Mniej więcej w tym samym czasie, gdy premier Izraela Beniamin Netanjahu podczas uroczystości otwarcia amerykańskiej ambasady przeniesionej z Tel Awiwu do Jerozolimy mówił, że to wspaniały, historyczny dzień, w Strefie Gazy izraelskie wojsko krwawo tłumiło trwające tam protesty. Wezwał do nich rządzący Gazą radykalny Hamas. Zginęło kilkudziesięciu Palestyńczyków, prawie 3 tys. zostało rannych.
Musiało to wywołać oburzenie nie tylko w krajach arabskich. Zwracano uwagę na brutalność izraelskich żołnierzy, którzy użyli środków niewspółmiernych do zagrożenia; zbyt często – ostrej amunicji. Wywołuje to dużo za dużą liczbę ofiar i eskaluje konflikt. Izrael może stosować inne środki odstraszania. Może, ale celowo ich nie stosuje.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Dni katastrofy
W połowie maja br. zbiegło się w Izraelu i Palestynie kilka rocznic i wydarzeń. Nazywany już krwawym poniedziałkiem 14 maja, z brutalną interwencją wojska podczas próby sforsowania muru oddzielającego Strefę Gazę od Izraela, był też dniem przeniesienia ambasady USA do Jerozolimy i 70. rocznicy ogłoszenia Deklaracji Niepodległości Izraela.
Reklama
Działo się to na dzień przed rozpoczęciem ramadanu, który zazwyczaj także jest okresem antyizraelskich demonstracji Palestyńczyków. Tego samego dnia przypadła też 70. rocznica Nakby, czyli Dnia Katastrofy Palestyńczyków – wypędzenia ich ze swoich ziem (a potem zamknięcia ich przez Żydów w getcie), którą obchodzi się zawsze dzień po rocznicy ogłoszenia izraelskiej deklaracji.
Zapowiedziane wcześniej przeniesienie ambasady USA musiało zaognić sytuację, bo to stały punkt zapalny w relacjach izraelsko-palestyńskich; wzmacnia nieuznawany na ogół na świecie status Jerozolimy jako stolicy Izraela. Tymczasem w konstytucji Autonomii Palestyńskiej miasto to uznawane jest za stolicę przyszłej Palestyny.
W rękach niewiernych
Problem Jerozolimy wykracza, oczywiście, poza spór terytorialny. Jest zakorzeniony w emocjach, religii, kulturze i historii. Jerozolima była stolicą dawnego Izraela, gdzie mieściła się świątynia Hebrajczyków, a dla muzułmanów jest trzecim – po Mekce i Medynie w Arabii Saudyjskiej – świętym miastem. Jedynym z nich zajętym przez niewiernych.
W latach 90. XX wieku w trakcie negocjacji pokojowych, z inicjatywy izraelskich i arabskich środowisk pozarządowych, rozmawiano o sposobie na umiędzynarodowienie Jerozolimy i zakończenie konfliktu. Proponowano rozszerzenie Wschodniej Jerozolimy na sąsiednie wsie, na których powstałyby jednostki administracyjne Palestyny. Jednak zerwanie rozmów pokojowych uniemożliwiło wprowadzenie pomysłu w życie. Rozmów nie ma i dziś. Zamiast nich są zamieszki, protesty, interwencje wojska.
Reklama
Postawę Izraela w wydarzeniach z połowy maja Amnesty International uznała za naruszenie międzynarodowych standardów. Philip Luther, przedstawiciel Amnesty International na Bliskim Wschodzie i w Afryce Północnej, użycie przez izraelską armię nadmiernej siły i ostrej amunicji uznał za umyślne zabijanie (ang. „wilful killing”), które ma znamiona zbrodni wojennej.
Język siły
Jako pierwszy ze światowych liderów działania Izraela potępił prezydent Francji Emmanuel Macron. Kilka krajów wezwało ambasadorów z Tel Awiwu na konsultacje. Światowa Organizacja Zdrowia (WHO) uznała liczbę rannych po izraelskiej interwencji za zbliżoną do liczby notowanej w przypadku konfliktów zbrojnych.
Znany izraelski komentator zbagatelizował sprawę, podkreślając, że tam jest Bliski Wschód, a nie Europa: liczy się język siły, tylko on jest zrozumiały przez wszystkich. Na zagrożenie dla Izraela, jego obywateli odpowiada się w sposób przesadny, niesymetryczny, zwielokrotniony. Na kamienie i petardy odpowiada się często kulami ostrymi, a nie np. gumowymi. Chodzi o to, żeby protestujący dwa razy się zastanowili, zanim zaczną zagrażać Izraelczykom, a za akt zagrożenia uznano nie tylko próby sforsowania, lecz już samo podejście do muru odgradzającego Gazę od Izraela.
Wydarzenia z połowy maja pokazują, że światy Izraelczyków i Palestyńczyków coraz bardziej się rozchodzą. W krwawy poniedziałek wieczorem w Tel Awiwie – kilkadziesiąt kilometrów od pogrążonej w szoku i żałobie Gazy – świętowano zwycięstwo reprezentantki Izraela w konkursie Eurowizji 2018. Netta Barzilai właśnie wróciła do ojczyzny i na placu Rabina wystąpiła przed wiwatującym, radosnym kilkudziesięciotysięcznym tłumem.