Wciąż aktualne są słowa św. Anzelma z Canterbury, zaczerpnięte z myśli św. Augustyna: „Fides quaerens intellectum” – wiara poszukująca zrozumienia. Rozum jest bowiem zawsze blisko wiary, wiara poszukuje rozumu, i to jest źródłem satysfakcji intelektualnej, ale także tej mistycznej. Według św. Jana Pawła II „wiara i rozum są jak dwa skrzydła, na których duch ludzki unosi się ku kontemplacji prawdy”.
Jeżeli mówię: kocham moją wiarę, to moje kochanie zawiera w sobie dwa wielkie przeżycia: „misterium tremendum” i „misterium fascinosum”. To tajemnica budząca lęk i respekt oraz tajemnica budząca zachwyt i fascynację. Przeżycie wiary nie może więc być wartością marginalną, ale jest czymś, czym się żyje. Wiara legitymuje się świadectwem życia. Nie można np. wybiórczo traktować przykazań Bożych, jak to nieraz się spotyka. Przypominamy sobie słowa Jezusa: „Zaprawdę bowiem powiadam wam: Dopóki niebo i ziemia nie przeminą, ani jedna jota, ani jedna kreska nie zmieni się w Prawie, aż się wszystko spełni” (Mt 5, 18). Zachowanie przykazań Bożych powinno dawać człowiekowi wierzącemu wielką satysfakcję, dzięki świadectwu życia moralnego człowiek może o sobie powiedzieć, że jest synem Bożym. Ma to swoje przełożenie nie tylko na życie osobiste, ale również na życie społeczne.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Reklama
Wiara chrześcijanina musi być zauważana przez jego otoczenie. Wielkich świadków wiary poznajemy od początków chrześcijaństwa, wielu ich było zwłaszcza w pierwszych wiekach, gdy wyznawcy Chrystusa ginęli za wiarę, stawali się „martyres” – męczennikami. Również wiek XX i XXI to czasy męczenników, zdecydowanych oddać swoje życie za Chrystusa. Ich świadectwo jest ciągle obecne na wszystkich kontynentach.
Ale współczesny świat nie chce dziś zauważać tych świadectw wiary, nie obchodzi go także to, że zabija się ludzi z powodu wyznawanej wiary. To bardzo smutne i świadczy o jakiejś formie odczłowieczenia człowieka, o jego dehumanizacji.
Oczywiście, piękne świadectwa swej wiary dają ci, którzy decydują się na życie konsekrowane. I podobnie jak w rodzinie, w której nie rodzą się dzieci, zauważa się smutek, tak jest w Kościele, w którym nie ma powołań. Stąd troska o powołania powinna być ważnym zadaniem duszpasterstwa. Osoby konsekrowane bowiem stają się naszymi przewodnikami na drodze wiary.
Uważam, że w naszych wspólnotach kościelnych powinniśmy przeżywać nieustanny koncert wiary. Powinien on mieć miejsce przede wszystkim w rodzinie silnej Bogiem – jak to sformułował sługa Boży kard. Stefan Wyszyński – ale i w miejscach pracy duszpasterskiej. I pamiętajmy, że wiara nie może być smutna. „Smutny święty to żaden święty” – mówili znawcy życia duchowego – taki nikogo do Chrystusa nie przybliży. Po prostu: radość wiary daje radość życia.