Reklama

Parafia za kratami

Niedziela warszawska 49/2001

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Internowanych w stanie wojennym Kościół nie zostawił bez opieki. Na skutek nacisków hierarchii kościelnej władze państwowe pozwoliły, aby do miejsc internowania mogli udać się księża mianowani przez biskupów diecezjalnych. O niezwykłym duszpasterstwie za murami więzienia rozmawiamy z ks. prał. Janem Sikorskim, kapelanem osób internowanych.

PIOTR CHMIELIŃSKI: - Gdzie Ksiądz dowiedział się o wprowadzeniu stanu wojennego?

KS. PRAŁ. JAN SIKORSKI: - Byłem wtedy ojcem duchownym w Seminarium warszawskim. Ogłosiłem klerykom, że coś się złego dzieje, ale nikt z nas nie wiedział, co kryje się pod niespotykanym dotąd w Polsce określeniem "stan wojenny". Jeżeli wojna, to kogo z kim, jak długo będzie trwała, czym się zakończy, jakie będą dalsze losy społeczeństwa? Tak więc były same niewiadome.

- Jednak Kościół bardzo szybko "otrząsnął się" z szoku i zaczął działać.

- Już wieczorem 13 grudnia zawiązał się Komitet ds. Opieki nad Internowanymi pod patronatem Księdza Prymasa, z bp. Władysławem Miziołkiem jako przewodniczącym. W tym samym czasie wierni wyczuwając nieomylnie, że Kościół zaopiekuje się internowanymi, zaczęli zwracać się do kapłanów o pomoc, zwłaszcza w przypadku aresztowanych członków rodzin. Na skutek nacisków hierarchii kościelnej władze państwowe obiecały, że do miejsc internowania będą mogli udać się księża mianowani przez biskupów diecezjalnych. Dopiero w dniach Bożego Narodzenia 1981 r., na skutek interwencji biskupów, w niektórych ośrodkach udało się nawiązać księżom kontakt z internowanymi, kontynuowany później regularnie.

Poza warszawskimi ośrodkami internowania w Białołęce i Olszynce Grochowskiej, księża i przedstawiciele Prymasowskiego Komitetu Charytatywnego dopuszczeni zostali do wielu innych ośrodków, m.in. w Łowiczu, Wrocławiu, Włodawie, Lublinie, Kwidzyniu, Włocławku, Gdańsku, Kielcach, Łodzi, Gołdapi, Darłówku, Olsztynie, Kamiennej Górze, Nysie, Grodkowie, Jastrzębiu Zdroju, Wierzchowie, Sławnie, Głogowie i Rzeszowie.

- Jak to się stało, że Ksiądz został kapelanem internowanych na warszawskiej Białołęce?

- W Wigilię Bożego Narodzenia 1981 r. byłem na tradycyjnym opłatku u Księdza Prymasa. Tam dowiedziałem się, że jest możliwość duszpasterskiej posługi wśród internowanych. Zaproponowano mi to zadanie. I choć plany świąteczne miałem nieco inne, zrezygnowałem z nich i zgodziłem się. Miałem czekać na wynik rozmów ministra z bp. Miziołkiem. W rezultacie, razem z ks. Bronisławem Dembowskim - dziś biskupem włocławskim, wtedy rektorem kościoła św. Marcina - otrzymaliśmy ustne zapewnienie, że zostaniemy wpuszczeni do więzienia. Pewności jednak nie mieliśmy. Już po południu, poza godzinami urzędowania, zostały z gorączkowym pośpiechem wypisane skierowania kurialne z podpisem bp. Miziołka do posługi duszpasterskiej internowanym w Białołęce i Olszynce Grochowskiej. Razem z ks. Dembowskim wybraliśmy Białołękę.

- Kiedy nastąpiła pierwsza wizyta Księży w więzieniu na Białołęce?

- Już w pierwszy dzień Bożego Narodzenia. O 9 rano zadzwoniliśmy do bram więzienia. Po chwili wpuścili nas do poczekalni. Wyjęliśmy brewiarze, ale modlitwa nie trwała długo. Wszedł funkcjonariusz w mundurze porucznika i kazał nam iść za sobą. Weszliśmy do baraku noszącego nazwę OZ I. Długi korytarz, wejście przez podwójną kratę, po obu stronach korytarzy ok. 30 masywnych drzwi - wejścia do cel więźniów. Na przeciwległej wejściu ścianie korytarza dostrzegłem z daleka zaimprowizowany ołtarz, duży brzozowy krzyż, obraz Matki Bożej na tle czerwonego sztandaru i napis: "Królowo Polski, módl się za nami". Byłem zdumiony, jakim cudem udało się internowanym wykonać tak piękny ołtarz. Okazało się, że poprzedniego dnia wieczorem otwarto cele, uwięzieni mogli po raz pierwszy się zobaczyć, złożyć życzenia, no i przygotować ołtarz.

Rozpoczęliśmy przygotowania do Mszy św. Wielu internowanych prosiło nas o spowiedź. Włączyliśmy więc indywidualne wyznanie grzechów do Mszy św. Spowiedź trwała około półtorej godziny. Potem udzieliliśmy zbiorowego rozgrzeszenia. Po Mszy św. w poszczególnych celach dzieliliśmy się opłatkiem. Podarowano nam zrobione więziennym sposobem karty świąteczne oraz legitymacje honorowych internowanych. Były śpiewane kolędy, m.in. ułożona przez więźniów na melodię Bóg się rodzi. Kolęda ta mówiła o krzywdzie, jakiej niewinnie doznają internowani i ich rodziny: "tylko szatan mógł zgotować naszym bliskim taką dolę". Potem władze więzienne zwróciły nam uwagę, aby nie pozwalać na śpiewanie tej kolędy.

Podczas odwiedzin w celach, każdy przekazywał nam mnóstwo różnych wiadomości i grypsów. Mieliśmy tego pełne kieszenie. Udało się je nam szczęśliwie wynieść z więzienia i zawieść do kościoła św. Marcina. Tam już czekała ogromna masa ludzi, którzy następnie rozwozili te wiadomości po całej Warszawie. Z podziwem patrzyłem na ich mrówczą i niebezpieczną pracę.

- Wróćmy do internowanych. Jak wyglądały warunki życia w celach?

- Cele były ogromnie przetłoczone. Trzypiętrowe łóżka, stolik, taboret, jakieś szafki i zasłonięty parawanem klozet. Parawan był niezbyt szczelny, a w dodatku wszystko przecież słychać i czuć... Warunki życia były więc ciężkie, ale najgorsza była niepewność, co do przyszłości. Na początku wszyscy byli mocno przerażeni. Mieli dużo żalu, skarg i pretensji m.in. o nieformalne zatrzymanie, brutalne traktowanie i nieludzkie warunki pierwszych dni. Od Bożego Narodzenia samopoczucie znacznie się poprawiło

Ze swojej strony staraliśmy się ich podbudowywać. Osobiście bardzo wierzyłem, że #Solidarność" jednak zwycięży i nieraz mówiłem to internowanym. Np. w drugi dzień Świąt w homilii podałem im przykład męczeństwa św. Szczepana. Zło, nienawiść - mówiłem - może uczynić wiele krzywdy, ale wobec dobra jest w zasadzie bezsilne. Przeciwnicy św. Szczepana skazali go na śmierć i kamieniowali, ale wobec prawdy, którą głosił, umieli jedynie #zatkać sobie uszy" (Dz Ap 7, 57).

- Czy internowani chętnie angażowali się w praktyki religijne?

- Powtarzałem im, że mają rekolekcje zamknięte, co jest doskonałą okazją do zajęcia się swoją duszą. I rzeczywiście, dla wielu z nich to odosobnienie okazało się bardzo przydatne dla rozwoju życia wewnętrznego. Odnaleźli Boga, pojednali się z Nim, zaczęli się interesować sprawami religijnymi. Widziałem przemianę życia niejednego z nich. Było nawet udzielanych wiele sakramentów, nie tylko pokuty, ale również zdarzały się chrzty, bierzmowania, śluby. W każdej celi znajdowało się Pismo Święte. Zachęcaliśmy do lektury, zadając nawet odpowiednie fragmenty do przeczytania, jako temat do późniejszych dyskusji. Prosiliśmy też o przygotowanie własnych tematów, które warto było poruszyć na naszych spotkaniach. Internowani zaczęli też podejmować samodzielne inicjatywy duszpasterskie. Codziennie odmawiany był Apel Jasnogórski. Modlitwę tę prowadził syn byłego członka Biura Politycznego KC, Antoni Zambrowski, dzwoniąc w kraty, aby wszystkich zachęcić do wspólnego śpiewu. Tak więc była to normalna parafia, tyle, że za kratami.

- Jaki był stosunek władz więziennych do kapłanów?

- Wobec nas zachowywali się kurtuazyjnie, grzecznie i elegancko. Sądzę, że dla wielu z nich było to również dziwne, że siedzą tu więźniowie polityczni. Funkcjonariusze więzienni zapraszali nas na posiłki, w ich trakcie były bardzo sympatyczne rozmowy. To byli normalni Polacy, tyle, że umundurowani i na służbie. Tak więc służba więzienna na ogół nie przekraczała tego, do czego była zobowiązana i jeżeli trzeba było jakoś reagować mocniej, to czyniła to w zasadzie niechętnie.

Jednak zdarzały się sytuacje nieprzyjemne, chociaż jednocześnie nie pozbawione elementów humorystycznych. Np. pewnego dnia nie pozwolili mi odprawić Mszy św. Postanowiłem więc, że w takim razie chociaż udzielę internowanym Komunii św. Przyszedłem z Najświętszym Sakramentem i czekałem, aż przyprowadzą więźniów. Nie przyprowadzili. Zostałem więc sam z Panem Jezusem. Wtedy przyszedł o. Stanisław Opiela, jezuita. Postanowiłem, że jemu udzielę Komunii. Nie było bowiem kaplicy, żeby przechować Najświętszy Sakrament. O. Opiela uklęknął, udzieliłem mu Komunii, pomodliliśmy się i poszliśmy do domu. Potem okazało się, że cały czas byliśmy obserwowani. Przyszedł donos, że zabieramy od internowanych grypsy, a następnie je zjadamy. Bo zauważyli, że o. Opiela spożywa coś białego.

- Nie wiadomo: śmiać się czy płakać?

- A to nie była jedyna sytuacja humorystyczna. Właściwie każdy dzień przynosił zabawne zdarzenia, chociaż dokonujące się w dramatycznych okolicznościach. Np. w Święto Trzech Króli pojechałem do więzienia z ogromną torbą, w której obok upominków było kadzidło, trybularz do okadzania, kreda i woda święcona do ewentualnego poświęcenia cel według tradycji błogosławienia mieszkań z okazji tzw. kolędy. Powiedziano mi, że do cel nie będzie można wchodzić. Odpowiedziałem, że obrzęd poświęcenia wymaga otwarcia celi. Potem odbyła się świąteczna Msza św. W homilii wspomniałem o Herodzie, który gdy dowiedział się o swojej śmiertelnej chorobie, wprowadził bezsensowny terror, więził, zabijał, nawet małe dzieci. Dziecię Jezus jednak ocalało i zwyciężyło, bo tylko w zło wpisany jest wyrok śmierci i dlatego przegrywa.

Po Mszy św. stanowczo zażądałem wpuszczenia do cel dla dokonania obrzędu poświęcenia, do czego potrzebni są dwaj ministranci. W odpowiedzi oznajmiono mi, że ministrantami mogą być tylko funkcjonariusze więzienia. Zgodziłem się pod warunkiem, że będą wierzący i praktykujący. Przyszedł kapitan i smutnym głosem oświadczył, że znaleźli tylko jednego takiego. Zażądałem dwóch. Ustąpili i dodali jednego z internowanych. Obficie kropiłem wodą cele, z kapitanem włącznie, który stojąc w otwartych drzwiach pilnie śledził każdy mój ruch. Pomyślałem mimochodem, ileż tej wody święconej wytrzyma - cel jest przecież prawie trzydzieści. Wytrwał tylko przy siedmiu. Po poświęceniu każda cela została opisana kredą K + M + B 1982, chyba po raz pierwszy w dziejach więziennictwa w Polsce Ludowej.

- Duszpasterstwo internowanych nie zakończyło się wraz z końcem okresu internowania...

- O szczególnym zintegrowaniu #białołęckiej parafii" może świadczyć fakt, że po zakończeniu okresu internowania uformowało się spontanicznie duszpasterstwo byłych internowanych. W kościele seminaryjnym na Krakowskim Przedmieściu co miesiąc odbywały się Msze św. za Ojczyznę, z bardzo licznym udziałem wiernych. Od 1986 r. te Msze św. zostały przeniesione do parafii św. Józefa na Kole, gdzie zostałem proboszczem.

W związku z Jubileuszowym Rokiem Świętym 1983, byli internowani podjęli zobowiązania trzeźwościowe. Przygotowany został list z podpisami, który osobiście miałem przyjemność zawieźć Ojcu Świętemu. List był na szczęście przygotowany w dwóch egzemplarzach. Jeden z tych egzemplarzy, który miałem przy sobie, odebrano mi na lotnisku podczas osobistej rewizji. Drugi został przemycony w bagażach. Kiedy wręczałem Ojcu Świętemu ten dokument z 334 podpisami, Ojciec Święty powiedział: # Proszę im powiedzieć, że ja się codziennie modlę za ´Solidarność´" . Po powrocie z Rzymu słowa te, wraz ze zdjęciem starałem się rozpowszechnić poprzez środowisko byłych internowanych. Dużą radość sprawiło wszystkim osobne podziękowanie od Ojca Świętego za ten list.

- Dziękuję bardzo za rozmowę.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

2001-12-31 00:00

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Papież jedzie na Biennale w Wenecji – Watykan i sztuka współczesna

2024-04-27 11:06

[ TEMATY ]

papież Franciszek

PAP/EPA/GIUSEPPE LAMI

Jutro papież papież Franciszek odwiedzi Wenecję. Okazją jest trwająca tam 60. Międzynarodowa Wystawa Sztuki - Biennale w Wenecji. Ojciec Święty odwiedzi Pawilon Stolicy Apostolskiej, który w tym roku znajduje się w więzieniu dla kobiet, a prezentowana w nim wystawa nosi tytuł - "Moimi oczami". Wizyta papieża potrwa około pięciu godzin obejmując między innymi Mszę św. na Placu św. Marka. Planowana jest również prywatna wizyta w bazylice św. Marka. Jak się podkreśla, papieska wizyta będzie "kamieniem milowym w stosunku Watykanu do sztuki współczesnej".

Zapraszając Włocha Maurizio Cattelana do pawilonu Watykanu na 60. Biennale Sztuki w Wenecji, Kościół katolicki pokazuje, że jest otwarty na niespodzianki. Cattelan zyskał rozgłos w mediach w 1999 roku, prezentując swoją instalację naturalistycznie przedstawiającą papieża Jana Pawła II przygniecionego wielkim meteorytem i szkło rozsypane na czerwonym dywanie, które pochodzi z dziury wybitej przez meteoryt w szklanym suficie. Budzące kontrowersje dzieło Cattelana było wystawione również w Warszawie, na jubileuszowej wystawie z okazji 100-lecia Zachęty w grudniu 2000 r. „Dziewiąta godzina” - tak zatytułowano dzieło, nawiązując do godziny śmierci Jezusa - została wówczas uznana za prowokacyjną, a nawet obraźliwą. Ale można ją również interpretować inaczej: Jako pytanie o przypadek i przeznaczenie, śmierć i odkupienie. I z tym motywem pasowałby nawet do watykańskiej kolekcji sztuki nowoczesnej.

CZYTAJ DALEJ

Św. Joanna Beretta Molla. Każdy mężczyzna marzy o takiej kobiecie

Niedziela Ogólnopolska 52/2004

[ TEMATY ]

św. Joanna Beretta Molla

Ewa Mika, Św. Joanna Beretta Molla /Archiwum parafii św. Antoniego w Toruniu

Zafascynowała mnie jej postać, gdyż jest świętą na obecne czasy. Kobieta wykształcona, inteligentna, delikatna i stanowcza zarazem, nie pozwalająca sobą poniewierać, umiejąca zatroszczyć się o swoją godność, dbająca o swój wygląd i urodę, a jednocześnie bez krzty próżności.

Żona biznesmena i doktor medycyny, która nie tylko potrafiła malować paznokcie - choć to też istotne, by się podobać - ale umiała stworzyć prawdziwy, pełen miłości dom. W gruncie rzeczy miała czas na wszystko! Jak to czyniła? Ano wszystko układała w świetle Bożych wskazówek zawartych w nauczaniu Ewangelii i Kościoła. Z pewnością zdawała sobie sprawę z tego, że każdy z nas znajduje czas dla tych ludzi lub dla tych wartości, na których mu najbardziej zależy. Jeżeli mi na kimś nie zależy, to nawet wolny weekend będzie za krótki, aby się spotkać i porozmawiać. Jednak gdy na kimś mi zależy, to nawet w dniu wypełnionym pracą czas się znajdzie. Wszystko przecież jest kwestią motywacji. Ona rzeczywiście miała czas na wszystko, a przede wszystkim dla Boga i swoich najbliższych.

CZYTAJ DALEJ

Papież w Wenecji: paradoksalnie, pobyt w więzieniu może oznaczać nowy początek

2024-04-28 09:16

[ TEMATY ]

papież Franciszek

PAP/EPA

Paradoksalnie, pobyt w zakładzie karnym może oznaczać początek czegoś nowego, poprzez ponowne odkrycie nieoczekiwanego piękna w nas samych i w innych, czego symbolem jest wydarzenie artystyczne, które gościcie i do którego projektu aktywnie wnosicie swój wkład" - powiedział Franciszek do kobiet osadzonych w Zakładzie Karnym Wenecja-Giudecca. W nim znajduje się Pawilon Stolicy Apostolskiej na 60. Międzynarodowej Wystawie Sztuki - La Biennale w Wenecji.

Papież zapewnił kobiety, osadzone w Zakładzie Karnym w Giudecca, że zajmują one szczególne miejsce w jego sercu.

CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję