Reklama

Historia

Wystawa IPN

Wypędzeni

Mieli na opuszczenie domów kwadrans. Pół godziny. W niektórych przypadkach – kilka bądź kilkanaście godzin. W zależności od regionu. Mogli zabrać jedynie rzeczy osobiste. Czasem cieplejszą odzież, pierzynę, kilka garnków. Nie więcej niż 200 zł gotówką. Reszta musiała trafić do Niemców. Pozostawienie większej sumy karano śmiercią. Nazwano to bowiem okradaniem Rzeszy

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Rodzice, dzieci czy rodzeństwo akcentujący patriotyzm swoją postawą byli aresztowani przez niemieckich i sowieckich okupantów w pierwszej kolejności. Nigdy nie wrócili do domów. Rozstrzelano ich w pierwszych tygodniach wojny w masowych egzekucjach. Ich rodziny zamykano w obozach przesiedleńczych, jako szczególnie niebezpiecznych. Przetrzymywani w nieludzkich warunkach, masowo ginęli. Bo takie było porozumienie niemiecko-sowieckie nazwane paktem Ribbentrop – Mołotow.

W wygłoszonym 6 października 1939 r. przemówieniu w Reichstagu Hitler powiedział m.in.: „Zadanie dalekowzrocznego uporządkowania europejskiego życia wymaga podjęcia przesiedleń. (…) Niemcy i Unia Republik Sowieckich uzgodniły, że będą się w tym względzie wzajemnie wspierać. Jeżeli Niemcy i Rosja Sowiecka podejmują się teraz tej ozdrowieńczej pracy, to mogą słusznie powołać się na to, że próba rozwiązania tych problemów metodami Wersalu bezpowrotnie sczezła na niczym”.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

Jednych wymordować

Konsekwencją porozumienia były zbrodnie, jakich dokonywali Niemcy i Sowieci na podbitych przez siebie terenach. Po szczegółowej selekcji aresztowanych stawiano przed plutonami egzekucyjnymi i rozstrzeliwano. Szczególnie polską elitę. Zbrodni dokonywano w pośpiechu. Bardzo często skrycie – wówczas jeszcze bowiem dbano, by to, co robili zbrodniarze, nie dotarło do międzynarodowej opinii publicznej. Symbolem tego do dziś niewyjaśnionego ludobójstwa pozostają zbrodnie dokonane przez Sowietów w Katyniu, zaś przez Niemców – w Piaśnicy. Jednakże to tylko głośne symbole. Zarówno Niemcy, jak i Sowieci z niezwykłą konsekwencją mordowali elity w wielu małych polskich miasteczkach, o czym do dzisiaj świadczą pomniki na skwerach i kamienie na żydowskich cmentarzach w Ciechanowie, Łowiczu, Płońsku, Płocku, Pułtusku, Przasnyszu, Sieradzu.

Tylko w pierwszych dniach października 1939 r. Niemcy wymordowali blisko 30 tys. Polaków na Pomorzu podczas „Intelligenzaktion”. Ścigano nie tylko polską inteligencję, ale też „ludzi, którzy cieszyli się szczególnym autorytetem wśród miejscowej ludności”, jak pisano w niemieckich rozkazach. Odrębnym represjom poddano księży i zakonników.

Reklama

Rodziny pomordowanych podczas akcji niszczenia polskiej inteligencji najczęściej wypędzano z domostw w inny obszar Polski. Bardzo często również kierowano je do niewolniczej pracy w niemieckich wsiach. Podobnych mordów i wysiedleń dokonywali Sowieci na terenie Ziem Wschodnich RP. Zarówno jedni, jak i drudzy agresorzy eksterminowali Polaków, jeszcze zanim nastąpiła formalna okupacja polskich ziem. Tak było już w połowie września 1939 r. na terenie Gdańska i Gdyni. Tak również – na wschodnich terenach Polski: we wsiach, małych miasteczkach czy dużych miastach – jak choćby we Lwowie.

Drugich wysiedlić

Pierwsze wysiedlenia z sowieckiej „strefy wpływów”, czyli okupacji, miały miejsce już w październiku. Kolejne: w lutym, kwietniu i od maja do lipca 1940 r. Następne w maju i czerwcu 1941 r. Po kilkuletniej przerwie wysiedlenia nastąpiły ponownie: w 1944 i 1945 r. Ilu Polaków wywieźli Sowieci, do dziś jeszcze nie zostało dokładnie policzone. Tylko na mocy decyzji podpisanej przez Berię 29 grudnia 1939 r. w pierwszych dniach wojny wysiedlono blisko 150 tys. Polaków w dalekie ostępy Związku Sowieckiego. Z początkiem 1940 r. – kolejne 60 tys. Również ok. 80 tys. osób społeczności żydowskiej. Z niepełnych danych wynika, że w czterech sowieckich deportacjach, do czerwca 1941 r., pozbawiono domostw i wysiedlono na teren ZSRR blisko milion Polaków. Podczas drugiej okupacji, w latach 1944-45, kolejny milion. Samych tylko lwowian ponad 140 tys. osób. W miejsce Polaków osiedlano na ogół Białorusinów i Ukraińców.

Innych poddać wyniszczającej pracy

Jeszcze gorzej wyglądała sytuacja na terenach okupowanych przez III Rzeszę. Tuż po wkroczeniu do Gdańska i Gdyni przed plutonami egzekucyjnymi postawiono kilka, a w następnych miesiącach kilkanaście tysięcy Polaków. Niebawem wypędzeniu ze swoich domów podlegało blisko 2 miliony ludzi, m.in. z Gdańska, Gdyni, Bydgoszczy, Torunia. Podobnie – na terenach Wielkopolski czy północnego Mazowsza. Wypędzeń i przesiedleń dokonywano w ramach „Generalsiedlungsplan”, czyli Generalnego Planu Przesiedleńczego. Niemcy bowiem zamierzali utworzyć społeczeństwo „jednorodne rasowo”, w którym Polacy mieli stanowić niewielką garstkę ok. pół miliona siły roboczej. „Czystsze rasowo” polskie grupy zamierzano zaś poddać zniemczeniu. Już w październiku do polskich kamienic i domów wprowadzano niemieckich osadników z Niemiec. Przywożono ich też z terenu Związku Sowieckiego. To „Zniemczenie, odżydzenie i odpolonizowanie, było możliwe dzięki sprawnej pomocy naszych rosyjskich braci socjalistów” – jak podkreślali niemieccy znawcy od „przesiedleń”, uznani kilka lat później przez Trybunał Norymberski za zbrodniarzy wojennych: Heinrich Himmler, Robert Ley i Albert Forster.

Reklama

Na kolejnym etapie wypędzania znalazła się Zamojszczyzna, skąd w latach 1942-43 wysiedlono ponad 100 tys. Polaków, miasto zaś miało nosić nazwę Himmlerstadt. Założeniem dalekosiężnym niemieckiego planu, na którego realizację przewidywano od 3 do 5 lat, było przesiedlenie ponad 80 proc. Polaków na bezludne tereny Syberii.

Kara śmierci za mówienie po polsku

Największego jednak spustoszenia Niemcy dokonali w Wielkopolsce i części ziemi łódzkiej, zwanej „Krajem Warty” (Warthegau). Jak mówił jeden z twórców zbrodniczego programu Robert Ley: „Za 50 lat będzie tu kwitnący kraj niemiecki, gdzie nie będzie ani Polaka, ani Żyda! Taka jest prawda. Jeśli ktoś mnie spyta, gdzie będą, odpowiem: nie wiem. (…) Ale tu będą mieszkać tylko ludzie niemieccy!”.

Pierwotnie zamierzano wypędzić stamtąd ok. 4 milionów osób. Jednak okazało się to niemożliwe ze względów technicznych. Bez przeszkód natomiast w „Kraju Warty” wobec Polaków zastosowano niezwykle drastyczne represje, rzadziej na ogół stosowane w innych częściach okupowanego kraju. Za najmniejsze nawet wykroczenia wobec prawa niemieckiego okupanta karano obozem, więzieniem, również karą śmierci. Sankcje były: „Za publiczne używanie języka polskiego. Używanie polskich nazw miejscowości czy ulic. Uczęszczanie do większych parków i zieleńców. Siadanie na ławkach. Korzystanie z kąpielisk nadmorskich i miejscowości letniskowych. Spożywanie artykułów spożywczych (kolonialnych). Nabywanie jarzyn, słodyczy, cukrów. Posiadanie aparatów fotograficznych, patefonów, płyt gramofonowych”. Ponadto Polakom nie wolno było „Uczyć się w szkołach średnich – ogólnokształcących i zawodowych. Odwiedzać lokali publicznych, restauracji, kawiarń, barów, uczęszczać do większych zakładów fryzjerskich. Jeździć kolejami bez imiennych przepustek, (…) korzystać z pociągów pośpiesznych i autobusów, (…) jeździć rowerami (tylko do miejsca pracy oddalonego co najmniej 5 kilometrów rowery Polaków są oznaczone). Zawierać małżeństw przed skończeniem 28. (mężczyźni), względnie 25. (kobiety) roku życia”. Na karę śmierci skazywano też Polaków, którzy posiadali w domu polskie książki, weszli w konflikt z Niemcem w pracy bądź na ulicy, czy przebywali na zewnątrz bez przepustki po godzinie policyjnej.

Reklama

Pakt ciągle żywy

Zbrodnie te znakomicie pokazuje wystawa „Wypędzeni 1939...”, autorstwa Jacka Kubiaka, Małgorzaty Schmidt, Janusza Zemera, zorganizowana przez Związek Miast Polskich, a prezentowana w salach warszawskiego IPN. Złożona z kilkuset fotosów i kronik filmowych z polskich, ale też niemieckich archiwów, obrazuje ogrom eksterminacji Polaków dokonanej przez niemieckiego i radzieckiego okupanta. Choć miała ona swoją premierę przed 4 laty, nadal cieszy się ogromnym zainteresowaniem. Wiele bowiem z przedstawianych materiałów archiwalnych jest pokazywana w Polsce po raz pierwszy. Wystawie towarzyszy prezentacja niezwykle cennych materiałów multimedialnych dla szkół: „Warthegau – Jasnowłosa prowincja. Wielkopolska 1939-1945”.

– Zależało nam na tym, aby pokazać na wystawie ogrom zbrodni w jej historycznym wymiarze – mówi Jacek Kubiak, współautor wystawy, dziennikarz i filmowiec, który w czasach PRL-u związany był z opozycją. – Dotyczyły one bowiem wszystkich ziem wcielonych do Rzeszy. O ile wiadomo, że Wielkopolska była wcielona do Rzeszy, to już mało kto wie, że również do Rzeszy były włączone Kujawy czy takie miasta, jak m.in. Łódź, Kutno. Również północne Mazowsze z Płockiem, Płońskiem, Ciechanowem i innymi mniejszymi miastami. Chcieliśmy pokazać dwa plany tej historii. Jeden mikro, pokazujący losy poszczególnych rodzin. A drugi makro, mówiący o tym, że mechanizmem napędowym całego procesu był pakt Ribbentrop – Mołotow i szczegółowe uzgodnienia pomiędzy ZSRR a Niemcami, dotyczące migracji Niemców etnicznych z sowieckiej strefy wpływów do nowej Rzeszy, czyli głównie do „Kraju Warty”. Deportacje bez współpracy sowiecko-niemieckiej nie byłyby możliwe. Wiedza o wysiedleniach przez wiele lat była jednak w cieniu z powodu paktu Ribbentrop – Mołotow, ale także dlatego, że działy się rzeczy potworniejsze, np. Holokaust, który przysłonił wszystko. Na wystawie więc chcieliśmy pokazać, że wypędzenia z polskich ziem były podobnym przedsięwzięciem, jak Holokaust. Że były organizowane planowo i przez ten sam sztab ludzi, który przeprowadzał Holokaust. Z Adolfem Eichmannem i Heinrichem Himmlerem na czele, którzy pracowali nad deportacjami Polaków. Wespół z Sowietami.

2013-11-19 15:16

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Zacny nasz pan Marcin i...

Niedziela przemyska 46/2012, str. 8

[ TEMATY ]

historia

Arkadiusz Bednarczyk

Marcin Krasicki – podobizna z kościoła Karmelitów w Przemyślu

Marcin Krasicki – podobizna z kościoła Karmelitów w Przemyślu

Wśród znamienitych rodów zamieszkujących w czasach staropolskiej Rzeczypospolitej ziemię przemyską byli Krasiccy. Wśród nich mężowie wielkiego honoru - jak ich nazywano: zacny Pan Marcin oraz jego ojciec Stanisław. Marcin znany był z wielkiego nabożeństwa do swojego patrona św. Marcina i Najświętszej Panny Maryi. Obaj, choć nieodrodni synowie epoki warcholstwa i szabelki, byli znani ze swojej hojności i honoru.

CZYTAJ DALEJ

Marcin Zieliński: Znam Kościół, który żyje

2024-04-24 07:11

[ TEMATY ]

książka

Marcin Zieliński

Materiał promocyjny

Marcin Zieliński to jeden z liderów grup charyzmatycznych w Polsce. Jego spotkania modlitewne gromadzą dziesiątki tysięcy osób. W rozmowie z Renatą Czerwicką Zieliński dzieli się wizją żywego Kościoła, w którym ważną rolę odgrywają świeccy. Opowiada o młodych ludziach, którzy są gotyowi do działania.

Renata Czerwicka: Dlaczego tak mocno skupiłeś się na modlitwie o uzdrowienie? Nie ma ważniejszych tematów w Kościele?

Marcin Zieliński: Jeśli mam głosić Pana Jezusa, który, jak czytam w Piśmie Świętym, jest taki sam wczoraj i dzisiaj, i zawsze, to muszę Go naśladować. Bo pojawia się pytanie, czemu ludzie szli za Jezusem. I jest prosta odpowiedź w Ewangelii, dwuskładnikowa, że szli za Nim, żeby, po pierwsze, słuchać słowa, bo mówił tak, że dotykało to ludzkich serc i przemieniało ich życie. Mówił tak, że rzeczy się działy, i jestem pewien, że ludzie wracali zupełnie odmienieni nauczaniem Jezusa. A po drugie, chodzili za Nim, żeby znaleźć uzdrowienie z chorób. Więc kiedy myślę dzisiaj o głoszeniu Ewangelii, te dwa czynniki muszą iść w parze.

Wielu ewangelizatorów w ogóle się tym nie zajmuje.

To prawda.

A Zieliński się uparł.

Uparł się, bo przeczytał Ewangelię i w nią wierzy. I uważa, że gdyby się na tym nie skupiał, to by nie był posłuszny Ewangelii. Jezus powiedział, że nie tylko On będzie działał cuda, ale że większe znaki będą czynić ci, którzy pójdą za Nim. Powiedział: „Idźcie i głoście Ewangelię”. I nigdy na tym nie skończył. Wielu kaznodziejów na tym kończy, na „głoście, nauczajcie”, ale Jezus zawsze, kiedy posyłał, mówił: „Róbcie to z mocą”. I w każdej z tych obietnic dodawał: „Uzdrawiajcie chorych, wskrzeszajcie umarłych, oczyszczajcie trędowatych” (por. Mt 10, 7–8). Zawsze to mówił.

Przecież inni czytali tę samą Ewangelię, skąd taka różnica w punktach skupienia?

To trzeba innych spytać. Ja jestem bardzo prosty. Mnie nie trzeba było jakiejś wielkiej teologii. Kiedy miałem piętnaście lat i po swoim nawróceniu przeczytałem Ewangelię, od razu stwierdziłem, że skoro Jezus tak powiedział, to trzeba za tym iść. Wiedziałem, że należy to robić, bo przecież przeczytałem o tym w Biblii. No i robiłem. Zacząłem się modlić za chorych, bez efektu na początku, ale po paru latach, po którejś swojej tysięcznej modlitwie nad kimś, kiedy położyłem na kogoś ręce, bo Pan Jezus mówi, żebyśmy kładli ręce na chorych w Jego imię, a oni odzyskają zdrowie, zobaczyłem, jak Pan Bóg uzdrowił w szkole panią woźną z jej problemów z kręgosłupem.

Wiem, że wiele razy o tym mówiłeś, ale opowiedz, jak to było, kiedy pierwszy raz po tylu latach w końcu zobaczyłeś owoce swojego działania.

To było frustrujące chodzić po ulicach i zaczepiać ludzi, zwłaszcza gdy się jest nieśmiałym chłopakiem, bo taki byłem. Wystąpienia publiczne to była najbardziej znienawidzona rzecz w moim życiu. Nie występowałem w szkole, nawet w teatrzykach, mimo że wszyscy występowali. Po tamtym spotkaniu z Panem Jezusem, tym pierwszym prawdziwym, miałem pragnienie, aby wszyscy tego doświadczyli. I otrzymałem odwagę, która nie była moją własną. Przeczytałem w Ewangelii o tym, że mamy głosić i uzdrawiać, więc zacząłem modlić się za chorych wszędzie, gdzie akurat byłem. To nie było tak, że ktoś mnie dokądś zapraszał, bo niby dokąd miał mnie ktoś zaprosić.

Na początku pewnie nikt nie wiedział, że jakiś chłopak chodzi po mieście i modli się za chorych…

Do tego dzieciak. Chodziłem więc po szpitalach i modliłem się, czasami na zakupach, kiedy widziałem, że ktoś kuleje, zaczepiałem go i mówiłem, że wierzę, że Pan Jezus może go uzdrowić, i pytałem, czy mogę się za niego pomodlić. Wiele osób mówiło mi, że to było niesamowite, iż mając te naście lat, robiłem to przez cztery czy nawet pięć lat bez efektu i mimo wszystko nie odpuszczałem. Też mi się dziś wydaje, że to jest dość niezwykłe, ale dla mnie to dowód, że to nie mogło wychodzić tylko ode mnie. Gdyby było ode mnie, dawno bym to zostawił.

FRAGMENT KSIĄŻKI "Znam Kościół, który żyje". CAŁOŚĆ DO KUPIENIA W NASZEJ KSIĘGARNI!

CZYTAJ DALEJ

Papież: wynegocjowany pokój lepszy niż niekończąca się wojna

2024-04-25 07:41

[ TEMATY ]

Franciszek

PAP/EPA/GIUSEPPE LAMI

Papież Franciszek

Papież Franciszek

W wywiadzie dla amerykańskiej stacji telewizyjnej CBS Franciszek wezwał do zaprzestania wojen na Ukrainie, w Strefie Gazy i na całym świecie. Przypomniał, że w Kościele jest miejsce dla każdego: jeśli ksiądz w parafii nie wydaje się przyjazny, poszukaj gdzie indziej, zawsze jest miejsce, nie uciekaj od Kościoła, jest wspaniały - stwierdził Ojciec Święty.

Fragmenty wywiadu, który trwał około godziny i został przeprowadzony przez Norah O'Donnell, dyrektora „Cbs Evening News”, zostały wyemitowane po północy czasu polskiego. Rozszerzona wersja dialogu zostanie wyemitowana w niedzielę, 19 maja, w przeddzień Światowego Dnia Dziecka, który odbędzie się w Rzymie w dniach 25 i 26 maja.

CZYTAJ DALEJ

Reklama

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję