Zbliżają się nasze dziewiąte więzienne święta. Nie będą one wolnymi jeszcze, ale niech w wasze serca wleją nadzieję do dalszego trwania. Szare życie wasze niech rozjaśni ten wielki cud czekania, który nas czyni sobie najdroższymi, tak niezbędnymi, jak nikt nigdy dla siebie” – te słowa pisał 60 lat temu Władysław Gałka* do swojej żony Wiktorii i dwóch córek, Danusi i Marysi, czekających z utęsknieniem na uwolnienie z więzienia ukochanego męża i tatusia. Warto przypomnieć, że Władysław Gałka był przed wojną nauczycielem, podporucznikiem WP i uczestnikiem kampanii wrześniowej. Był także kapitanem AK, działaczem Stronnictwa Narodowego i członkiem komendy Okręgu Krakowskiego NOW/AK, po wojnie NZW (1943-47), zastępcą delegata powojennej krakowskiej delegatury MSW rządu Arciszewskiego. Został dwukrotnie aresztowany przez UB i w więzieniach PRL spędził 10 lat. W 1949 r. otrzymał wyrok śmierci, który w 1950 r. został zamieniony na 15 lat więzienia. Na wolność wyszedł w końcu 1956 r. Został zrehabilitowany pośmiertnie w 1993 r.
10 lat czekania
Reklama
Panią Marię Kamykowską, córkę Władysława Gałki i jednocześnie redaktorkę korespondencji więziennej jej rodziców, wydanej w 2012 r. przez IPN („Masz rywalkę, Polskę” – przyp. red.), poprosiłam o świadectwo. Świadectwo oczekiwania, pełnego tęsknoty i miłości, cierpienia, ale i niegasnącej nadziei, która przywiodła rodzinę po latach utrapień do szczęśliwego spotkania z uwolnionym Tatą.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
– Pierwsze 10 lat mojego życia to było czekanie – mówi Maria Kamykowska. – Czekanie to zawsze stres i napięcie, i zawsze pewna niewiadoma. Kiedy Tatuś został aresztowany (zresztą już po raz drugi), miałam zaledwie pół roku. Przez kilkanaście miesięcy Mamusia nie miała od niego wieści, aż wreszcie trafiła do Warszawy, gdzie dowiedziała się, że został skazany na podwójną karę śmierci. A jak musiał się wtedy czuć Tatuś? ... – zamyśla się p. Maria. – Każdego dnia przez pół roku żył w przeświadczeniu, że może to być jego ostatni dzień. Wiara, nadzieja i miłość były tym, co trzymało oboje naszych rodziców. Mamusia pielęgnowała w nas, małych przecież dziewczynkach, wizerunek Tatusia, jaki sama nosiła w sobie. Dlatego, kiedy po raz pierwszy pojechałyśmy na widzenie z nim (ja miałam wtedy 3,5 roku), oczekiwałyśmy na niego jak na najbliższą nam osobę, choć przecież go nie znałyśmy – opowiada p. Kamykowska i wspomina: – Pamiętam ten pierwszy świadomy kontakt z Tatą. Półmroczne, betonowe pomieszczenie, odgrodzone podwójną kratą, nikłe światło i odgłos kroków strażnika pilnującego porządku. Przez kraty zamajaczyły sylwetki skazanych i Mamusia, trzymając mnie na rękach, w pewnym momencie powiedziała: – „Patrz, tam Tatuś!”. Noszę ten obraz w sobie i jest on zawsze niezmienny, mimo że minęło tyle lat... – uśmiecha się p. Kamykowska.
Potężne tworzenie przyszłości
Reklama
Wiktoria Gałka i jej dwie małe córeczki doświadczyły oczekiwania w dużym i małym wymiarze. – Co miesiąc czekałyśmy na list, a co roku na widzenie – mówi p. Maria. – A gdy jechało się na widzenie – oczekiwałyśmy pod murami więzienia. Czekanie może być pełne rezygnacji, ale i pełne nadziei, i twórcze. Mamusia, przeżywając ten koszmar niepewności, potrafiła jednocześnie stworzyć nam ciepły dom, potrafiła o nas zadbać, choć do dziś nie umiem sobie wyobrazić, jak jej się to udało. I, co najważniejsze, mimo iż byłyśmy same, żyłyśmy ze świadomością istnienia Tatusia, który tworzył z nami wyjątkową, choć rozłączoną w dramatyczny sposób rodzinę.
Rodzina Gałków oczekiwała na siebie w bardzo świadomy sposób. Mówią o tym niemal wszystkie listy, jakie małżonkowie wymienili między sobą przez prawie dziesięć lat pobytu w więzieniu Władysława Gałki. – Rodzice często określali swoje oczekiwanie trwaniem. Słowo „trwaj” padało chyba nawet częściej i o ileż więcej ono wyrażało... – zamyśla się p. Kamykowska.
„Wisiu..., czekanie nie jest beznadziejne – pisał Wł. Gałka do ukochanej żony z więzienia we Wronkach w 1954 r. – To nie bierne znoszenie nieubłaganej rzeczywistości, to potężne tworzenie przyszłości... Chciałbym Ci oddać treść wiersza ros [yjskiego] poety, który powiada „jak ja przeżyłem my wiedzieć możemy... po prostu umiałaś czekać jak żadna inna na świecie” – Tak, czekanie to potęga, a nie rezygnacja. I taką Cię widzę, choć czasem Ci się snują słowa słabsze, taką Cię czuję w swojej mocy trwania, bo to Twoja moc czekania. Taką Cię wyczuwałem w drogich mi uściskach Marysi, która mię przecież tylko przez kratki poznawała, a tak wesoło i ufnie przytulała się do mnie. Tego Ją nauczyło Twoje czekanie. Ani odrobiny lęku, tylko ta bezpośrednia ufność w tych drobnych rączętach, które mi na szyję zarzucała”.
Radość podszyta tęsknotą
Reklama
Moi Rodzice wzajemnie podtrzymywali się w tym trwaniu – Tatuś w realiach stalinowskiego więzienia, Mamusia w trudach codzienności – opowiada p. Maria. – Widziałam i widzę to dziś bardzo wyraźnie, że do tego trwania Taty niezbędne było trwanie Mamy i jej niezłomna wola przetrwania, jej czekanie, świadectwo, jej tęsknota, a przede wszystkim jej miłość do Taty i do nas. Ona żyła tylko nim i nami, całkowicie zrezygnowała z siebie, a oparła się na Panu Bogu.
Przed każdymi Świętami Bożego Narodzenia liczyłyśmy na to, że Tatuś będzie już z nami. Spędzałyśmy Święta u siostry naszej Mamy. Cieszyliśmy się bardzo tym świętowaniem, ale była to jednocześnie radość podszyta tęsknotą za Tatusiem. I naprawdę, naprawdę dużo się modliliśmy, prosząc Pana Boga, aby Tata do nas wrócił. Dobrze pamiętam to oczekiwanie i wielokrotne... rozczarowania. Ale ani Mamusia, ani my nie mieliśmy nigdy pretensji do Pana Boga. Mamusia zawsze powtarzała: „Niech będzie Jego wola”.
Ten dziesięcioletni okres oczekiwania ukształtował, stworzył niezwykle silną rodzinę, która przetrwała do powrotu ojca, a potem przez 25 kolejnych lat niezwykle trudnego, choć już wspólnego życia. Byli obywatelami drugiej kategorii, rodzina borykała się z biedą, brakiem dachu nad głową, ojciec nieustannie chorował, był śledzony i szykanowany przez władze. Jednak jego postawa przebaczenia wrogom była dla córek świadectwem wiary, którą przecież, dzięki modlitwie i działaniom żony, odzyskał właśnie w więzieniu.
Wiktoria Gałka pisała do męża w jednym z listów: „Ukochany, proś Jezusa Zmartwychwstałego, o którym tak pięknie piszesz, żeby spełniły się nasze marzenia. Cieszę się bardzo, że poznałeś i kochasz Jezusa, że jest razem z tobą i przyznasz, że z Nim lżej znosi się wszystkie przeciwności. On tylko sprawił to, że trwamy, znosząc cierpliwie i z poddaniem się Jego Woli krzyż, który na nas zesłał. Wierzę, że jest dobry i pozwoli nam być szczęśliwymi. Kiedy w przyszłości już będziemy razem nie przestaniemy dziękować za wszystko”.
* O historii Władysława Gałki pisałam dwa lata temu w tekście: „Tu jest początek człowieka”, „Niedziela”, nr 38/2013, str. 40-41.