Anna Rasińska (KAI): Przewodniczący Konferencji Episkopatu Polski, abp Stanisław Gądecki w swoim komunikacie napisał o możliwości przyjmowania komunii świętej duchowej lub na rękę. Co Ksiądz sądzi o takim pomyśle? Czy jest to konieczne w obecnej sytuacji?
Ks. Arkadiusz Zawistowski (krajowy duszpasterz służby zdrowia): Arcybiskup Stanisław Gądecki napisał w swoim oświadczeniu, że jeśli są osoby, które boją się zarażenia, mają taką możliwość. Komunia święta na rękę nie jest niczym nowym, jest praktykowana nie tylko w sytuacji zagrożenia epidemią, zawsze jest taka możliwość. Jeśli ktoś ma obawy, może zdecydować się na taką formę.
Natomiast komunia duchowa jest praktykowana m.in. w szpitalach przez pacjentów, którzy nie mogą przełykać, przez chorych, przebywających w domu, słuchających np. transmisji z Eucharystii. Ponadto można ją praktykować zawsze, nie tylko w czasie epidemii.
Warto wspomnieć, że każdy wierny może przyjmować komunię duchową, np. w sytuacji, kiedy odwiedzamy kościół, ale akurat nie trwa w nim Msza św. To piękna praktyka, ważna i warta przypomnienia i zastosowania w życiu codziennym.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
- We Włoszech, gdzie zaczęło gwałtownie przybywać chorych, zamknięto kościoły, nie odprawia się Mszy świętych, nawet tych pogrzebowych. Jak Ksiądz ocenia taką postawę?
Reklama
- Uważam, że to nie jest dobre wyjście w tej sytuacji, zwłaszcza że Włosi chodzą do sklepów, restauracji, a tam też spotykają się z innymi ludźmi. Przemieszczają się pociągami, autobusami, gdzie łatwiej o zakażenie niż w kościele.
Istotną sprawą jest tu panika. Lęk może dotknąć nawet osoby głęboko wierzące. Ta panika może zostać wykorzystana w dobry sposób i prowadzić do większego zawierzenia Bogu. W świecie, w którym mamy dostęp do informacji, rzetelnej wiedzy, ludzie powinni być stabilni emocjonalnie i nie ulegać lękom. Oczywiście, każdy boi się o swoje zdrowie i życie, ma prawo się bronić, ale nie może to urastać do rangi zbiorowej histerii.
- Może jest to dobry czas na refleksje nad swoim życiem i postępowaniem?
- Choroba jest zawsze zaproszeniem, żeby dokonać refleksji nad życiem. Spojrzeć na własną kruchość, również na złe uczynki, przewinienia… Może uświadomić nam, że trzeba się z kimś pojednać. Myślę, że to również wezwanie dla wiernych, by więcej się modlić. W niektórych kościołach zaczęto śpiewać Suplikację, a to jedna z mocniejszych modlitw, w której wzywa się Bożej pomocy. Pan Bóg już wyprowadzał ludzkość z niejednej epidemii. Ten czas, oczywiście, może służyć rachunkowi sumienia, spowiedzi, modlitwie.
- Może ta panika wynika z tego, że ludzie są zbyt związani z życiem doczesnym?
- Owszem. Każdy ma jakieś plany do zrealizowania, a wieść o panującej chorobie je komplikuje. To powoduje napięcia. Widać, że ludzie są przewrażliwieni na swoim punkcie, na punkcie zdrowia. Myślę, że wynika to ze zbytniego skupienia na sobie, a przecież to Bóg powinien być w centrum. On jest Panem życia i śmierci. Dzisiejszy człowiek jest mocno skoncentrowany na sobie i z tego wynika panika i strach o swoje życie.
- Wojny, zarazy i epidemie itp. bywają postrzegane jako „kara za grzechy”. Co Ksiądz sądzi o takim myśleniu?
- Jestem daleki od takiego sformułowania. Zgadzam się z Janem Pawłem II, który zawsze powtarzał, że „cierpienie nie jest karą za grzechy ani nie jest odpowiedzią Boga na zło człowieka”.
- Dziękuję za rozmowę.