„Jest godzina 4, słyszysz melodię w głowie i wiesz, że musisz się zerwać, chwycić dyktafon i zrzucić pomysł na taśmę albo od razu jechać do studia. Musisz działać szybko, bo inaczej wszystko zniknie z twojej pamięci... Zaczynasz sobie śpiewać do melodii, która gdzieś ci tam gra, i wiesz, że musisz ją zmaterializować”. Tak miał się narodzić pomysł na tytułową piosenkę z nowej płyty Lenny’ego Kravitza „Raise Vibration”, a przynajmniej tak o tym opowiada twórca. Jedenasty studyjny album Kravitza, wszechstronnego muzyka, kompozytora, producenta i aktora, czterokrotnego laureata nagrody Grammy, który sprzedał ponad 40 mln płyt na całym świecie, jest z założenia dziełem eklektycznym. Dominuje funk, który słychać m.in. w piosence „Low”, promującej płytę, są ballady („Here to Love”), jest mieszanka funku i country w nagraniu „Johnny Cash”, które miało być hołdem dla wielkiego Casha. Kravitz występuje już od 30 lat i – jak mawiają dziennikarze muzyczni, a co pokazuje ta płyta – nie zwalnia tempa.
Pomóż w rozwoju naszego portalu