Jest też taki zwyczaj, że zabieramy odrobinę popiołu do domu, by przekazać go tym, którzy z różnych powodów nie mogą przyjść na Mszę św. Ale tak naprawdę odpowiedź na pytanie o nasz udział we Mszy św. powinna brzmieć zawsze tak samo: po Ewangelię, po słowo. Przychodzimy po słowo, które stwarza, które też oczyszcza. „Wy już jesteście czyści dzięki słowu, które wypowiedziałem do was” - Pan Jezus tak mówił do swoich uczniów (por. J 15, 3). Przychodzimy po słowo, które nas poucza, które jest jak światło na naszej drodze, jak lampa dla naszych stóp. Przychodzimy, by usłyszeć Dobrą Nowinę, dobrą wiadomość, Ewangelię.
Od hipokryzji zachowaj nas, Panie!
Reklama
W świetle Ewangelii chcemy też zobaczyć, na czym polega cała oryginalność chrześcijaństwa i piękno chrześcijańskiego życia. Ewangelia odczytywana w Środę Popielcową właśnie o tym mówi. Ukazuje nam dwie kategorie ludzi, wyraźnie kontrastujące ze sobą. To uczniowie i obłudnicy. Jezus mówi najpierw do uczniów, On ich wychowuje, On ich przygotowuje do misji apostolskiej, uczy ich tego, co potem sami mają przekazywać, ale także, jak żyć. Mówi do uczniów i wyraźnie ich przestrzega, by nie byli podobni do tej drugiej kategorii, do obłudników. Z szerszego kontekstu Ewangelii wiemy, że ci obłudnicy to byli faryzeusze. Ale nie dajmy się zwieść, nie zacieśniajmy tego pojęcia tylko do historycznej kategorii przedstawicieli jednego ze stronnictw religijnych czy politycznych w Izraelu w czasach Pana Jezusa. To słowo jest szyfrem, to słowo klucz, które oznacza ludzi, którzy zachorowali duchowo. Słowo „faryzeusz” to synonim wynaturzonej religijności. I dlatego może mieć zastosowanie i być aktualne w każdym czasie, w każdym miejscu, bo każdego z nas może taka choroba dopaść. Choroba obłudy. To synonim ucznia pozornego. Jezus chce mieć uczniów prawdziwych, a nie pozornych i fałszywych. Warto pamiętać, że w oryginalnym tekście greckim słowo „obłudnik” oddane jest przez greckie „hypokrites”, co pierwotnie znaczyło: aktor. Obłudnik to pozorant, to ktoś, kto gra, kto nie jest sobą, kto udaje. Jezus chce, byśmy byli Jego prawdziwymi uczniami, i podaje nam sposób na to, by być prawdziwym, nie ulec chorobie faryzeizmu, pozoranctwa. Przypomina, że prawdziwy uczeń wie, iż musi od siebie wymagać, musi się nawracać. Pierwszym słowem, które słyszymy w Wielkim Poście, na samym początku, jest: „Nawróćcie się!”. „Nawróćcie się do Mnie całym swym sercem” (Jl 2, 12-18). To słowo będzie się powtarzać w całym Wielkim Poście: nawrócić się, nawracać się nieustannie.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Azymut na Jezusa
Trzy lata temu na rozpoczęcie Wielkiego Postu, w Środę Popielcową, Ojciec Święty Benedykt XVI z właściwą sobie precyzją uczył, czym jest chrześcijańskie nawrócenie. Warto przytoczyć jego słowa: „Apel o nawrócenie obnaża bowiem i demaskuje łatwą powierzchowność, jaka bardzo często cechuje nasze życie. Nawrócić się - znaczy zmienić kierunkowskazy drogi życia, ale nie przez nieznaczną poprawę, lecz przez prawdziwą i właściwą zmianę kierunku marszu. Nawrócenie się to pójście pod prąd, gdzie «prądem» jest powierzchowny, niekonsekwentny i złudny styl życia, który często nas pociąga, dominuje nad nami i czyni nas niewolnikami zła lub co najmniej więźniami moralnej przeciętności. Nawrócenie natomiast ma na celu ukazanie wysokiej miary życia chrześcijańskiego, zawierza nas żywej i uosobionej Ewangelii, którą jest Jezus Chrystus. To Jego osoba jest ostatecznym celem i głębokim sensem nawrócenia, to On jest drogą, którą wszyscy mamy podążać w życiu, pozwalając, by oświeciło nas Jego światło i wspierała Jego siła, która porusza nasze kroki” (17 lutego 2010 r.). Warto do tego tekstu wracać, każde słowo jest niezwykle ważne, mobilizujące do pracy.
Reklama
Pan Jezus chce nas zachęcić do takiej postawy ciągłego nawracania się. Podpowiada sposób, mówi o trzech praktykach pokutnych ucznia prawdziwego. Fałszywy, pozorny uczeń nimi się nie przejmie, powie, że to nie na dzisiejsze czasy, że może kiedyś mogło być aktualne, ale dzisiaj? Jałmużna, modlitwa i post? Po co? A jednak ciągle zachowują one swoją aktualność. Nie ma innego lekarstwa. Jałmużna, modlitwa i post. Ważne, żeby wystąpiły wszystkie razem, jednocześnie. Tak uczy Jezus, tak uczyli Ojcowie w pierwszych wiekach. To oni najlepiej potrafili zinterpretować Jezusowe nauczanie. Najbliżej żyli czasów Jezusowych i apostolskich. Mówili o trójjedni, porównując życie człowieka, ucznia Chrystusa, do ptaka w locie, który musi mieć dwa skrzydła, jednakowo silne, by doniosły człowieka do Boga - np. jego modlitwę. Inaczej, jeśli nie będzie niesiona jałmużną i postem, do Boga nie dotrze. A jałmużna bez modlitwy i postu też nie na wiele się przyda. Podobnie post może się okazać w Bożych oczach nic niewart, jeżeli nie będzie zanurzony w modlitwie, potwierdzonej jałmużną.
Porządkowanie relacji
Gdy pytamy, dlaczego te trzy praktyki są takie ważne i ciągle aktualne, odpowiedź jest jedna: one porządkują trzy najważniejsze relacje, w jakie człowiek wchodzi tu, na ziemi. To jest relacja z drugim człowiekiem, relacja z Bogiem i relacja z rzeczami, które dane są do jego dyspozycji. Jałmużna to nic innego jak porządkowanie relacji z innymi. Jest związana z kardynalną cnotą sprawiedliwości, czyli oddania drugiemu tego, co mu się należy. Nie jestem panem tego, co posiadam. Na tym, co mam, ciąży hipoteka drugiego człowieka, który ma mniej, który jest mniej zaradny, czasem sam nie jest w stanie sobie poradzić. Jałmużna odnosi mnie do drugiego człowieka, mogę ją zastąpić słowem „miłość”.
Z kolei modlitwa porządkuje moją relację z Bogiem. Stawia mnie w Jego obecności, pozwala mi uświadomić sobie, że tak naprawdę cokolwiek mam, mam od Niego. On jest reżyserem mojego życia, jest moim Ojcem. Modlitwa rzuca mnie w ramiona Ojca, każe mi też zasłuchać się w to, co do mnie mówi. Modlitwa porządkuje te relacje, otwiera mnie na dary, których On chce mi udzielić. Dlatego modlitwę możemy zastąpić słowem „dar”.
Reklama
I wreszcie post, który porządkuje relacje do rzeczy. Przede wszystkim mówi, że nie samym chlebem żyje człowiek, że w systemie wartości „chleb”, czyli to, co jest mi potrzebne do życia na co dzień, wcale nie stoi na szczycie drabiny, hierarchii wartości. Są wartości o wiele większe, o których muszę pomyśleć. Dlatego post uczy mnie wolności od rzeczy, wyzwala mnie z chorego przywiązania do rzeczy, uświadamia mi, że one przemijają jak i ja, wszystko, co jest stworzone, materialne, w proch się obróci.
O tym ma nam przypomnieć grudka prochu, która spadła na nasze głowy. Prochem jesteś... Owszem, to nie pomniejsza mojej godności w Bożych oczach, ale uczy mnie i przypomina o przemijalności mojej i wszystkiego, co dane mi jest do dyspozycji, łącznie z pięknym światem, który mnie zachwyca.
Zatem jałmużna, modlitwa i post to nic innego jak miłość, dar i wolność. Największe wartości, których potrzebujemy, bez których żyć nie potrafimy. Bez miłości, bez wolności i bez daru, które nas ubogacają, zwłaszcza duchowo, nie potrafimy żyć. Oto sposób na to, by zachować ową prawdziwość w Bożych oczach, by nie być fałszywym uczniem, udawanym, pozornym, ale prawdziwym.
Czytelny znak
I jeszcze to, co absolutnie jest nowością w chrześcijaństwie, oryginalnością chrześcijańskiego życia: styl, w jakim porządkujemy te wszystkie relacje, jak je przeżywamy; styl codziennego życia. Jezus oczekuje od prawdziwego ucznia stylu, w jakim praktykuje owe czyny pokutne - to ten styl stanowi o niepowtarzalności, oryginalności naszego życia. Odpłaty za czynione dobro u Boga trzeba szukać, a nie u ludzi. Należy działać w ukryciu i nie robić z tego przedstawienia. Jezus chce, by motywacją, najważniejszą racją, dla której podejmujemy nasze zadania, były kochające oczy Ojca, który widzi w ukryciu. Nie ludzie, ich pochwały i nagrody, nie chęć zyskania oklasków, by się wydać dobrym, świętym, pobożnym - to jest udawanie, to są pozory. Chrześcijanina powinien cechować ów pokorny styl, który ukrywa dobro. Jedynym, który to zauważy i który będzie nagradzał, jest Ojciec Niebieski. Dla Niego i z miłości do Niego. To jest najczystsza motywacja dla naszych czynów, także tych pokutnych. Niech i ta motywacja nam przyświeca w Wielkim Poście A.D. 2013. I uczmy się owego prawdziwego najpiękniejszego stylu, ewangelicznego. Oczy Ojca widzą dobro, każdy jego fragment, najmniejszą cząstkę. Owszem, widzą też zło, widzą nasze grzechy. Miejmy tę świadomość, ale też i ufność, że są to oczy kochające. To nie oczy kogoś, kto śledzi, tropi, ściga, by ukarać, ale Kogoś, kto z miłością się pochyla, a nade wszystko posyła swego Syna, by nas z tych grzechów wyzwalał.
Posypanie głów popiołem jest przyznaniem się do swojej słabości, do grzechów i wołaniem do Boga: „Przepuść, Panie, przepuść ludowi twojemu i nie bądź na nas zagniewany na wieki”.