Reklama

Wiadomości

Złoto w andyjskim piekle

Nikt nie wie, ilu mieszkańców ma La Rinconada. Życie w jednoizbowych obskurnych barakach bez okien stanowi dla nich piekło na ziemi.

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Niedawno ktoś zapytał mnie o najbardziej porażające miejsce na globie. Zdarzało mi się oglądać wiele szokujących scen ubóstwa i degradacji. Raz były to brazylijskie favelas, innym razem złowrogi widok kopalni złota w Sougou w pustkowiach sawanny w Burkina Faso. W wąskich perforacjach, głębokich na kilkadziesiąt metrów, w ciemności i w 50-stopniowym upale trudziły się zawieszone na linie dzieci. Niepiśmienne, bez perspektyw, poszukiwały cennego kruszcu, przekonane, że kilka gramów złota zapewni im godne życie z dala od głodu i nędzy. Długie, niekończące się godziny mordęgi i ryzyka runięcia z wysokości albo zasypania przez obsuwające się ściany studni. Jeszcze po latach pamiętam ich niewinne oczy, lśniące odbijającą się w złotym pyle nadzieją.

Reklama

Nigdy nie zapomnę moich podróży w okrytym złą sławą regionie Kołymy, gdzie w latach wielkiego terroru epoki Stalina, w przerażających warunkach infernalnego zimna zesłańcy dobywali złoto, cynę czy uran. Z kolei na oślepiającym bielą upiornym stepie nad zatoką Kara Bogaz Gol w Turkmenistanie, składnicą największych na świecie złóż mirabilitu, obserwowałem robotników w środowisku, gdzie powiew wiatru obezwładniał niczym ogień z hutniczego pieca. W niewiarygodnych warunkach pracują też robotnicy, którzy dźwigają niczym muły z dna krateru wulkanu Kawah Ijen na wschodzie Jawy, 70-, 90-kilogramowe kosze bambusowe z żółto fluorescencyjnymi blokami siarki. Bez żadnego zabezpieczenia, chronieni tylko chustą zakrywającą nos i usta, są zanurzeni w toksycznych, palących płuca, skórę i oczy oparach, które zbierają każdego roku śmiertelne żniwo.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

Reklama

Za najbardziej przeklęte miejsce na naszej ziemi uważam jednak La Rinconadę, pradawną osadę górniczą w peruwiańskich Andach, wyrastającą u podnóża majestatycznego lodowca Ananea. Na wysokości 5,1 tys. m n.p.m., ok. 100 km na północ od jeziora Titicaca, Inkowie, a później Hiszpanie praktykowali eksploatację złóż złota. Do lat 70. XX wieku Rinconada była jedną z wielu w okolicy otoczonych skałami i lodem wiosek zamieszkiwanych przez garstkę górali Kechua i Ajmara, przyzwyczajonych do tolerowania dużych wysokości. W następnych dziesięcioleciach kryzys gospodarczy Peru i wzrost cen złota przyciągnęły tutaj hordy ludzi bez środków do życia i bezrobotnych, poszukiwaczy przygód oraz różnych zdesperowanych, zaślepionych „gorączką złota” osób poszukujących lepszej życiowej szansy. Magnesem stała się historia Feliciano Huanka, który pierwszego dnia po przybyciu wygrzebał kilogramową bryłkę złota, wartą 10 tys. dol. Opowiada się o nim tutaj przy każdej okazji, ale fortuna sprzyja nielicznym. Wprawdzie w kopalni wydobywa się rocznie 3 t złota, ale aby zdobyć gram tego metalu, trzeba rozkruszyć ponad 60 kg skalnego materiału. Leżące najwyżej na świecie miasto zapełniło się masowym najazdem, rozrastając się do niebywałych rozmiarów. Nikt nie wie, ilu ma mieszkańców, według niektórych szacunków w jednoizbowych obskurnych barakach bez okien, z blachy falistej stłoczonych jest 50-70 tys. osób, dla których życie tutaj stanowi piekło na ziemi.

