Reklama

Wiadomości

Kraina marzeń i wojny

O sytuacji na Bliskim Wschodzie, instrumentalizowaniu religii i budzeniu demonów z dr. Janem Burym rozmawia Wiesława Lewandowska

Niedziela Ogólnopolska 36/2014, str. 36-37

[ TEMATY ]

polityka

Ukraina

Rosja

Dominik Różański

Dr Jan Bury

Dr Jan Bury

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

WIESŁAWA LEWANDOWSKA: – Bliski Wschód znów w ogniu – znów wielki niepokój i bombardowania w Iraku. Dlaczego tym razem?

DR JAN BURY: – Pierwotnym i głównym źródłem tych powtarzających się tam niepokojów jest chaos, który zapanował w krajach arabskich w wyniku niezbyt celnego interwencjonizmu zachodniego, rozpoczętego w październiku 2001 r. w ramach tzw. globalnej wojny z terroryzmem.

– To była uzasadniona odpowiedź na terrorystyczny atak na nowojorskie wieże WTC, w którym zginęło ponad 2 tys. osób.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

– Stany Zjednoczone – moim zdaniem – w niezbyt przemyślany sposób uderzyły na Afganistan w 2001 r. i zaraz potem – w 2003 na Irak na podstawie nieprawdziwych przesłanek – bez wiarygodnych dowodów winy Usamy Ibn Ladina czy Saddama Husajna. Konsekwencją tej interwencji jest iracka wojna domowa między grupami religijnymi wewnątrz islamu. W następnych latach USA prowadziły pośrednie operacje, w których mimowolnymi ofiarami padali obywatele innych państw arabskich i muzułmańskich, np. przez uderzenia dronów w Pakistanie, Jemenie, Somalii oraz przez wielką operację eliminacji przywódcy Libii w 2011 r. z udziałem sił NATO.

– Jak dotąd nie udało się jeszcze pokonać reżimu Al-Asada w Syrii, w której wciąż toczy się wewnętrzna wojna.

Reklama

– W tej wojnie USA bardzo mocno materialnie wspierają tzw. liberalną opozycję, która w istocie nigdy tam nie istniała. Efekt jest taki, że naprawdę to wsparcie powędrowało w ręce radykalnych, ekstremistycznych grup, z których z czasem wyłoniło się Islamskie Państwo w Iraku i Lewancie (ISIS). Jest to grupa muzułmańskich bojówkarzy, która w lecie tego roku ogłosiła swój byt państwowy na terytorium Syrii i Iraku, a ma ambicje rozprzestrzenić się również na Liban.

– Islamskie Państwo okazało się na tyle groźne i agresywne, że znów zaszła konieczność amerykańskiej interwencji w sprawy Iraku?

– Zapowiadana interwencja zbrojna jest konsekwencją interwencji z 2003 r., w efekcie której w Iraku rozpoczęła się wojna domowa między grupami religijnymi wewnątrz islamu.

– Co było bezpośrednim impulsem tej rozpoczętej 10 lat temu wojny wewnątrz islamu?

– Tak naprawdę nikt tego dokładnie nie wie. W czasach Saddama Husajna Irakiem rządziła sunnicka mniejszość, która kontrolowała szyitów, nie dopuszczając ich do władzy. Gdy Husajna zabrakło, szyici odważyli się sięgnąć po władzę, a dla Amerykanów było oczywiste, że muszą się na nich oprzeć. W efekcie sunnici poczuli się zagrożeni, a szyici zbyt pewni siebie. Wybuch wojny domowej „uratował” amerykańską okupację Iraku.

– Obecność amerykańska stabilizuje więc sytuację?

Reklama

– Nie do końca, bo sytuacja jest przecież coraz mniej stabilna. A ponadto, napadając w 2001 r. na Afganistan i w 2003 na Irak, Stany Zjednoczone niejako niechcący wzmocniły Iran, który teraz jest ich głównym adwersarzem w tym regionie. Amerykanie swoimi rękoma wyeliminowali dwóch rywali Iranu, dwa państwa buforowe, które miały zabezpieczać przed ekspansją polityczną i gospodarczą Iranu w regionie Bliskiego Wschodu. To właśnie dzięki amerykańskiej polityce Iran jest dziś niekwestionowanym mocarstwem regionalnym, moim zdaniem, demonizowanym przez Zachód.

– Mający nuklearne aspiracje Iran naprawdę nikomu i niczemu nie zagraża?

– Irański przywódca duchowo-polityczny Ali Chamenei stwierdził, że użycie broni nuklearnej jest sprzeczne z zasadami islamu. Tymczasem Amerykanie już w 2007 r. uruchamiają tzw. politykę Redirection. Chodzi o to, żeby blokować rosnącą potęgę Iranu. Nieuniknionym efektem ubocznym – a może w jakimś stopniu także narzędziem – tej polityki było nieustanne podsycanie waśni między sunnitami i szyitami. Wydaje się, że każdy konflikt na łonie islamu jest na rękę Amerykanom.

– Dlaczego?

– Dlatego, że pozwala na ograniczenie roli i wpływów Iranu (w którym szyizm jest religią państwową). W ramach polityki Redirection starano się ograniczyć wpływy Iranu w Syrii, gdzie również rządzą szyici; w 2011 r. ruszyła wielka kampania podsycania konfliktu w Syrii. Pojawiła się tam „importowana” opozycja (miejscowej nigdy tam nie było, gdyż siedziała w więzieniach), czyli kontrolowani przez Zachód uciekinierzy z Syrii. Rozpoczęła się bardzo brutalna walka, pojawili się terroryści plądrujący obiekty rządowe i miasta. Odpowiedź armii syryjskiej była równie bezwzględna.

– Czy pojawienie się „religijnych” terrorystów jest efektem ubocznym intencjonalnego wzbudzania niepokoju politycznego?

Reklama

– Tak uważam. Tak zresztą było i w Iraku, gdzie przed 2003 r. nikt nie widział terrorystów. W prasie syryjskiej podano, że w ciągu ostatnich 3 lat złapano tam ok. 250 zachodnich najemników, co świadczy o tym, że ta wojna jest inspirowana i kontrolowana z zewnątrz. Zamiast umiarkowanej opozycji tworzą się tam ultraradykalne bojówki muzułmańskie, szkolone przez służby specjalne krajów ościennych albo bezpośrednio przez komandosów zachodnich z państw NATO (głównie w Turcji i w Jordanii). Bojówki te jednak dość kiepsko radziły sobie z armią Al-Asada, rozpoczęły więc marsz ku Irakowi.

– A po efektach sądząc, są dość liczne i potężne?

– Wprost niewyobrażalne jest to, że 10 czerwca 2014 r. zajmują Mosul, drugie co do wielkości miasto Iraku (ok. 2-milionowe)! Mosul był broniony przez 30 tys. irackich żołnierzy i policjantów, natomiast słabo uzbrojonych bojówkarzy – poruszających się pikapami Toyoty – było prawdopodobnie zaledwie ok. 800, a i tak bez problemu udało im się zająć miasto.

– Jakim cudem?

– Chyba takim, że za Islamskim Państwem szła wielka propagandowa fala, która sprawiała, że żołnierze iraccy po prostu uciekali. Jest to o tyle prawdopodobne, że demoralizacja irackiego wojska i policji jest dziś ogromna. A może – są i takie podejrzenia – żołnierze dostali (nie wiadomo od kogo) rozkaz szybkiego wycofania się. To jest jedna z większych zagadek współczesnej wojskowości.

– Co ciekawe, twórcy Państwa Islamskiego w Iraku i Lewancie nie popierają Al-Kaidy. Dlaczego?

Reklama

– Trzeba tu wyjaśnić mit związany z globalną wojną z terroryzmem. Amerykanie toczyli globalną wojnę z Al-Kaidą od 2001 r. aż do 2011, kiedy to doszło do zaskakującego sojuszu: Al-Kaida pomogła Ameryce usunąć płk. Kaddafiego w Libii. Bojówkarze z Libijskiej Muzułmańskiej Grupy Zbrojnej (LIFG) przenieśli się potem do Syrii. Teraz „kalif” Państwa Islamskiego, Abu Bakr al-Baghdadi, wypowiedział posłuszeństwo Al-Kaidzie, mimo że kiedyś do niej należał…

– Pojawił się zatem nowy charyzmatyczny przywódca?

– Nikt nie wie, kim naprawdę jest. Są różne podejrzenia… Prasa izraelska doniosła np., że pan al-Baghdadi przez prawie rok był szkolony przez izraelskie służby specjalne.

– Czy można by powiedzieć, że to agent „pod przykrywką”?

– Tak. Bo, moim zdaniem, w XXI wieku prawdziwych terrorystów nie ma; są tylko agenci rządów państw albo najemnicy. Mimo to nie sądzę, aby ten kalifat był dziś do końca kontrolowany. Prawdopodobne jest także to, że nawet jeśli al-Baghdadi był przez kogoś inspirowany i wspierany, to już mógł zerwać te więzy. Poczuł się swobodnie, bezkarnie. Bojówkarze masowo spływają do Iraku i Syrii, prowadzą wielką kampanię propagandową w Internecie.

– A nawet posuwają się do takich drastycznych środków, jak pokazywanie egzekucji na „niewiernym” chrześcijaninie, dziennikarzu amerykańskim, której dokonuje osobnik mówiący z brytyjskim akcentem… Radykalni islamiści przybywają dziś z Zachodu?

Reklama

– Jest to całkiem prawdopodobne, choć nie przeceniałbym tego jako zjawiska religijnego. O wiele bardziej prawdopodobne jest to, że ruchy terrorystyczne na Bliskim Wschodzie są jednak przez kogoś ciągle finansowane i będą walczyć tak długo, jak długo będą skądś otrzymywać środki finansowe. Tragedią jest jednak to, że w wyniku tej islamsko-politycznej agresji ofiarą padają wyznawcy innych religii, przede wszystkim chrześcijanie, którzy muszą uciekać z Bliskiego Wschodu. Być może Zachód wykorzysta eskalację przemocy w Iraku do kolejnej interwencji zbrojnej w regionie.

– Przy okazji każdego zaognienia się sytuacji na Bliskim Wschodzie mówi się więcej o ekspansji islamu, jakiej doświadczają niektóre kraje zachodnie. Naprawdę nie ma się czego bać?

– Wątpię w ekspansję islamu politycznego w kierunku Zachodu. Oczywiście, w świecie zachodnim jest coraz więcej islamskich neofitów, bardzo radykalnych, ale nie są to jeszcze miliony, a co najwyżej tysiące. Zjawisko jest spowodowane swoistą degrengoladą świata zachodniego, a islam jest traktowany jako sprzeciw wobec tego świata bez zasad. Jednak, moim zdaniem, muzułmanie nie są w stanie zagrozić obecnie światu zachodniemu, chyba że zaczną wystawiać swoich kandydatów w wyborach i uda im się umieścić jakąś znaczącą grupę w parlamentach krajów europejskich. Ale sądzę, że do tego jest jeszcze bardzo daleko.

– Ale tymczasem walka z muzułmańskim terroryzmem właśnie ponosi klęskę...

– To prawda. W ciągu ostatnich kilku lat globalna walka z terroryzmem przyniosła skutek odwrotny od zamierzonego. Niemal cały świat arabski pogrąża się w coraz większym chaosie, a wiele krajów tego regionu to dziś państwa upadłe, których władza centralna nie jest w stanie kontrolować sytuacji na całym ich terytorium.

– Islamski terroryzm rozkwita, ponieważ stworzono mu znakomite warunki?

Reklama

– Można powiedzieć, że obcy interwencjonizm w krajach arabskich nie tonuje, lecz podsyca, rozpala wszelkie religijne rozbieżności, wykorzystuje je w swoim celu, instrumentalizuje.

– I w końcu wszystko wymyka się spod kontroli?

– Z taką sytuacją mamy właśnie do czynienia. Pojawia się dziś pytanie i realna obawa, czy kalifat Abu Bakra al-Baghdadiego, czyli Islamskie Państwo w Iraku i Lewancie, jest w stanie na długo zdestabilizować ten region, który w średniowieczu był jednym wielkim imperium muzułmańskim.

– Może kalif al-Baghdadi marzy o dawnej świetności tego regionu?

– To byłaby historia z krainy baśni „1000 i jednej nocy”. Moim zdaniem, to „państwo” będzie tak długo tolerowane przez Zachód, jak długo będzie blokować wpływy irańskie, a doraźnie Amerykanie oczywiście wspierają władze w Bagdadzie…

– W tym dziwnie wojennym roku mamy także kolejną krwawą odsłonę permanentnej wojny izraelsko-palestyńskiej. Premier Izraela mówi, że iracko-syryjscy dżihadyści to tacy sami terroryści, jak palestyński Hamas. Zgadza się Pan z tą opinią?

Reklama

– Uważam tę opinię za niesprawiedliwą. Palestyńczycy czują się szykanowani przez Izrael, a Hamas jawi się jako organizacja, która staje w ich obronie. Zamieszkiwana przez Palestyńczyków Strefa Gazy została otoczona kordonem wojska izraelskiego, który odciął ją od reszty świata. W odpowiedzi Hamas lub inne palestyńskie bojówki wystrzeliwują swoje prymitywne rakiety (doraźnie budowane np. z rur wodociągowych), które spadają w Izraelu, nie czyniąc zbyt wielkich szkód.

– To dzięki rozpościerającej się nad tym państwem tzw. żelaznej kopule…

– Naukowiec izraelski dr Moti Shefer twierdzi, że system antyrakietowy „żelazna kopuła” to mit. W celu statystyczno-propagandowym zestrzeliwuje fikcyjne rakiety, ponieważ tych palestyńskich „domowej roboty” jest naprawdę niewiele. Koszty takiej obrony okazują się zbyt duże. Amerykański kongres zatwierdził ostatnio 400 mln dol. dofinansowania dla rozwoju „żelaznej kopuły”, a Izrael planuje chyba jednak bardziej zdecydowaną wojnę lądową. To świadczy o wątpliwej skuteczności tarczy antyrakietowej.

* * *

Dr Jan Bury
arabista, ekspert ds. Bliskiego Wschodu, UKSW

2014-09-02 14:46

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Święte oburzenie nieprawicy

Niedziela Ogólnopolska 43/2012, str. 14-15

[ TEMATY ]

polityka

dziennikarze

www.radiownet.pl

Red. Krzysztof Skowroński - prezes Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich

Red. Krzysztof Skowroński - prezes Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich

W Stowarzyszeniu Dziennikarzy Polskich zawrzało, jak nigdy dotąd w jego długiej historii, w związku z osobą jego prezesa Krzysztofa Skowrońskiego, który poprowadził dwa spotkania zorganizowane przez partię opozycyjną

Nawet stan wojenny i późniejsze perturbacje z odzyskiwaniem utraconej siedziby nie wywoływały tak wielkich namiętności, jak obecna dyskusja o politycznym zaangażowaniu prezesa Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich (SDP) Krzysztofa Skowrońskiego po stronie nielubianej w środowisku dziennikarskim partii opozycyjnej. Krzysztof Skowroński, demokratycznie wybrany prezes SDP i szef prywatnego Radia Wnet prowadził debatę ekonomiczną i konferencję PiS. Zdaniem sygnatariuszy listu otwartego (grupy członków SDP) pt. „My się na to nie zgadzamy” Skowroński naruszył art. 21 kodeksu etyki dziennikarskiej SDP mówiący o tym, że angażowanie się dziennikarzy w bezpośrednią działalność polityczną i partyjną prowadzi do konfliktu interesów i należy „wykluczyć podejmowanie takich zajęć oraz pełnienie funkcji w administracji publicznej i w organizacjach politycznych”. Być może Skowroński jako prezes postąpił nierozważnie (bo mógł przewidzieć, że zostanie skrytykowany), ale warto by dokładniej rozważyć, czy rzeczywiście aż tak bardzo naruszył etykę dziennikarską, czy raczej uraził przede wszystkim sympatie polityczne wewnątrz samego SDP? Warto też osądzić jego czyn w szerszym, dziennikarsko-politycznym kontekście. Wtedy ocena zdarzenia nie będzie już tak jednoznaczna i oczywista, jak w liście oburzonych z SDP. Czy Krzysztof Skowroński powinien ustąpić z funkcji prezesa SDP? Nie wszyscy członkowie stowarzyszenia są co do tego przekonani, doszło do politycznego podziału. Nic dziwnego, bo organizacja ta nie jest już dawnym monolitem pod honorowym patronatem historycznego prezesa Stefana Bratkowskiego. Mniej więcej rok temu pojawiła się w niej świeża krew - ludzie z całkiem innej bajki, bliżsi „Gazecie Polskiej” niż „Wyborczej”. To oni doprowadzili do wyboru Skowrońskiego, ku ogromnemu niesmakowi tych „bardziej dla stowarzyszenia zasłużonych”. To za ich sprawą SDP stało się prawicowe, niepoprawne politycznie. A teraz - piszą w swym proteście m.in. takie tuzy dziennikarstwa, jak Stefan Bratkowski, Maciej Wierzyński, Krzysztof Bobiński - stało się też jednostronnie polityczne. Piszą: „Od lat 80. ubiegłego wieku Stowarzyszenie Dziennikarzy Polskich pracowało na opinię niezależnej organizacji dziennikarskiej. Włączenie się Krzysztofa Skowrońskiego w działalność partyjną oznacza wybór kariery partyjnej i zejście z drogi niezależnego dziennikarstwa. Nie wyrażamy zgody na rujnowanie dorobku i pozycji SDP. Przywrócenie autorytetu SDP w środowisku dziennikarskim i społeczeństwie wymaga od Krzysztofa Skowrońskiego ustąpienia z funkcji prezesa naszego Stowarzyszenia”. To „postbolszewicka część warszawskiego SDP szykuje zadymę wymierzoną w prezesa SDP” - tak to z wielkim przejęciem skomentowały media życzliwe Skowrońskiemu, czyli te spoza tzw. głównego nurtu. Prezes Krzysztof Skowroński ustępować nie zamierza pod naciskiem od samego początku nieżyczliwej mu grupy, bo jak uzasadnia, został wybrany w demokratycznych wyborach, a jego zgoda na prowadzenie konferencji PiS nie wiązała się z żadną partyjną transakcją, nie była aktem bezpośredniego zaangażowania w działalność polityczną i partyjną, nie było więc żadnego konfliktu interesów, a siedziba SDP powinna być ważnym miejscem debaty publicznej. Z pewnością to tłumaczenie nie przekonuje tych, którzy poczuli się urażeni, którzy uważają, że cnota polskiego dziennikarstwa została nadszarpnięta. Ale pojawia się też nadzieja, iż może wreszcie to urażenie zaowocuje dyskusją o jakości polskiego dziennikarstwa, jego miejscu i roli w demokratycznym państwie. Mówi o tym sam podsądny, ciesząc się z wywołanej przez siebie burzy: „Z przyjemnością spotkam się z każdym, by dyskutować o tym, czym jest niezależne dziennikarstwo”.
CZYTAJ DALEJ

Abp Fisichella: Rzym gotowy na przyjęcie młodych, spodziewamy się miliona pielgrzymów

Rzym jest gotowy na przyjęcie uczestników Jubileuszu Młodzieży – zapewnił dziennikarzy abp Rino Fisichella, który z ramienia Watykanu jest odpowiedzialny za organizację wydarzeń Roku Świętego. Ujawnił, że do Wiecznego Miasta wybierają się również młodzi Palestyńczycy, a konkretnie chrześcijanie z Betlejem. Wspomniał o tym w kontekście czwartkowego ataku na katolicki kościół Świętej Rodziny w Gazie. Przyznał, że budzi to ból i smutek.

Abp Fisichella nie przypuszcza, by panujące w Rzymie upały negatywnie odbiły się na liczbie uczestników. Spodziewaliśmy się miliona uczestników i wierzymy, że taka właśnie liczba młodych będzie obecna w ostatnich dwóch dniach Jubileuszu – powiedział przedstawiciel Watykanu.
CZYTAJ DALEJ

Rajgród: Jubileusz Kobiet u Matki Bożej Rajgrodzkiej

2025-07-19 19:17

[ TEMATY ]

Matka Boża

kobiety

Królowa Rodzin

Arch. parafii

Matka Boża Królowa Rodzin

Matka Boża Królowa Rodzin

Dziś, w trzecią sobotę miesiąca, już po raz 20. do Matki Bożej Królowej Rodzin w Rajgrodzie pielgrzymowały kobiety z diecezji ełckiej, diecezji łomżyńskiej oraz z archidiecezji białostockiej. Wydarzenie przeżywane było jako Jubileusz Kobiet, nawiązywało w ten sposób do trwającego obecnie w Kościele Roku Jubileuszowego. U stóp Matki Bożej Rajgrodzkiej pątniczki złożyły swoje zawierzenie, dziękczynienie i prośby. Uroczystej Mszy św. przewodniczył bp Dariusz Zalewski, biskup pomocniczy diecezji ełckiej. W pielgrzymce uczestniczyło ponad 1000 osób.

Kobiety swoje spotkanie u Matki Bożej rozpoczęły od wspólnej drogi krzyżowej ścieżkami Kalwarii Rajgrodzkiej. Przygotowane rozważania zachęcały uczestników do odkrywania w swojej codzienności czułej obecności Matki Bożej. Krótkie rozmyślania przy stacjach wskazywały, że mąż, dzieci, drugi człowiek, może być pomocą w zmaganiach, jak Szymon Cyrenejczyk.
CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

REKLAMA

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję