Reklama

Słabość do EURO

Niedziela Ogólnopolska 9/2013, str. 36-37

DOMINIK RÓŻAŃSKI

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

WIESŁAWA LEWANDOWSKA: - Premier Donald Tusk niedawno przeżył „najszczęśliwszy dzień w swoim życiu”, a Polska - jak obwieścił z dumą - odniosła w Brukseli wielki sukces, bo stała się największym beneficjentem nowego budżetu europejskiego, co - należy domniemywać - jest oczywiście wynikiem negocjacyjnych umiejętności polskiego rządu... Czy rzeczywiście mamy tu do czynienia z negocjacyjnym cudem?

DR PIOTR NAIMSKI: - Analizując wyniki unijnych negocjacji budżetowych, powinniśmy jednak mówić przede wszystkim o tym, co w oczywisty sposób Polsce się należy z racji członkostwa w UE. Budżet unijny nie jest dzielony wyłącznie na podstawie zdolności negocjacyjnej przedstawicieli poszczególnych państw, lecz proporcjonalnie do ich wielkości i liczby obywateli i stopnia rozwoju poszczególnych rejonów w UE. Twarde negocjacje mogły się więc toczyć nie na poziomie dziesiątek i setek miliardów, lecz negocjatorzy mogli walczyć o kilkanaście lub kilka miliardów.

- Dlatego otrzymujemy nieco więcej niż się spodziewaliśmy?

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

Reklama

- Dostaliśmy mniej! Dla Polski w tym uzgodnionym obecnie budżecie przeznacza się 105,8 mld euro na 7 lat. Warto jednakowoż zestawić tę sumę z propozycją Komisji Europejskiej z początku negocjacji, która wynosiła 111,5 mld euro i wynikała z szacunkowego przeliczenia tego, co Polska dostała w poprzedniej perspektywie budżetowej (102 mld euro) z uwzględnieniem inflacji. A zatem praktycznie biorąc, dostaliśmy o 6 mld euro mniej.

- I jest to efekt wymuszonych kryzysem cięć budżetu europejskiego, a nie porażka polskich negocjatorów?

- Do pewnego stopnia tak jest, bo budżet europejski na lata 2013-20 jest mniejszy niż poprzedni, co proporcjonalnie odbija się także na polskiej jego części, przede wszystkim tej przeznaczonej dla rolnictwa. Z tak pomniejszonym o pieniądze dla rolnictwa budżetem premier Donald Tusk wrócił z Brukseli i ogłosił sukces.

- Dlaczego akurat rolnictwo padło ofiarą cięć? Można mówić, że i tym razem polski rząd nie dość twardo walczył w Brukseli o pieniądze na Wspólną Politykę Rolną?

- Z tym jest problem od początku naszego członkostwa w UE, gdy polscy rolnicy otrzymali mniejsze dopłaty niż ich koledzy ze starych państw unijnych. Do roku 2012 miało nastąpić wyrównanie dopłat bezpośrednich, ale nie nastąpiło, mimo jasnego zapisu traktatowego. Dlatego ta kwestia powinna być bardziej stanowczo podnoszona przez polski rząd, jednak w tej sprawie premier Tusk łatwo zgodził się na porażkę.

- Europejscy komentatorzy do trójki wygranych w tych negocjacjach zaliczają właśnie premiera Donalda Tuska, obok kanclerz Angeli Merkel i premiera Davida Camerona.

Reklama

- Niewątpliwy sukces odniósł premier Wielkiej Brytanii, dlatego że postulował ścięcie budżetu europejskiego, co nastąpiło, choć nie w proponowanej przez niego skali. Premier Cameron obronił także tzw. brytyjski rabat. Kanclerz Merkel także mogła być zadowolona z wyników tych negocjacji, bo w istocie Niemcy, jako główny płatnik netto, przez zmniejszenie budżetu zyskały zmniejszenie swych wpłat. Te negocjacje skończyły się takim wynikiem, który wszyscy mogą ogłosić jako jakiś swój sukces.

- A premier Tusk odniósł sukces największy, bo teraz może mówić, że wytargował nawet więcej niż obiecaną w kampanii wyborczej gigantyczną sumę 300 mld zł!

- Donald Tusk uprawia żonglerkę liczbami. Spokojnie wszystko podliczając, wcale nie uzyskał więcej. Trzeba mianowicie uwzględnić składkę członkowską, która dla Polski na rok 2013 wynosi ok. 16 mld zł, a w następnych latach będzie rosła do prawie 20 mld zł rocznie. Gdy więc podzielimy te uzyskane teraz 440 mld zł, to na poszczególne lata wypadnie średnio ok. 40 mld zł netto realnego przepływu z kasy UE. Trzeba ponadto pamiętać, że pieniądze unijne są na terenie Polski wykorzystywane w dużej mierze przez firmy pochodzące z krajów głównych płatników netto, a więc do nich też wracają... A przede wszystkim warto sobie uzmysłowić i to, że polski budżet na rok 2013 wynosi ok. 300 mld zł z deficytem 35,5 mld zł. Zatem te ok. 40 mld zł to mniej więcej tyle, ile wynosi roczny deficyt budżetu państwa polskiego.

- Nie powinniśmy więc przesadnie upajać się „zalewem” europejskich pieniędzy?

Reklama

- Zdecydowanie nie powinniśmy. Pieniądze z UE, choć ważne, nie są znaczącą częścią polskiego budżetu. Z drugiej strony roczna wartość PKB w Polsce to ok. 1550 mld zł, zatem dotacje netto z UE stanowią poniżej 3 proc. PKB. Siła tych dodatkowych pieniędzy może leżeć w ich punktowym, racjonalnym wykorzystaniu. Powinny być mądrze wydane na konkretne cele inwestycyjne i rozwojowe, a z tym rząd Tuska ma duże kłopoty. Nie powinniśmy się też do nich zanadto przyzwyczajać - bo, jak wskazują dziś niemal wszyscy eksperci i analitycy - może się okazać, że ten budżet wieloletni jest ostatnim budżetem uwzględniającym konieczność solidarnych dopłat dla regionów słabiej rozwiniętych.

- Jaki stąd wniosek dla Polski?

- Trzeba być przygotowanym na życie bez tych pieniędzy. Inwestycje będą musiały być podejmowane bez oglądania się na unijne wsparcie. Finansowa kroplówka z zewnątrz wielu decydentów uzależniła psychicznie.

- I rozleniwiła ich?

- Tak. Musimy myśleć o tym, jak prowadzić politykę rozwojową, rozbudowywać infrastrukturę w szczególności, bez pieniędzy unijnych. Zakorzenił się już w Polsce groźny nawyk, że o nowych inwestycjach mówi się wyłącznie w kontekście dopłat unijnych. Jeżeli nie ma szansy na dofinansowanie, to się ich nie podejmuje. To jest złe przyzwyczajenie urzędników i menadżerów, które będzie naprawdę trudne do przezwyciężenia. Skandalem jest to, że nie jesteśmy w stanie wypracować konkretnych projektów i zorganizować procesu inwestycyjnego, aby w pełni wykorzystać europejskie pieniądze. Trzeba też brać pod uwagę także i bardziej czarny scenariusz - nie ma żadnej pewności, czy obecnie uchwalony budżet będzie w całości zrealizowany przez płatnika, czyli UE.

- Jest to dość prawdopodobne?

Reklama

- Tak. Już na poziomie budżetu rocznego z zeszłego roku okazało się, że UE ma 10 mld euro deficytu. Kryzys gospodarczy w strefie euro może być zagrożeniem dla realizacji przyszłego budżetu. Może się po prostu okazać, że tych pieniędzy nie będzie, albo będzie ich znacznie mniej.

- I po prostu skończy się ta Unia, która teraz jeszcze, co pokazują wyniki szczytu budżetowego, próbuje zachować zasadę solidarności...

- Zastanawiając się dziś nad przyszłością Unii Europejskiej, trzeba by wyraźnie oddzielić negocjacje w sprawie budżetu od negocjacji i rozmów w sprawie zmian instytucjonalnych i jej przyszłego kształtu, które są znacznie ważniejsze. Te właśnie sprawy premier Tusk chce pomieszać, aby w debacie o sprawach europejskich w Sejmie zdyskontować swój budżetowy „sukces”. Wszystko to w celu stworzenia „przyjaznej atmosfery” dla debaty nad ratyfikacją paktu fiskalnego. Sprawa jest bardzo poważna, bo ewentualne przystąpienie Polski do tego paktu nastąpi już w kontekście bardzo istotnych zmian instytucjonalnych UE.

- Na temat paktu fiskalnego - od czasu deklaracji premiera o przystąpieniu w marcu i przyjęcia go przez rząd w listopadzie 2012 - aż do 19 lutego 2013 r. panowała cisza, jakby był mało istotny. Dlaczego?

Reklama

- Dlatego, że jakakolwiek dyskusja w tej sprawie jest dla rządu niewygodna. Pakt fiskalny jest dla Polski niekorzystny; jest ograniczeniem suwerenności gospodarczej, a skutkiem tego - także politycznej. Nie ma dobrego powodu, dla którego mielibyśmy ten pakt ratyfikować. Rządowy argument, że Polska zapewnia sobie w ten sposób miejsce w gronie europejskich decydentów jest złudny. Warto pamiętać, że Donald Tusk jako cel negocjacji w sprawie paktu fiskalnego określił „uczestnictwo bez prawa głosu”. Dodajmy - uczestnictwo tylko w niektórych spotkaniach. I to osiągnął, nic więcej. Warto przypomnieć, że ten pakt jest tylko początkiem zmian, które dalej już są zaplanowane. Ma on swoją kontynuację w projekcie nadzoru bankowego, którego konsekwencją jest unia bankowa. Ten plan KE ma prowadzić do federacyjnego państwa europejskiego. To nie jest korzystny dla Polski kierunek. Niestety, ten wątek nie został podjęty przez stronę rządową w debacie sejmowej, a 19 lutego br. Sejm przyjął dokument ratyfikacyjny przy sprzeciwie 155 posłów, głównie Prawa i Sprawiedliwości.

- A jednak, upiera się polski rząd, po sukcesie budżetowym powinniśmy iść dalej za ciosem, aż do strefy euro, co będzie kolejnym sukcesem Polski, a w przeciwnym razie znajdziemy się na europejskim marginesie!

- Używanie politycznego szantażu, że Polska ma przyłączyć się do strefy euro jak najszybciej, bo to jest warunek uczestnictwa we współpracy europejskiej, jest nadużyciem. Współpraca krajów członkowskich w UE naprawdę jest możliwa bez wspólnej waluty. Zresztą, dziś projekt wspólnej waluty wydaje się być co najmniej wątpliwym, a niektórzy twierdzą, że po prostu jest zły, nietrafiony. Tak się składa, że z kryzysem finansowym i gospodarczym dużo lepiej radzą sobie kraje niebędące w strefie euro. To strefa euro trzeszczy. Narastają problemy między bogatymi krajami z północy i biedniejszymi z południa, które znalazły się w strefie euro wbrew analizom i przewidywaniom ekspertów z początku lat 90. ubiegłego wieku. Już wtedy ostrzegano, że objęcie wspólną walutą gospodarek o tak różnym stopniu rozwoju, jak niemiecka i grecka lub portugalska, musi się źle skończyć. Polska, przyjmując euro, może po kilku latach podzielić los dzisiejszej Hiszpanii czy Portugalii.

- Tymczasem dziś w Polsce z góry zakłada się, że nie ma innej drogi do szczęścia - politycy rządzący i media o tym usilnie przekonują - jak możliwie najkrótsza ścieżka do Eurolandu.

Reklama

- Zapytani o to Polacy, w znakomitej większości (ponad 60 proc.) odpowiadają, że Polska nie powinna przystępować do strefy euro. Wydaje się, że coraz większy sceptycyzm panuje także wśród ekspertów. Od dłuższego już czasu wielu ekonomistów zajmujących się analizą rynków finansowych i gospodarki publicznie wyraża pogląd, że przynajmniej nie należy się w tej sprawie spieszyć, bo wobec niepewności międzynarodowej sytuacji gospodarczej pozbawianie się wpływu na pieniężną politykę krajową jest błędem. Euro naprawdę nie jest warunkiem koniecznym dla istnienia UE i naszego bycia w niej. Jesteśmy teraz w takim momencie historycznym, w którym - nie waham się powiedzieć - nie wiadomo, jaki będzie kształt UE za dwa lata... Na ten kształt Polska może i powinna mieć wpływ.

- W jaki sposób, jeśli nie przez ściślejszą, głęboką integrację?

- Powinniśmy formułować nasze postulaty w tej sprawie, przedstawiać naszą wizję.

- Stojąc z boku?

- A może - jeśli przyjmiemy inną narrację - to strefa euro jest z boku? Naprawdę warto się zastanowić nad własną ścieżką rozwoju oraz nad sposobami unijnej współpracy, które nie będą uwarunkowane przystąpieniem do bloku euro.

- I zaproponować debatę nad takimi własnymi rozwiązaniami na poziomie całej UE?

Reklama

- Tak. Problem kryzysu w strefie euro, problem kształtu politycznego pozostaje otwarty na najbliższe miesiące i lata. Warto więc już teraz stawiać pytania. Czy racjonalne jest popieranie UE ze strefą euro i z jej ambicjami do zdominowania gospodarczego i narzucenia wspólnej waluty wszystkim członkom? Czy może wypracować model współpracy między krajami strefy euro a tymi, które chcą jednak zachować własną walutę i prowadzić na poziomie narodowym własną politykę pieniężną? Czy nieodwracalnie jednokierunkowa, prowadząca do zaniku państw narodowych i utworzenia europejskiego państwa bez narodu ewolucja Unii Europejskiej jest konieczna?! Polsce potrzebna jest elastyczna współpraca z europejskimi partnerami, potrzebny jest mechanizm korekty błędów na poziomie unijnych instytucji, potrzebne są działania zwiększające wolność gospodarczą, a nie ją ograniczające, jak w tej chwili. Takie formy współpracy są możliwe, nie ma żadnego przymusu działania pod presją sił politycznych w Brukseli. Linearny rozwój Unii Europejskiej w kierunku federacyjnego państwa jest dogmatem, który w polskim interesie trzeba podważyć.

- Które siły polityczne w Polsce najbardziej prą do strefy euro?

- Paradoksalnie nie widać tu żadnych sił, tylko rząd Donalda Tuska...

-... który siłą nie jest?

- Powiedziałbym, że jest słabością, która dąży do euro. Można odnieść wrażenie, że Donald Tusk chce się przyłączyć do strefy euro jak najszybciej, nie z powodu poczucia siły, lecz ze słabości.

- Mówi, że ten sposób chce wzmocnić Polskę, dowartościować.

- To jest tylko pozorne dowartościowanie. Ale pojawia się tu jeszcze jeden ważny aspekt tej słabości. Istnieje bowiem niebezpieczeństwo, że Polska, wprawdzie z opóźnieniem, ale jednak będzie przeżywała kryzys. Donald Tusk być może uważa, że lepiej byłoby ten kryzys przetrwać w strefie euro.

- A tak nie jest?

- Większość ekspertów twierdzi, że łatwiej jest radzić sobie z kryzysem, gdy ma się możliwość panowania nad kursem własnej waluty, nad podażą pieniądza, gdy się ma możliwość samodzielnego działania. To jest więc wybór między polityką bierności i polityką aktywności. Donald Tusk wybiera politykę bierności.

* * *

Dr Piotr Naimski - polityk, biochemik, nauczyciel akademicki, działacz opozycji w okresie PRL-u, publicysta, były wiceminister gospodarki, poseł PiS na Sejm VII kadencji

2013-02-25 14:46

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Powrót pielgrzymów do Ziemi Świętej?

2024-12-12 14:05

[ TEMATY ]

papież Franciszek

prezydent Palestyny

Vatican Media

Papież Franciszek spotkał się z prezydentem Palestyny

Papież Franciszek spotkał się z prezydentem Palestyny

Rola Kościoła w społeczeństwie palestyńskim, potrzeba wypracowania rozwiązań poprzez dialog i dyplomację i nadzieja na powrót pielgrzymów do Ziemi Świętej w Roku Jubileuszowym - to niektóre spośród tematów rozmów, podjętych podczas audiencji prezydenta Palestyny Mahmouda Abbasa u Ojca Świętego i jego najbliższych współpracowników.

Publikujemy treść komunikatu Biura Prasowego Stolicy Apostolskiej
CZYTAJ DALEJ

Czy korzystam z mądrości Boga zawartej w darze Jego Słowa?

[ TEMATY ]

homilia

rozważania

Karol Porwich/Niedziela

Rozważania do Ewangelii Mt 11, 16-19.

Piątek, 13 grudnia. Wspomnienie św. Łucji, dziewicy i męczennicy
CZYTAJ DALEJ

Nie będzie "Kredytu 0 procent". Rząd wycofuje się z pomysłu

2024-12-13 07:24

[ TEMATY ]

kredyt

Adobe.Stock

Nie będzie kredytu 0 proc.; program mieszkaniowy rządu zostanie zaprezentowany w pierwszym kwartale przyszłego roku - zapowiedział w czwartek minister rozwoju i technologii Krzysztof Paszyk.

"Nie będzie kredytu 0 proc. Polska ma najwyższe oprocentowanie w Unii Europejskiej kredytów mieszkaniowych, blisko dwukrotnie wyższe niż średnia europejska, więc musimy znaleźć rozwiązanie, które w tym zakresie Polakom pomoże" - powiedział.
CZYTAJ DALEJ
Przejdź teraz
REKLAMA: Artykuł wyświetli się za 15 sekund

Reklama

Najczęściej czytane

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję