Reklama

Wiadomości

Bezdomność jak wada serca

W styczniu było ich 40, w większości mężczyzn. Najtrudniejsze przypadki. Ludzie odrzucający niemal każdą formę pomocy. Lokatorzy tzw. miejsc niemieszkalnych. Zniszczeni nałogiem, wyrzuceni przez rodziny, dawni więźniowie, na których na wolności nie czeka już nikt. Rozmaitość losów, typów, charakterów. Niektórzy na ulicy od lat, inni pojawiają się raptownie i równie nagle znikają

Niedziela Ogólnopolska 10/2019, str. 22-24

[ TEMATY ]

bezdomni

Z archiwum Jana Strączyńskiego

Streetworkerzy starają się „ogarnąć” czyjąś biedę i zracjonalizować pomoc

Streetworkerzy starają się „ogarnąć”
czyjąś biedę i zracjonalizować pomoc

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Co społeczeństwo oferuje ludziom bez dachu nad głową? Schroniska, ogrzewalnie, jadłodajnie, punkty dziennej pomocy oraz wydawania żywności i używanej odzieży. Dla tych, którzy zdobędą się na wykonanie następnego kroku, prowadzi się programy wychodzenia z bezdomności, terapie odwykowe i psychologiczne, pomoc w znalezieniu pracy, wreszcie mieszkania treningowe, w których uczą się z pomocą asystentów samodzielnego, czytaj: odpowiedzialnego, życia.

Praca ta wykonywana jest przez pracowników socjalnych i wolontariuszy. Na dole tej piramidy – albo na samej górze, jak kto woli – są streetworkerzy. W wolnym tłumaczeniu – uliczni pomagacze, ludzie dotykający własnymi rękami najgorszej ludzkiej biedy, najboleśniejszego zagubienia. Zdumiewająco opanowani, wytrzymali i skuteczni. Pozwolili mi towarzyszyć sobie podczas jednego z codziennych patroli.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

Jan Strączyński*, od 6 lat uliczny pomagacz, wyjaśnia mi na początku, co oznacza „miejsce niemieszkalne”. Pójdziemy więc szlakiem domów przeznaczonych do rozbiórki, mostów, schodów, piwnic, garaży, kanałów ciepłowniczych, szop, namiotów, altan śmieciowych, krzaków na skwerach itd.

Trzeba się trzymać podstawowej zasady: nigdy nie chodzi się samemu – zawsze dwójka streetworkerów i dobrze, by jednym z nich była kobieta. Dołączam więc do Janka i Aleksandry. Jan ma dwie ksywki: „Duracell” i „Anioł”. Pierwsza nawiązuje do nazwy baterii o przedłużonym działaniu – co dobrze opisuje energię i wytrzymałość tego drobnego mężczyzny. Powodu, dla którego bezdomni mówią o nim „Jan Anioł”, podawać chyba nie trzeba. Aleksandra na co dzień pracuje w schronisku dla bezdomnych. Ulicznym pomagaczem staje się w wolne dni.

Kolejna zasada to plan działania. – Robimy zarys dnia, choć nigdy do końca nie wiadomo, co przyniesie życie. Jeśli natkniemy się na kogoś wymagającego natychmiastowej pomocy, skupiamy się na nim. Przede wszystkim ratujemy życie – mówi Janek.

Reklama

– A co, jeśli wbrew logice bezdomny odmawia pomocy? – pytam.

– Nie wolno go opuścić. Przynosimy więcej koców, zasłaniamy nimi wybite okna w pustostanach, przychodzimy regularnie, aby sprawdzić, czy sytuacja nie zmieniła się na gorsze.

– A rozpalacie ognisko w zimną noc?

– Jeszcze się nie zdarzyło, bo to często bywa przyczyną samospalenia w pustostanach. Zamiast tego możemy np. dostarczyć gorącą herbatę.

W ich własnym tempie

Stare miasto i zdezelowana chałupka przy jednej z bocznych uliczek. W środku na starych materacach troje ludzi. W czapkach, kurtkach i rozpadających się buciorach. Najmniejsza jest kobieta.

Pyskata Sylwia, która najwyraźniej rządzi resztą. Pod ścianą brodaty Andrzej, a obok Michał, recydywista ogarnięty nieustannym lękiem, że „przyjdą po niego” i wsadzą do więzienia. Pilnie potrzebuje oddziału detoksykacyjnego. Janek proponuje pomoc, ale warunek jest jeden. Chłopak ma być „wyzerowany”, czyli trzeźwy. Michał się zastanawia, mruczy coś pod nosem. W końcu obiecuje wytrzeźwieć do rana, choć chyba nie do końca wierzy w swoje deklaracje.

– Czasami trudno wyrwać kogoś z błędnego koła, ale próbować trzeba – tłumaczy Janek. – W pracy streetworkera ważny jest czas, który oddajemy bezdomnemu. Wszystko musi się odbywać w jego tempie i na warunkach wspólnie wypracowanego planu. Raz mieliśmy sytuację, gdy wszystko szło za dobrze. Wyciągnęliśmy mężczyznę z piwnicy, gdzie żył dwa lata, a jedzenie podbierały mu dzikie koty i szczury. Zgodził się umyć, dostał nowe ciuchy, ogolił się, zjadł śniadanie i... po trzech godzinach uciekł z powrotem do piwnicy. Nie trzymaliśmy się zasady „w jego własnym tempie”. Czasem z jedną osobą pracujemy lata. Niedawno jeden z naszych podopiecznych wprowadził się do pierwszego wynajętego przez siebie pokoju. Proces wychodzenia z bezdomności trwał w jego przypadku cztery lata. Takie historie nadają sens naszej pracy. No i wtedy, gdy uda się komuś uratować życie. Wtedy ta ciężka praca staje się najlepszą robotą na świecie!

Reklama

Kolejny pustostan. Trwa namawianie na schronisko. Siedzimy w kucki, co skraca dystans do leżących na ziemi ludzi. Aleksandra wyjaśnia spokojnym, niemal cichym głosem: – Umyjecie się, dostaniecie czyste ciuchy, przebada was lekarz.

Bezdomni patrzą przed siebie w milczeniu. Po chwili zauważam spojrzenia wędrujące jak po sznurku ku butelce stojącej na środku stołu. Etykietka lekko mnie dezorientuje – ocet spirytusowy...?

– Taka butelka kosztuje na niedalekiej melinie kilka złotych. Spirytus niespożywczy, zwany przez konsumentów „ślepotką” – lub jak kto woli: „F-16” – przemycany jest m.in. ze Wschodu. Można go kupić na każdej polskiej melinie na kieliszki, na słoiki albo w wersji max – na butelki. Długotrwałe picie tego świństwa powoduje marskość wątroby i uszkodzenie wzroku – wyjaśnia Janek.

Jest też denaturat, zwany pieszczotliwie „dynksem” albo „dyktą”. Bywa rozcieńczany sokiem lub wodą. Największe zniszczenia czyni w organizmie picie „surówki”, czyli nierozcieńczonej „dykty”.

Nie znasz – nie oceniaj

Stereotypów na temat bezdomnych jest kilka – twierdzą uliczni pomagacze. Ich zdaniem, najbardziej krzywdzący to ten, że bezdomny przepił życie i na własne życzenie skończył na ulicy. A takich się nie żałuje, prawda? Okazuje się, że alkoholizm nie jest dominującą przyczyną bezdomności. Więcej jest bezdomnych, których wyrzuciła z domu rodzina albo którzy stracili dach nad głową z powodu nieporadności.

– Na przykład Antoni – opowiada Janek. – Jego rodzice sprzedali mieszkanie i wyjechali, nie zabierając dorosłego syna ze sobą. Antek wylądował na ulicy. Starał się ratować, układać sobie życie, ale ciągle coś szło nie tak. Po kilku próbach wreszcie udało się mu pomóc. Teraz radzi sobie samodzielnie... Inny przykład to Radek, który stracił dom w pożarze. Sam ocalał, mimo rozległych oparzeń. Na ulicy od ośmiu lat. Nieufny tak, że minął rok, nim udało się go namówić, by fotograf z Fundacji Świętego Barnaby zrobił mu zdjęcie do dowodu. Potem pomogliśmy mu dopełnić formalności. Wizyta u lekarza, orzeczenie o stopniu niepełnosprawności i stały zasiłek. Znalazł mieszkanie. Nigdy nie należy wątpić, że się uda...

Reklama

Sprawdzamy skołtunione krzaki niedaleko trasy szybkiego ruchu, bo wczoraj nocował tam mężczyzna, którego nie udało się namówić na opuszczenie zarośli. Zaglądamy do węzła ciepłowniczego, pełnego potłuczonych butelek, śmieci i czegoś, o czym nie chcielibyście wiedzieć. Odwiedzamy też mały domek z oknami bez szyb, w którym na piętro wchodzi się po uszkodzonych schodach, a potem balansuje na legarach, by dostać się do siedliska bezdomnych, bo stropu już nie ma.

W każdym z odwiedzanych miejsc ślady czyjejś obecności. Zmiętolone kołdry, skołtunione śpiwory, stara odzież, butelki, słoiki, zwały śmieci. Janek opowiada, że czasem robi się zdjęcia takich miejsc, żeby mieć porównanie, czy w międzyczasie ktoś z nich korzystał. Ta rozpaczliwa bieda jest tak do siebie podobna, jakby ktoś nieustająco powtarzał tę samą scenografię.

Nim zacznie się piekło

Idziemy do Daniela. Janek precyzuje: „po Daniela”. Z mężczyzną od trzech dni dzieje się naprawdę źle. – Martwię się, co zastaniemy. Nie godzi się na wezwanie pogotowia ani na schronisko. Nie godzi się na nic. Wczoraj był tak odwodniony, że zjadał śnieg z moich butów, zanim poczęstowaliśmy go wodą – mówi Jan.

Wchodzimy do kolejnego opuszczonego domu. Wybite okna zatkane wyrwanymi z framug drzwiami. W środku wychudzony młody mężczyzna na zabrudzonym barłogu. Nie ma siły się podnieść ani opanować drżenia ciała. Ma spuchnięte ręce i siną twarz. Pompujemy w niego tyle słodkiej herbaty, ile wlezie. Organizm nie przyjmuje niczego. Daniel nie jadł od trzech dni, wypił za to kilka butelek denaturatu. Teraz ból jest tak dojmujący, że mężczyzna godzi się na wszystko – szpital, oddział odtruć, cokolwiek.

Reklama

– Boję się – mówi nagle – boję się o nogi... Janek też. Widział je wcześniej i nie wyglądały dobrze. Sądząc po minach ulicznych pomagaczy, sytuacja jest poważna. Na ratunek ściągany jest br. Mariusz, kapucyn i streetworker z Caritas. Po chwili dwóch mężczyzn prowadzi, a raczej niemal niesie trzeciego, stawiającego powoli sztywne kroki.

Zawozimy Daniela do Centrum Wsparcia Dziennego. Węzeł sanitarny, czyste ciuchy i szansa na posiłek. Wolontariusze chcą go umyć, przebrać i pokazać lekarzowi. To, co widzą, sprawia, że wszystko zaczyna się dziać szybciej. Pojawia się młoda lekarka, także wolontariuszka. Nie obejdzie się bez szpitala.

Bezradny lekarz z SOR-u zwraca się do bezdomnego: – To znowu ty?! I co? Mam cię podleczyć, podratować kroplówką, a ty znów wrócisz na ulicę...

– Zastanawiacie się czasem, czy ta praca ma sens? – pytam, rozglądając się po kolejnym pustostanie ze śladami czyjejś obecności.

Janek uważa, że należy walczyć o każdego człowieka, nawet – a może przede wszystkim – jeśli ten człowiek sam sobie z życiem nie radzi. – Nie wyobrażam sobie, żebym zajmował się czymś innym. Najważniejsze jest, by być wśród nich i dla nich...

Późnym wieczorem dostaję wiadomość, że Daniela przyjęto na oddział chirurgii ogólnej. Lekarze walczą o ocalenie stopy mężczyzny. To zdumiewające, jaką ten wycieńczony człowiek ma wolę życia. Przed oddaniem tekstu do druku pojawiła się nadzieja, że uda się uniknąć amputacji stopy. Katarzyna Woynarowska

*Jan Strączyński jest autorem książki „Załóż nasze buty”, która stała się inspiracją do powstania tego tekstu i jest dostępna (jedynie w wersji elektronicznej) na stronach Stowarzyszenia Wzajemnej Pomocy „Agape” (http://agape-czestochowa.org/wp-content/uploads/2018/09/Jan-Strączyński-Załóż-nasze-buty.pdf).
Jeśli chcesz zostać wolontariuszem pomagającym streetworkerom, zadzwoń: 733 686 403 pon.-pt. w godz. 8-16.

2019-03-06 10:17

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Papież na wyciągnięcie ręki

Niedziela łódzka 21/2022, str. IV

[ TEMATY ]

Watykan

bezdomni

pielgrzymi

Tomasz Kopytowski

Dla bezdomnych było to szczególne doświadczenie

Dla bezdomnych było to szczególne doświadczenie

Szesnaście osób w kryzysie bezdomności wzięło udział w jubileuszowej pielgrzymce do Rzymu zorganizowanej na zakończenie obchodów 100-lecia archidiecezji łódzkiej.

Podopieczni Caritas, Sióstr Misjonarek Miłości i schronisk prowadzonych przez Towarzystwo Pomocy im. św. Brata Alberta w Łodzi pojechali do Wiecznego Miasta na zaproszenie abp. Grzegorza Rysia. – Księdzu arcybiskupowi bardzo zależało, żeby reprezentacja wiernych archidiecezji była pełna – mówi ks. Andrzej Partyka, dyrektor łódzkiej Caritas, który opiekował się grupą bezdomnych podczas pielgrzymki. – Dlatego poprosił, żebyśmy zorganizowali dla nich wyjazd. I tak się stało. Zebraliśmy uczestników, których przygotowaliśmy do podróży, zorganizowaliśmy transport, noclegi i wyżywienie, no i przeżyliśmy z nimi wspólnie piękną przygodę – dodaje.

CZYTAJ DALEJ

Nowi kanonicy

2024-03-28 12:00

[ TEMATY ]

Zielona Góra

Karol Porwich/Niedziela

Podczas Mszy Krzyżma bp Tadeusz Lityński wręczył nominacje i odznaczenia kapłanom diecezji. Życzenia otrzymali również księża, którzy obchodzą w tym roku jubileusze kapłańskie.

Pełna lista nominacji, odznaczeń i jubilatów.

CZYTAJ DALEJ

Wielki Czwartek we Wschowie z biskupem Tadeuszem

2024-03-28 22:04

[ TEMATY ]

Zielona Góra

fara Wschowa

Krystyna Pruchniewska

Wschowa

Wschowa

Liturgii Wieczerzy Pańskiej w kościele pw. św. Stanisława we Wschowie przewodniczył biskup diecezjalny Tadeusz Lityński.

Zapraszamy do obejrzenia fotogalerii p. Krystyny Pruchniewskiej:

CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję