Reklama

Wiadomości

Podwójne rekolekcje

Ośrodek w Brańszczyku. Przyjeżdżają tu ludzie o różnym stopniu schorzenia. Zarówno ci, którzy mają głęboką afazję, jak i ci, którzy są „tylko” na wózkach. Te kilkanaście dni wakacyjnych rekolekcji jest dla nich często jedynym kontaktem z innymi ludźmi. Przez cały rok, nie mając rodziny i znikąd pomocy, siedzą samotni w domach. Tutaj do pomocy mają wolontariuszy

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Jeden z wolontariuszy zastanawia się: - Ale tak do końca nie wiem, czy te rekolekcje bardziej potrzebne są niepełnosprawnym, czy nam, pełnosprawnym... I kto tu komu pomaga?

Wzajemność

Wolontariuszka Dominika Zygiel z Dobrodzienia k. Opola jest tegoroczną absolwentką pedagogiki. Ma dwóch braci i niebawem zamierza rozpocząć pracę w szkole podstawowej. Pochodzi z rodziny katolickiej. - To, że tutaj jestem, właśnie taka, jaka teraz jestem, zawdzięczam rodzicom. Oni nauczyli mnie najprostszych rzeczy w życiu, przede wszystkim modlić się - opowiada z zachwytem. - Widok taty modlącego się w naszym pokoju pozostanie dla mnie na zawsze niezwykłym świadectwem i wzorem do naśladowania. Najważniejsze wartości wyniosłam z domu i za to jestem rodzicom niesamowicie wdzięczna. Moja obecność w Brańszczyku jest jakby odpowiedzią na ich postawę. Nie mam żadnych oporów, by opiekować się odpoczywającymi tutaj ludźmi. I nie czuję, że w jakiś sposób się poświęcam. Doświadczam tu jedności i miłości. Każdy drugiemu pomaga, jak tylko może. Nawet nie pytając, czy ten drugi potrzebuje pomocy…

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

Reklama

Jakub Fryc z Warszawy jest najmłodszym wolontariuszem. Jedynak, szesnastolatek, uczy się w gimnazjum. Przyznaje, że mocno „kontestował” rodziców, zanim tu przyjechał. Aż któregoś dnia rodzice zobaczyli w internecie ogłoszenie o naborze wolontariuszy. - Zaproponowali mi, że skoro czuję się taki dorosły, to może bym sprawdził się przy niepełnosprawnych… Najpierw byłem z tego niezadowolony. Okazało się jednak, że to twarda szkoła. Taki trochę survival. Sądzę, że na tych rekolekcjach poznałem, co to problemy. Kiedy się spojrzy na to, z czym pensjonariusze borykają się na co dzień, to od razu zmienia się tok myślenia o swoich problemach. One są niczym w porównaniu z ich życiem. Bardzo mnie podbudowuje uśmiech tych ludzi, którym się pomaga. Mam pod opieką dwóch chorych. Nie przypuszczałem, że można czerpać taką radość z pomocy innym.

Reklama

Wojtek Rybakiewicz, o rok starszy od Jakuba, chodzi do warszawskiego liceum. „Zaciągnął” się do Brańszczyka, idąc w ślady mamy, która jeszcze jako studentka była wolontariuszką w Łaźniewie, gdzie w latach 1963 - 2006 odbywały się turnusy. Ale też przyznaje, że i on „kontestował polecenia rodziców”. - Tu widzę, że ludzie mają tak mało, a tak bardzo potrafią to docenić. A najbardziej wzruszające chwile przeżywam podczas wieczornego apelu. Pensjonariusze składają wtedy zawsze jakieś intencje, prośby, podziękowania. Ci chorzy nie tylko proszą, ale i dziękują! - mówi Wojtek. - Pan, który siedzi na wózku i trzeba wszystko wokół niego robić, mówi: - Boże, dziękuję Ci za to, że dajesz mi zdrowie. Za to, że nie sprawiam tutaj szczególnego problemu. Oni patrzą na nas, wolontariuszy, jak na kogoś wyjątkowego. I to mnie niezwykle porusza. I to, że to są ich jedyne wakacje. Jedenaście dni, które z nimi spędziłem, pokazały mi, jakim jestem szczęściarzem - bo mam rodzinę i mogę żyć w takich warunkach, w jakich, żyję. Praca tutaj jest może męcząca, ale nie ciężka. Świadomość tego, że każde nasze wstanie, pójście do nich, bo oni nie dają sobie zupełnie rady, powoduje, że czujemy się bardziej komuś potrzebni. To pokazuje, że od tych dóbr codziennych ważniejsze jest dobro drugiego człowieka. Dla mnie są to ważne rekolekcje. To są, oprócz codziennej modlitwy, takie moje medytacje, przemyślenia.

Ola i Jacek Droniowie od kilku miesięcy są małżeństwem. Ona studiuje pedagogikę specjalną na Akademii Pedagogiki Specjalnej w Warszawie. On ukończył Akademię Muzyczną w Gdańsku. Jest nauczycielem muzyki w szkole i gry na gitarze. I pierwszy raz w Brańszczyku. Ola posługuje już ósmy turnus. „Przyciągnęła” męża do Brańszczyka, bo: - Powiedziałam, że to część mojego życia i musi zobaczyć, jaka to część. A to bardzo ważne miejsce dla mnie - podkreśla Ola. - Owszem, bywa tu ciężko, ale się później tęskni. To taki powiew Ducha Świętego. Dużo też daje pobyt księży podczas każdego turnusu. No i ta charakterystyczna wspólnotowa atmosfera…

Jacek ma pod opieką człowieka, który je przez ok. godzinę. - Jego choroba to afazja. Porażenie mózgowe - opowiada z zaangażowaniem. - Niezwykle inteligentny człowiek, ale nie może chodzić. Ma problem z poruszaniem się. Rusza bez koordynacji głową. Nie bardzo też może połykać, stąd tak długo trwa każdy jego posiłek. Generalnie, miałem duży problem z przyjazdem tutaj, bo jestem w trakcie zakładania szkoły muzycznej z kolegą. A poza tym na co dzień bywam egoistą i ciężko mi jest pomagać innym. Tutaj zauważyłem, i to też dzięki żonie, że pomaganie innym to sens życia. Owszem, uczyłem się tego od rodziców, ale nie bardzo byłem do tego przekonany.

Na wiejskich wczasach

Reklama

Przyjazna czarna suczka merda ogonem. Jest ufna, mimo że ma sześcioro szczeniąt. Ale wokół niej nie ma nieprzyjaznych ludzi. Wszyscy cieszą się z nowych stworzeń, dokarmiają młodą suczkę. Nieopodal rozleniwione koty grzeją futerka. Kury, kurczaki i głośno piejące małe kogutki przywołują atmosferę wsi. Jest staw rybny. I ponad trzy zielone hektary położone na Bugiem. Dom rekolekcyjny w niewielkiej miejscowości Brańszczyk oddalony jest od Warszawy o niecałe 70 km. Dla korzystających z niego przygotowanych jest ponad 100 pokoi w dwóch skrzydłach na dwóch piętrach, z dwoma kaplicami i figurami stacji na zewnątrz. Jedno skrzydło stanowi Dom Emeryta zamieszkały przez cały rok przez ponad pół setki osób. Drugie - jest przeznaczone w ciągu roku dla różnych grup rekolekcyjnych, a latem odbywają się tam turnusy dedykowane „ludziom niepełnosprawnym w różnym wieku, a także starszym i samotnym, poprzez umożliwienie im zmiany otoczenia, kontaktu z przyrodą, z innymi ludźmi i z Bogiem, czyli odpoczynku fizycznego i umocnienia duchowego” - jak można przeczytać na stronie internetowej księży orionistów, czyli Zgromadzenia Zakonnego Małe Dzieło Boskiej Opatrzności, założonego przez ks. Luigiego Orione na początku XX wieku. W Polsce zaś istniejącego od 1923 r.

Ośrodek w Brańszczyku to dzieło gospodarza obiektu, księdza orionisty Józefa Wojciechowskiego, który za 4 lata będzie obchodził półwiecze kapłaństwa. Budowniczy podobnego ośrodka w podwarszawskim Łaźniewie chętnie opowiada o swojej pracy i o tym, w jaki sposób powstał tak imponujący obiekt wypoczynkowy. Dziś turnusy rekolekcyjne dla niepełnosprawnych prowadzone są zarówno przez orionistów, jak i jezuitów. A zapoczątkowane zostały jeszcze w Łaźniewie przez nieżyjących już: Teresę Strzembosz, Anielę Lossow i orionistów: abp. Bronisława Dąbrowskiego oraz ks. Mariusza Zanattę.

Dziś trudno o wolontariuszy

Reklama

Teresa Okraska od lat jest uwięziona na wózku inwalidzkim przez kilka chorób. Mówi o sobie: parafianka Marii Magdaleny. Mieszka w Warszawie na 3. piętrze, bez windy, ale się nie poddaje. Schodzi i wchodzi, a raczej wczołguje się przy pomocy poręczy. Administracja jest nieczuła na jej prośby o zamianę mieszkania, więc musi sobie radzić. Jest osobą aktywną, o żywej, wrażliwej inteligencji. Maluje, haftuje i nie zamierza osiadać bezradnie w czterech ścianach. - Niewiele osób interesuje się tym, jak sobie radzę - mówi Teresa Okraska. - „Dasz na flaszkę, to cię zniosę” - proponują osiedlowi „kumple”. Dziś już niewielu jest wolontariuszy. Radzę sobie i nie mam pretensji do losu. W Brańszczyku jestem już 4. raz i zawsze nabieram tutaj sił na pielgrzymki. Bo tu jest bardzo dużo miłości. Widzę ją na co dzień. Tu doznałam Bożego uzdrowienia… Podczas pielgrzymki Miłosierdzia Bożego zaczęłam trochę chodzić. Dostałam takiej siły u Jezusa cierpiącego, że nawet mogę pomagać niektórym osobom niepełnosprawnym. Pod koniec sierpnia wybieram się na moich kółkach, dzięki dobrym ludziom, na pielgrzymkę rowerową do miejsca urodzenia siostry Faustyny w Głogowcu. A niebawem do bliskiego siostrze Faustynie Ostrówka i Klembowa.

Stanisław Adamczyk z Łomianek od prawie 5 lat jeździ na wózku inwalidzkim. Jak powiada, to jego „BMW”, czyli bardzo mały wóz. Od ponad 30 lat jest związany z kościołem św. Stanisława Kostki na warszawskim Żoliborzu. Znał bł. ks. Jerzego i był jednym z tych, którzy w 1984 r. kopali grób dla kapłana. Związany jest też od kilkudziesięciu lat ze Wspólnotą „Totus Tuus” przy kościele św. Stanisława Kostki w Warszawie. Jednak obecność na turnusach zawdzięcza siostrze zakonnej z Caritas w Łomiankach. - Przez te jedenaście dni rekolekcyjnego turnusu żyjemy tu jak wspólnota. Czekam na ten wypoczynek z równym utęsknieniem, jak na święta - mówi. - Zawsze można poznać kilka osób i jakoś zawiązuje się środowisko wzajemnej pomocy.

Nietypowa wspólnota

Podczas pięciu rekolekcyjnych turnusów posługują zarówno świeccy, jak księża oraz zakonnicy i zakonnice. Orioniści, jezuici, misjonarze, pallotyni. Dla swoich podopiecznych organizują zabawy z… tańcami, wypady na lody, dają koncerty. Mają też „na koncie” spektakl. Rekrutacją niepełnosprawnych uczestników turnusów, a także wolontariuszy zajmuje się Wspólnota Życia Chrześcijańskiego. Od 2010 r. tylko duchownych. Świeccy zgłaszają się do koordynatorki z Oriońskiego Instytutu Świeckiego. W 2011 r. wspólnota została wyróżniona nagrodą Brata Alberta za „czterdziestoletnią wytrwałą służbę ubogim”. Jedną z najbardziej pracowitych wolontariuszek organizujących wypoczynek dla niepełnosprawnych jest Ewa Okuljar-Schmidt, z zawodu informatyk. Swoją posługę zaczynała w połowie lat 70. ubiegłego wieku jako studentka w grupie prowadzonej przez nieżyjącego od kilku lat ks. prał. Wiesława Kalisiaka, wówczas duszpasterza akademickiego w parafii pw. św. Stanisława Kostki w Warszawie. - Formacja Wspólnoty Życia Chrześcijańskiego oparta jest na duchowości ignacjańskiej. Ważnym składnikiem wspólnoty i tym, co ją łączy, jest, jak mówimy, „apostolstwo”, a więc posługa bliźniemu - mówi Ewa Okuljar-Schmidt. - Jesteśmy właściwie nietypowi wśród WŻCH w Polsce. Wydaje mi się, że jesteśmy jedyną wspólnotą, która zaczynała od apostolstwa i realizuje je jako wspólnota, działając wszyscy razem w tym samym dziele. Ale to, co robimy od kilkudziesięciu lat, dzieje się w głównej mierze w oparciu o formację, jaką otrzymaliśmy i nadal otrzymujemy w WŻCH. Bez duchowej formacji tak długodystansowe zaangażowanie w niełatwą i czasochłonną pracę dla osób potrzebujących pomocy jest niemożliwe. Mamy przecież normalne obowiązki rodzinne i zawodowe. Oczywiście, jak każda wspólnota i nasza przeżywała kryzys. Jeden czy drugi się wykruszy, ale dalej jest wspólnota. Bo zawsze powstaje pytanie: „No dobrze, wspólnota się rozpada, ale co z Łaźniewem?”. Dziś już symbolicznie przywołujemy ten pierwszy ośrodek, bo teraz jest Brańszczyk. I odpowiedź jest zawsze taka: „Nie ma dobrego pomysłu na Łaźniew, co z nim zrobić?”. I w ten sposób wspólnota wychodziła z kryzysu, bo coś trzeba było zrobić z „Łaźniewem”. A przekazać tej pracy nie ma komu, mimo wysiłków nie możemy znaleźć następców. No, ale kiedy człowiek przyjeżdża na taki turnus, to bardzo relatywizują się jego problemy…

2013-08-12 14:15

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Moje wędrówki po Włoszech

Niedziela Ogólnopolska 36/1999

[ TEMATY ]

turystyka

Ned Dunn - Flickr / en.wikipedia.org

Viterbo

Viterbo
Niewielkie Viterbo, położone w północnym Lacjum, w porównaniu z innymi miastami Italii nie posiada zbyt wielu szczególnie cennych zabytków. Poza kilkoma renesansowymi pałacami i dwoma romańskimi kościołami jest tu jeszcze pałac papieski z unikalną gotycką loggią - i to prawie wszystko. Miasteczko samo w sobie jest jednak urokliwe i natknąć się w nim można na wiele czarujących zaułków i placyków. Podążając nimi, przypadkowy wędrowiec bezwiednie kroczy śladami pewnego dziewczęcia, które żyło tutaj w połowie XIII w. Biedni rodzice nadali dziecku imię Róża, tak podobno było urodziwe. Ta młoda istotka, nie dbając jednak zbytnio o sprawy doczesnego świata, swoim nad wiek rozwiniętym życiem duchowym, modlitwą, a przede wszystkim pokutą starała się dawać współziomkom godziwy przykład chrześcijańskiego życia. Jak to zwykle w takich przypadkach bywa, dziewczyna ściągnęła na siebie wiele przykrości i prześladowań, łącznie z wygnaniem z rodzinnego miasta. Nie przyjęto jej też do miejscowego klasztoru klarysek. Ponieważ jednak moc w słabości się doskonali, tak też po jej rychłej śmierci w 1253 r. otrzymane u jej grobu liczne łaski zwróciły uwagę na tę skromną, a świętą postać. Już w cztery lata po jej śmierci nietknięte rozkładem ciało przeniesiono w uroczystej procesji pod przewodnictwem papieża Aleksandra IV do kościoła Sióstr Klarysek. W ten sposób znalazła się tam, gdzie odmówiono jej wstępu za życia. Kanonizowana dwieście lat później, w 1458 r., po dokonanym u jej ciała uzdrowieniu jednego z kardynałów, stała się odtąd św. Róża patronką Viterbo. Jej skromny domek został pieczołowicie odrestaurowany i można go dzisiaj oglądać niedaleko kościoła pod wezwaniem Świętej. Miasto co roku 3 września wieczorem, czci pamięć św. Róży a forma tego święta przybiera kształt nigdzie indziej nie spotykany. Dobrze zachowane - pomimo upływu ponad 700 lat - serce św. Róży umieszczane jest w relikwiarzu na szczycie trzydziestometrowej wieży i obnoszone ulicami miasta w uroczystej procesji. Tradycja budowy bardzo wysokich wież, zwanych tutaj "macchina di Santa Rosa", sięga z górą trzystu lat. Dawniej starano się budować wieże coraz wyższe i wyższe, tak że przekraczały wysokość 30 m. Jednak po serii tragicznych wypadków zmniejszono nieco wysokość, lecz i tak konstrukcja sięga czwartego piętra.Rzęsiście oświetlona budowla wystaje niejednokrotnie ponad dachy domów miasta, tak że jej wierzchołek przesuwa się majestatycznie ponad budynkami. Konstrukcja wieży św. Róży składa się z metalowego rusztowania, drewnianych wsporników i niezwykle bogato udekorowanej obudowy z masy papierowej. Waga tak wysokiej budowli jest niebagatelna i przekracza pięć ton. Aby unieść tak ogromny ciężar i nie przewrócić go podczas procesji, tragarze, zwani tutaj "kawalerami św. Róży", muszą długo ćwiczyć. Zwłaszcza trudna i niebezpieczna jest operacja uniesienia w górę "macchiny". Musi się to odbywać równo i jednocześnie z każdej ze stron, gdyż inaczej może dojść do przechyłów wieży, grożących jej przewróceniem. Prestiżowe zajęcie tragarzy wymaga doświadczenia i dlatego czynią to przeważnie ci sami z roku na rok, rzadko i nieznacznie zmieniając skład osobowy zespołu. "Kawalerowie św. Róży" traktują swoją misję bardzo poważnie. Noszą białe tradycyjne stroje i w tym samym kolorze chusty na głowach, a w talii są przepasani czerwonymi szarfami. Po dziesięciu latach noszenia mają prawo do założenia prestiżowej niebieskiej szarfy. Wieczorna procesja, której trasa liczy ok. jednego kilometra, ściąga do Viterbo wielu widzów z całego Lacjum, którzy wraz z mieszkańcami zapełniają tłumnie ulice, okna, balkony i dachy pobliskich domów. Zawsze pozostaje dreszczyk emocji, iż wieża może się przewrócić. Tak nieraz bywało. W 1801 r. krzyk okradzionej przez złodzieja kobiety spowodował tumult wśród widzów. Wybuchła panika i 22 osoby zostały stratowane na śmierć. Trzynaście lat później w wyniku zawalenia się części ogromnej wieży dwóch tragarzy poniosło śmierć, a kilku innych zostało rannych. W 1820 r. zbudowana przez Angelo Papiniego nowa wieża została przewrócona na głównej ulicy Viterbo, zwanej Corso Italia. Stało się tak na skutek rozkołysania wysokiej konstrukcji przez niefrasobliwych tragarzy, którzy nadużyli wina, świętując zakończenie budowy nowego obiektu. W 1893 r. ulewny deszcz uniemożliwił rozpoczęcie procesji, a podniecona takim obrotem sprawy grupa anarchistów zniszczyła wieżę, podpalając ją. Wreszcie stosunkowo niedawno, w 1967 r., przechył wieży wymusił przerwanie procesji. Na szczęście obyło się bez ofiar w ludziach. Każda wieża nosi nazwisko swojego konstruktora. Obecnie używana nazywa się Giuseppe Zucchi i została zbudowana w 1967 r. Otrzymała przydomek "lot aniołów", ze względu na liczne postacie tych duchów niebieskich, umieszczone na czterech kolejnych piętrach. Na samym szczycie budowlę wieńczy postać św. Róży. W miejscowym muzeum można zobaczyć modele wież noszonych w procesjach w przeszłości. Viterbo leży przy drodze do Rzymu, a więc łatwo tu zajrzeć podczas pielgrzymki do Wiecznego Miasta.
CZYTAJ DALEJ

Indie: śmierć 241 osób w katastrofie samolotu, przeżył jeden pasażer

2025-06-13 07:16

[ TEMATY ]

Indie

PAP/EPA/SIDDHARAJ SOLANKI

Indyjskie linie lotnicze Air India potwierdziły, że w katastrofie Boeinga 787-8 Dreamliner, która wydarzyła się w czwartek w mieście Ahmadabad, zginęło 241 osób. Na pokładzie były 242 osoby, katastrofę przeżył jeden pasażer.

"Samolot rozbił się wkrótce po starcie. Z przykrością informujemy, że spośród 242 osób na pokładzie 241 osób potwierdzono jako zmarłe. Jedyny ocalały jest leczony w szpitalu" - brzmi komunikat Air India, zamieszczony na platformie X.
CZYTAJ DALEJ

Kard. Schönborn wobec eskalacji na Bliskim Wschodzie: „Zatrzymajcie wojnę, zanim będzie za późno!”

2025-06-13 16:30

[ TEMATY ]

wojna

kard. Schönborn

Bliski Wschód

Erzdiözese Wien/Stephan Schönlaub

Kardynał Schönborn

Kardynał Schönborn

Kardynał Christoph Schönborn wyraził swoje przerażenie obecną eskalacją przemocy na Bliskim Wschodzie. W nocy z piątku na piątek Izrael zaatakował Iran, a Iran zapowiedział zmasowany odwet. Ta wiadomość głęboko go zszokowała, napisał 13 czerwca na platformach społecznościowych Bluesky i X.

Podkreślił, że nowa wojna o nieprzewidywalnych konsekwencjach to ostatnia rzecz, jakiej potrzebują tamtejsi mieszkańcy. Wojna nie tylko nie jest rozwiązaniem, „wojna zawsze jest ludzką porażką”, o czym często i stanowczo przypominał nam zmarły niedawno papież Franciszek. „Przyjmuję jego słowa za swoje: Zatrzymajcie wojnę, zanim będzie za późno!”, czytamy we wpisie emerytowanego arcybiskupa Wiednia.
CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

REKLAMA

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję