Agata Kulczycka, Wrocław
Tym, czego w ostatnich latach najbardziej potrzeba współczesnemu człowiekowi, jest wysłuchanie, przyjęcie i poznanie, czego sama też doświadczam. I po to tak naprawdę tu jesteśmy. Mam takie doświadczenie, że kiedy stoję przed człowiekiem po prostu po to, by go wysłuchać, by go przyjąć, po to, żeby on mógł dać się poznać, to zaczynają się dziać cuda. Nie czuję, że jestem tutaj po to, żeby kogokolwiek indoktrynować, żeby komuś wciskać jakiś produkt; jestem tutaj po to, żeby być blisko, żeby spotkać człowieka, uklęknąć przed jego życiem, żeby się nim zachwycić tak, jak zachwyca się nim Bóg.
Reklama
Michał, 25 lat, Gorzów Wielkopolski
W projekcie Przyjaciele Jezusa uczestniczę po raz drugi. Natomiast od dawna ewangelizuję w różnych miejscach i mam okazję dzielić się doświadczeniem Boga. Kiedy miałem 18 lat, byłem mocno zagubionym chłopakiem. Pochodzę z wierzącej rodziny, ale Boga nie doświadczałem. Nie akceptowałem siebie i miałem wiele różnych problemów. Kiedyś ktoś podobnie jak ja teraz tutaj, na polu, przyszedł i powiedział mi o Bogu, który mnie kocha, nie potępia i nie ocenia. To było coś, co zmieniło moje życie – zacząłem siebie kochać i po prostu chcę się tym dzielić z innymi. Wcześniej Kościół był jakimś zbiorem praw i reguł, w których żyć nauczyli mnie rodzice, a od tamtego momentu, od przełomowych rekolekcji 7 lat temu, już wiem, że Bóg, który kogoś tam kocha, nie tylko istnieje, ale że kocha mnie. To nie jest tak, że jest jakiś tam Jezus, który żył 2000 lat temu. Wiem, że On żyje dzisiaj. Kiedy mam problemy, mogę Mu je oddać i doświadczyć realnie, jak mi pomaga.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Janek, 20 lat, Oświęcim
Żeby mówić o Jezusie, żaden kawał świata, który przebyłem, nie jest za duży. Przyjechałem tutaj ewangelizować, powiedzieć o Bogu, o tym, jak On bardzo mnie kocha. Przyjeżdżam, bo wierzę, że to działa i że ludzie potrzebują usłyszeć prawdę. Tutaj osoby częściej podchodzą do duchownych niż do nas, świeckich, dlatego lepiej trzymać się „przy sutannie”. Przyjąłem zasadę: więcej słucham, niż mówię. żeby zrozumieć człowieka, przede wszystkim trzeba poznać jego historię, a potem można mu powiedzieć o tym, w co się wierzy, czyli właśnie przekazać kerygmat, to że Jezus zbawia. Ludzie reagują różnie: jedni mają podejście typu: „nie dotykaj mnie, bez kija nie podchodź”, inni z kolei: „ale super, chodź pogadamy, mam mnóstwo pytań”. Odnoszę wrażenie, że wiele osób jest zranionych, czegoś szukają, ale nie wiedzą do końca czego. Jestem głęboko przekonany, że szukają Jezusa, tylko jeszcze o tym nie wiedzą.
Paulina, 25 lat, Miechowo
Przyjechałam tutaj, żeby spotkać się z ludźmi, porozmawiać, podzielić się tym, co mam w sercu, swoją relacją z Panem Jezusem. Jestem tu już 3. raz i mogę powiedzieć, że ludzie słuchają tego, co mamy do powiedzenia, ale też dużo mówią, otwierają się przed nami. Zaskoczeniem dla mnie było to, że są pozytywnie nastawieni do ewangelizujących. Miałam obawę, z jakim odzewem się spotkam. Każda rozmowa jest inna, bo osoby i ich życie są różne. Spotykam się głównie z otwartością, pytaniami, ale przede wszystkim z tym, że ci ludzie potrzebują rozmowy, potrzebują się zwierzyć z jakiegoś problemu. Tworzy się fajna atmosfera zaufania. Warto ewangelizować, ludzie teraz bardzo potrzebują miłości, akceptacji, spotkania z drugim człowiekiem.
Jacek Kurzępa, poseł
Wędruję ku młodym, by mówić o Jezusie. Teraz, jak i przed laty, młodzi przybywają na festiwal wyposażeni w dwie kategorie ciekawości. Pierwsza – „jak tu będzie”, a druga – „jak mam żyć”. Są to pytania bardzo mocno odnoszące się do samego siebie. Oni przybywają z tymi pytaniami po to, by konfrontować się z rówieśnikami, by wraz z nimi szukać odpowiedzi. Obecność Przyjaciół Jezusa jest tutaj konieczna, bo gdybyśmy zostawili ich z tymi pytaniami w obliczu narracji relatywizującej świat, to oni poszliby w pewną przestrzeń, ogólnie mówiąc – niepożądaną. Nieobecni nie mają racji, więc jeżeli nie byłoby tu ewangelizatorów, to pozostawilibyśmy ich na pastwę losu.