1. czytanie (Dn 6, 12-28)
Dekret Dariusza zakazuje przez trzydzieści dni modlitwy do kogokolwiek poza królem. To klasyczna „religia państwowa”. Władza żąda znaku absolutnej lojalności. Daniel nie robi demonstracji. „Jak zwykle” otwiera okna ku Jerozolimie i trzy razy dziennie modli się do Boga. Właśnie ta spokojna wierność rytmowi przymierza staje się powodem oskarżenia.
Król, uwięziony we własnym prawie, musi wrzucić go do jamy lwów. Daniel wyznaje, że Bóg, któremu służy „nieprzerwanie”, ma moc ocalić. Noc w jaskini jest nocą próby. Jego wiara zostaje odarta z zabezpieczeń, zostaje tylko więź. Rano król woła z niepokojem, nazywając go „sługą Boga żywego”.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Odpowiedź brzmi jak mała Pascha: „Bóg posłał swego anioła i zamknął paszcze lwom”. Sprawiedliwy nie jest ocalony dlatego, że był użyteczny dla państwa, ale dlatego, że okazał się niewinny wobec Boga. Dalej następuje dalsze odwrócenie dochczasowego biegu zdarzeń. Oskarżyciele trafiają do jamy, a Dariusz wydaje dekret chwały Boga Daniela.
Opowiadanie ma wymiar symboliczny. Lwy to nie tylko bestie, ale także system przemocy. „Anioł” to obecność Boga, który nie zawsze ratuje od śmierci, ale zawsze w śmierci. Daniel zapowiada Chrystusa. Tego niewinnego oskarżonego o nielojalność, wrzuconego do „jamy” śmierci, któremu Ojciec daje świadectwo.
Reklama
Tekst więc uczy Kościół, że modlitwa nie jest prywatnym hobby, lecz aktem posłuszeństwa ważniejszym niż każdy dekret. Wierność „jak zwykle” może rodzić konflikt, ale staje się miejscem, gdzie objawia się, kto naprawdę króluje.
Ewangelia (Łk 21, 20-28)
Jezus przechodzi od ogólnej zapowiedzi wstrząsów do konkretu. „Gdy ujrzycie Jerozolimę otoczoną przez wojska, wiedzcie, że zbliżyło się jej spustoszenie”. Dla Łukasza pierwsza perspektywa to rok 70, zburzenie miasta i świątyni. „Spustoszenie” (erēmōsis) nawiązuje do proroków, którzy widzieli w historii owoc zatwardziałego serca.
Uczniowie mają nie grać bohaterów, lecz „uciekać w góry”. Nie o tchórzostwo chodzi, ale o roztropne uznanie sądu Bożego nad systemem, który odrzucił Mesjasza. „Czasy pogan” (kairoi ethnōn) mówią o długim okresie, w którym Jerozolima będzie deptana, a Ewangelia pójdzie do narodów.
Druga perspektywa, spleciona z pierwszą, to ostateczne przyjście Syna Człowieczego. Znaki na słońcu, księżycu i gwiazdach, trwoga narodów, „moce niebios zostaną wstrząśnięte”. To język apokaliptyczny. Nie opis fizyki końca, lecz obraz rewizji całego porządku. W tym chaosie „ujrzą Syna Człowieczego nadchodzącego w obłoku z mocą i chwałą”.
Aluzja do Dn 7 przypomina, że ostatnie słowo nie należy do imperiów, ale do Tego, który otrzymuje „władzę, cześć i królestwo”. Kulminacją jest wezwanie: „gdy się to zacznie dziać, nabierzcie ducha i podnieście głowy, ponieważ zbliża się wasze odkupienie (apolytrōsis)”.
Reklama
Uczniowie nie mają liczyć dat ani z każdego wstrząsu czynić sensacji. Mają rozpoznawać dojrzewanie żniwa i prostować sylwetkę. Podnieść głowę to stanąć jak wolny, nie jak więzień lęku.
Tekst dzisiejszej Ewangelii koryguje zatem dwie pokusy: naiwnego optymizmu, który wierzy w prosty postęp, oraz katastrofizmu, który w każdej wojnie widzi „koniec”. Jezus uczy trzeźwej nadziei. Historia przechodzi przez sądy, ale celem jest odkupienie, nie zagłada.
W świetle Daniela „kamień nie ludzką ręką odłączony”, który kruszy posąg imperiów, to Syn Człowieczy przychodzący w chwale. Żyjemy więc między oblężoną Jerozolimą a obłokiem. W tym „międzyczasie” uczeń powołany jest, by być czujny i wierny, zaangażowany, ale nie zniewolony strachem, z sercem opartym na Odkupicielu, nie na kruchych budowlach świata.
