Reklama

Święci i błogosławieni

By owoc był zawsze świeży

W Pańskiej winnicy o każdym czasie sycić się można owocem świętości. Każdy owoc w osobie świętego ma swój własny szlachetny smak i choć jeden podobny do drugiego, każdy jest inny. W koszu polskich zbiorów w listopadzie poznajemy smak życia pasjonata modlitwy, żarliwego apostoła o. Rafała Kalinowskiego – postaci, która może fascynować do dziś

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Szlachcic z pióropuszem przestrzelonym srebrną strzałą w herbie, w którym czerwone tło miłości i krwi promieniuje pokorą i ofiarą. Czy tak widział historię swego rodu, która stała się zasiewem przyszłości? O. Rafał od św. Józefa, wcześniej Józef Kalinowski, patriotyzm i miłość Kościoła miał we krwi.

Urodził się w Wilnie, w cieniu Ostrej Bramy, 1 września 1835 r. Na chrzcie otrzymał imię Józef. Matka zmarła wkrótce, ojciec – profesor Uniwersytetu Wileńskiego, niestety, nie aż tak zamożny, by licznej rodzinie wybudować raj na ziemi, starał się jak mógł, by w domu nie zabrakło niczego, a zwłaszcza ojca i matki. Tej rodzonej mały Józio nie zdążył dobrze poznać. Po jej śmierci ojciec żenił się jeszcze dwa razy.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

Wśród przyjaciół i wrogów

Jako ośmiolatek Józef podejmuje naukę w Instytucie Szlacheckim. Nauczyciele to Polacy, ale uczą po rosyjsku. Młody człowiek nasiąka klimatem polskim, dobrze pozna także język, kulturę i ducha rosyjskiego narodu. Zrozumie go bardziej niż inni, będzie umiał go kochać, a miłując – cierpieć. Będzie tam miał wielu przyjaciół, ale i wrogów.

Po maturze podejmuje naukę w Szkole Rolniczej w Hory-Horkach k. Orszy. Idzie mu dobrze, choć jest znużony nauką w takim kształcie, a może już jakiś anioł orze jego serce cierpieniem, by ziarno Słowa mogło się ukorzenić. Rolnictwo zdecydowanie nie jest jego drogą. Pyta ojca, co robić, za jego zgodą przenosi się do Petersburga, szuka; nie wszystko jest w zasięgu ręki, bo rodzina biedna, a studia kosztują. Zapisuje się do Mikołajewskiej Szkoły Inżynierii Wojskowej, a także wstępuje do rosyjskiego wojska. Zostaje inżynierem, w armii jest już porucznikiem.

To też nie jest dla niego. Podejmuje pracę przy budowie linii kolejowej między Kurskiem, Odessą a Kijowem. Coś nim jednak targa, już wie, że nigdy nie założy rodziny, że to nie dla niego. W wierze też przeżywa wiele pytań i zwątpień. Nie chodzi na Mszę św., nie spowiada się, czyta, wątpi, poszukuje. Aż wreszcie coś w nim pęka, a wiara eksploduje.

Reklama

Jest człowiekiem wrażliwym. Kiedyś znalazł na drodze porzucone dziecko, które chciał zaadoptować, to znowu oddawał swoje oszczędności na potrzeby biednych. Taki pozostanie do końca. Już jako stary i zmęczony zakonnik będzie troszczył się o prostytutki, oddając je pod opiekę zaprzyjaźnionych sióstr Miłosierdzia z podkrakowskich Łagiewnik.

Kalinowski, oficer o zmyśle organizacyjnym, angażuje się w powstanie styczniowe. Zna Rosjan, ich wojsko i siłę. Ten trzeźwo myślący praktyczny romantyk dobrze wie, że i tak walka z gruntu jest przegrana. Ale sprawa honoru i miłości Ojczyzny musi przeważyć. Robi, co może, by nadać walkom bardziej zorganizowany przebieg, choć stara się też, by krwi rozlało się jak najmniej. Gdy się nie udało, spokojnie czeka, aż po niego przyjdą. Aresztowany, broni się i zapiera, a potem wszystko bierze na siebie. To on organizował powstanie na Litwie, a za to należy się śmierć.

Ogród wyrósł na ugorze

Była jakaś siła nad nim, a po ludzku pomogły rodzinne koneksje. Zamiast śmierci – dziesięć lat umierania na syberyjskim końcu świata. Jako zesłaniec jedzie do Usola, jak wielu polskich powstańców. Pracuje przy wydobyciu soli; praca jest ciężka, klimat surowy. Jest w nim coś dziwnego. Więźniowie widzą, że w zwyczajności obozu rośnie ktoś niezwykły, bliscy się martwią, szczególnie że za bardzo religijny – może stracił zmysły?

Usole zrasza potem cierpienia i ofiary. Kiedyś zapragnie bardzo, by na tym ugorze wyrósł ogród. Tak się stało prawie sto lat po nim. Przyszły karmelitanki. Ogród rośnie i kwitnie do dziś.

Życie uformowało go, wyślizgnął się z lodowatego uścisku śmierci, zachował godność, był wykształcony i zrównoważony. Władysław Czartoryski powierzył mu opiekę nad swoim synem Augustem. Czy opiekun był bardzo wymagający, surowy? Raczej zdecydowany, delikatny i wyrozumiały. Z Augustem wiele podróżowali. Opiekował się nim trzy lata. Chłopak uczył się pilnie. Wiele zostało mu na całe życie. Ten przyszły salezjanin porzucił arystokratyczne salony, by stać się błogosławionym.

Reklama

W Józefie Kalinowskim dojrzewa idea, by poświęcić się Bogu. Wybiera Karmel. Udaje się do Linzu, nowicjat odbywa w Grazu, potem wraca do Polski. Kapłanem zostaje w wieku 46 lat i będzie nim przez 25 lat.

W tym miejscu Józef zostawia wszystko, co ma. Majątku się nie dorobił, kariery nie zrobił, rodziny własnej zakładać nie chciał. Czego się wyrzekł, od czego uwolnił? Od ogrodu serca, by odtąd uprawiać ten duchowy, wyrastający na zboczu Kościoła.

Nie zaparł się rodzinnego ani ojczystego domu, lecz zapragnął służyć im, będąc bliżej nieba. Jego nową i jedyną miłością stał się Karmel. Dlaczego właśnie ten zakon wybrał? Może dlatego, że był na wskroś maryjny, ciężki i surowy jak polska historia i jak jego własna droga...

Ogrodem był Karmel

Głosił słowem i czynem. Może bardziej sobą. Nie uważał się za mówcę, raczej zanurzał się w samotności i ciszy, wczytywał w dzieła, które odciągały go od świata, dlatego tak wiele miał do powiedzenia i chętnie był słuchany. Na 20 konferencji, jakie po nim zostały, 2 są o Maryi. Jego cześć dla niej była wielka, bo i w życiu była dlań silnym oparciem i drogą.

O. Rafał żył Karmelem. Tym szczególnym ogrodem, który ukochał. Był całkowicie oddany Chrystusowi, zjednoczony z Bogiem, był prorokiem całkowicie zanurzonym w Kościele.

Jego miłość do Ojczyzny nauczyła go, jak kochać ponad podziałami, jak nie zamykać się w ciasnej izdebce własnych spraw i lęków. Chciał ewangelizować Rumunię, stale myślał o Rosji, o Kościele bez granic, choć mocno czuł się wrośnięty w ojczystą ziemię i kochał Jasną Górę pewnie nie mniej niż Ostrą Bramę.

Reklama

Stał się odnowicielem polskiego Karmelu. Wielokrotnie pełnił odpowiedzialne funkcje: definitora prowincji, przełożonego wspólnoty, mistrza nowicjatu. Był protektorem, spowiednikiem zgromadzeń żeńskich. Przede wszystkim sióstr karmelitanek. O każdy powierzony swej trosce dom bardzo się troszczył, każdą z sióstr starał się zrozumieć, podnieść na duchu, ale też prowadzić pewną ręką, bez drogi na skróty. Nie pozwalał karmelitankom zakładać skarpet zimą, bo miały być bose, ani swetrów, lecz w miejscach wspólnych musiało być ciepło. Taki był, ciepły i troskliwy, a jednocześnie stanowczy i wymagający.

O. Rafał od św. Józefa odszedł do Pana 15 listopada 1907 r. po długiej chorobie. Życie zakończył w Wadowicach, w tamtejszym Karmelu, o którego powstanie i wzrost się troszczył. To był piątek, a dzień ten wpisuje się w pamięć jego zjednoczenia z Męką Jezusa. Umartwienie i asceza były częścią jego życia. Wystarczy pojechać do Czernej, gdzie długi czas mieszkał i na wieki spoczął. Klasztor przechowuje tajemnice duszy świętego w pamiątkach po nim. Męka Chrystusa była mu bliska, a sam chciał w niej uczestniczyć. Nie bał się cierpienia, krzyża ani włosiennicy. Cierpienie wyrzeźbiło jego charakter, zachowując delikatność rysów i kształt osobowości.

Rafał Kalinowski wpisuje się w wiekową historię chrześcijaństwa na polskiej ziemi. Jest tym owocem, jaki Bóg dał nam do spożycia, i w którym warto się rozsmakować w listopadowe wspomnienie. Dziś potrzebny jest patron, który będzie nas wszystkich łączył, pozwoli nam na nowo zanurzyć się w Chrystusie jak niegdyś w godzinie chrztu, tego naszego, co jak paciorek wpisuje się w chrzcielny różaniec Kościoła na polskiej ziemi. Ma on już prawie 1050 lat swoich tajemnic. Polski kosz świętości nie jest pusty, lecz trzeba go wciąż zapełniać. Wciąż potrzeba nowych zasiewów, by owoc był zawsze świeży, nadający się do spożycia – dla Polski i Kościoła.

2015-11-09 12:16

Ocena: +1 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Wojenne wspomnienia redemptorysty

Niedziela zamojsko-lubaczowska 36/2014, str. 8

[ TEMATY ]

wspomnienia

Archiwum klasztoru

Widok na miasteczko nad rzeką Nahe

Widok na miasteczko nad rzeką Nahe

Nie przypuszczał z pewnością serbski nacjonalista Gavriło Princip strzelając 28 czerwca 1914 r. w Sarajewie do arcyksięcia Franciszka Ferdynanda i jego żony Zofii, jak straszliwe konsekwencje dla całego świata wywoła jego czyn. Zabójstwo arcyksiążęcej pary stało się bowiem bezpośrednią przyczyną wybuchu największego od czasów wojen napoleońskich konfliktu zbrojnego, który pochłonął ok. 9,5 mln ofiar i na zawsze odmienił oblicze świata. Polacy walczyli w armiach trzech zaborców, często występując przeciw sobie. Według różnych źródeł do armii rosyjskiej, pruskiej i austriackiej wcielono ok. 2 mln Polaków. Mobilizacji podlegali mężczyźni będący poddanymi państw zaborczych na podstawie miejsca urodzenia. Habit zakonny ani sutanna nie stanowiły ochrony przez poborem do wojska. Dla niektórych jedynym wyjściem, aby nie służyć bezpośrednio na linii frontu, było zgłoszenie się do wojska w charakterze kapelana. 15 lutego 1915 r. swoją wojenną przygodę rozpoczął o. Leon Pyżalski, redemptorysta z Podgórza (później dzielnicy Krakowa), który jako poddany pruski wezwany został przez niemieckiego biskupa polowego dr. Joeppen do Saarbrucken, gdzie zgłosił się do generała. „W myśl biskupa byłem właściwie dla katolików, a schizmatykami miałem zajmować się ubocznie. Generał natomiast uważał mnie za duszpasterza wszystkich poleconych mi jeńców w równej mierze, a było ich z początku 3, później 6 tys. (…) Na miejsce mieszkania wskazano mi Kirn nad rzeką Nahe, miasteczko liczące 7 tys. mieszkańców, czego przeszło 2 tys. katolików”.

CZYTAJ DALEJ

Zapowiedź - #PodcastUmajony na naszym portalu już od 1 maja!

2024-04-28 07:35

[ TEMATY ]

Ks. Tomasz Podlewski

#PodcastUmajony

#JezusowaKardiologia

Mat.prasowy

Zapraszamy na codzienne refleksje maryjne przygotowane dla naszego portalu na maj 2024 r. przez ks. Tomasza Podlewskiego.

Startujemy 1 maja 2024 roku, zaraz po północy. Do usłyszenia!

CZYTAJ DALEJ

Upamiętnienie Melchiora Teschnera

2024-04-28 20:58

[ TEMATY ]

koncert

Zielona Góra

Wschowa

Przyczyna Górna

Teschner

Krystyna Pruchniewska

koncert Cantus

koncert Cantus

Koncert odbył się w świątyni, w której przez ponad 20 lat pełnił posługę jako pastor Melchior Teschner, urodzony we Wschowie kompozytor i kaznodzieja.

Koncert poprzedziła wspólna modlitwa ekumeniczna. Wydarzenie zostało zorganizowane przez Muzeum Ziemi Wschowskiej we współpracy z Parafią Rzymskokatolicką pw. św. Jadwigi Królowej. W kościele pw. św. Jerzego w Przyczynie Górnej należącym do parafii pw. św. Jadwigi Królowej we Wschowie można było wysłuchać utworów skomponowanych przez Melchiora Teschnera.

CZYTAJ DALEJ

Reklama

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję