Reklama

Nie tylko składanie kwiatów

Niedziela Ogólnopolska 30/2018, str. 16-17

Grzegorz Boguszewski

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

WIESŁAWA LEWANDOWSKA: – Światowy Związek Żołnierzy Armii Krajowej mógł powstać dopiero w wolnej Polsce, to oczywiste. Jednakże oczywiste jest też, że naturalną koleją rzeczy jego szeregi z biegiem lat się przerzedzają i dziś związek jest organizacją zrzeszającą już nie wyłącznie byłych AK-owców, lecz także tych członków ich rodzin, którzy podjęli misję kultywowania pamięci historycznej.

GRAŻYNA RUDNIK: – Spełnienie tego patriotycznego testamentu moich dziadków i przekazanie go moim wnukom uważam za obowiązek. Gdy nie było jeszcze Światowego Związku Żołnierzy Armii Krajowej, gdy przyznawanie się do jakichkolwiek związków z AK było niebezpieczne, a później już tylko niemile widziane, to i tak ta pamięć w naszych rodzinach przecież zawsze trwała. Obchodziliśmy rocznice, spotykaliśmy się w kręgach zaufanych znajomych, były wspomnienia... Już jako dorosła osoba uczestniczyłam w tych bardziej zakonspirowanych spotkaniach. Pod pretekstem np. towarzyskiego wyjazdu na grzyby do wyszkowskich lasów zbieraliśmy się, by uczcić rocznicę partyzanckiej bitwy pod Pecynką na terenie Puszczy Białej – w latach 70. ubiegłego wieku jeszcze ze sporym udziałem uczestników tej bitwy, później było ich już coraz mniej.

Reklama

– I tego rodzaju nieformalna, zakonspirowana pamięć, jak się okazało, jest silniejsza niż ta odgórnie, organizacyjnie narzucona...

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

G. R.: – To prawda. Niemniej jednak to wsparcie naszych działań, które miało przyjść po 1989 r. przyjęliśmy z wielką nadzieją. Wierzyliśmy, że nareszcie ci prawdziwi bohaterowie zostaną godziwie uhonorowani przez wolną Polskę. Niestety, tak się nie stało... Było tylko wiele słów, pompatycznych uroczystości. A w ŚZŻAK zaczęło się pojawiać wielu nowych, nieznanych nam wcześniej „kombatantów” powołujących się na AK-owską przeszłość, niekoniecznie dobrze udokumentowaną.

– W czasach PRL mówiło się, że im dalej od wojny, tym więcej kombatantów.

G. R.: – Dlatego kilka lat temu prezes Okręgu Warszawa-Wschód śp. Edmund Muszyński (ps. Krzemień), który doskonale znał środowisko, zainicjował akcję oczyszczenia związku – przede wszystkim jego władz – z różnego rodzaju „wtyk”, byłych działaczy komunistycznego Związku Bojowników o Wolność i Demokrację. Zaproponował składanie deklaracji poświadczonych przez IPN. Nie chodziło o dyskryminację kogokolwiek lub walkę o władzę, jak próbowano to przedstawiać, lecz był to wyraz niezgody na to, by nasz związek zaczął funkcjonować podobnie jak te wszystkie fasadowe organizacje za czasów komuny.

– Czyli jak konkretnie?

Reklama

G. R.: – Tak, że właściwie od samego początku istnienia ŚZŻAK liczy się właśnie tylko fasada, czyli składanie kwiatów, zwłaszcza przed kamerami telewizji, że tzw. góra lekceważy społeczność związku, domaga się jedynie wpłacania części członkowskich składek. Nawet nasz wielki Okręg Warszawa-Wschód nigdy nie dostawał zaproszeń na ogólnopaństwowe AK-owskie uroczystości. Ale co bardziej istotne, nigdy nie mogliśmy oczekiwać jakiegokolwiek, choćby symbolicznego, wsparcia dla naszych lokalnych inicjatyw.

– Pozostają więc formy działania wypracowane przed 1990 r.?

G. R.: – Tak, tyle że już nie musimy się maskować np. wyjazdem na grzybobranie i co najważniejsze – możemy oficjalnie spotykać się z młodzieżą.

MIROSŁAW WIDLICKI: – Najbardziej przykre jest to, że jako duży okręg ŚZŻAK musimy się gnieździć w siedzibach trudno dostępnych, zwłaszcza dla naszych najstarszych członków. Niestety, świetnie zlokalizowany gmach PAST-y – będący ponadto ważnym symbolem dla tradycji AK – dla większości wykonawców AK-owskiego testamentu jest dziś też raczej trudno dostępny, lecz z innych powodów... Zarządzająca nim Fundacja Państwa Podziemnego podyktowała nam zaporowe ceny wynajmu. Ostatnio za udostępnienie sali na konferencję oświęcimską musieliśmy sporo zapłacić. W Paście jesteśmy więc traktowani tak jak inne korzystające z niej podmioty. Tylko zarząd główny za pośrednictwem Fundacji Polskiego Państwa Podziemnego korzysta z wynajmu tutejszych pomieszczeń, ma pieniądze na wyjazdy służbowe itp. My mamy do dyspozycji zaledwie część pieniędzy z niewielkich składek członkowskich, część odprowadzamy do zarządu głównego, a w zamian nic nie otrzymujemy... Jak dawniej więc nasze działania sponsorujemy sami.

Reklama

– Dlaczego gmach warszawskiej PAST-y nie może raz na zawsze pozostać symbolem, miejscem aktywnej pamięci o państwie podziemnym i AK?

M. W.: – To rzeczywiście dość tajemnicza sprawa. Nasze obawy o przyszłość tego miejsca pojawiły się już kilkanaście lat temu, gdy zaczęło dochodzić do rozmaitych dziwnych decyzji administracyjnych. Widać było, że ktoś bardzo głowił się nad tym, aby jak najbardziej skomplikować już sam proces przekazywania tego budynku Fundacji Polskiego Państwa Podziemnego. Mimo że wtedy oddania PAST-y nie udało się zablokować, to sprawa została ostatecznie rozwiązana, bo np. w statucie ŚZŻAK jako jego siedzibę podano enigmatycznie Warszawę, a nie konkretnie gmach PAST-y, co w swoim czasie bezskutecznie postulowałem... Wtedy ta moja propozycja wzbudziła zadziwiająco wielką furię kilku działaczy związku. Budynek PAST-y jest wciąż łakomym kąskiem.

– I wciąż trwa ta współczesna walka o zdobycie PAST-y?

M. W.: – Dziś mówi nam się, że PASTA nie jest w żaden sposób zagrożona... Jako zwykli członkowie i działacze ŚZŻAK niewiele mamy do powiedzenia w sprawie statusu tego miejsca, podobnie zresztą jak w wielu innych sprawach związkowych...

– A to dlaczego, skoro związek jest organizacją demokratyczną?

Reklama

G. R.: – Zapanował jakiś strach w najwyższych kręgach władz związku po tym, jak pojawiła się nasza inicjatywa dotycząca złożenia „deklaracji lustracyjnych”, podyktowana niepokojem o to, że w związku dzieje się coś niedobrego, że pojawiają się nawet głosy o niezasadności jego istnienia – w związku z tym, że żołnierze AK, jak to uzasadniano, „przecież wymierają”, czy też z koniecznością tolerowania w naszych szeregach byłych członków ZBOWID-u, działaczy PZPR, tajnych współpracowników bezpieki itp. Mamy podstawy, by się obawiać, że istota naszej misji i prawda historyczna mogą zostać zatracone.

M. W.: – W związku z tymi naszymi obawami postulowaliśmy zwołanie nadzwyczajnego zjazdu, aby móc otwarcie zadać pewne konkretne pytania. Natychmiast pojawiły się odgórne naciski, aby do takiego zjazdu nie doszło...

– Oliwy do ognia dolała niedawna publikacja badacza komunistycznej Służby Bezpieczeństwa, obecnie dyrektora Wojskowego Biura Historycznego Sławomira Cenckiewicza na temat nieprzystającej do etosu AK przeszłości kilku wpływowych osób z władz ŚZŻAK. Czy to istotne zastrzeżenie, skoro te osoby zostały w kwietniu br. wybrane przez członków związku w demokratycznych wyborach?

M. W.: – Chodzi o to, że wyborcy w kwietniu nie mieli na ten temat żadnej wiedzy, a ponadto prezes Żukowski rozkolportował przed wyborami listę dziesięciu osób, z którymi chciałby współpracować... A wcześniej bywało też tak, że rozkładano kartki na fotelach, aby delegaci z terenu – przeważnie starsi ludzie – przypadkiem się nie pomylili... Sądzę, że gdyby choć część tej wiedzy o przeszłości niektórych kandydatów na ważne stanowiska w związku jakoś przeciekła w teren, to delegaci z pewnością wybraliby inaczej.

– W związku z dzisiejszym odkrywaniem przeszłości nasuwa się zasadnicze pytanie: W jaki sposób do związku zrzeszającego żołnierzy AK w ogóle mogli wstępować ludzie niemający wiele wspólnego z AK?

Reklama

M. W.: – ŚZŻAK powstał z połączenia warszawskiej i krakowskiej organizacji żołnierzy AK, a jego członkami byli kombatanci o dość klarownej przeszłości. Wtedy w środowisku AK-owskim wszyscy się jeszcze naprawdę dobrze znali. Obok członków zwykłych byli członkowie wspomagający – utworzono ten status członków rodzin kombatantów oraz ludzi podejmujących się krzewienia idei AK. Miałem jedną z pierwszych legitymacji z takim statusem, lecz przez 17 lat nie przysługiwały mi żadne prawa wyborcze; było oczywiste, że wychowankowie rodzin AK-owskch będą odgrywać rolę pomocniczą. Niektórzy spośród wspomagających z czasem, po latach wytężonej pracy, stali się członkami zwyczajnymi z prawem wyborczym, ale co oczywiste – bez praw kombatanckich. Dlatego jesteśmy oburzeni, że w związku zaczęły się pojawiać osoby znikąd, z niejasną przeszłością i jeszcze bardziej niejasnymi celami.

– Kiedy zaczęło się to zjawisko „kolonizowania” ŚZŻAK?

M. W.: – Zauważyłem, że ci nowi zaczęli się pojawiać po 2000 r., gdy zaczęli się już powoli „wykruszać” starzy kombatanci AK, gdy zaczęło ubywać zasłużonych w boju dowódców, a środowiska AK-owskie już coraz mniej się znały...

– Na jakiej podstawie ich przyjmowano?

G. R.: – Przeważnie na podstawie naciąganych zaświadczeń, w których AK-owską przeszłość nadawał kolega koledze.

– Nie było żadnej weryfikacji?

M. W.: – Sprawdzanie życiorysów to niełatwa sprawa, choć nie niemożliwa i czasem wystarczy tylko rozmowa o przeszłości, by delikwent się zdekonspirował, by wyszło na jaw, że z AK miał niewiele wspólnego. Przy czym trzeba zaznaczyć, że według obecnie obowiązującego statutu członkami związku mogą być także ci AK-owcy, którzy później byli szeregowymi członkami PZPR... W Okręgu Warszawa-Wschód jednakże domagamy się od wszystkich naszych członków kandydujących do jakichkolwiek władz, aby złożyli uwiarygodnione przez IPN oświadczenie, że nie byli tajnymi współpracownikami komunistycznej bezpieki.

Reklama

G. R.: – Są jednak naciski ze strony władz związku, abyśmy się wycofali z tego wymagania. Postanowiliśmy im nie ulegać. To ja wyszłam z tą inicjatywą i nikogo się nie boję! A poza tym nie chciałabym się kiedyś wstydzić przed swoimi wnukami, że mogłam zapobiec zniszczeniu naszych rodzinnych AK-owskich tradycji, a niczego nie zrobiłam.

– Tymczasem tacy ludzie jak Państwo są pewnie uznawani za wewnątrzzwiązkowych wichrzycieli?

M. W.: – Tak! W uchwale prezydium wyraźnie nas potępiono za to nasze hołdowanie czystości szeregów, bo jakoby w ten sposób „atakujemy i skłócamy związek”. A my po prostu staramy się być wierni przysiędze Armii Krajowej. Gdy dwa lata temu prezes naszego okręgu śp. Edmund Muszyński pisał preambułę do nowego statutu – oczywiście skrytykowaną przez władze związku – to zwracał uwagę właśnie na szczególny bogoojczyźniany rys przysięgi AK. I choć nasza preambuła była pod tym względem dużo „łagodniejsza”, to i tak odrzucono ją dziesięcioma głosami przewagi... Tak więc większość delegatów na zjazd ŚZŻAK nie podpisałaby dziś przysięgi AK, ale samego związku ci ludzie trzymają się wszelkimi sposobami... Przykro, że kultywowanie tradycji AK-owskiej przez ŚZŻAK zostało przekierowane w lewą stronę... Ani prawdziwi żołnierze AK, ani prawdziwi spadkobiercy ich idei nigdy by do tego nie dopuścili.

– Ale przecież Państwo, jako ci najprawdziwsi spadkobiercy, starają się ocalić od zapomnienia tę ideę. Pewnie to niełatwe, skoro nie można liczyć na dostatecznie dobrą wolę tzw. oficjalnych czynników, nie mówiąc już o wsparciu materialnym...

G. R.: – Niestraszne nam przeszkody, w końcu zostaliśmy wychowani i zaprawieni w boju przez rodziny AK-owskie! Poświęcamy czas i własne pieniądze na pracę w terenie, gdzie ludzie – dawni AK-owcy, ale także młodzież – są wygłodniali kontaktu z historią. A tu – mówię o zarządzie głównym – mają tyle pieniędzy, a robią niewiele poza pokazywaniem się na co ważniejszych uroczystościach. Tych mniejszych uroczystości nawet nie zaszczycają swą uwagą i obecnością, a przecież – moim zdaniem – to one są dziś najważniejsze, bo tak bardzo potrzebne i doceniane w małych miejscowościach, małych szkołach...

M. W.: – W Radzyminie np. w jednej ze szkół powstał niewielki klub historyczny, który stał się magnesem przyciągającym młodzież z innych szkół. Młodzież z 12 szkół wymusiła tam powstanie międzyszkolnego klubu historycznego, liczącego dziś ponad 830 osób! I właśnie tam, w radzymińskiej szkole, wisi oprawiona w piękne ramki przysięga Armii Krajowej, która przez obecne władze Światowego Związku Żołnierzy Armii Krajowej została odesłana do lamusa.

Grażyna Rudnik
Prezes Koła Krajowego „Opocznik” Światowego Związku Żołnierzy Armii Krajowej (największego koła w Okręgu Warszawa-Wschód). W ŚZŻAK od początku jego istnienia (od 1990 r.), wcześniej (za komuny) działała w nieformalnych środowiskach AK-owskich. Pochodzi z rodziny AK-owskiej.

Mirosław Widlicki
Prezes Okręgu Warszawa-Wschód Światowego Związku Żołnierzy Armii Krajowej. W ŚZŻAK od początku jego istnienia (od 1990 r.), wcześniej (za komuny) działał w nieformalnych środowiskach AK-owskich. Pochodzi z rodziny AK-owskiej.

2018-07-25 11:11

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Produkował broń, dziś prezentował papieskie orędzie nt. pokoju

2024-12-12 15:34

[ TEMATY ]

Watykan

Światowy Dzień Pokoju

broń

PAP/EPA

Broń użyta w konflikcie syryjskim

Broń użyta w konflikcie syryjskim

Niezwykłe świadectwo wybrzmiało w watykańskim Biurze Prasowym w czasie prezentacji papieskiego orędzia na Światowy Dzień Pokoju. Głos zabrał włoski inżynier, który przez lata był producentem broni, angażując się m.in. w doskonalenie min przeciwpiechotnych, a następnie przez 15 lat pracował nad rozminowywaniem krajów bałkańskich. Vito Alfieri Fontana podkreślił, że tylko 1 proc. światowej populacji zależy na produkcji i sprzedaży broni, 99 proc. ludzi chce żyć w pokoju.

Mężczyzna wyznał, że gdy był producentem broni, myślał, iż wojna jest zakorzeniona w ludzkiej duszy. „Przesłania wzywające do odpowiedzialności i solidarności zasługiwały na wzruszenie ramion, jeśli nie na ironiczny komentarz. Przedstawiciele przemysłu zbrojeniowego robią wszystko, co w ich mocy, by oferować klientom produkty, które zapewniają szybkie i skuteczne rozwiązania na wypadek wojny. Ważne jest to, że sprzedający i kupujący dostają dobrą ofertę” - podkreślił. Dodał, że wojny trwają latami, bo cała sztuczka handlarzy bronią polega na tym, by kontynuować dostawy w nieskończoność i mnożyć ceny „bo inaczej front się zawali”. Wyznał, że gdy w jego sercu pojawiały się jakieś moralne wątpliwości nt. jego pracy, szybko rozgrzeszał się mówiąc, że gdyby on nie wyprodukował min, zrobiłby je ktoś inny. Przyznał też, że praca w przemyśle zbrojeniowym zapewniała mu dobrą i stabilną pracę: „Na każdą zimną wojnę, która się kończyła, przychodziła kolejna np. na Bliskim Wschodzie”.
CZYTAJ DALEJ

Kard. Nycz zaprasza na ingres nowego arcybiskupa warszawskiego

2024-12-12 15:17

[ TEMATY ]

ingres

kard. Kazimierz Nycz

Archidiecezja Warszawska

Abp Adrian Galbas

Karol Porwich/Niedziela

Abp Adrian Galbas

Abp Adrian Galbas

W sobotę 14 grudnia odbędzie się ingres nowego metropolity warszawskiego abp Adriana Galbasa SAC do archikatedry warszawskiej. Na wydarzenie to zaprasza wiernych ustępujący metropolita warszawski kard. Kazimierz Nycz. W słowie do diecezjan, które odczytywane było w kościołach warszawskich 8 grudnia, w Uroczystość Niepokalanego Poczęcia NMP, kard. Nycz podziękował też wszystkim za prawie 18 lat wspólnych lat w archidiecezji warszawskiej: zarówno członkom Kościoła warszawskiego jak i mieszkańcom miasta, niezależnie od wyznawanej wiary, zwłaszcza tym, z którymi przez te lata przyszło mu współpracować.

Publikujemy treść listu kard. Nycza:
CZYTAJ DALEJ

Pierwszy list pasterski nowego metropolity warszawskiego

2024-12-12 19:59

[ TEMATY ]

List Pasterski

Abp Adrian Galbas

Łukasz Krzysztofka/Niedziela

Słowo do wiernych archidiecezji warszawskiej na III Niedzielę Adwentu – Niedzielę Gaudete – skierował abp Adrian Galbas. Nowy metropolita warszawski wyjaśnia w nim m.in. symbolikę swojego herbu biskupiego oraz wskazuje, co będzie wyznaczać wspólną drogę, którą chce kroczyć z Kościołem Warszawskim.

„Z Dobrą Nowiną więc do Was przychodzę; jej chcę z Wami słuchać, ją głosić, nią się napełniać. Nie mam innego celu, bo wszystko inne musi być drugorzędne! Wszystko inne dostaniemy, zdobędziemy lub osiągniemy gdzie indziej. Dobrą Nowinę możemy dostać tylko w Kościele. I tu ją musimy dostać!” – napisał abp Galbas.
CZYTAJ DALEJ
Przejdź teraz
REKLAMA: Artykuł wyświetli się za 15 sekund

Reklama

Najczęściej czytane

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję