Reklama

Aspekty

Z pamiętnika pielgrzyma

Robert Chaszczewski po raz drugi w tym roku maszerował do Sanktuarium Jasnogórskiego. Był jednym z wielu tysięcy pątników, którzy zmierzali na Jasną Górę. Wcześniej do Matki w Gietrzwałdzie szedł z pielgrzymką warszawską. Zaprawiony w boju pokonywania dla Boga kolejnych kilometrów pisał do mnie i swoich przyjaciół ze wspólnoty SMS-y z kolejnych dni. Czytelnikom prezentuję dziś, za jego zgodą, fragmenty tych pamiętnikowych SMS-ów. Dla zbudowania wiary, dla zachęcenia do pielgrzymowania, dla poznania ludzkiej strony trudu zanoszenia Bogu swoich intencji

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Dzień 1.

Kochani, no i słowo czynem się stało i zagościło w grupie zielonej. Jestem po pierwszym dniu megamęczarni. Łaska Pana jest wielka i daje mi fantastycznych przyjaciół, którzy nie opuszczają mnie z modlitwą ani na krok, więc nie mogę Was zawieść i pełen entuzjazmu, WIELBIĄC PANA, idę dalej.

Dzień 2.

Jest nieźle, właśnie jesteśmy po apelu, ale przed snem, który będziemy starali się uskuteczniać na sali gimnastycznej w Szlichtyngowej. Podział jest jasny: panowie na lewo, panie na prawo, rodziny i niezdecydowani co do płci pośrodku sali. Jeśli chodzi o drogę, to dziś w 90% przebiegała przez las. Już na pierwszych kilometrach dostaliśmy od „Bozi” niezły łomot gradem. Zapewne chciała sprawdzić szczerość naszych intencji. O ile pierwsze minuty walczyłem z żywiołem i szamotałem się, trafiany poszczególnymi bryłkami lodu, o tyle później było mi to już obojętne, a moja waga zapewne wzrosła o „parę litrów”. I wreszcie wiadomość dnia potwierdzona przez CNN i PAP: Mam bąbla i jestem taki dumny. Jest taki mały i słodziutki, chyba nadam mu imię. Z Panem Bogiem i Maryją.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

Dzień 3.

Reklama

Co prawda to odcinek najkrótszy ze wszystkich (22 km), jednak swój urok posiada. Najpierw na postoju miałem okazję przemieszczać się na karimacie w pozycji leżącej dzięki pracy niezmordowanych mrówek. Potem wypoczywaliśmy w gospodarstwie rolnym, gdzie jedynymi żyjącymi istotami były koniki polne, biedronki i tym podobna trzoda. Przechodząc do najważniejszego tematu, jak co roku najpiękniejsza była adoracja Najświętszego Sakramentu. Czuło się delikatny powiew przechadzającego się wśród nas Ducha Świętego. Dla takich chwil warto przejść o wiele więcej kilometrów niż to, co miało miejsce. Myślę, że ten kolejny Boży dzień nauczył mnie kilku fajnych i potrzebnych rzeczy. I takie dni są potrzebne, aby zrozumieć to, czego nie wychwytujemy w ciągu normalnego (czytaj: zwariowanego) dnia. Boże, jesteś WIELKI.

Dzień 6.

Nocleg miałem wraz ze znajomymi pielgrzymami w komfortowych warunkach u dyrektora mojej firmy, który mieszka niedaleko trasy pielgrzymki. Dyrektor odwiózł nas na „pas startowy” do Milicza, gdzie prujemy 38,5 km (oczywiście, nie chodzi tu o prędkość, tylko o odległość). Pierwszy ważniejszy postój to Kuźnica Czeszycka i Msza św. między grobami przy lokalnym kościółku. Potem posiłek w postaci bigosu ze świeżej kapustki, która w moim przypadku okazała się zdradliwa. Do Międzyborza docieramy przed czasem (tu PKP może się na nas wzorować). Również i tym razem mamy nocleg u „dyrka”. Po takim jedzonku i warunkach noclegowych ciężko jest wrócić do pielgrzymiego trudu. Jednak tuba na moich plecach szybko mnie przywróciła do „realu” i przypomniała mi, po co tu jestem. Kochana tuba.

Dzień 7.

Reklama

To dzień przełomowy. Co prawda nie najdłuższy, ale wymagający. Tu wychodziły wszystkie nasze słabości. Jednym słowem „up and down”. Kamieniste tereny wiodące przez las usypiały moją czujność. Czułem się jak „Łysek z pokładu Idy”, szedłem jak w transie. Niewielki kamyk pod moją nogą potrafił zmienić moją trajektorię o kilkadziesiąt stopni, tak że potrafiłem się znaleźć po drugiej stronie kolumny. W miejscowości Mąkoszyce była Msza św., również w moich intencjach. I wreszcie upragniony nocleg. Przedtem obowiązkowa kąpiel. Poszło info, że w szkole, w której nocowaliśmy, są problemy z umyciem się, więc Robercik, mądra głowa, wybrał się na miasto w poszukiwaniu wodnych atrakcji. Mijałem fontannę, ale była już zajęta. Dotarłem wreszcie do szkoły, gdzie stacjonowały inne grupy. Pokonałem w klapkach ponad kilometr. Za to w nagrodę mogłem pokąpać się w lodowatej wodzie, brr.

Dzień 8.

Dziś czekał nas maraton 44-kilometrowy. Prawie każdy miał widmo porażki, stając na starcie. Jednak kilka modlitw i błogosławieństwo kapłana rozproszyły wszelkie wątpliwości. Po całej kapłańskiej procedurze mogliśmy przytoczyć słowa amerykańskiego prezydenta: „Yes, we can”, po czym z siłą wodospadu Niagara ruszyliśmy w drogę. Tego dnia Msza św. to fenomen, ponieważ odbywa sie w lesie, a nawy wyznaczały nam drzewa. Potem niemal wszędzie byliśmy przed czasem, ale do tego już was chyba przyzwyczaiłem. Przed ostatnim odcinkiem, na postoju, jak co roku zostaliśmy zarzuceni megapysznymi drożdżówkami z lokalnej piekarni. Koniec dnia to „lizanie ran”, ale tym razem po wygranej walce. Jutro wychodzimy z bloków startowych o godz. 8. To będzie spacerek.

Dzień 9.

Reklama

Zaczyna się, jak na pielgrzymkę przystało: Msza św., potem najdłuższy tego dnia 9-kilometrowy odcinek. Tuż przed południem mamy obiad, ale to, co go poprzedziło, to istne mistrzostwo świata. W miejscowości Bieniec ludzie rzucali nam pod nogi kwiaty i błogosławili na drogę. Można szybko popaść w pychę po takim przyjęciu, ale nam nie było w głowie nic takiego. W takim skwarze człowiek myśli tylko o postoju, odpoczynku i czymś chłodnym do picia. Wieczorem przed apelem pozwoliliśmy sobie na małą pogawędkę z Jego Wysokością Jezusem poprzez modlitwę uwielbienia. Jednak zamiast poczuć przypływ Ducha Świętego, poczułem atak komarów. Cóż, jakie uwielbienie, takie natchnienie. Widocznie mam jeszcze za mało wiary, a za dużo słodkiej krwi. Na koniec, na apelu, podziękowaliśmy Jezusowi i Maryi za mijający dzień, prosząc o kolejny. Jutro poniedziałek, to ostatni (normalny) dzień. We wtorek jak co roku będziemy świadkami małych i cichych cudów na trasie. Wtedy to nie my już idziemy, to aniołowie nas niosą i robią to z taką gracją, że nie czuć tego ponad 300-kilometrowego wysiłku. Daj Boże, aby i tak było tym razem. Co by nie było: Panie, wielbię Cię, chwalę i wywyższam. Amen.

Dzień 10.

Kłobuck zdobyty. Szampany się chłodzą, bo jutro wielka feta. Jak Bóg da, to we wtorek przywitamy się z Maryją, gospodynią obiektu przy ul. o. Augustyna Kordeckiego 2. Przecież tyle razy człowiek tam bywał, dlaczego każdy kolejny raz jest inny niż poprzednie? Tego fenomenu nie można po ludzku wytłumaczyć, ale wróćmy do dzisiejszego dnia. Startujemy z Załęcza Małego do Parzymiech (nazwa niczego sobie). Tam idziemy na kolizję z gorzowiakami, którzy wyskakują nam z prawej strony z podporządkowanej. W ostatniej chwili odbiliśmy do osi jezdni, ocalając wiele istnień ludzkich. W drodze do Dankowa byliśmy lepiej „spasowani z torem” i lepiej „pokonywaliśmy łuki”, dlatego wpadliśmy na metę przed rywalem (oczywiście, w drodze do Maryi nie ma rywali). Potem wspólna Msza św. i wymarsz. Kłobuck wita nas deszczykiem, tak więc mieliśmy małe chłodzenie. Godzina 19 to agapa i świętowanie. Objadamy się i chowamy po kieszeniach, bo tego po drodze w menu nie było. A potem to już tylko – jak by to zaśpiewała kapela „Europe” – „it’s the final countdown!”. Co po naszemu brzmi mniej więcej: „O Maryjo, witam Cię, o Maryjo, kocham Cię, o Maryjo, pobłogosław wszystkie dzieci swe”.

Dzień 11.

Jesteśmy zwycięzcami. Wielu z nas dokonało rzeczy, która była przed lub w trakcie pielgrzymki nie do zrealizowania. Co niektórzy na parę godzin przed pielgrzymką spakowali bagaże, prędzej nie wierząc, że pójdą, a jednak. Inni na pielgrzymce mieli kłopoty z chodzeniem, a jednak. I wiele innych cudów miało tu miejsce, o których nie pisałem w tym SMS-ie. Te zaś napisałem, aby dać świadectwo, że Jezus i Maryja, jak kogoś wzywają na Jasną Górę, to nie ma zmiłuj. A tu iście królewskie powitanie. Tysiące ludzi wiwatujących i uradowanych z powodu naszego wyczynu. Nas jednak nie interesował odbiór otoczenia (choć jest to miłe), lecz fakt, że wygraliśmy z własnymi słabościami, jednocześnie ucierając rogi złemu, który skumulował wszystkie swoje siły na ten dzień, ale chyba zapomniał nacisnąć przycisk z napisem START, bo wszystko poszło po naszemu. Wynik: Jezus – Szatan 1:0.

Klękając przed obliczem Czarnej Madonny, myślę: „Maryjo, Matko, to znowu ja, Twój marnotrawny syn. Pragnę w pokorze serca prosić o łaski, których mi brakuje, aby wypełnić wolę Twojego Syna. Uproś przez swoje Niepokalane Serce to, o co tak usilnie zabiegam”. W kaplicy Wieczystej Adoracji mam w głowie jedno: JEZU, UFAM TOBIE, i w sercu jest spokojnie i radośnie. Na tym zakończę moje pielgrzymkowe relacje, wierząc, że za rok spotkamy się na drodze do Matki Najświętszej. Z Bogiem i Maryją.

2014-08-21 13:03

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Pielgrzymowanie czas zacząć!

Wraz z rozpoczęciem sezonu wakacyjnego rusza w naszej diecezji sezon na piesze i rowerowe pielgrzymowanie na Jasną Górę. Już 2 lipca z Otynia wyruszą do Częstochowy rolnicy. Kilka tygodni później startuje 32. Piesza Pielgrzymka Diecezji Zielonogórsko-Gorzowskiej na Jasną Górę

Dlaczego warto pielgrzymować? – Przede wszystkim na co dzień nie mamy tyle czasu, by jako ludzie wiary poświęcić czy jakby ukierunkować ten swój czas na relację z Panem Bogiem. Brakuje nam czasu dla drugiego człowieka i brakuje nam czasu także dla siebie, więc te dwa tygodnie pielgrzymowania to taki święty czas, kiedy możemy zapomnieć o wszystkim, jeżeli potrafimy. Jest to taka przestrzeń, którą warto wykorzystać, żeby odnaleźć siebie, zobaczyć, że obok nas żyją inni ludzie i w tym wszystkim scementować swoją relację z Bogiem, żeby On nas w tym szukaniu siebie i drugiego człowieka umacniał – mówił ks. Krzysztof Kocz, przewodnik grup zielonogórskich, które wyruszają 2 sierpnia. Okazji do spotkań z Bogiem i drugim człowiekiem w trakcie pielgrzymowania jest wiele. – Podczas pielgrzymki dzieje się to cały czas: poprzez służbę sobie nawzajem, modlitwę, uczestnictwo w codziennej Mszy św. czy w sakramencie pokuty i pojednania. W drodze mamy takie dwa wieczory, które są poświęcone temu sakramentowi przy wystawionym Najświętszym Sakramencie, ale też każdego dnia można podejść podczas marszu do kapłana i poprosić o spowiedź.
CZYTAJ DALEJ

Na konferencji o Jubileuszu 2025

2024-12-11 15:18

ks. Waldemar Wesołowski

Biskup legnicki Andrzej Siemieniewski zapoznał dziennikarzy mediów lokalnych i katolickich ze znaczeniem słowa „jubileusz”, które sięga czasów biblijnych.

To nazwa roku łaski, okazja do odnowy relacji między człowiekiem a Bogiem oraz między ludźmi. – To będzie czas doświadczenia szczególnej łaski i miłosierdzia Pana – podkreślił. Przypomniał też, że jubileusze były obchodzone co 100 lat, następnie co 50, a obecnie co 25 lat.
CZYTAJ DALEJ

Wałbrzych. Tajemnica "gwiazdy z warkoczem"

2024-12-11 22:39

[ TEMATY ]

Wałbrzych

Gwiazda betlejemska

Niepokalanki

Szkoła katolicka

s. Dorotea Milewska

ks. Mirosław Benedyk/Niedziela

Dr hab. Paweł Zagożdżon i dr Katarzyna Zagożdżon wraz z s. Dorotą Milewską podczas prezentacji modelu komety

Dr hab. Paweł Zagożdżon i dr Katarzyna Zagożdżon wraz z s. Dorotą Milewską podczas prezentacji modelu komety

W środowy wieczór 11 grudnia w Liceum Sióstr Niepokalanek w Wałbrzychu odbyło się wyjątkowe spotkanie łączące naukę i duchowość, podczas którego zgłębiano tajemnicę Gwiazdy Betlejemskiej. W wydarzeniu uczestniczyli uczniowie, mieszkańcy miasta, siostry niepokalanki oraz zaproszeni goście, w tym bp Marek Mendyk.

Prelekcję poprowadzili geolodzy z Politechniki Wrocławskiej – dr hab. Paweł Zagożdżon i dr Katarzyna Zagożdżon. Naukowcy omówili współczesne teorie naukowe dotyczące Gwiazdy Betlejemskiej, wskazując na możliwość jej identyfikacji z kometą, koniunkcją planet czy wybuchem supernowej. Wykład wzbogacono pokazem zdjęć i modeli astronomicznych, które pomogły uczestnikom lepiej zrozumieć procesy zachodzące w kosmosie. - Warkocz komety zawsze wskazuje kierunek przeciwny do Słońca – tłumaczyła dr Katarzyna, odnosząc się do zjawisk widocznych na niebie.
CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję