Reklama

Wywiady

Służby głęboko zresetowane

O konsekwencjach ocieplania stosunków polsko-rosyjskich w sferze bezpieczeństwa z Piotrem Bączkiem rozmawia Wiesława Lewandowska

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

WIESŁAWA LEWANDOWSKA: – Wydarzenia na Ukrainie odsunęły w cień temat katastrofy smoleńskiej, choć można też uważać, że dopiero teraz zyskuje on pełniejsze naświetlenie, bowiem ujawniająca się właśnie rosyjska agresja rzuca jakieś nowe światło przynajmniej na psychologiczno-polityczny aspekt „smoleńskiego problemu”.

PIOTR BĄCZEK: – Nowością jest przede wszystkim to, że cały świat, polskie społeczeństwo, a zwłaszcza elity rządzące Polską, przekonały się wreszcie, jakie są w istocie dążenia władz Kremla, jak bezwzględne metody i narzędzia są one skłonne wykorzystać, by osiągnąć swe mocarstwowe cele. To jest nowa informacja dla rządu Donalda Tuska, że reżim Władimira Putina nie cofa się przed użyciem siły i przemocy wobec drugiego państwa.

– To chyba nie tyle nowa, ile nagle odkryta informacja, której do niedawna w Polsce po prostu nie przyjmowano do wiadomości.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

Reklama

– Nie wszyscy jednak byli ślepi i głusi. Rząd Jarosława Kaczyńskiego i prezydent Lech Kaczyński często o tym mówili, przestrzegali. Warto przypomnieć choćby to słynne przemówienie prezydenta Kaczyńskiego w Gruzji w 2008 r., w którym zarysował spełniający się właśnie dziś scenariusz: „teraz Gruzja, potem Ukraina, następnie kraje nadbałtyckie, a później może nawet Polska...”. Zarówno rząd PO, jak i administracja prezydenta Komorowskiego dziwnie wierzyły w przyjaźń i czyste intencje Kremla, w możliwość rozmów dyplomatycznych, cudowne działanie wymiany kulturalnej... Te złudzenia prysły dopiero po aneksji Krymu przez Rosję.

– Dlaczego w ostatnim „Raporcie smoleńskim” szczególnej analizie poddawany jest tzw. reset polskiej polityki wschodniej?

– Właśnie dlatego, aby naświetlić wszystkie uwarunkowania i politykę rządu Tuska do 10 kwietnia 2010 r. oraz konsekwencje tej tragedii. Reset z Moskwą zaczął się po wygraniu przez PO wyborów w 2007 r. Ogłosił go premier Tusk w pierwszym exposé – było to wyraźnie odejście od realistycznego kursu rządu Jarosława Kaczyńskiego. Jednocześnie nowa ekipa zaczęła tak przesadnie i drobiazgowo analizować umowę z Amerykanami w sprawie tarczy antyrakietowej, że nie udało się jej efektywnie sfinalizować za prezydentury dobrze rozumiejącego sytuację Europy Środkowej George’a W. Busha, a prezydent Barack Obama w ramach swojego resetu stosunków z Rosją odłożył ją ad acta.

– Sugeruje Pan, że to polskie spowolnienie zadecydowało o biegu spraw w naszym regionie?

Reklama

– Mówię tylko, że spodziewając się wygranej Demokratów w USA i zmian w amerykańskiej polityce zagranicznej, należało się spieszyć ze zrealizowaniem tej umowy. Zwłaszcza że państwa UE – przede wszystkim Niemcy – podchodziły bardzo sceptycznie do współpracy Polski ze Stanami Zjednoczonymi. Gabinet PO okazał się dziwnie spolegliwy, jak się dziś okazuje, zupełnie bez wyczucia polskiej racji stanu. Wraz z państwami UE i Ameryką prezydenta Obamy zaczął usilnie ocieplać stosunki z Rosją. Jedynym ośrodkiem, który wtedy realistycznie podchodził do tej koncepcji unijno-amerykańsko-polskiego resetu stosunków z Rosją było środowisko prezydenta Lecha Kaczyńskiego.

– Czy było to denerwującą przeszkodą?

– Niewątpliwie dla rządu PO. Stąd to dążenie do ograniczenia wpływów prezydenta Kaczyńskiego w sferze dyplomatycznej, co wyraziło się m.in. utrudnieniami w organizacji jego udziału w uroczystościach katyńskich. Nie miejmy złudzeń, że tę walkę PO z własnym prezydentem – odmawianie mu samolotu, dążenie do zmniejszenia kompetencji prezydenta – obserwowano za granicą, a później politycznie rozgrywano na niekorzyść Polski. Wstyd dziś powiedzieć, ale to z Polski wychodziła kampania wyszydzająca inicjatywy prezydenta Kaczyńskiego na arenie międzynarodowej. Szeroko i złośliwie komentowano np. jego gruzińską podróż, która zapobiegła eskalacji konfliktu w tamtym rejonie, a którą później perfidnie wykorzystywano jako „wytłumaczenie” katastrofy smoleńskiej desperacją i ryzykanctwem samego Prezydenta. Zarówno Rosja, jak i niektóre kraje UE chętnie wykorzystywały tę dwutorowość polskiej polityki, zawsze przeciwko niezależnemu prezydentowi Kaczyńskiemu.

– A za złe brano zwłaszcza jego zbyt jednoznacznie nieprzychylny stosunek do Rosji?

Reklama

– I dlatego można nawet powiedzieć, że rząd Tuska w chórze z Rosją zwalczał prezydenta Kaczyńskiego wszelkimi możliwymi sposobami. W grudniu 2009 r. prezydencki minister Mariusz Handzlik po rozmowach z ambasadorem Władimirem Grininem wystosował ostrzeżenie do rządu, że Rosja w 2010 r. może prowadzić grę dyplomatyczną w celu wewnętrznego skłócenia polskich władz. Ostrzeżenie oczywiście zignorowano, choć ten scenariusz się sprawdzał.

– W jaki konkretnie sposób?

– Gdy tylko Prezydent zawiadomił rząd o tym, że wybiera się na uroczystości w Katyniu, natychmiast premier Putin zaprosił samego premiera Tuska. Polski rząd przystał ochoczo na rosyjski scenariusz. Formułowano sugestie o innym terminie prezydenckiej wizyty w Katyniu... Było mnóstwo zniechęcających i utrudniających działań, szczegóły zostały przedstawione w 2011 r. w „Białej Księdze”. Wszystkie te działania i zaniechania doprowadziły do tego, że wizyta polskiego prezydenta w Katyniu była bardzo źle przygotowana i karygodnie źle zabezpieczona.

– Przede wszystkim źle spisały się polskie służby. W raporcie pisze Pan też o dziwnym „resecie polskich służb specjalnych”. Na czym on polegał?

– Na ociepleniu stosunków polsko-rosyjskich w sferze bezpieczeństwa.

– Przyjazna współpraca „bratnich” służb?

Reklama

– Tak, ale tylko jednostronna... Bo gdy udowodniono działalność szpiegowską dwóm pracownikom rosyjskiego attachatu wojskowego, nie nastąpiło ich wydalenie z Polski, lecz po cichu uzgodniono ich ewakuację do Rosji, by nie robić skandalu i nie psuć stosunków dyplomatycznych. Polskie służby musiały siedzieć cicho, niczym kot bez pazurów, który nie potrafi złapać grasujących myszy. W owym czasie próbowano nawiązać konkretną współpracę wojskową – np. wymianę kadr. Katastrofa smoleńska nieco zburzyła ten sielankowy scenariusz, choć był on kontynuowany, czego dowodem jest zarządzenie Putina z 2013 r. dotyczące współpracy Federalnej Służby Bezpieczeństwa z polskim kontrwywiadem wojskowym. Z pewnością ta współpraca była efektywna przede wszystkim dla strony rosyjskiej, która nawet się z nią nie kryła.

– Jakie korzyści miała mieć strona polska?

– Wystarczy porównać potencjały Polski i Rosji, by pozbyć się wszelkich złudzeń. Z jednej strony potężna, bardzo doświadczona kadra o korzeniach sięgających KGB, z potężnymi archiwami i finansami, z drugiej – mała i młoda służba polskiego kontrwywiadu wojskowego... Można powiedzieć, że w ramach proklamowanego przez rząd dyplomatycznego resetu polskie służby zostały podane na patelni do skonsumowania przez służby rosyjskie. Dodajmy, że wszystko to dzieje się w czasie przygotowywania uroczystości w Katyniu, a także później, już po katastrofie...

– Uważa Pan, że gdyby polskie służby były wtedy mniej zresetowane, mniej beztroskie, mogłoby nie dojść do najgorszego?

– Tak sądzę. To bardzo prawdopodobne, że gdyby służby były sprawniejsze i lepiej kierowane, mogłoby nie dojść do katastrofy – służby mogłyby chociaż wzmocnić ochronę Prezydenta w drodze do Smoleńska. Pamiętajmy, że rząd PO zlikwidował stanowisko koordynatora ds. służb specjalnych, osobą nadzorującą był sam premier. Tak więc to premier Tusk nadawał ton i charakter służbom specjalnym.

– Tymczasem potem to sam premier wielokrotnie, przy okazji innych spraw, narzekał na brak odpowiedniej informacji ze strony służb...

Reklama

– Tak wygląda zarządzanie przez chaos, w którym zawsze trudno znaleźć winnych i odpowiedzialnych. To bardzo wygodna sytuacja dla rządzącej ekipy politycznej. Jednocześnie nie ma w ekipie rządzącej osoby, która poprzez swą zbyt dużą wiedzę mogłaby zagrażać pozycji rządzących (a taką profesjonalną wiedzę siłą rzeczy musiałby mieć sprawny koordynator ds. służb specjalnych). Nieszczęśliwie zresetowano więc także nowe służby specjalne, których żmudną odbudowę podjęto w 2006 r. Trzeba powiedzieć, że był to dość głęboki i niszczący Polskę reset...

– W najnowszym „Raporcie smoleńskim” bardzo dużo uwagi poświęca Pan tajemniczej postaci „człowieka służb” Tomasza Turowskiego. Dlaczego?

– Dlatego, że był on jednym z ważniejszych organizatorów wizyty premiera i prezydenta w Katyniu. Powrócił do pracy w MSZ w lutym 2010 r. i natychmiast wyleciał do Moskwy, by organizować tam wizyty w Katyniu. A poza tym właśnie jego historia znakomicie ilustruje stan dzisiejszych służb specjalnych Polski. W 2001 r. Turowski został ambasadorem Polski na Kubie, przedtem pracował w Ambasadzie III RP w Moskwie, a jeszcze wcześniej... był wieloletnim funkcjonariuszem wywiadu komunistycznego w Watykanie, inwigilował otoczenie Jana Pawła II. W 2010 r., przed katastrofą smoleńską, służby z pewnością znały już tę wczesną przeszłość pana Turowskiego. Czyżby zatem jego nowe zadania były przejawem prowadzonego przez rząd resetu służb?

– To właśnie Tomasz Turowski po katastrofie smoleńskiej wzmocnił reset dyplomatyczny stosunków polsko-rosyjskich, wyrażając w rosyjskim radiu nadzieję, że z krwi ofiar wyrosną nowe stosunki polsko-rosyjskie...

Reklama

– Tę myśl podchwycił rząd, wyrażając nadzieję na ocieplenie stosunków z Rosją. Moim zdaniem, zaangażowanie tak niejednoznacznej osoby w prowadzenie ważnych spraw zagranicznych było co najmniej dziwne... Niewątpliwie realizował pilnie scenariusz nakreślony przez rząd Donalda Tuska. A zatem można powiedzieć, że był to wtedy właściwy człowiek na właściwym miejscu. I z pewnością nie działał w tej sprawie samodzielnie. Pytanie, jakie zadania MSZ zlecał mu na bieżąco.

– Czy dziś, gdy reset i ocieplanie stosunków polsko-rosyjskich okazały się daremnym trudem, jeśli nie polityczną naiwnością, można mieć nadzieję, że wyjaśnianie przyczyn katastrofy smoleńskiej nabierze innego tempa i znaczenia?

– Bez względu na te nowe okoliczności, niestety, nadal pozostaje ogromna blokada propagandowa w wielu mediach, która ucina wszelkie dyskusje na temat przyczyn tej katastrofy. Blokowana jest każda dyskusja dotycząca np. katastrofalnej organizacji wizyty lub rozegrania państwa polskiego przez Rosję, zarówno przed, jak i po 10 kwietnia. Dogłębne wyjaśnienie przyczyn katastrofy zawsze będzie blokowane przez obecną ekipę rządzącą, bo to ona dopuściła się w tej sprawie karygodnych zaniechań. Właśnie w imię utopijnego, naiwnego resetu stosunków z Rosją.

* * *

Piotr Bączek – politolog, publicysta. W latach 1999 – 2004 redaktor naczelny tygodnika „Głos”. Od 2006 r. członek Komisji Weryfikacyjnej ds. WSI. W latach 2006-07 kierował biurem analiz Służby Kontrwywiadu Wojskowego. Pracował w Biurze Bezpieczeństwa Narodowego Prezydenta L. Kaczyńskiego. Współautor „Raportów smoleńskich”.

2014-05-27 15:51

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Abp Fisichella: musimy szukać nowych form wyrażania miłosierdzia (wywiad)

[ TEMATY ]

wywiad

Rok Miłosierdzia

MAŁGORZATA CICHOŃ

„Musimy być zdolni do znajdowania nowych form wyrażania miłosierdzia, ponieważ niestety świat stawia przed nami nowe formy duchowego i materialnego ubóstwa. Musimy mieć twórczą fantazję, żeby wymyślać nowe formy, którymi będziemy reagować na te wszystkie potrzeby” – mówi w wywiadzie abp Rino Fisichella. Przewodniczący Papieskiej Rady ds. Nowej Ewangelizacji, który odpowiada za organizację Jubileuszowego Roku Miłosierdzia, uczestniczył w ŚDM w Krakowie, gdzie m.in. sprawował Eucharystię dla uczestników Międzynarodowego Centrum Ewangelizacji ICE 2016.

Abp Rino Fisichella: Myślę, że Międzynarodowe Centrum Ewangelizacji w czasie ŚDM w Krakowie jest bardzo spójnym miejscem, ponieważ nowa ewangelizacja narodziła się właśnie w tym mieście wraz ze św. Janem Pawłem II. Właśnie w tym miejscu należy utrzymywać tę prorocką wizję Jana Pawła II i myśl, jaką on zapoczątkował. Z drugiej strony ci młodzi, których zresztą znam, bo już 3-4 razy miałem okazję spotykać się z nimi, wykonują fantastyczną pracę, bo nie tylko prowadzą ewangelizację na ulicach, w szkole, w miejscach pracy, w rodzinach, ale przede wszystkim tworzą i niosą prawdziwą wspólnotę, która chce się oddać ewangelizacji. Nie powinniśmy nigdy zapominać, że ewangelizacja nie jest dziełem jednej osoby i to zadanie nie może zostać oddelegowane nikomu – jest zawsze działaniem całego Kościoła. Kiedy młodzi są w jedności ze sobą, pokazują jedność Kościoła.
CZYTAJ DALEJ

Ojciec Pio, dziecko z Pietrelciny

Niedziela Ogólnopolska 38/2014, str. 28-29

[ TEMATY ]

O. Pio

Commons.wikimedia.org

– Francesco! Francesco! – głos Marii Giuseppy odbijał się od niskich kamiennych domków przy ul. Vico Storto Valle w Pietrelcinie. Ale chłopca nigdzie nie było widać, mały urwis znów gdzieś przepadł. Może jest w kościele albo na pastwisku w Piana Romana? A tu kabaczki stygną i ciecierzyca na stole. W całym domu pachnie peperonatą. – Francesco!

Maria Giuseppa De Nunzio i Grazio Forgione pobrali się 8 czerwca 1881 r. w Pietrelcinie. W powietrzu czuć już było zapach letniej suszy i upałów. Wieczory wydłużały się. Panna młoda pochodziła z rodziny zamożnej, pan młody – z dużo skromniejszej. Miłość, która im się zdarzyła, zniwelowała tę różnicę. Żadne z nich nie potrafiło ani czytać, ani pisać. Oboje szanowali religijne obyczaje. Giuseppa pościła w środy, piątki i soboty. Małżonkowie lubili się kłócić. Grazio często podnosił głos na dzieci, a Giuseppa stawała w ich obronie. Sprzeczki wywoływały też „nadprogramowe”, zdaniem męża, wydatki żony. Nie byli zamożni. Uprawiali trochę drzew oliwnych i owocowych. Mieli małą winnicę, która rodziła winogrona, a w pobliżu domu rosło drzewo figowe. Dom rodziny Forgione słynął z gościnności, Giuseppa nikogo nie wypuściła bez kolacji. Grazio ciężko pracował. Gdy po latach syn Francesco zapragnął być księdzem, ojciec, by sprostać wydatkom na edukację, wyjechał za chlebem do Ameryki. Kapłaństwo syna napawało go dumą. Wiele lat później, już w San Giovanni Rotondo, Grazio chciał ucałować rękę syna. Ojciec Pio jednak od razu ją cofnął, mówiąc, że nigdy w życiu się na to nie zgodzi, że to dzieci całują ręce rodziców, a nie rodzice – syna. „Ale ja nie chcę całować ręki syna, tylko rękę kapłana” – odpowiedział Grazio Forgione, rolnik z Pietrelciny.
CZYTAJ DALEJ

Toruń: Zmarł ks. prałat Stanisław Kardasz, działacz społeczny i opozycyjny

2025-09-23 18:29

[ TEMATY ]

działacz społeczny

opozycjonista

ks. prałat Stanisław Kardasz

Diecezja toruńska

Zmarł ks. prałat Stanisław Kardacz

Zmarł ks. prałat Stanisław Kardacz

Zmarł ks. prałat Stanisław Kardasz, wieloletni proboszcz parafii pw. Matki Bożej Zwycięskiej i Świętego Jerzego w Toruniu, działacz społeczny i opozycyjny związany z Solidarnością. Miał 88 lat – poinformowała we wtorek kuria diecezji toruńskiej.

Ks. Kardasz urodził się 29 października 1936 r. w Gdyni. W 1960 r. ukończył Wyższe Seminarium Duchowne w Pelplinie, a w 1968 r. – historię na Uniwersytecie Mikołaja Kopernika w Toruniu. Był m.in. wikariuszem parafii św. Jakuba w Toruniu i parafii św. Krzyża w Grudziądzu, a w latach 1976-2013 proboszczem parafii pw. Matki Bożej Zwycięskiej i Świętego Jerzego w Toruniu.
CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

REKLAMA

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję