Reklama

Niezwykłe kapłaństwo

Irak, Iran, Kuwejt, Zjednoczone Emiraty Arabskie, Norwegia, a w końcu Ukraina - w tych miejscach pracował ks. Józef Kozłowski. Dużo tego, jak na człowieka, który święcenia kapłańskie przyjął w wieku 53 lat. Jego biografia może posłużyć jako scenariusz filmu przygodowego.

Niedziela warszawska 51/2003

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Najbardziej egzotyczne Boże Narodzenie przeżyłem w krajach Emiratów Arabskich

Reklama

W niewielkim pokoju ks. Kozłowskiego uwagę zwraca rozwieszony nad łóżkiem kolorowy kilim. To jedna z nielicznych pamiątek z rodzinnego domu. Ks. Kozłowski pokazuje jeszcze stojący duży zegar, mały nożyk i kryształowy wazonik. Pierwsze 12 lat swojego życia spędził w rodzinnym domu w Ostrogu nad Dworyniem. Potem domem był mu cały świat.
W 1940 r. Kozłowscy wyemigrowali do Anglii. Ich syn zdobył staranne wykształcenie na Uniwersytecie Londyńskim. Nie wystarczył tytuł magistra inżyniera. Ciągle chodził na nowe kursy: inżynieria atomowa, kierownictwo przedsiębiorstw, handel nieruchomościami. Wtedy jeszcze nie wiedział, że tę wiedzę wykorzysta nie tylko jako świecki, ale także jako kapłan. Zanim jednak trafił do seminarium pracował w 16 przedsiębiorstwach inżynieryjnych w Anglii, USA, Kanadzie, na Bahama i w Afryce. W tym czasie założył kilka spółek inwestycyjnych, był też jednym z nielicznych kandydatów na stanowisko radcy ds. energetycznych przy ONZ w Nowym Jorku.
O kapłaństwie myślał często. Jeszcze jako student w Anglii był w Sodalicji Mariańskiej, należał też do Legionu Maryi. Został pierwszym prezesem Fundacji św. Andrzeja Boboli, która zbierała fundusze na pomoc dla misjonarzy polskich w krajach trzeciego świata. W dojściu do kapłaństwa ciągle coś stało na przeszkodzie. Mama była mniej negatywnie nastawiona do tych planów niż ojciec. Dopiero po jego śmierci wstąpił do seminarium.

Kolega z hotelu Sheraton

Reklama

- Zgłosiłem się do werbistów w Pieniężnie. Był sylwester. Rektor seminarium powiedział: „Proszę się nie rozpakowywać” - opowiada ks. Kozłowski. Obywatelem z dwoma paszportami: polskim i brytyjskim błyskawicznie zainteresowała się „bezpieka”. Nakazała szybko opuścić Polskę. Zdążył jeszcze Sylwestra spędzić w seminaryjnej kaplicy. Nie udało mu się dostać także do seminarium franciszkańskiego w Niepokalanowie. - Pomyślałem wtedy o ks. Okońskim, znanym na emigracji marianinie. Razem z nim w latach 50. organizowałem pielgrzymki do Lourdes i Fatimy. Poradził mi seminarium we Włoszech.
O Papieskim Seminarium im. Św. Bedy w Rzymie popularnie mówiło się iż przeznaczone jest dla spóźnionych powołań. Ks. Kozłowski był tu jednym z młodszych studentów. - Mój kolega miał 69 lat - śmieje się ks. Kozłowski. Rozbawiony wspomina też odwiedziny swoich przyjaciół marianów. - Chciałem przedstawić ich moim wykładowcom. Weszliśmy do sali rekreacyjnej. A oni pytają mnie, gdzie są profesorowie a gdzie studenci. Ależ to bardzo proste. Ci młodzi to profesorowie, ci starsi to studenci - opowiada ks. Kozłowski. Wśród seminarzystów przekrój profesji był imponujący: od chirurgów, poprzez inżynierów, policjantów, profesorów historii, języka francuskiego aż po komandosów. Łącznie przedstawiciele 22 narodowości. - Jeden z moich kolegów, Amerykanin, był głównym dyrektorem sieci hoteli Sheraton. Znał wielu prezydentów i największe gwiazdy filmowe. Kiedyś zaprosił na seminaryjny obiad hollywódzką aktorkę Lorettę Yang - wspomina ks. Kozłowski.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

Kapłaństwo zaczęło się od... Kataru

Reklama

Przed święceniami ks. Kozłowski został inkardynowany do archidiecezji warszawskiej. Biskup Szczepan Wesoły, odpowiedzialny za duszpasterstwo emigrantów skierował go do pracy w Zjednoczonych Emiratach Arabskich. - Po przylocie, na lotnisku tamtejszy proboszcz poinformował mnie, że plany się zmieniły. Mam lecieć do Kataru. Jako jedyny kapłan z brytyjskim paszportem miałem bowiem prawo przebywania tam przez miesiąc bez wizy - wspomina ks. Kozłowski. Na placówce w Katarze 2-tysięczny tłum czekał na pierwszą od miesięcy Mszę. Temperatura sięgała 40 stopni Celsjusza. - Ubrany byłem w czarną koszulę, na którą nałożyłem albę i ornat. Po Mszy zrobiło mi się słabo, czułem że mdleję. Ledwie dowlokłem się do krzesła. Moja czarna koszula była mokra i prawie biała. Parafianin, lekarz przyniósł mi litr zielonkawego płynu z solami mineralnymi. Dowiedziałem się, że u nich trzeba wypić przynajmniej 4 litry dziennie takiego napoju. Kiedy doszedłem do siebie, okazało się, że stoi przede mną spora grupa: kilkanaście osób do chrztu, kilkanaście do sakramentu małżeństwa, pozostali do spowiedzi. Nie miałem jeszcze doświadczenia jako kapłan. Byłem kilka tygodni po święceniach - opowiada ks. Kozłowski.
W piątki, które w krajach arabskich świętowane są jak u nas niedziela ks. Kozłowski jeździł do 6 miast po całym Katarze, gdzie odprawiał Mszę i udzielał sakramentów.
- Za najciekawszy okres mojej pracy kapłańskiej uważam pobyt na Półwyspie Arabskim tuż po święceniach - twierdzi ks. Kozłowski. W Abu Dhabi biskup zlecił mu kierowanie budową katolickiego miasteczka z katedrą. W trzynaście miesięcy katolicy mieli gotową szkołę dla 1200 dzieci, przedszkole dla 200 dzieci, konwent dla sióstr, dom dla księży i personelu oraz klub parafialny na 600 osób. Najbardziej dziwili się Polacy. - Proszę księdza, w Polsce trzeba by to 10 lat budować.
W Emiratach Arabskich ks. Kozłowski zaczął wykorzystywać swoje zdolności organizacyjne. - Wśród katolików mnóstwo było bezrobotnych Hindusów i Filipińczyków, a jednocześnie sporo dyrektorów różnych firm. Pomyślałem, że można im pomóc - opowiada. I tak powstało w parafii biuro zatrudnienia.
Ks. Kozłowski często chadzał także do miejscowych więzień. Potajemnie przynosił osadzonym Komunię św., której udzielanie tam było zakazane. Więźniów przetrzymywano w urągających godności ludzkiej warunkach, w ogrodzonym siatką pomieszczeniu, bez jedzenia. Ks. Kozłowski założył więc Towarzystwo Filipinek, które zanosiło do aresztu żywność.

Czy udzieli mi ksiądz pół ślubu?

W Emiratach, Norwegii, a potem na Ukrainie zdarzały się sytuacje, w których nie bardzo jeszcze doświadczony kapłan stawał przed dylematem jak sprawować sakramenty, aby nie złamać prawa kanonicznego. W Abu Dhabi często przychodzili parafianie, którzy uważali, że są opętani przez złego ducha. - W takich sytuacjach udzielałem sakramentu namaszczenia chorych. Jak mówili, trochę im pomagało. Raz w pobliżu był biskup. Odesłałem „opętaną” Hinduskę do niego - wspomina ks. Kozłowski.
Najwięcej, bo ponad 120 osób w pół godziny wyspowiadał ks. Kozłowski w Iraku. Wówczas w kraju ogłoszony był stan wojenny. W niektórych obozach żołnierskich kapłana nie widziano od 2 lat. - Do Mszy było pół godziny. Przed zbitym pospiesznie z desek konfesjonałem ustawiło się ponad 120 osób. - Udzielałem wtedy ogólnego rozgrzeszenia, sam układając na miejscu ogólny rachunek sumienia. Takie formuły nie były jeszcze w Kościele zatwierdzone - mówi ks. Kozłowski.
W Arabii Saudyjskiej Mszę trzeba było odprawiać bez wina. Tam za samo posiadanie alkoholu groziło nawet 30 lat więzienia. Kapłani kupowali więc sok winogronowy. Kilka dni po otwarciu puszki, kiedy sok lekko sfermentował, używali go do Mszy św. W Kuwejcie zaś kupowali rodzynki i z nich produkowali wino, które miało barwę kawy.
Najdziwniejszy „ślub” błogosławił ks. Kozłowski na Ukrainie. Przyszła do niego kobieta mieszkająca na stałe gdzieś na Syberii. - Proszę księdza, czy udzieli mi ksiądz pół ślubu? - prosiła. Ksiądz był w najwyższym stopniu zaskoczony. - Mąż jest bolszewikiem, ja katoliczką, chciałabym ślubować mu wierność, żeby móc przystępować do sakramentów świętych - wyjaśniła. „Ślub” odbył się, bo dyspensę do udzielania „pół ślubów” dał kardynał opiekujący się katolikami w całej Rosji.

Proboszcz niezwykłych parafii

Jednym z ciekawszych duszpasterstw ks. Kozłowskiego było to prowadzone w Norwegii, gdzie był kapelanem wojskowym północnego skrzydła NATO. Wiernymi byli dyplomaci i generałowie.
Ks. Kozłowski w ciągu swoich 22 lat kapłaństwa nie pracował nigdy w parafiach w Polsce, ale dla ojczyzny i dla Polaków dokonał wiele. Już wówczas, gdy pracował w krajach arabskich archidiecezja warszawska otrzymywała 3 tys. dolarów rocznie, którymi jak mówi ks. Kozłowski, zasilane było polskie seminarium w Paryżu. W Londynie założył fundację bł. Brata Alberta. Dzięki niej 65 tys. funtów zasiliło rozbudowę szkoły prowadzonej przez polskich salezjanów w Zambii. W Norwegii w 1988 r. założył „Fundację charytatywną na rzecz Polski”. W trudnych latach komunistycznego reżimu norweska Polonia przysłała nam kilka transportów darów. Ks. Kozłowski starał się też by Polacy zamieszkujący na obczyźnie krzewili polską kulturę. W Oslo powstała „Polska Szkoła Sobotnia”.
Ks. Kozłowski od kilku lat zamieszkuje w domu księży emerytów w Otwocku. W każdą niedzielę pomaga w duszpasterstwie w Celestynowie. I pracuje nad nowymi pomysłami. Chciałby utworzyć domy opieki dla emerytów z zagranicy. Ma nadzieję, że będzie to szansa na pracę dla kilkudziesięciu tysięcy Polaków.

2003-12-31 00:00

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Nie będą tubą propagandową…

2025-07-08 07:36

Niedziela Ogólnopolska 28/2025, str. 24-26

[ TEMATY ]

Ks. dr Leszek Gęsiak SJ

Biuro Prasowe KEP

Ks. Leszek Gęsiak

Ks. Leszek Gęsiak

O burzy wokół reformy katolickich mediów mówi ks. Leszek Gęsiak, rzecznik KEP.

Katarzyna Woynarowska: Głośno ostatnio o medialnej polityce Kościoła. Dostało się rzecznikowi KEP, dostało się biskupom... A zaczęło się od oświadczenia Marcina Przeciszewskiego, który po 32 latach zrezygnował z funkcji prezesa Katolickiej Agencji Informacyjnej...
CZYTAJ DALEJ

Zapomniany patron leśników

Niedziela zamojsko-lubaczowska 40/2009

wikipedia.org

św. Jan Gwalbert

św. Jan Gwalbert

Kto jest patronem leśników? Pewien niemal jestem, że mało kto zna właściwą odpowiedź na to pytanie. Zapewne wymieniano by postaci św. Franciszka, św. Huberta. A tymczasem już od ponad pół wieku patronem tym jest św. Jan Gwalbert, o czym - przekonany jestem, nawet wielu leśników nie wie. Bo czy widział ktoś kiedyś w lesie, czy gdziekolwiek indziej jego figurkę, obraz itd.? Szczerze wątpię.

Urodził się w 995 r. (wg innej wersji w 1000 r.) w arystokratycznej rodzinie we Florencji. Podczas wojny między miastami został zabity jego brat Ugo. Zgodnie z panującym wówczas zwyczajem Jan winien pomścić śmierć brata. I rzeczywiście chwycił za miecz i tropił mordercę. Dopadł go przy gospodzie w Wielki Piątek. Ten jednak błagał go o przebaczenie, żałując swego czynu i zaklinając Jana, by go oszczędził. Rozłożył ręce jak Chrystus na krzyżu. Jan opuścił miecz i powiedział: „Idź w pokoju, gdzie chcesz; niech ci Bóg przebaczy i ja ci przebaczam” (według innej wersji wziął go nawet do swego domu w miejsce zabitego brata). Kiedy modlił się w pobliskim kościółku przemówił do niego Chrystus słowami: „Ponieważ przebaczyłeś swojemu wrogowi, pójdź za Mną”. Mimo protestów rodziny, zwłaszcza swojego ojca, wstąpił do klasztoru benedyktynów. Nie zagrzał tu jednak długo miejsca. Podjął walkę z symonią, co nie spodobało się jego przełożonym. Wystąpił z klasztoru i usunął się na ubocze. Osiadł w lasach w Vallombrosa (Vallis Umbrosae - Cienista Dolina) zbudował tam klasztor i założył zakon, którego członkowie są nazywani wallombrozjanami. Mnisi ci, wierni przesłaniu „ora et labora”, żyli bardzo skromnie, modląc się i sadząc las. Poznawali prawa rządzące życiem lasu, troszczyli się o drzewa, ptaki i zwierzęta leśne. Las dla św. Jana Gwalberta był przebogatą księgą, rozczytywał się w niej, w każdym drzewie, zwierzęciu, ptaku, roślinie widział ukrytą mądrość Boga Stwórcy i Jego dobroć. Jan Gwalbert zmarł 12 lipca 1073 r. w Passigniano pod Florencją. Kanonizowany został w 1193 r. przez papieża Celestyna III, a w 1951 r. ogłoszony przez papieża Piusa XII patronem ludzi lasu. Historia nadała mu także tytuł „bohater przebaczenia” ze względu na wielkie miłosierdzie, jakim się wykazał. Założony przez niego zakon istnieje do dzisiaj. Według jego zasad żyje około 100 zakonników w ośmiu klasztorach we Włoszech, Brazylii oraz Indiach. Jana Paweł II przypominał postać Jana Gwalberta. W 1987 r. w Dolomitach odprawił Mszę św. dla leśników przed kościółkiem Matki Bożej Śnieżnej. Mówił wówczas: „Jan Gwalbert (...) wraz ze swymi współbraćmi poświęcił się w leśnym zaciszu Apeninów Toskańskich modlitwie i sadzeniu lasów. Oddając się tej pracy, uczniowie św. Jana Gwalberta poznawali prawa rządzące życiem i wzrostem lasu. W czasach, kiedy nie istniała jeszcze żadna norma dotycząca leśnictwa, zakonnicy z Vallombrosa, pracując cierpliwie i wytrwale, odnajdywali właściwe metody pomnażania leśnych bogactw”. Papież Polak wspominał św. Jana także w 1999 r. przy okazji obchodów 1000-lecia urodzin świętego. Mimo to jego postać zdaje się nie być powszechnie znana. Warto to zmienić. Emerytowany profesor Uniwersytetu Przyrodniczego im. Augusta Cieszkowskiego w Poznaniu, leśnik i autor wspaniałych książek na temat kulturotwórczej roli lasu, Jerzy Wiśniewski, od wielu już lat apeluje i do leśników i do Episkopatu o godne uczczenie tego właściwego patrona ludzi lasu. Solidaryzując się z apelem zacnego profesora przytoczę jego słowa: „Warto by na rozstajach dróg, w rodzimych borach i lasach stawiano nie tylko kapliczki poświęcone patronowi myśliwych, ale także nieznanemu patronowi leśników. Będą to miejsca należnego kultu, a także podziękowania za pracę w lesie, który jest boskim dziełem stworzenia. A kiedy nadejdą ciemne chmury związane z pracą codzienną, reorganizacjami, bezrobociem, będzie można zawsze prosić o pomoc i wsparcie św. Jana Gwalberta, któremu losy leśników nie są obce”.
CZYTAJ DALEJ

Rozważania na niedzielę: Miłość jest zaradna

2025-07-10 20:50

[ TEMATY ]

rozważania

ks. Marek Studenski

Mat.prasowy

„Miłość jest zaradna” – to zdanie powraca w tym odcinku jak refren Ewangelii, która naprawdę żyje.

Papież Benedykt XVI mówił: „Jedni umierają z głodu, inni z przejedzenia.” A my – gdzie jesteśmy? Opowiadam o miłości, która potrafi sięgnąć poza luksusowy stół i nasycić tych, którzy nie mają nic. Bo miłość to nie emocja. Miłość to decyzja i działanie.
CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

REKLAMA

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję