J. I. Kraszewski w powieści Stara Baśń opisuje ciekawy słowiański zwyczaj. W osiedlach słowiańskich domów nie zamykano na wymyślne zamki. Każdy przechodzeń, podróżny, głodny mógł usiąść przy stole, na
którym leżał chleb, sól i nóż, obok była świeża woda i czerpak. Głodny, strudzony i spragniony mógł w każdej chwili zaspokoić swoje potrzeby niezależnie od tego, czy mieszkańcy byli w domu, czy też nie.
W czasie ostatniej wojny i bezpośrednio po niej było wielu ludzi bez dachu nad głową. Byli to ludzie wysiedlani, byli wśród nich bezdomni, którzy swój dom stracili w pożodze wojny, byli ludzie poszukiwani
przez władze, którzy tułali się, mieszkając kątem u innych, często zmieniając miejsce zamieszkania. W większości wypadków mogli liczyć na życzliwe przyjęcie, chociaż czasem groziła za to sroga kara. Społeczeństwo
polskie w takich chwilach zdało celująco egzamin z wypełniania uczynku: „podróżnych w dom przyjąć”. Przyjmowano bez względu na narodowość, religię, pochodzenie, wystarczyło, że był to człowiek
potrzebujący. Dzisiaj usiłuje się to przemilczać; lepiej mówić o nietolerancji, antysemityzmie czy innych często urojonych wadach. Jak w każdym narodzie byli różni ludzie, ale ogólnie Polacy wypadli dodatnio
na tle innych.
Obecne czasy przyniosły zmiany w sferze psychicznej człowieka. Wdzierający się materializm, walka o byt, egoizm - zrobiły swoje. Nikt dziś nie zostawia mieszkania bez starannego zamknięcia i
zabezpieczenia przed napadem; wielu ludzi starszych, szczególnie samotnych, żyje w ciągłej obawie o życie, mnożą się napady na mieszkania. Trudno dziś wymagać, aby ktoś przyjął kogoś obcego na nocleg,
skoro ludzie lękają się przyjęcia kogoś obcego nawet w dzień. W pamięci pozostaje mi zdarzenie opowiadane przez pewną parafiankę. Przyszła do niej kobieta, mówiąc, że chce odpocząć. Po pewnym czasie wyraziła
chęć napicia się herbaty. Gospodyni wyszła na chwilę do pokoju. Kiedy wróciła, nie było gościa, brakowało również paru rzeczy i pewnej, choć niewielkiej sumy pieniędzy. Może to są tylko nieliczne wypadki,
ale one skutecznie podkopują zaufanie do obcych, może nawet potrzebujących pomocy.
Dziś też są ludzie bezdomni. Nawet nie przypuszczaliśmy, że jest ich tak wielu wśród nas. Szczególnie dają o sobie znać z nadejściem zimy, gdy szukają miejsca na przeżycie miesięcy zimowych. Bezdomność
ta uwarunkowana jest wieloma czynnikami, często niezależnymi od człowieka.
Znalazło się wielu ludzi wrażliwych, takich „Bożych szaleńców”, którzy postanowili zająć się tymi ludźmi. Niedawno zmarły Marek Kotański założył wiele noclegowni dla takich ludzi, gdzie
mogą przyjść, przenocować, przeżyć te najtrudniejsze miesiące roku w naszym klimacie. Schroniska Fundacji św. Brata Alberta wpisują się także w dzieło pomocy takim ludziom. Wspomaga ich wielu ludzi dobrego
serca, organizując zbiórki artykułów spożywczych na potrzeby kuchni dla ubogich. Może ktoś powie, że to jest rozwiązanie dla pewnej części takich ludzi, ale przecież i to znaczy bardzo wiele i jest przykładem
godnym naśladowania. Jest to też spełnianie na co dzień uczynku miłosierdzia „podróżnych (ale też i bezdomnych) w dom przyjąć”, zapewnić im warunki godnego przeżycia.
Czytając Ewangelię, napotykamy scenę, w której Jezus mówi do kandydata na ucznia: „Syn Człowieczy nie ma miejsca, gdzie by głowę mógł położyć” (Mt 8, 20). Rzeczywiście Jezus podzielił
też los bezdomnych. Urodził się w stajni, w obcym miejscu, przeżył jakiś czas na obczyźnie, a w czasie działalności publicznej On i Apostołowie liczyli na gościnę innych.
Dziś Jezus przychodzi do nas w wielu bezdomnych, przypadkowych wędrowcach. Czeka na nasze wsparcie. Każda nasza pomoc dla takich ludzi jest cenna. Każdy gest dobroci wobec nich ma wielką wartość również
i dla nas, bo „nie utracimy nagrody swojej”.
Pomóż w rozwoju naszego portalu