie, a przede wszystkim za to, że otoczyłyście naszego tatę i jego rodzinę cichą, gorącą modlitwą. Wierzymy w jej moc. Jaka modlitwa, takie wszystko, od modlitwy zależy wszystko, dlatego polecamy waszej modlitewnej pamięci naszego tatę i siebie samych. Dziękujemy wszystkim uczestnikom tej uroczystości. Wasza obecność, modlitwa i zamówione Eucharystie., a także wieńce i kwiaty są najwymowniejszym znakiem miłości do naszego tatusia i do nas pogrążonych w żałobie. Nasz ukochany tatuś przeżył blisko 93 lata, na które złożyło się wiele bardzo bolesnych wydarzeń. W ósmym roku życia traci ojca, 23 dni później wybucha trwająca pięć lat wojna, podczas której dziesięcioletni Stefan cudem uchodzi z życiem, nieskutecznie ostrzelany przez niemiecki myśliwiec. A później przychodzi mu 44 lata zmagać się z bezbożną, komunistyczną ideologią i obronić własną rodzinę przed jej zgubnymi wpływami. W sile wieku ulega poważnemu wypadkowi, poparzony na całym ciele prądem wysokiego napięcia, i cudem wraca do zdrowia. Kilka lat później ma założone bajpasy i do końca życia zmaga się ze skutkami tego zabiegu. W ostatnich latach na to wszystko nakłada się stały ból bioder i inne starcze dolegliwości. Tato nigdy nie narzekał, do nikogo się nie skarżył. Umiał przyjąć wszystko, co go spotykało, także ze strony dorastających dzieci, a te doświadczenia dla kochającego ojca są najboleśniejsze. Postawy akceptacji uczył się najpierw od swojej matki, którą kochał i szanował, a jako dorosły już człowiek z kart Biblii, którą nie tylko przeczytał w całości, ale starał się nią żyć. To w niej wyczytał: „Dziecko jeśli masz zamiar służyć Panu, przygotuj swą duszę na doświadczenia! Zachowaj spokój serca i bądź cierpliwy… Przylgnij do Niego i nie ustępuj…Przyjmij wszystko, co przyjdzie na ciebie” (Syr 2, 1-4). Żywa wiara wyrażająca się w przylgnięciu do Boga i Jego słowa, szczęśliwie przeprowadziła go przez wszystkie życiowe doświadczenia, pomyślne i niepomyślne, i pozwoliła zachować pogodę i młodość ducha do śmierci. Umierał spokojnie, świadom dobrze wypełnionego zadania, zaopatrzony sakramentami odejścia, otoczony gromadą modlących się dzieci. Ostatnią godzinę spędził sam na sam z Bogiem w szpitalu Ufamy, że znalazł się w dobrych rękach Boga, którego kochał ponad wszystko.

Reklama

Nasz tata kochał Boga. Miał z Nim żywą więź. Codzienny pacierz, godzinki, różaniec, koronka do Bożego miłosierdzia, apel jasnogórski, lektura duchowa, niedzielna i świąteczna Eucharystia, to stały pokarm, którym się karmił. Więź z Bogiem była tak silna, że stała się jego stałym oparciem, z niej czerpał siły do szlachetnego życia i mądrość, jaką stale nas zaskakiwał. Bogu zawdzięczał wszystko, co w życiu osiągnął. Dał temu wyraz na cegiełce, która znajduje się w świątyni Opaczności Bożej w alei fundatorów, gdzie umieścił słowa: „Deo gratias”. Swoją miłość do Boga przekazał dzieciom. Słowami i przykładem uczył nas, że Bóg w życiu jest najważniejszy, że wszystko Mu zawdzięczamy, że bez Niego nic nie możemy. Często powtarzał: „Jeśli Bóg jest na pierwszym miejscu, to wszystkie inne rzeczy są na właściwym miejscu”. Wobec nas był olbrzymem, ale wobec Boga zawsze był maleńki. Codziennie widzieliśmy naszego tatę, klękającego przed Bogiem. Żywą wiarę przekazał nam, modląc się razem z nami. Jako głowa rodziny każdego wieczoru gromadził nas na modlitwie rodzinnej, którą prowadził. Wszystkie najważniejsze modlitwy nauczyliśmy się sami, odmawiając je wspólnie z rodzicami. Jesteśmy przekonani, że to najskuteczniejszy sposób przekazania żywej wiary swojemu dziecku. Wiara bowiem żyje w modlitwie i w modlitwie się wyraża. Przekazać wiarę swojemu dziecku, to nauczyć go modlitwy, a to coś więcej niż nauczenie pacierza. Istotą bowiem modlitwy nie jest odmawianie wyuczonych modlitw, ale spotkanie z Bogiem. Nauczyć dziecko modlitwy, to wychować je do codziennego kontaktu z Bogiem. Ważnym elementem naszego religijnego wychowania było przeżywanie niedzieli. Tato uczył nas, że jest sześć dni do pracy, a w niedzielę należy świętować. Nasze świętowanie niedzieli zawsze rozpoczynało się od Eucharystii. Ona była oczywistym centrum tego dnia, a potem miały miejsce odwiedziny, przyjmowanie gości i odpoczynek. Do niedzieli należało się przygotować. Dlatego przed każdą niedzielą było sprzątanie domu, podwórka, a wieczorem kąpiel. Tato miał wielką cześć do Matki Bożej. Do niej modlił się każdego dnia, śpiewając godzinki, które znał na pamięć i odmawiając różaniec, a kiedy założyliśmy w naszej rodzinie Koło Żywego Różańca, został jego zelatorem. Wymownym znakiem jego miłości do Maryi jest zdjęcie z 1947r., zrobione w czasie pielgrzymki na Jasną Górę. Otrzymane od mamy pieniądze, nie wydaje na lody, ale na pamiątkowe zdjęcie ze spotkania z Maryją, które po powrocie oprawił i powiesił w domu. Do dzisiaj zdjęcie to wisi w sypialni rodziców. Tatuś szedł do Boga drogą maryjną, mając w pamięci słowa św. Maksymiliana: „Różne są wprawdzie drogi do Boga, lecz ta droga , o której mówię, jest najkrótsza i najbezpieczniejsza. Myśmy właśnie obrali sobie tę drogę, nią idziemy i tą samą drogą chcemy zaprowadzić do Jezusa wszystkich ludzi”. Ten wybór okazał się zbawienny dla niego i całej rodziny.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

Miłość do Boga i Maryi zrodziła wiele cudownych owoców w Jego długim życiu. Pierwszym, za który chcemy podziękować jest miłość do Kościoła. Tatuś żył sprawami Kościoła, wspierał Jego działalność, szczególnie misyjną, do samego końca wspierał też budowę świątyni Opatrzności Bożej i innych skutecznie do tego zachęcał, za co otrzymał osobiste podziękowanie od kar. Kazimierza Nycza. Dużo modlił się za pasterzy Kościoła i o powołania. Wiedzę o Kościele tato czerpał przede wszystkim z lektury. Jego stałą lekturą był tygodnik Niedziela, który czytał od deski do deski. W środę zazwyczaj miał przeczytaną całą gazetę i dzielił się z nami, tym, co przeczytał. Lektura Niedzieli była dla niego kopalnią wiedzy, którą dzielił się ze swoimi wnukami. Były to bardzo ciekawe i pouczające rozmowy.

Reklama

Kolejnym owocem miłości do Boga była miłość do Ojczyzny. Bóg, honor, Ojczyzna to żywe hasła w naszej rodzinie. Tato kochał Polskę, znał dobrze jej historię, cieszył się jej rozwojem. Boleśnie przeżywał, gdy w odrodzonej Polsce działo się źle, gdy niszczono jej dobre imię, gdy nie dbano o dobro wspólne. W wolnej Polsce w każde święto państwowe troszczył się o wywieszenie flagi narodowej, uczestniczył w Eucharystii i modlił się za Ojczyznę. Zawsze brał udział w wyborach, popierając obóz patriotyczny. W rozmowach na ten temat podkreślał, że człowiek wierzący powinien głosować na partie, które w swoich programach nie mają zapisów sprzecznych z Ewangelią oraz na ludzi, którzy są lojalni wobec Boga. Za swoją patriotyczną postawę został nagrodzony Krzyżem kawalerskim Orderu Odrodzenia Polski przez Prezydenta Andrzeja Dudę. Otrzymał też inne odznaczenia państwowe, wojskowe i kościelne.

Kolejnym owocem miłości Boga i Maryi było stworzenie szczęśliwej rodziny. Historia, którą chcemy opowiedzieć ma swój początek na zabawie wiejskiej, gdzie Stefan poznaje Zofię Szymczyńską. Znajomość ta po czasie zaowocowała wzajemną miłością i znalazła swój szczęśliwy finał 29 grudnia 1957 roku, w święto Świętej Rodziny, w kościele św. Marcina w Kłobucku, gdzie nasi rodzice zawarli sakramentalny związek małżeński. Żyli razem blisko 65 lat, dochowując wierności złożonym ślubowaniom. Najpiękniejszym owocem ich wzajemnej miłości była dziesiątka dzieci: Stanisław, Irena, Elżbieta, Jadwiga, Janusz, Jacek, Piotr, Marcin, Agnieszka i Rafał. Rodzice nie tylko przekazali nam życie, ale stworzyli nam szczęśliwy dom. Jest to możliwe tylko tam, gdzie małżonkowie wzajemnie się kochają i dobrze wypełniają swoje role. Ojciec jest głową rodziny i ma obowiązek poprowadzić rodzinę po ścieżkach woli Bożej. Matka z kolei jest sercem rodziny, ogniskiem miłości. Ma urodzić swoje dzieci nie tylko do życia, ale także do miłości, i stworzyć dom, do którego chętnie się wraca, w którym chętnie się przebywa. Naszym rodzicom udało się to. Nigdy nie słyszeliśmy w naszym domu kłótni rodziców, nie doświadczyliśmy cichych dni małżeńskich, czy dąsania się na siebie. Chociaż mieli dziesięcioro dzieci, nie dzielili swojej miłości pomiędzy nas, ale każdemu ofiarowali całą swoją miłość, dlatego nie było między nami zazdrości o miłość rodziców. Każdy czuł się kochany w sposób wyjątkowy. Nasi rodzice wiedzieli, że to Bóg daje talenty ich dzieciom, że swoją troską tych talentów nie przymnożą, ale mają zadbać o ich rozwój, dlatego nie organizowali nam zajęć, ale stworzyli bezpieczną przestrzeń dla naszej własnej inicjatywy, szanowali ją, ucząc zasad i korygując błędy. Przyniosło to zbawienne owoce. Wyrośliśmy na samodzielnych, odważnych i odpowiedzialnych ludzi. Nasz dom był też szkołą poznania dobra i zła, gdzie dobro było nazywane dobrem, a zło złem, gdzie dobro było nagradzane, a zło karane. Dla taty tak, znaczyło tak, a nie znaczyło nie. Żył według Dekalogu i tego nas uczył. Jego polecenia były stanowcze, ale rzadkie, dlatego chętnie je wykonywaliśmy. W ten sposób tatuś skutecznie wychował nas do posłuszeństwa, które ma miejsce wtedy, gdy dziecko samo wybiera to, o co jest proszone. Nasz rodzinny dom był szkołą pracowitości, solidności i odpowiedzialności. Tato we wszystkim, co robił naśladował Boga. Wykonywał swoją pracę najlepiej jak potrafił, dokładnie, tak, aby nikt nie musiał po nim niczego poprawiać, ale robił to w wolności, bez przywiązania, dlatego mógł w każdym momencie ją zostawić i zająć się czymś innym. To z tego powodu nikogo z nas nie zbył słowami: przyjdź później, przecież widzisz, że pracuję. Mogliśmy przyjść do taty zawsze i zawsze byliśmy wysłuchani. Takiej postawy uczył nas nie tylko przykładem, co miało największe znaczenie, ale także słowem. Kiedy przyszedłem zapytać: czy mogę zapisać się do ministrantów, usłyszałem: „To poważna sprawa, tam są obowiązki, jeśli się zapiszesz, będziesz musiał je wypełniać, bo ja bylejakiego ministranta w domu mieć nie chcę”. Ta prosta nauka usłyszana w dziesiątym roku życia, ustawiła mnie na całe życie. Wiedziałem, że nie mogę być bylejakim ministrantem, bylejakim uczniem, klerykiem, księdzem. Tato był dobrym gospodarzem i mądrym ekonomem, umiał wszystkiemu zaradzić. Mówił: „ lepiej godzinę myśleć a 5 minut robić, niż cały dzień robić, a chwilę tylko myśleć”. Mając oparcie w Bożej Opatrzności, nie obawiał się kolejnego dziecka. Mówił; „Bóg, który daje dzieci, daje i na dzieci”. A kiedy dzieci założyły własne rodziny, jego mądrości doświadczali też inni. Kiedyś zadzwonił do niego swat z prośbą, aby przyjechał po swego syna i w odpowiedzi usłyszał: „ja go tam nie zawoziłem”. Zawsze nas zaskakiwał. W ostatnim czasie skupił się na trosce o nowe pokolenie. Jego oczkiem w głowie stały się wnuki i prawnuczki. Patrzyliśmy ile miał dla nich ciepła i miłości. Cieszył się z każdego ich sukcesu, a w chwilach trudnych zawsze miał dla nich dobrą radę. Modlił się o ich dobre wybory, a dziś robi to z nieba.

Nasz tatuś nie robił rzeczy wielkich. Jego życie wypełniała praca i troska o rodzinę. Robiąc rzeczy małe, osiągnął rzeczy wielkie. Wspólnie z żoną zbudował szczęśliwy dom dla dziesięciorga dzieci, którym przekazał żywą wiarę. Zbudować szczęśliwy dom to rzecz wielka, zbudować szczęśliwy dom dla dziesięciorga dzieci, to rzecz jeszcze większa, przekazać żywą wiarę wszystkim swoim dzieciom, to rzecz jeszcze większa, a wychować przyszłych kapłanów, to rzecz jeszcze większa. Te wielkie rzeczy dzieją się w rodzinie. Rodzina to naprawdę święta rzeczywistość. Służąc rodzinie i żyjąc dla niej, człowiek czyni wielkie rzeczy. Niech nam to pełniej uświadomią słowa abp F Sheena: „To dom określa byt narodu. To, co dzieje się w rodzinie, wydarzy się później w Kongresie, w Białym Domu, w Sądzie Najwyższym. Kto dzisiaj zdradza rodzinę, jutro zdradzi naród. Kto nie czuje lojalności wobec własnego domu, nie będzie lojalny wobec państwa. Skąd weźmiemy bohaterów narodowych, jeśli nie mamy już bohaterów w domach? Poświęcenie oddzielone od życia rodzinnego zostaje również wykorzenione z życia narodu”. Wszystko, co osiągnął nasz tatuś, może osiągnąć każdy ojciec, który kocha Boga. Kochaj Boga, a osiągniesz wszystko czego szukasz. Może warto w tym miejscu przywołać jeszcze inną prawdę. Każdy mężczyzna nosi w sobie wielkie zadanie, na ziemi jest przedłużeniem ojcowskiej ręki Boga. Ma prowadzić świat, a szczególnie własną rodzinę po ścieżkach woli Bożej. Przypominamy tę prawdę, ponieważ najlepiej streszcza długie i szlachetne życie naszego zmarłego taty. Niech odpoczywa w pokoju wiecznym.

2024-08-29 09:34

Ocena: +3 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

50 lat temu z fabrycznej taśmy wyjechał pierwszy Fiat126p

50 lat temu, 6 czerwca 1973 r., z taśmy Fabryki Samochodów Małolitrażowych w Bielsku-Białej zjechały pierwsze egzemplarze Fiata 126p. Produkowano go przez 27 lat. "Był mały, ciasny, głośny, zapewniał tylko minimalny komfort i miał liczne wady, ale realnie zmotoryzował polskie społeczeństwo" - powiedział PAP historyk motoryzacji Tomasz Szczerbicki.

"Pod koniec lat 60. Polska poszukiwała licencjodawcy na małolitrażowy samochód, jednak zachodnie koncerny, m.in. Citroën, Volkswagen, Renault oraz japońska Toyota, oczekiwały opłat licencyjnych w dewizach, których brakowało, lub ich propozycje nie spełniały oczekiwań polskiej strony. Z kilku ofert wybrano propozycję włoskiego Fiata - projektowany właśnie model 126.
CZYTAJ DALEJ

Proszę, abym miał otwarte oczy w oczekiwaniu na znaki Bożej obecności

[ TEMATY ]

homilia

rozważania

Karol Porwich/Niedziela

Rozważania do Ewangelii J 20, 2-8.

Piątek, 27 grudnia. Święto św. Jana, apostoła i ewangelisty
CZYTAJ DALEJ

Panie, obdarzaj rodziny swoją łaską!

2024-12-26 14:15

[ TEMATY ]

rozważania

O. prof. Zdzisław Kijas

Grzegorz Słowikowski

Piękno rodziny budują wszyscy, którzy ją tworzą. Wszyscy w niej są nauczycielami i uczniami. Są nawzajem dla siebie przykładem i wzorem, zachętą do dobra i gotowi na przebaczenie. Ponoszą wspólną odpowiedzialność za dobro. A wówczas nie tylko go pomnażają, ale też strzegą przed mnóstwem zagrożeń. Siłę twórczą posiada wyłącznie rodzina piękna w relacje.

Rodzice Jezusa chodzili co roku do Jeruzalem na Święto Paschy. Gdy miał lat dwanaście, udali się tam zwyczajem świątecznym. Kiedy wracali po skończonych uroczystościach, został młody Jezus w Jerozolimie, a tego nie zauważyli Jego Rodzice. Przypuszczając, że jest wśród pątników, uszli dzień drogi i szukali Go między krewnymi i znajomymi. Gdy Go nie znaleźli, wrócili do Jeruzalem, szukając Go. Dopiero po trzech dniach odnaleźli Go w świątyni, gdzie siedział między nauczycielami, przysłuchiwał się im i zadawał pytania. Wszyscy zaś, którzy Go słuchali, byli zdumieni bystrością Jego umysłu i odpowiedziami. Na ten widok zdziwili się bardzo, a Jego Matka rzekła do Niego: «Synu, czemu nam to uczyniłeś? Oto ojciec Twój i ja z bólem serca szukaliśmy Ciebie». Lecz on im odpowiedział: «Czemu Mnie szukaliście? Czy nie wiedzieliście, że powinienem być w tym, co należy do mego Ojca?» Oni jednak nie zrozumieli tego, co im powiedział. Potem poszedł z nimi i wrócił do Nazaretu; i był im poddany. A Matka Jego chowała wiernie wszystkie te sprawy w swym sercu. Jezus zaś czynił postępy w mądrości, w latach i w łasce u Boga i u ludzi.
CZYTAJ DALEJ
Przejdź teraz
REKLAMA: Artykuł wyświetli się za 15 sekund

Reklama

Najczęściej czytane

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję