Reklama

Łaska czekania na cud

25 lat temu założyli rodzinny dom dziecka. Są w Warszawie jedynym małżeństwem prowadzącym taki dom. Państwo Kasia i Mirek wychowali już 6 dzieci. Teraz w domu zajmują się następnym sześciorgiem.

Niedziela warszawska 1/2005

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Reklama

Pani Kasia krząta się i parzy herbatę w obszernej kuchni. Panuje tu wzorowy porządek i czystość, co widać już po przekroczeniu progu. Kuchnia jest miejscem wspólnych spotkań rodziny. - Prowadzenie takiego domu to praca, która wiąże się z powołaniem. Bez tego człowiek wytrzyma najwyżej 4, może 5 lat. To piękne, ale i bardzo trudne szczęście - ocenia pani Kasia.
Najpierw w domu było sześcioro dzieci: od okresu niemowlęcego po wiek przedszkolny. Najstarsze miało 6 lat. Dom zapełnił się w ciągu 6 miesięcy.
Decyzja o prowadzeniu rodzinnego domu dziecka nie była trudna. Najtrudniejsze były pierwsze dni - mówi pani Kasia. Choroba sieroca, agresja dzieci, całe ich nieszczęście - nie dawałam sobie z tym wszystkim rady. - Mogłam wtedy zrezygnować, ale motywacja i silna wola nie pozwoliły mi na to. Z dnia na dzień zaczęłam tym wszystkim żyć. Trochę się do tego przyzwyczaiłam. Byłam też otoczona matkami, z którymi mogłam rozmawiać na ten temat - mówi Kasia.
Własną rodzinę trudno było prosić wtedy o pomoc. Nawet jeśli babcia zaczęła traktować dzieci jak własne wnuki, to nie potrafiła wybaczyć im, gdy źle traktowały jej córkę, a swoją przybraną matkę.
- Moja mama po wizytach w naszym domu wychodziła załamana. Ale dopiero po kilku latach przyznała się, że zalewała się łzami, kiedy szła na przystanek autobusowy i myślała, co ja zrobiłam? - wspomina pani Kasia. Bliżsi i dalsi znajomi podzielili się na dwie grupy. Jedni uważali małżeństwo Kasię i Mirka za „bohaterów” a inni za „głupich”. - To była moja świadoma decyzja i jestem z tym szczęśliwa. Nie potrzebuję podziwu i staram się być obojętna na wzgardę - mówi pani Kasia. W takich sytuacjach potrzebny był jednak ktoś, kto potrafił wysłuchać, zrozumieć i nie oceniać. Taką osobą dla rodziny stała się Alicja Macińska, psycholog z ośrodka TPD. Rodzinie potrzebne było także zrozumienie u ludzi, którzy pracowali na rzecz dzieci: nauczycieli czy lekarzy.
- Zwykle trafiałam na wspaniałych ludzi. Ale bywało i tak, że jedna osoba potrafiła sprawić człowiekowi wiele przykrości, co kończyło się zawsze cierpieniem dzieci. Wiem, że na dobre traktowanie trzeba sobie zasłużyć. Nie uważam jednak, że ludzie powinni nas wszędzie przyjmować tylko dlatego, że pomagamy dzieciom - podkreśla pani Kasia.

Zwyczajne życie

Reklama

Rodzina składa się z czterech chłopców i dwóch dziewczynek w wieku od szkoły podstawowej do I klasy liceum. W dużym mieszkaniu w bloku każde dziecko ma swoją sypialnię. Dzień wygląda tak, jak w przeciętnej rodzinie. Rano młodszym dzieciom trzeba przygotować ubrania, dla wszystkich pierwsze i drugie śniadanie. Trzeba przypomnieć dzieciom, co należy wziąć ze sobą i czego jeszcze zapomniały. Nakarmić psa. A potem odwieźć dzieci do szkoły. W drodze powrotnej robią zakupy. Potem tradycyjne prace: gotowanie obiadu, sprzątanie, pranie, prasowanie. Mąż pomaga we wszystkim. Od 3 lat nie pracuje zawodowo. Dzieci sprzątają raz w tygodniu. Każde ma swój rewir.
Dzieci korzystają ze szkolnej stołówki. Po powrocie do domu, zwykle ok. 16.00 wszyscy siadają do jednodaniowego obiadu z deserem. Potem podopieczni odrabiają lekcje. Rozwijają swoje talenty albo nadrabiają braki w wykształceniu. O 19.00 spotykają się przy kolacji. Ok. 21.00 rodzice mają tzw. wolny czas. - Spać chodzę ok. 23.00, już nie jak dawniej o 2.00 w nocy. Pod względem organizacji pracy jestem sprawniejsza niż dawniej. Wiele rzeczy potrafię odłożyć, wiem że są rzeczy te ważne i mniej ważne. Np. nie prasuję już skarpetek - śmieje się pani Kasia.
Święta czy dni wolne od nauki to wspaniały czas dla dzieci, bo mogą być w domu. Dla rodziców to ręce pełne roboty. Dzieci kłócą się, przekomarzają, kto ma zrobić więcej, a kto mniej. Czyli zwyczajne, a może nie zwyczajne życie.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

Nierówne szlaczki

- Do tej pracy trzeba mieć powołanie - mówi pani Kasia. Podstawowym problemem dzieci jest nieustanna walka o mamę i tatę. Wszystkie nastawione są egocentrycznie. Nawet biologiczne rodzeństwa, jeśli miały dłuższy czas rozłąki, jakby straciły naturalne więzi. Udają, że nie widzą problemów brata czy siostry. Wiedzą jak mają się zachować, ale postępują inaczej. Są okaleczone emocjonalnie. Wcześniej nie zaznały bezpieczeństwa, nie czuły, że do kogoś należą, że są komuś potrzebne. Dlatego ciągle walczą o swoje prawa i uważają, że jest to naturalne.
Dla rodziców trudnym okresem jest wiek dojrzewania. Wtedy u dzieci pojawiają się problemy egzystencjalne, rodzą się pytania: skąd pochodzę, dlaczego tak się stało, że jestem w rodzinnym domu dziecka.
- Jeszcze 20 lat temu dziwiłam się, że mogą mieć takiego rodzaju problemy, choć stwarzam im jak najlepsze warunki. Teraz wiem, że nawet powinny mieć takie dylematy - mówi pani Kasia.
Dzieci uczą się kochać po swojemu. Zaczynają od przywiązania do czegokolwiek: ulubionego misia, lalki. - Nieważna jest zabawka, ale relacja jaka wytwarza się między dzieckiem a ulubioną rzeczą. Dopiero wtedy, mając poczucie posiadania czegoś, mogą nauczyć się tym dzielić - mówi Alicja Macińska, psycholog. Brak przywiązania do ulubionych rzeczy oznacza, że posiadają ich coraz więcej. - Pamiętam jak dzieci chciały mieć wrotki i deskorolkę. Po pięciu minutach wszystko trafiło do kąta. Jest w tym również sondowanie, w jakim stopniu możemy zaspokoić ich potrzeby a także szukanie bezpieczeństwa w otaczaniu się przedmiotami - mówi pani Kasia.
Rodzice zastępczy wiedzą, że nigdy nie powinni rezygnować z dziecka. Ono nie otworzy się, jeśli poczuje, że ktoś jest na nie obrażony lub z nich zrezygnował. Ciągle trzeba zaskakiwać je nowymi ofertami i czekać. Podawać rękę ale, nie wyprzedzać gestu wyciągnięcia ręki z ich strony.

Godziny szczęścia i sekundy tragedii

Rodzice płacą swoją cenę za taką pracę. - Broniąc siebie, człowiek w trudnych sytuacjach ma ochotę uciec. Ale oznaczałoby to utratę dziecka. Trzeba nauczyć się znosić pogodnie cierpienie, żeby nie niszczyć siebie i swojej rodziny. Nie można jednak akceptować złego traktowania nas przez dziecko - mówi pani Kasia.
Wiele trzeba się też nauczyć w stawianiu dzieciom wymagań. - Kiedyś myślałam, że jak pokażę dziecku w pierwszej klasie jak ma prowadzić czysto zeszyt, jak rysować równo szlaczki, to będzie genialnym uczniem. Potem zrozumiałam, że poprzeczkę trzeba dostosować do możliwości dziecka. Czasem szkoła zawodowa będzie dla niego największym osiągnięciem - podkreśla pani Kasia.
- Zdaję sobie sprawę, że jako rodzice zastępczy mamy próbować zniwelować te szkody, z którymi dziecko wyszło z biologicznej rodziny - mówi pani Kasia. I dla tych dzieci jest to lepsze niż trwanie w patologicznym, wyniszczającym środowisku. Do każdego dziecka należy podchodzić inaczej, żeby pozostałe tego nie wykorzystały. Żeby nie widziały różnych zachowań. Ale jednocześnie aby czuły się wspólnotą.
Pani Kasia nie zawsze dostaje kwiaty czy życzenia na Dzień Matki. Ale trzeba czerpać szczęście ze zwykłej codzienności, z każdego „Dzień dobry” dzieci czy z odwiedzin tych, które już opuściły dom. - Ostatnio dzwonił Wojtek, dorosły syn studiujący daleko poza domem. „Wiesz, mamo - powiedział, nie wiem czy przyjadę teraz do domu. Przyjadę na święta, to wtedy zrobię badania”. „A może zrobiłbyś teraz u siebie, to będzie szybciej” - próbowałam doradzać. A wtedy Wojtek powiedział, „Nie mamo, przyjadę do domu i wtedy zrobię, to nic mi się nie stanie”.
Przybrani rodzice wciąż czekają, by móc dotrzeć do Arka, by zechciał się przed nimi otworzyć. Takie chwile, kiedy dziecko zaczyna się śmiać, choć wcześniej tego nie potrafiło, można nazwać małymi cudami.
- Gdybym miała opisać swoje życie powiedziałabym, że jest trudną drogą do szczęścia. Składają się na nią godziny szczęścia i sekundy rozpaczy. Ale czy nie tak miało być? Jak inaczej można by poznać szczęście? - pyta Pani Kasia.

2005-12-31 00:00

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Św. kard. Karol Boromeusz - wzór pasterza

Niedziela łowicka 44/2005

[ TEMATY ]

św. Karol Boromeusz

pl.wikipedia.org

„Wszystko, co czynicie, niech się dokonuje w miłości” - mawiał św. Karol Boromeusz. Bez cienia wątpliwości można powiedzieć, że w tym zdaniu wyraża się cała Ewangelia Chrystusowa. Jednocześnie stanowi ono motto życia i działalności św. Karola Boromeusza, którego Kościół liturgicznie wspomina 4 listopada.

Przyszło mu żyć w trudnych dla Kościoła czasach: zepsucia moralnego pośród duchowieństwa oraz reakcji na to zjawisko - reformacji i walki z nią. Karol Boromeusz urodził się w 1538 r. na zamku Arona w Longobardii. Ukończył studia prawnicze. Był znawcą sztuki. W wieku 23 lat, z woli swego wuja - papieża Piusa IV, na drodze nepotyzmu został kardynałem i arcybiskupem Mediolanu, lecz święcenia biskupie przyjął 2 lata później. Ta nominacja, jak się później okazało, była „błogosławioną”. Kiedy młody Karol Boromeusz zostawał kardynałem i przyjmował sakrę biskupią, w ostateczną fazę obrad wchodził Sobór Trydencki (1545-63). Wyznaczył on zdecydowany zwrot w historii świata chrześcijańskiego. Sprecyzowano wówczas liczne punkty nauki i dyscypliny, m.in. zreformowano biskupstwo, określono warunki, jakie trzeba spełnić, aby móc przyjąć święcenia, zajęto się (głównie przez polecenie tworzenia seminariów) lekceważoną często formacją kapłańską, zredagowano katechizm dla nauczania ludu Bożego, który nie był systematycznie pouczany. Sobór ten miał liczne dobroczynne skutki. Pozwolił m.in. zacieśnić więzy, jakie powinny łączyć papieża ze wszystkimi członkami Kościoła. Jednak, aby decyzje były skuteczne, trzeba je umieć wcielić w życie. Temu głównie zadaniu poświęcił życie młody kard. Boromeusz. Od momentu objęcia diecezji jego dewiza zawarła się w dwóch słowach: modlitwa i umartwienie. Mimo młodego wieku, nie brakowało mu godności. W 23. roku życia nie uległ pokusie władzy i pieniądza, żył ubogo jak mnich. Kard. Boromeusz był przykładem biskupa reformatora - takiego, jakiego pragnął Sobór. Aby uświadomić sobie ogrom zadań, jakie musiał podjąć Karol Boromeusz, trzeba wspomnieć, że jego diecezja liczyła 53 parafie, 45 kolegiat, ponad 100 klasztorów - w sumie 3352 kapłanów diecezjalnych i 2114 zakonników oraz ok. 560 tys. wiernych. Na jej terenie obsługiwano 740 szkół i 16 przytułków. Kardynał przeżył liczne konflikty z władzami świeckimi, jak i z kapłanami i zakonnikami. Jeden z mnichów chciał go nawet zabić, gdy ten modlił się w prywatnym oratorium. Kard. Boromeusz był prawdziwym pasterzem owczarni Pana, dlatego poznawał ją bardzo dokładnie. Ze skromną eskortą odbywał liczne podróże duszpasterskie. W parafiach szukał kontaktu z ludnością, godzinami sam spowiadał, głosił Słowo Boże, odprawiał Mszę św. Jego prostota i świętość pozwoliły mu zdobywać kolejne dusze.
CZYTAJ DALEJ

Kard. Duka ponownie w szpitalu, stan poważny

2025-11-03 13:50

[ TEMATY ]

kard. Dominik Duka

kard Duka

Vatican Media

Kard. Domnik Duka

Kard. Domnik Duka

Archidiecezja praska apeluje o modlitwę w intencji kard. Dominika Duki. Prymas senior od soboty jest w szpitalu. Jak dziś podano, jego stan jest poważny.

Kard. Duka 6 października przeszedł pilną operację w Centralnym Szpitalu Wojskowym w Pradze. Z tego powodu nie mógł przybyć do Gdańska na uroczystości 100-lecia diecezji, na które Leon XIV mianował go swoim legatem. 30 października został wypisany do domu. W sobotę ponownie trafił do szpitala. Dziś w południe praska archidiecezja podała, że stan prymasa seniora jest poważny.
CZYTAJ DALEJ

Leon XIV modlił się przy grobie papieża Franciszka

2025-11-03 21:44

Vatican Media

W poniedziałek wieczorem Papież Leon XIV odwiedził bazylikę Santa Maria Maggiore, w której modlił się przy grobie papieża Franciszka, a potem przed ikoną Maryi – Salus Populi Romani. O wizycie poinformowało Biuro Prasowe Stolicy Apostolskiej.

Wojciech Rogacin - Watykan
CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

REKLAMA

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję