Przy okazji sejmowej dyskusji nad projektem Solidarnej Polski dotyczącym uchylenia dopuszczalności zabijania przed narodzeniem dzieci, u których występuje duże prawdopodobieństwo ciężkiego i nieodwracalnego upośledzenia albo nieuleczalnej choroby, karierę zrobił termin „kompromis aborcyjny”. Odniesiono go do obecnie obowiązującej w Polsce ustawy z 1993 r. O planowaniu rodziny, ochronie płodu ludzkiego i warunkach dopuszczalności przerywania ciąży (wraz z orzeczeniem Trybunału Konstytucyjnego z 1997 r.). Z tym że dla skrajnych liberałów ten „kompromis” oznacza niemalże kapitulację (przed Kościołem, „ciemnogrodem” itd.). Zwolennicy utrzymania „kompromisu” uznają go za „złoty środek” wart utrzymania za wszelką cenę - bo wybuchnie „wojna aborcyjna”, bo rozwinie się podziemie, bo dopuszczalność aborcji to przecież (jeszcze) nie jej konieczność.