Na pograniczu Kujaw i Wielkopolski, malowniczo położona wśród
lasów i jezior, znajduje się niewielka miejscowość - Licheń. Historia
tej osady jest bardzo stara. Prawdopodobnie w czasach rzymskich wiódł
tędy szlak bursztynowy. W XIII w. było to bogate i ludne miasteczko.
Niestety, o losach Lichenia przesądził potop szwedzki. W 1655 r.
miasto zostało prawie całkowicie zburzone, a ludność wymordowana.
Od tamtej pory Licheń nie powrócił do swej dawnej świetności i nie
odzyskał praw miejskich. Obecnie jednak jest to bardzo znana miejscowość
dzięki istniejącemu tu sanktuarium maryjnemu. Znajduje się tu cudowny
obraz Matki Bożej Bolesnej, słynący łaskami. Szczególne znaczenie
odgrywały także objawienia maryjne w dobie zaborów, w okresie okupacji
hitlerowskiej i w trudnych czasach powojennych. Podczas tych objawień
Matka Boża ukazywała się z Białym Orłem na piersiach, przynosiła
pociechę Polakom, obiecywała duchową pomoc, krzepiła ducha w narodzie.
Dlatego nazywana jest często Matką Bożą, Bolesną Królową Polski.
Od pierwszych objawień w połowie XIX w. kult Matki Bożej
Licheńskiej szybko się rozpowszechniał. Wpłynęły na to m.in. przekazywane
ustnie podania i legendy. Legendę o początkach cudownego miejsca
opowiadała w latach 50. XX w. jedna z mieszkanek Aleksandrowa Kujawskiego,
Antonina Majewska (nazywana często Antochną lub Majesią): W Lichyniu
kole borów Gromblińskich za Piotrkowem Żydowskim posł krowy Antoni
Sikocz, maluchny pastyrek. Na krzychu (konarze, przyp. DK) był umiszczony
obrozik Matuchny Najświentszej. Chłopok zawsze w poblizkości posoł,
a co dnia pioseczkiem kole obrazika posypowoł. Raz Matuchno Najświntszo
zeszło z obrazika (Niepokalane Poczęcie w niebieskiej szacie) i powiado: "
Chodź ze mnom, to ci pokoże, gdzie stanie klasztor". Chłopok się
sumitowoł, że krowy się rozlecom, ale Pani powiado, że jak stojom,
tak stoć bedom. Weszli na wysokom góre (gdzie wyższo jak te przy
rzeźni - w Aleksandrowie Kujawskim, przyp. DK) i ta kozała, żeby
chłopok zbieżoł do ksindza i opowiedzioł. Chłopok pobieżoł do krów,
a tu żodna się nie ruszyła. Paniuchno świnto znikło już na tyj górce.
Antek pobiegł do proboszcza i wołoł: "Ksinże Kanoniku, wodo idzie
i Paninka Świnta chce klasztoru". A tyn się ino zgniwoł, zamknoł
chłopoka do komórki, gdzie go nie zomykali - rano, ani śladu, wychodził
bez wielochne kraty i zamki. Wreszcie uwierzyli, jak na tym miejscu,
gdzie mioł stanąć klasztor, wytrysło źródełko. Tero tam cudo się
dziejom, choć to już niewiada, kiedy ten cud był.
Jak poszli ksienżo do tygo obroziku z monstrancyjom,
bo już nie strzymoli, to kanonik podeszed, a obrozik uniós się i
skry poszły, to dopiro młody wzion monstrancyjom, obrozik się spuścił. (
...) Klasztor postawili we wsi, a ten obrozik zostoł na krzychu ino
wysoko, drzewo obili blachom, bo ludzie skuboli. Zrazu zrobili kapliczkę
w Lichyniu, jak te dwo pokoiki, a zaś potym klasztór pobók. Ludzie
tam na klęczkoch obchodzom to drzewo, a obrozik wpuszczony we drzewo.
Od początku istnienia sanktuarium jest celem licznych
pielgrzymek. O jednej z nich tak opowiadała Antochna:
Kompania do Lichynia szła dwa dni borami. W boru tyż
nocowali. Lichyń był wtedy wioską, nocowali po stodołach, w polu.
Ksiundz dostoł łózko z poduszką słomianą, ale tyż w stodole, a ludzie
wkoło jak te pisklęta. Jedzenie kożdy broł, co móg: chlib, kawe,
a bogate to i ciasto albo minso. Na miejscu mało można było kupić.
Z Lichynia szła kompania do gromblińskigo boru, gdzie stoi tyn krzych
z obrazikiem Matki Boży. Śpiewali idąc: "Obroz Pani Dworu przez osim
lot miszkoł w boru, gromblińskim był nozywany, przez kowola był oddany,
na sośnie był umieszczony. Przez nikogo nie był krzczony. Jedni mówiom
o cholerze (że wyratował od epidemii, przyp. DK), jinni mówiom, w
nic nie wierze".
Pomyślmy o prostej, gorliwej wierze dawnych pielgrzymów,
pomyślmy o ich trudzie, gdy przybywamy do Lichenia wygodnymi autokarami,
własnymi samochodami. Ich cień będzie nam towarzyszył w kościele
św. Doroty, u źródełka, z którego wodę czerpią chorzy i pragnący
nadziei, na wszystkich dróżkach sanktuarium i Grąblińskiego Lasu.
Pomóż w rozwoju naszego portalu