Miasto pozbawione jest bieżącej wody, kanalizacji, utwardzonych dróg oraz podstawowych usług. Energia elektryczna została tu dostarczona w 2002 r., ale jej przeznaczeniem jest głównie zaspokojenie potrzeb kopalń. O ogrzewaniu pomieszczeń mieszkalnych trzeba zapomnieć, chociaż zwykle panują tu temperatury dużo poniżej zera. Mój pokój hotelowy był istną lodówką – uratowało mnie sześć koców. W przygnębienie wprowadza widok koczujących w rynsztokach dzieci oraz wszechobecnych stosów śmieci, gdzie ptaki, psy i lamy rywalizują ze sobą o resztki pożywienia. Jedynym powodem tego, że katastrofalne warunki higieniczne miasta nie powodują epidemii, jest brutalny chłód, który ogranicza rozwój bakterii. Warto odnotować, że jedyne źródło wody pitnej w mieście pochodzi z jezior od dawna zanieczyszczonych rtęcią, używaną przy eksploatacji złota. Problemami są nie tylko niezdrowe środowisko, ale także przemoc, rabunki i gwałty. Za górnikami ściągnęli tu alfonsi i prostytutki. W barach, gdzie górnicy roztrwaniają zarobione pieniądze, dochodzi do bijatyk i zabójstw. Nad tym wszystkim hipotetycznie czuwa trzydziestu funkcjonariuszy policji, ale często mieszkańcy sami biorą sprawiedliwość w swoje ręce, bo stróże porządku bywają zmuszeni do wycofania się w obliczu zorganizowanych gangów. Zamiast szpitala jest tu dwupokojowa lecznica. Chciałem obejrzeć szkołę, ale nie zastałem tam ani jednego ucznia.

Reklama

Ludziom dokucza najczęściej przewlekła choroba górska spowodowana rozrzedzeniem powietrza: każdy oddech zawiera o połowę mniej tlenu niż na poziomie morza. Ciągła deprywacja może powodować nadmierną proliferację czerwonych krwinek, wtedy dokuczają: zawroty głowy, dzwonienie w uszach, problemy ze snem, duszność, kołatanie serca czy zmęczenie. Powietrze o niskiej zawartości tlenu jest wypełnione oparami rtęci, która powoli przenika do płuc, powodując nieodwracalne uszkodzenia neurologiczne, szczególnie mózgu, nerek, układu pokarmowego oraz płuc, co prowadzi do przedwczesnej śmierci. Średnia długość życia tutejszego pracownika górniczego wynosi 30-35 lat, co stanowi około połowy średniej krajowej. Mimo braku podstawowych usług, wykonując karkołomną, niebezpieczną pracę, ludzie decydują się znosić koszmarne warunki, bo łudzą się perspektywą poprawy swojego bytu.

W niezliczonych szybach kopalnianych, drążonych do 2 km w głąb góry, temperatura zimą sięga 15-20°C poniżej zera. Za narzędzia służą taczki, łomy, łopaty i kilofy. Ludzie trudzą się 24 godz. na dobę, po sześć 4-godzinnych zmian, bez przepisów bezpieczeństwa i higieny pracy. By zapewnić sobie krzepkość, niedożywieni górnicy żują nieustająco liście koki, jak czynili to Inkowie, aby się zrelaksować, pokonać zmęczenie i głód, i nie wywołać przy tym ubocznych skutków leków psychotropowych. Niejednokrotnie ludzie giną w wyniku błędnej detonacji dynamitu, zawalenia się stropów czy uduszenia. Do sztolni, w których nie mieszczą się dorośli, posyła się dzieci i nastoletnich chłopców. Kiedy strop się zawali albo ktoś nieumiejętnie użyje materiałów wybuchowych, zostają po wieczne czasy pośród milionów połyskujących chispas, zawartych w skale okruchów złota. Czasami nie można ich nawet zidentyfikować, bo bezwzględni zarządcy tego piekielnego przemysłu wydobywczego najmują do pracy sieroty.

Kilkaset tutejszych kopalń należy do różnych niezbyt transparentnych firm górniczych, którymi zarządza Corporación Minera Ananea S.A. Umowa o pracę przypomina wyjątkowo ryzykowny i kontrowersyjny system stosowany jeszcze w czasach przedkolonialnych. Nazywa się cachorreo i polega na tym, że przez 28 dni wydobywa się złoto bezpłatnie na rzecz wykonawcy, a przez 2 dni na własny rachunek, kiedy górnik zatrzymuje dla siebie wydarte ziemi bogactwo. Jest to oczywista loteria, narażająca pracowników na niebezpieczeństwo i niepewność ekonomiczną. Ten system rozliczenia za legalną pracę to przekleństwo Rinconady, bo bezlitośnie wiąże niemających praw do usług socjalnych zdesperowanych górników z tym ziemskim padołem. Władze rządowe w Limie nie potrafiły jeszcze uporządkować tego powszechnie krytykowanego za wyzysk systemu.

2024-06-18 14:27

Ocena: +1 -1

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Szlakiem historii i piękna

Niedziela łódzka 34/2017, str. 6-7

[ TEMATY ]

podróże

wakacje

Marianna Strugińska-Felczyńska

Uczestnicy zlotu

Uczestnicy zlotu

XVI Zlot Rodzinny Akcji Katolickiej oraz Polskiego Towarzystwa Schronisk Młodzieżowych w tym roku miał miejsce w Zielonej Górze. Członkowie tych dwóch organizacji od lat łączą odpoczynek z aktywnym spędzaniem wolnego czasu. Co roku wybierają inne miejsca, aby poznać historię danego rejonu, krajobrazy, zabytki sakralne czy pałace

Zielona Góra, miasto na prawach powiatu, położone na zboczu doliny Odry, liczące ok. 140 tys. mieszkańców. Historycznie i kulturowo jest częścią Dolnego Śląska. Patronem miasta jest św. Urban – papież, męczennik, który w tradycji chrześcijańskiej jest uznawany za patrona winiarzy, ogrodników, winnej latorośli oraz dobrych urodzajów.
CZYTAJ DALEJ

Święty Albert Wielki

Niedziela Ogólnopolska 14/2010, str. 4-5

[ TEMATY ]

św. Albert Wielki

Kempf EK/pl.wikipedia.org

Grobowiec mieszczący relikwie Alberta Wielkiego w krypcie St. Andreas Kirche w Kolonii

Grobowiec mieszczący relikwie Alberta Wielkiego w krypcie St. Andreas Kirche w Kolonii
Drodzy Bracia i Siostry, Jednym z największych mistrzów średniowiecznej teologii jest św. Albert Wielki. Tytuł „wielki” („magnus”), z jakim przeszedł on do historii, wskazuje na bogactwo i głębię jego nauczania, które połączył ze świętością życia. Już jemu współcześni nie wahali się przyznawać mu wspaniałych tytułów; jeden z jego uczniów, Ulryk ze Strasburga, nazwał go „zdumieniem i cudem naszej epoki”. Urodził się w Niemczech na początku XIII wieku i w bardzo młodym wieku udał się do Włoch, do Padwy, gdzie mieścił się jeden z najsłynniejszych uniwersytetów w średniowieczu. Poświęcił się studiom „sztuk wyzwolonych”: gramatyki, retoryki, dialektyki, arytmetyki, geometrii, astronomii i muzyki, tj. ogólnej kultury, przejawiając swoje typowe zainteresowanie naukami przyrodniczymi, które miały się stać niebawem ulubionym polem jego specjalizacji. Podczas pobytu w Padwie uczęszczał do kościoła Dominikanów, do których dołączył później, składając tam śluby zakonne. Źródła hagiograficzne pozwalają się domyślać, że Albert stopniowo dojrzewał do tej decyzji. Mocna relacja z Bogiem, przykład świętości braci dominikanów, słuchanie kazań bł. Jordana z Saksonii, następcy św. Dominika w przewodzeniu Zakonowi Kaznodziejskiemu, to czynniki decydujące o rozwianiu wszelkich wątpliwości i przezwyciężeniu także oporu rodziny. Często w latach młodości Bóg mówi do nas i wskazuje plan naszego życia. Jak dla Alberta, także dla nas wszystkich modlitwa osobista, ożywiana słowem Bożym, przystępowanie do sakramentów i kierownictwo duchowe oświeconych mężów są narzędziami służącymi odkryciu głosu Boga i pójściu za nim. Habit zakonny otrzymał z rąk bł. Jordana z Saksonii. Po święceniach kapłańskich przełożeni skierowali go do nauczania w różnych ośrodkach studiów teologicznych przy klasztorach Ojców Dominikanów. Błyskotliwość intelektualna pozwoliła mu doskonalić studium teologii na najsłynniejszym uniwersytecie tamtych czasów - w Paryżu. Św. Albert rozpoczął wówczas tę niezwykłą działalność pisarską, którą miał odtąd prowadzić przez całe życie. Powierzano mu ważne zadania. W 1248 r. został oddelegowany do zorganizowania studium teologii w Kolonii - jednym z najważniejszych ośrodków Niemiec, gdzie wielokrotnie mieszkał i która stała się jego przybranym miastem. Z Paryża przywiózł ze sobą do Kolonii swego wyjątkowego ucznia, Tomasza z Akwinu. Już sam fakt, że był nauczycielem św. Tomasza, byłby zasługą wystarczającą, aby żywić głęboki podziw dla św. Alberta. Między obu tymi wielkimi teologami zawiązały się stosunki oparte na wzajemnym szacunki i przyjaźni - zaletach ludzkich bardzo przydatnych w rozwoju nauki. W 1254 r. Albert został wybrany na przełożonego „Prowincji Teutońskiej”, czyli niemieckiej, dominikanów, która obejmowała wspólnoty rozsiane na rozległym obszarze Europy Środkowej i Północnej. Wyróżniał się gorliwością, z jaką pełnił tę posługę, odwiedzając wspólnoty i wzywając nieustannie braci do wierności św. Dominikowi, jego nauczaniu i przykładom. Jego przymioty i zdolności nie uszły uwadze ówczesnego papieża Aleksandra IV, który zapragnął, by Albert towarzyszył mu przez jakiś czas w Anagni - dokąd papieże udawali się często - w samym Rzymie i w Viterbo, aby zasięgać jego rad w sprawach teologii. Tenże papież mianował go biskupem Ratyzbony - wielkiej i sławnej diecezji, która jednak przeżywała trudne chwile. Od 1260 do 1262 r. Albert pełnił tę posługę z niestrudzonym oddaniem, przywracając pokój i zgodę w mieście, reorganizując parafie i klasztory oraz nadając nowy bodziec działalności charytatywnej. W latach 1263-64 Albert głosił kazania w Niemczech i Czechach na życzenie Urbana IV, po czym wrócił do Kolonii, aby podjąć na nowo swoją misję nauczyciela, uczonego i pisarza. Będąc człowiekiem modlitwy, nauki i miłości, cieszył się wielkim autorytetem, gdy wypowiadał się z okazji różnych wydarzeń w Kościele i społeczeństwie swoich czasów: był przede wszystkim mężem pojednania i pokoju w Kolonii, gdzie doszło do poważnego konfliktu arcybiskupa z instytucjami miasta; nie oszczędzał się podczas II Soboru Lyońskiego, zwołanego w 1274 r. przez Grzegorza X, by doprowadzić do unii Kościołów łacińskiego i greckiego po podziale w wyniku wielkiej schizmy wschodniej z 1054 r.; wyjaśnił myśl Tomasza z Akwinu, która stała się przedmiotem całkowicie nieuzasadnionych zastrzeżeń, a nawet oskarżeń. Zmarł w swej celi w klasztorze Świętego Krzyża w Kolonii w 1280 r. i bardzo szybko czczony był przez swoich współbraci. Kościół beatyfikował go w 1622 r., zaś kanonizacja miała miejsce w 1931 r., gdy papież Pius XI ogłosił go doktorem Kościoła. Było to uznanie dla tego wielkiego męża Bożego i wybitnego uczonego nie tylko w dziedzinie prawd wiary, ale i w wielu innych dziedzinach wiedzy; patrząc na tytuły jego licznych dzieł, zdajemy sobie sprawę z tego, że jego kultura miała w sobie coś z cudu, i że jego encyklopedyczne zainteresowania skłoniły go do zajęcia się nie tylko filozofią i teologią, jak wielu mu współczesnych, ale także wszelkimi innymi, znanymi wówczas dyscyplinami, od fizyki po chemię, od astronomii po mineralogię, od botaniki po zoologię. Z tego też powodu Pius XII ogłosił go patronem uczonych w zakresie nauk przyrodniczych i jest on też nazywany „Doctor universalis” - właśnie ze względu na rozległość swoich zainteresowań i swojej wiedzy. Niewątpliwie metody naukowe stosowane przez św. Alberta Wielkiego nie są takie jak te, które miały się przyjąć w późniejszych stuleciach. Polegały po prostu na obserwacji, opisie i klasyfikacji badanych zjawisk, w ten sposób jednak otworzył on drzwi dla przyszłych prac. Św. Albert może nas wiele jeszcze nauczyć. Przede wszystkim pokazuje, że między wiarą a nauką nie ma sprzeczności, mimo pewnych epizodów, świadczących o nieporozumieniach, jakie odnotowano w historii. Człowiek wiary i modlitwy, jakim był św. Albert Wielki, może spokojnie uprawiać nauki przyrodnicze i czynić postępy w poznawaniu mikro- i makrokosmosu, odkrywając prawa właściwe materii, gdyż wszystko to przyczynia się do podsycania pragnienia i miłości do Boga. Biblia mówi nam o stworzeniu jako pierwszym języku, w którym Bóg, będący najwyższą inteligencją i Logosem, objawia nam coś o sobie. Księga Mądrości np. stwierdza, że zjawiska przyrody, obdarzone wielkością i pięknem, są niczym dzieła artysty, przez które, w podobny sposób, możemy poznać Autora stworzenia (por. Mdr 13, 5). Uciekając się do porównania klasycznego w średniowieczu i odrodzeniu, można porównać świat przyrody do księgi napisanej przez Boga, którą czytamy, opierając się na różnych sposobach postrzegania nauk (por. Przemówienie do uczestników plenarnego posiedzenia Papieskiej Akademii Nauk, 31 października 2008 r.). Iluż bowiem uczonych, krocząc śladami św. Alberta Wielkiego, prowadziło swe badania, czerpiąc natchnienie ze zdumienia i wdzięczności w obliczu świata, który ich oczom - naukowców i wierzących - jawił się i jawi jako dobre dzieło mądrego i miłującego Stwórcy! Badanie naukowe przekształca się wówczas w hymn chwały. Zrozumiał to doskonale wielki astrofizyk naszych czasów, którego proces beatyfikacyjny się rozpoczął, Enrico Medi, gdy napisał: „O, wy, tajemnicze galaktyki... widzę was, obliczam was, poznaję i odkrywam was, zgłębiam was i gromadzę. Z was czerpię światło i czynię zeń naukę, wykonuję ruch i czynię zeń mądrość, biorę iskrzenie się kolorów i czynię zeń poezję; biorę was, gwiazdy, w swe ręce i drżąc w jedności mego jestestwa, unoszę was ponad was same, i w modlitwie składam was Stwórcy, którego tylko za moją sprawą wy, gwiazdy, możecie wielbić” („Dzieła”. „Hymn ku czci dzieła stworzenia”). Św. Albert Wielki przypomina nam, że między nauką a wiarą istnieje przyjaźń, i że ludzie nauki mogą przebyć, dzięki swemu powołaniu do poznawania przyrody, prawdziwą i fascynującą drogę świętości. Jego niezwykłe otwarcie umysłu przejawia się także w działalności kulturalnej, którą podjął z powodzeniem, a mianowicie w przyjęciu i dowartościowaniu myśli Arystotelesa. W czasach św. Alberta szerzyła się bowiem znajomość licznych dzieł tego filozofa greckiego, żyjącego w IV wieku przed Chrystusem, zwłaszcza w dziedzinie etyki i metafizyki. Ukazywały one siłę rozumu, wyjaśniały w sposób jasny i przejrzysty sens i strukturę rzeczywistości, jej zrozumiałość, wartość i cel ludzkich czynów. Św. Albert Wielki otworzył drzwi pełnej recepcji filozofii Arystotelesa w średniowiecznej filozofii i teologii, recepcji opracowanej potem w sposób ostateczny przez św. Tomasza. Owa recepcja filozofii, powiedzmy pogańskiej i przedchrześcijańskiej, oznaczała prawdziwą rewolucję kulturalną w tamtych czasach. Wielu myślicieli chrześcijańskich lękało się bowiem filozofii Arystotelesa, filozofii niechrześcijańskiej, przede wszystkim dlatego, że prezentowana przez swych komentatorów arabskich, interpretowana była tak, by wydać się, przynajmniej w niektórych punktach, jako całkowicie nie do pogodzenia z wiarą chrześcijańską. Pojawiał się zatem dylemat: czy wiara i rozum są w sprzeczności z sobą, czy nie? Na tym polega jedna z wielkich zasług św. Alberta: zgodnie z wymogami naukowymi poznawał dzieła Arystotelesa, przekonany, że wszystko to, co jest rzeczywiście racjonalne, jest do pogodzenia z wiarą objawioną w Piśmie Świętym. Innymi słowy, św. Albert Wielki przyczynił się w ten sposób do stworzenia filozofii samodzielnej, różnej od teologii i połączonej z nią wyłącznie przez jedność prawdy. Tak narodziło się w XIII wieku wyraźne rozróżnienie między tymi dwiema gałęziami wiedzy - filozofią a teologią - które we wzajemnym dialogu współpracują zgodnie w odkrywaniu prawdziwego powołania człowieka, spragnionego prawdy i błogosławieństwa: i to przede wszystkim teologia, określona przez św. Alberta jako „nauka afektywna”, jest tą, która wskazuje człowiekowi jego powołanie do wiecznej radości, radości, która wypływa z pełnego przylgnięcia do prawdy. Św. Albert Wielki potrafił przekazać te pojęcia w sposób prosty i zrozumiały. Prawdziwy syn św. Dominika głosił chętnie kazania ludowi Bożemu, który zdobywał swym słowem i przykładem swego życia. Drodzy Bracia i Siostry, prośmy Pana, aby nie zabrakło nigdy w Kościele świętym uczonych, pobożnych i mądrych teologów jak św. Albert Wielki, i aby pomógł on każdemu z nas utożsamiać się z „formułą świętości”, którą realizował w swoim życiu: „Chcieć tego wszystkiego, czego ja chcę dla chwały Boga, jak Bóg chce dla swej chwały tego wszystkiego, czego On chce”, tzn. aby upodabniać się coraz bardziej do woli Boga, aby chcieć i czynić jedynie i zawsze to wszystko dla Jego chwały.
CZYTAJ DALEJ

25 lat UKSW

2024-11-15 21:33

[ TEMATY ]

Ks. prof. Ryszard Czekalski

25‑lecie UKSW

UKSW

Na zdjęciu od lewej ks. prof. Ryszard Czekalski, ks. prof. Stanisław Dziekoński, ks. prof. Roman Bartnicki, ks. prof. Henryk Skorowski

Na zdjęciu od lewej ks. prof. Ryszard Czekalski, ks. prof. Stanisław Dziekoński, ks. prof. Roman Bartnicki, ks. prof. Henryk Skorowski

- Na naszej uczelni staramy się kierować nauczaniem błogosławionego Patrona, kardynała Stefana Wyszyńskiego, człowieka wielkiej mądrości, odwagi i prawości - powiedział w czasie gali jubileuszowej z okazji 25-lecia powstania UKSW ks. prof. dr hab. Ryszard Czekalski, rektor uczelni.

Wspólne świętowanie odbyło się na kampusie Wóycickiego. Uroczystość poprowadziła Alicja Węgorzewska, dyrektor Warszawskiej Opery Kameralnej.
CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję