Reklama

Głos z Torunia

Wybrana przez Boga

Roześmiane twarze wesołej gromadki. Pierwsze spojrzenia, pierwszy kontakt i nic nie wskazuje na to, że ta rodzina naznaczona jest cierpieniem. Z szeroko otwartymi ustami wsłuchuję się w ich historię.

Niedziela toruńska 47/2020, str. IV

[ TEMATY ]

dziecko

noworodek

Archiwum rodzinne

Antosia ważyła 1300 g przy wzroście 43 cm. Jej droga na świat była pełna niebezpieczeństw

Antosia ważyła 1300 g przy wzroście 43 cm. Jej droga na świat była pełna niebezpieczeństw

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Joanna i Juliusz poznali się w 2004 r. podczas pielgrzymki do Medjugorie. Dwa lata później wzięli ślub. Siedzę przy kubku kawy, patrząc, jak trójka maluchów wtula się w rodziców. Najstarszy – Franciszek Józef – ma już 10 lat. – Pamiętam to uczucie ogromnej radości, kiedy mogłam go pierwszy raz przytulić – mówi Joanna, całując Franka w czoło. Bije od niej coś, co trudno ubrać w słowa, a kiedy patrzy na swoją córeczkę, można odnieść wrażenie, jakby fala miłości uderzała ze zdwojoną mocą.

Dziecko z zespołem

– Antosia ma zespół Silvera-Russella (SRS), który często objawia się wewnątrzmacicznym zahamowaniem wzrastania. Nasza kruszynka ważyła 1300 g przy wzroście 43 cm w 38. tygodniu ciąży – mówi Juliusz. – Jej droga na świat była pełna niebezpieczeństw. Tylko Bóg wie, co przeżyliśmy jako rodzice.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

Kiedy Franciszek miał rok, Asia i Julek dowiedzieli się, że po raz kolejny zostaną rodzicami. Ich radość była wielka. Trwała do 19. tygodnia ciąży. – Dowiedzieliśmy się, że z dzieckiem coś jest nie tak, przestało rosnąć. Brak odpowiedniej akcji serca, torbielowatość nerek, małowodzie wskazywało na poważne wady, co mogło skutkować, jak to powiedział lekarz, obumarciem płodu – mówi ze wzruszeniem Joanna.

Kobieta zostawiona bez wsparcia często nie umie udźwignąć presji i gdy jest bombardowana wizją ciężkiego życia, idzie za fałszywą radą. Jej miłość do dziecka zostaje zmiażdżona

Podziel się cytatem

Wyścig

W tym momencie rozpoczął się wyścig z czasem. Kolejne badania, kliniki. Wszystko, by zdążyć przed 25. tygodniem ciąży. Dlaczego? Nie po to, by rozpocząć ewentualne leczenie, ale by możliwe było dokonanie aborcji.

– Nikt nie zapytał nas, jakie jest nasze zdanie, czy my też do tego samego dążymy, co lekarze – mówi Juliusz.

Trafiają do Centrum Zdrowia Matki Polki w Łodzi, gdzie po badaniu USG lekarz nie daje żadnych szans na zdrowie, a nawet przeżycie dziecka. Asia do dziś z wielkim poruszeniem wspomina tamten dialog. – To ostanie USG robiliśmy już w 25. tygodniu i kolejny raz lekarz skierował do nas bolesne słowa, zarzucając nam nieodpowiedzialność. – Dlaczego wszystko robicie tak późno, przecież za chwilę nie będzie możliwe przerwanie ciąży – powiedziała pani doktor. Na co ze łzami w oczach odpowiedziałam jej, że chcemy, by dziecko się urodziło i aborcja nie wchodzi w grę. Zdziwienie na jej twarzy do dziś jest żywe w mojej pamięci.

Reklama

Ostatecznie młodzi rodzice zostali skierowani do Instytutu Matki i Dziecka. – Dziękuję Bogu za łaskę wiary moją i męża. Wsparcie najbliższych było nieocenionym darem. Jako osoba wierząca wiedziałam, że to małe życie jest dane od Boga i jest przez Niego kochane nawet bardziej niż przeze mnie, a ja jestem powołana, by je kochać bez względu na wszystko – mówi Asia. – Mój spokój burzony był przez negatywne informacje. Kobieta zostawiona sama bez wsparcia często nie umie tego udźwignąć i gdy jest bombardowana wizją chorego dziecka i ciężkiego życia, idzie za fałszywą radą. Jej miłość do dziecka zostaje zmiażdżona. Miałam szczęście, że otrzymałam wsparcie w tym trudnym czasie.

Poród

Czas oczekiwania na poród był przepełniony niepewnością, ale i wielką nadzieją. – Pamiętam, jak na jednym zdjęciu USG bardzo wyraźnie zobaczyłam główkę Antosi i tak jej się przyglądałam, i mówię – ale ona jest urocza, co tu jest nie tak – opowiada Asia. Najbardziej bolało ich to, że lekarze nie widzieli w tym nowym życiu człowieka. Dla nich był to tylko płód, i to jeszcze pełen wad. – A to przecież było nasze upragnione dziecko. Ich słowa naprawdę bolały – dodaje.

Nadszedł dzień porodu. Lekarze chcieli, by Asia rodziła naturalnie, bo przecież dziecko i tak umrze. Ostatecznie układ dziecka zadecydował o cesarskim cięciu. Było to opatrznościowe. Dzięki temu Antosia nie musiała przechodzić wyczerpującego porodu. – Byliśmy gotowi przyjąć wszystko, bo bezgranicznie ufaliśmy Bogu i Jego woli – opowiada Julek.

– Pamiętam moment, gdy lekarze wyjęli Antosię i ich słowa: – Jakie małe dziecko. Po chwili pielęgniarka oznajmiła, że dziecko samodzielnie oddycha – wspomina Asia – nasza córeczka żyje samodzielnie bez respiratora. Tylko przez jedną dobę miała podawany tlen do inkubatora. Nikt nie miał wątpliwości, że to cud. W końcu, gdy Asia i Julek dowiedzieli się o chorobie dziecka, szturmowali niebo za przyczyną św. Antoniego czy nowenny pompejańskiej.

Reklama

Ci, którzy spisywali Antosię na straty, teraz z wielką troskliwością troszczyli się o to małe życie. Jej pierwszy rok życia to pobyt w szpitalach, operacje i zabiegi. Do 3. roku życia była odżywiana tylko przez sondę, a później, do 7. roku życia częściowo przez sondę założoną bezpośrednio do żołądka (PEG).

Codzienność

Dziś Antosia ma 8 lat. Uwielbia tańczyć, grać na pianinie, jeździ na rowerze, była na półkoloniach jeździeckich. Bardzo dobrze się uczy i cieszy się życiem. Gdy patrzę na rozpierającą ją energię, nawet do głowy mi nie przychodzi obraz dziecka, które miało się nie urodzić. Asia wyjaśnia mi, że dzieci z SRS z największych problemów wychodzą właśnie w wieku szkolnym. Umysłowo rozwijają się prawidłowo i są samodzielne. Mają silne osobowości i potrafią być liderami w grupie.

– Czemu takie dzieci są zabijane? Bo obraz USG był nieprawidłowy? Przecież badania USG są obarczone błędem. Ostateczne słowo należy do Boga, a o dziecku i stanie jego zdrowia w pełni możemy powiedzieć dopiero po jego narodzinach – dodaje Asia.

Życie małżeństwa po raz kolejny przeszło przez próbę, gdy okazało się, że kolejne dziecko, według lekarzy, może mieć wady rozwojowe. Badania wykazały powiększoną nerkę. – To nie był dla nas cios. Ufaliśmy Bogu i byliśmy gotowi na wszystko, nawet na chorobę dziecka. Lekarze nie sugerowali aborcji, lecz wskazywali na konieczność badań prenatalnych, na które się nie zgodziliśmy – mówi Joanna. Tym razem od razu udali się do prof. Bogdana Chazana, który wspaniale ich pokierował. Jan Stanisław urodził się zdrowy. Dziś ma 4 lata. Okazało się, że ma powiększoną jedną nerkę, ale rozwija się prawidłowo.

Reklama

– Życie was nie rozpieszczało – mówię. – Ależ Bóg nas rozpieszcza ponad miarę – odpowiada Asia. – Czuję się kochana przez moje maleństwa, a w ich miłości dostrzegam miłość samego Boga.

Antosia wtulona w ramiona mamy słucha jej opowieści o cierpieniu z szeroko otwartymi oczami. – Bóg Cię wybrał, kochanie, bo bardzo potrzebował twojej pomocy, byś pomogła Mu zbawiać świat – mówi do niej Asia. – Bóg mnie wybrał? – pyta zdziwiona Antosia. – Tak, do takiej misji specjalnej. To jest wielkie wyróżnienie. Na twarzy dziecka pojawia się szeroki uśmiech.

– Kiedy kolejny raz byliśmy w Medjugorie, spowiednik powiedział do mnie coś, co nas bardzo podbudowało: – Antosia jest waszą windą do nieba. Te słowa stały się moimi i wierzę w to, że Bóg umieścił nas wszystkich w swoim niezwykłym planie – mówi mama.

Joanna i Juliusz są współzałożycielami jedynego w Polsce stowarzyszenia pomagającego rodzinom dzieci z zespołem Silvera-Russella.

Więcej informacji na stronach www.antosiarychlik.pl oraz www.facebook.com/silverrussellpolska

2020-11-18 11:37

Ocena: +2 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Filipińscy jezuici uratowali 35 noworodków z płonącego szpitala

[ TEMATY ]

jezuici

noworodek

Filipiny

Filipińscy jezuici zaryzykowali życie, aby uratować z płonącego szpitala w Manili 35 noworodków. „Nie zważając na własne bezpieczeństwo, przy zerowej widoczności, wyciągali niemowlęta pozostawione w gęstym dymie” – napisał na Facebooku jezuita o. Marlito Ocon. Zaznaczył, że opanowanie pożaru zajęło strażakom cztery godziny. „Gdyby moi współbracia nie weszli do płonącego skrzydła szpitala, tych dzieci nie udałoby się uratować. Zostali na miejscu, dopóki wszyscy pacjenci nie byli bezpieczni” – dodał zakonnik.

Początkowo jezuici nie wiedzieli, co robić z uratowanymi dziećmi. Jeden z nich wpadł na pomysł, aby zanieść je do kaplicy, która znajduje się w pobliżu szpitala. W ten sposób miejsce modlitwy stało się tymczasowym oddziałem położniczym i zarazem centrum ewakuacji.

CZYTAJ DALEJ

Św. Wojciech, Biskup, Męczennik - Patron Polski

Niedziela podlaska 16/2002

Obok Matki Bożej Królowej Polski i św. Stanisława, św. Wojciech jest patronem Polski oraz patronem archidiecezji gnieźnieńskiej, gdańskiej i warmińskiej; diecezji elbląskiej i koszalińsko-kołobrzeskiej. Jego wizerunek widnieje również w herbach miast. W Gnieźnie, co roku, w uroczystość św. Wojciecha zbiera się cały Episkopat Polski.

Urodził się ok. 956 r. w czeskich Libicach. Ojciec jego, Sławnik, był głową możnego rodu, panującego wówczas w Niemczech. Matka św. Wojciecha, Strzyżewska, pochodziła z nie mniej znakomitej rodziny. Wojciech był przedostatnim z siedmiu synów. Ks. Piotr Skarga w Żywotach Świętych tak opisuje małego Wojciecha: "Będąc niemowlęciem gdy zachorował, żałość niemałą rodzicom uczynił, którzy pragnąc zdrowia jego, P. Bogu go poślubili, woląc raczej żywym go między sługami kościelnymi widząc, niż na śmierć jego patrzeć. Gdy zanieśli na pół umarłego do ołtarza Przeczystej Matki Bożej, prosząc, aby ona na służbę Synowi Swemu nowego a maluczkiego sługę zaleciła, a zdrowie mu do tego zjednała, wnet dzieciątko ozdrowiało". Był to zwyczaj upraszania u Pana Boga zdrowia dla dziecka, z zobowiązaniem oddania go na służbę Bożą.

Św. Wojciech kształcił się w Magdeburgu pod opieką tamtejszego arcybiskupa Adalbertusa. Ku jego czci przyjął w czasie bierzmowania imię Adalbertus i pod nim znany jest w średniowiecznej literaturze łacińskiej oraz na Zachodzie. Z Magdeburga jako dwudziestopięcioletni subdiakon wrócił do Czech, przyjął pozostałe święcenia, 3 czerwca 983 r. otrzymał pastorał, a pod koniec tego miesiąca został konsekrowany na drugiego biskupa Pragi.

Wbrew przyjętemu zwyczajowi nie objął diecezji w paradzie, ale boso. Skromne dobra biskupie dzielił na utrzymanie budynków i sprzętu kościelnego, na ubogich i więźniów, których sam odwiedzał. Szczególnie dużo uwagi poświęcił sprawie wykupu niewolników - chrześcijan. Po kilku latach, rozdał wszystko, co posiadał i udał się do Rzymu. Za radą papieża Jana XV wstąpił do klasztoru benedyktynów. Tu zaznał spokoju wewnętrznego, oddając się żarliwej modlitwie.

Przychylając się do prośby papieża, wiosną 992 r. wrócił do Pragi i zajął się sprawami kościelnymi w Czechach. Ale stosunki wewnętrzne się zaostrzyły, a zatarg z księciem Bolesławem II zmusił go do powtórnego opuszczenia kraju. Znowu wrócił do Włoch, gdzie zaczął snuć plany działalności misyjnej. Jego celem misyjnym była Polska. Tu podsunięto mu myśl o pogańskich Prusach, nękających granice Bolesława Chrobrego.

W porozumieniu z Księciem popłynął łodzią do Gdańska, stamtąd zaś morzem w kierunku ujścia Pregoły. Towarzyszem tej podróży był prezbiter Benedykt Bogusz i brat Radzim Gaudent. Od początku spotkał się z wrogością, a kiedy mimo to próbował rozpocząć pracę misyjną, został zabity przez pogańskiego kapłana. Zabito go strzałami z łuku, odcięto mu głowę i wbito na żerdź. Cudem uratowali się jego dwaj towarzysze, którzy zdali w Gnieźnie relację o męczeńskiej śmierci św. Wojciecha. Bolesław Chrobry wykupił jego ciało i pochował z należytymi honorami. Zginął w wieku 40 lat.

Św. Wojciech jest współpatronem Polski, której wedle legendy miał także dać jej pierwszy hymn Bogurodzica Dziewica. Po dziś dzień śpiewa się go uroczyście w katedrze gnieźnieńskiej. W 999 r. papież Sylwester II wpisał go w poczet świętych. Staraniem Bolesława Chrobrego, papież utworzył w Gnieźnie metropolię, której patronem został św. Wojciech. Około 1127 r. powstały słynne "drzwi gnieźnieńskie", na których zostało utrwalonych rzeźbą w spiżu 18 scen z życia św. Wojciecha. W 1928 r. na prośbę ówczesnego Prymasa Polski - Augusta Kardynała Hlonda, relikwie z Rzymu przeniesiono do skarbca katedry gnieźnieńskiej. W 1980 r. diecezja warmińska otrzymała, ufundowany przez ówczesnego biskupa warmińskiego Józefa Glempa, relikwiarz św. Wojciecha.

W diecezji drohiczyńskiej jest także kościół pod wezwaniem św. Wojciecha w Skibniewie (dekanat sterdyński), gdzie proboszczem jest obecnie ks. Franciszek Szulak. 4 kwietnia 1997 r. do tej parafii sprowadzono z Gniezna relikwie św. Wojciecha. 20 kwietnia tegoż roku odbyły się w parafii diecezjalne obchody tysiąclecia śmierci św. Wojciecha.

CZYTAJ DALEJ

Forum „Jestem mężczyzną, znam swoje miejsce”

2024-04-23 10:54

[ TEMATY ]

forum

mężczyźni

Mat.prasowy

Co słyszymy, trzeba rozgłaszać po dachach! (por. Mt 10, 27). Dlatego zapraszamy na spotkanie Forum pod hasłem „Jestem mężczyzną, znam swoje miejsce” w Częstochowie, 25 maja 2024 r. (sobota), w godzinach od 9 do 16. Będzie to wspólna Eucharystia oraz modlitwa o świętość dla współczesnych mężczyzn. Jak również możliwość wysłuchania konferencji wybitnych Gości oraz szansa na wymianę doświadczeń poprzez przedstawienie osobistego spojrzenia uczestników na męskie sprawy w ramach panelu dyskusyjnego.

CEL

CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję