Reklama

Edukacja

Grochem o ścianę

Rząd przyjął ustawę, na mocy której we wrześniu 2014 r. do szkół pójdą sześciolatki urodzone w pierwszej połowie 2008 r. oraz siedmiolatki, a w następnym roku urodzone po czerwcu 2008 r. i cały rocznik 2009

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Reforma wymyślona jeszcze przez poprzednią minister edukacji Katarzynę Hall straszy dzieci i rodziców już kilka lat. Minister odeszła. Na jej miejsce została powołana jej zastępczyni - Krystyna Szumilas, która przejęła wszystkie wymysły swojej poprzedniczki jako prawdę objawioną. Reforma edukacji sześciolatków miała wejść w życie już dwa razy - w 2009 r. oraz w 2012 r. Na skutek zdecydowanego protestu rodziców ministerstwo odłożyło ją do 2014 r. Tym samym resort przyznał się do błędów reformy. Stwierdzono jednak, że są to jedynie niedopracowania, które uda się zlikwidować. Chodziło głównie o niedostosowaną do potrzeb maluchów infrastrukturę. Mniejsze, lepiej wyposażone sale, małe sanitariaty i umywalki, świetlica dla malców oddzielona od reszty dzieci. Przez te cztery lata wiele z tych niedoróbek zostało zmienionych, a rodzice nadal sprzeciwiają się, aby ich dzieci poszły do szkoły w wieku sześciu lat. Dlaczego, przecież niemal we wszystkich europejskich krajach sześciolatki, a nierzadko pięciolatki i czterolatki chodzą do szkoły? Dlaczego więc nasze dzieci mają się wlec w edukacyjnym ogonie Europy i później pozostawać w tyle na rynku pracy? Warto się zastanowić nad tym, dlaczego reforma edukacyjna działa z lepszym lub gorszym skutkiem w innych krajach, a u nas natrafia na tak zdecydowany opór.

Sześciolatki w Europie

Reklama

Najlepsze osiągnięcia w edukacji dzieci mają Finowie, którzy swoje maluchy posyłają do szkół w wieku siedmiu lat. Finlandia stawia na bardziej swobodny rozwój uczniów. Nie ma ocen dla tych najmłodszych, rozbudowany jest lepszy system motywacyjny, a słabszych uczniów wspiera się, pozostawiając im dużo swobody.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

W Wielkiej Brytanii w 2008 r. BBC w swoim programie wskazywało na Polskę, gdzie edukacja dzieci zaczyna się w wieku siedmiu lat i mali uczniowie potrafią lepiej uczyć się pisać niż ich angielscy rówieśnicy. „Daily Mail” publikuje ostatnio badania, które mówią, że zbyt wczesny start edukacyjny osłabia potencjał intelektualny najzdolniejszych dzieci.

W Europie nie tylko u nas i w Finlandii edukacja rozpoczyna się w wieku siedmiu lat. Podobnie jest w Bułgarii, Estonii, Danii, Szwecji, na Łotwie i Litwie. W Słowenii rodzice sześciolatków mogą dziecko uczyć w domu.

Tam, gdzie nauka jest wczesna, szkoła wygląda zupełnie inaczej. Rozwija się aktywność ruchową, a poprzez zabawę dziecko ma wprowadzone elementy edukacyjne. Nauczyciel jest ciągle obecny z maluchami. Nawet na przerwach dzieci nie integrują się ze starszymi rocznikami. Zajęcia rozpoczynają się swobodną zabawą bez ingerencji nauczyciela, który dyskretnie obserwuje swoich uczniów. Infrastruktura jest dostosowana do potrzeb maluchów. Klasy i przybory są kolorowe, wesołe. Taka szkoła przypomina przedszkole z pewnymi tylko elementami nauki.

Skąd u nas znaleźć pieniądze na tak wyposażone szkoły dla małych dzieci? Samorządy nie mają na to środków. Z braku funduszy zamykają wiele placówek oświatowych, a nie tworzą radosnych i bezpiecznych miejsc dla maluchów.

Polskie realia

Reklama

Gdy cztery lata temu wprowadzano reformę, powstał ruch obywatelski kierowany przez Karolinę i Tomasza Elbanowskich. Działają pod szyldem Stowarzyszenie i Fundacja Rzecznik Praw Rodziców. Zorganizowano akcję pod hasłem „Ratuj Maluchy”. To dzięki ich działaniom reforma została wstrzymana i teraz ważą się jej losy. Do tej pory rodzice mieli możliwość wyboru. Mogli posłać dziecko do szkoły wcześniej lub w wieku siedmiu lat. Z badań przeprowadzonych przez Pedagogium Wyższą Szkołę Nauk Społecznych w Warszawie wynika, że co drugi rodzic, który zdecydował się, aby jego dziecko rozpoczęło wcześniej naukę, dzisiaj tego żałuje (57,6 proc.). Rodzice zamieszkujący mniejsze miejscowości (poniżej 50 tys.) nie posłaliby ponownie dziecka do szkoły w wieku sześciu lat. W większych miastach - ok. 47 proc. Co trzeci rodzic zauważył u dziecka „liczne problemy adaptacyjne” wynikające z różnicy wieku. Co siódmy rodzic mówi, że jego dziecko płacze lub przeżywa lęki związane z pójściem do szkoły.

Z badań wynika, że nauczyciele mówią podobnie. Twierdzą, że sześciolatki są mało odporne emocjonalnie, ich tempo pracy jest bardzo wolne, a to zaburza ciągłość lekcji.

¼ rodziców uwierzyła kampanii rządowej o dobrym przygotowaniu szkół. Teraz są rozczarowani. Połowa rodziców uważa, że infrastruktura szkół nie spełnia wymogów, a 1/3 narzeka na jakość pracy pedagogów.

Chociaż cztery lata temu przyjęto reformę, dopiero teraz ministerstwo bada, czy sześciolatki nadają się, aby rozpocząć edukację w tym wieku. Paradoksalnie badania prowadzi Instytut Badań Edukacyjnych podlegający MEN. Wynik jest przewidywalny. Już teraz wiadomo, że z badań wykluczono dzieci z trwałymi problemami zdrowotnymi oraz te z opinią o potrzebie wczesnego wspomagania rozwoju, aby nie pogorszyły wyników badań. Ale te dzieci także podlegają obowiązkowi wcześniejszej nauki. Badanie ma kosztować 4 mln zł, czyli 1300 na jedno dziecko. Smaczku całej sprawie nadaje fakt, że dla rodziców, którzy wezmą udział w badaniach, czekają nagrody. Każdy dostanie talon na zakupy do hipermarketu, a jeden z nich wylosuje samochód terenowy.

Reklama

Badania badaniami, a MEN i tak idzie jak taran w forsowaniu swojej reformy. Nie obchodzi go raport NIK, który stwierdza, że tylko co piąta szkoła jest przygotowana na reformę. Ministerstwo Edukacji Narodowej potrafi także manipulować danymi. Tak się stało z danymi Głównego Inspektoratu Sanitarnego. Na niego właśnie powołuje się Krystyna Szumilas, twierdząc, że ponad 90 proc. szkół jest dobrze przygotowanych na przyjęcie sześciolatków.

Do redakcji „Rzeczpospolitej” zgłosili się pracownicy jednej ze stacji sanitarnych, uważając, że raport przedstawia fałszywe dane. Tak go skonstruowano, że nawet szkoła zupełnie nieprzygotowana wypada dobrze, a w rzeczywistości co druga placówka nie ma odpowiedniej infrastruktury. - Sześciolatkom poświęcona jest jedynie część oceny - mówi jeden z pracowników stacji sanitarnej. - Szkołom przyznawane są punkty według specjalnego klucza, a następnie zostają one zsumowane i tak powstaje ostateczny wynik określający stan szkoły. W praktyce wygląda to tak, że nawet jeśli za przygotowanie szkoły do nauki sześciolatków nie przyznano żadnych punktów, to szkoła i tak ma szansę na ocenę dobrą.

MEN ignoruje raporty przesyłane przez rodziców o nieprzygotowaniu szkół do reformy. W podwarszawskim Józefowie opracowano profesjonalną prezentację, w której zebrano wszystkie braki placówki i propozycję naprawy. Przedstawiono, że na jedno dziecko w świetlicy przypada 0,6 m2 (na więźnia w celi 3 m2). Dziecko powinno zjeść obiad w szkolnej stołówce w ciągu czterech minut, bo na 660 uczniów w szkole są tylko 64 miejsca przy stołach. Braki są również w umywalkach i sanitariatach. Prezentacja trafiła do MEN. I nic, jak kamień w wodę. Dopiero po licznych interwencjach przesłano ją do kuratorium.

Reklama

Niektórzy rodzice uwierzyli zapewnieniom propagandowym rządu i posłali maluchy do szkół. Dziś bardzo tego żałują i występują do dyrekcji placówek z prośbą o zostawienie dzieci na drugi rok w tej samej klasie. W Olszewnicy w województwie lubelskim wszyscy rodzice pierwszoroczniaków wnieśli taką petycję, argumentując to tym, że dzieci nie są dostatecznie rozwinięte. Szkoła spełniła postulat rodziców. Trudno się dziwić opóźnieniom w edukacji, bo różnica między „rówieśnikami w klasie” wynosi nawet 22 miesiące. Dziecko, które na naukę czytania miało do tej pory dwa lata (6-, 7-latkowie), teraz tę umiejętność powinno opanować w ciągu roku.

Wszystko zostało postawione na głowie

Stowarzyszenie Rzecznik Praw Rodziców podjęło konsekwentną walkę o wrzucenie tej reformy do kosza. 12 czerwca br. złożono w Sejmie prawie milion podpisów ws. obowiązku szkolnego sześciolatków, z zapowiedzią, że będą walczyć do skutku. - Przynosimy dzisiaj do Sejmu blisko milion głosów poparcia dla referendum edukacyjnego. Jako obywatele, jako rodzice nie zgadzamy się na reformę robioną bez pieniędzy, bez przygotowania, bez planu i bez szacunku dla dzieci oraz bez rozmowy z rodzicami. Przez te pięć lat nikt z nami, rodzicami, którzy zgłaszaliśmy konkretne zastrzeżenia do tej reformy, nie rozmawiał. Nie było woli dialogu ani ze strony pani minister, ani premiera - powiedziała Karolina Elbanowska.

Reklama

Dzień przed złożeniem podpisów w Sejmie premier zorganizował konferencję w sprawie reformy, broniąc jej zajadle. Na swojego eksperta wyznaczył Dorotę Zawadzką. Przy jego boku zasiadła superniania, słynna niegdyś z reklamy zachwalającej żywienie dzieci margaryną. W spocie reklamowym emitowanym przez TVP wypowiada także mądrości na temat reformy. Zachęca rodziców do przeżycia fascynującej przygody związanej z pójściem dziecka do szkoły. W tej samej reklamie inna ekspertka - aktorka Weronika Książkiewicz zachowuje się jak kosmitka, twierdząc, że nie zna nikogo, kto by żałował decyzji posłania sześciolatka do szkoły. Na tego rodzaju mądrości wydano tylko w grudniu ubiegłego roku 2 mln zł. Dziwna rozrzutność w czasach kryzysu, gdy nie ma pieniędzy na modernizację szkół. Ale czego się można po tej władzy spodziewać, gdy argumentem w sprawie skuteczności reformy jest fakt, że już w czasach zaborów sześciolatki chodziły do szkoły. Autorką tej sentencji jest prezydent Warszawy Hanna Gronkiewicz-Waltz.

Za i przeciw

Skupiając się na arogancji i niekompetencji władzy, wszechobecnym bałaganie, sprawach związanych z poważnymi brakami w infrastrukturze, można zagubić sens idei reformy. Czy cała powinna pójść do kosza? Czy wymaga ona gruntownej przebudowy? Pewien niepokój budzi fakt, że według przeciwników reformy tylko rodzic powinien decydować o wcześniejszym pójściu do szkoły swojego dziecka. A co w takim razie z dziećmi zaniedbanymi, pozbawionymi właściwej opieki rodzicielskiej? Co z dziećmi z prostych środowisk, w których rodzice nie są w stanie wydać wiarygodnej opinii? Dlatego każdy sześcioletni maluch powinien przejść przez badania psychologa i pedagoga. Dopiero po wydaniu opinii przez ekspertów rodzice powinni mieć prawo do podjęcia decyzji, czy chcą posłać malca wcześniej do szkoły. Oczywiście, zarówno klasy, jak i pedagodzy muszą być do tego przygotowani. Sześciolatek nie może być narażony na agresję starszych kolegów, zmuszanie do siedzenia w ławce przez pięć godzin lekcyjnych, a w domu długie ślęczenie nad zadanym materiałem, jedzenie posiłku w szkolnej stołówce w pośpiechu i stresie oraz wiele innych niedociągnięć.

Jeżeli wzorujemy się na krajach Zachodu, to stwórzmy naszym dzieciom warunki choćby zbliżone do tych, jakie mają sześciolatki w innych państwach. Nie wciskajmy rodzicom kolejnego bubla, przekonując ich, że jest on idealnym rozwiązaniem, które zapewni sześciolatkom bezpieczeństwo i szybszy rozwój intelektualny.

2013-07-08 14:16

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Pierwsza katolicka

Niedziela Ogólnopolska 21/2015, str. 28-29

[ TEMATY ]

szkoła

katolicy

Bożena Sztajner/Niedziela

Krzyż na korytarzu szkolnym, przed którym młodzież gromadzi się podczas codziennej modlitwy południowej, został ofiarowany 6 marca 1997 r. przez Redakcję Tygodnika Katolickiego „Niedziela”

Krzyż na korytarzu szkolnym, przed którym młodzież
gromadzi się podczas codziennej modlitwy
południowej, został ofiarowany 6 marca 1997 r.
przez Redakcję Tygodnika Katolickiego „Niedziela”

Właśnie mija 25 lat od chwili, gdy w Częstochowie powstało jedno z pierwszych po 1989 r. katolickie liceum

W Częstochowie grupa katolików świeckich, z aprobatą abp. Stanisława Nowaka, przy współudziale braci szkolnych i pomocy sosnowieckiej fundacji „Misericordias” chciała zorganizować szkołę, której cechą charakterystyczną będzie katolickość. Byli debiutantami i pionierami niemal we wszystkim, od kwestii formalnych po umeblowanie obiektu. – Na starcie nie mieli niczego. Wszystko kupowano za prywatne pieniądze, szukano sponsorów. Ławki przyjechały od zaprzyjaźnionych Belgów – wspomina Barbara Nalewajka, nauczycielka języka niemieckiego i łaciny, która do grona pedagogicznego dołączyła w pierwszych latach.Elżbieta Markowska, jedna z inicjatorek powstania szkoły, opowiada: – Ks. Stanisław Gancarek wraz z zespołem podjął skuteczne działania, których owocem 1 września 1990 r. na Jasnej Górze była uroczysta inauguracja pracy Katolickiego Liceum Ogólnokształcącego w Częstochowie. Podczas Eucharystii nowe liceum zostało zawierzone Matce Bożej. Po roku fundacja „Misericordias” prowadzenie placówki przekazała nowo powstałemu Stowarzyszeniu Przyjaciół Szkół Katolickich w Częstochowie. Była to pierwsza szkoła powołana przez SPSK. Do dzisiaj jest ono organem prowadzącym częstochowską placówkę. W tym momencie opiekuje się szkołami i przedszkolami w 19 diecezjach. Wiele z nich powtarzało drogę częstochowskiego liceum krok po kroku – dopiero potem nabierały własnego charakteru. W 2004 r. na fundamencie liceum utworzono katolickie gimnazjum. Liceum i gimnazjum funkcjonują jako jeden organizm, jako jedna wspólnota.
CZYTAJ DALEJ

Ujawniła plany skandalicznego seminarium. Teraz szef Instytutu Pileckiego ją zwolnił

Podczas konferencji prof. Krzysztof Ruchniewicz, dyrektor Instytutu Pileckiego, ogłosił odwołanie Hanny Radziejowskiej ze stanowiska szefowej berlińskiej filii Instytutu. Radziejowska miała wcześniej poinformować Ministerstwo Kultury o planach zorganizowania seminarium dotyczącego zwrotu dóbr kultury przez Polskę m.in. Niemcom, Ukrainie, Białorusi, Litwie oraz restytucji mienia prywatnego osób pochodzenia żydowskiego.

Jak przekazał Ruchniewicz, „ostatnie działania Radziejowskiej poważnie podważyły zaufanie u pracodawcy”.
CZYTAJ DALEJ

Wakacyjny dzień we Wrocławiu dzieci z Lewina Brzeskiego

2025-08-14 17:00

ks. Łukasz Romańczuk

Prawie setka dzieci z Lewina Brzeskiego, których domy ubiegłego lata zostały zniszczone wskutek powodzi, odwiedziły dzisiaj Wrocław. Najpierw odbyło się spotkanie z abp. Józefem Kupnym, metropolitą wrocławskim. Ksiądz arcybiskup rozdał dzieciom lody, a po spotkaniu dzieci udały się na przystań na Wyspie Piaskowej i statkiem popłynęły do ZOO we Wrocławiu, gdzie spędziły cały dzień.

Jest to inicjatywa abpa Kupnego oraz Caritas Archidiecezji Wrocławskiej. A cały dzień we Wrocławiu dla dzieci z Lewina Brzeskiego to prezent od księży Archidiecezji Wrocławskiej, którzy w Wielki Czwartek w katedrze wrocławskiej złożyli swoją jałmużnę wielkopostną. - Dziś gościmy dzieci z Lewina Brzeskiego, które musiały przejść przez traumę powodzi. Chcemy im zafundować piękny dzień pełen atrakcji. W planie jest rejs statkiem po Odrze do ogrodu zoologicznego i tam będzie okazja do zwiedzania i nawiązania kontaktu ze zwierzętami. Chcemy, żeby dzieci zapomniały o tym, co przeżyły, ale miały okazję do radości i wypoczynku - podkreśla abp Józef Kupny.
CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

REKLAMA

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję