Liturgia dzisiejszej niedzieli podejmuje ciągle trudny problem cierpienia. O cierpieniu mówi Chrystus w dzisiejszej Ewangelii: „Odtąd zaczął Jezus wskazywać swoim uczniom na to, że musi udać się do Jerozolimy i wiele wycierpieć od starszych i arcykapłanów oraz uczonych w Piśmie; że będzie zabity i trzeciego dnia zmartwychwstanie” (Mt 16, 21).
Wiemy, że te słowa dokładnie się wypełniły. Życie Jezusa zakończyło się w ogromnym cierpieniu na Kalwarii. Jezus nie przyszedł na ziemię, by nas wybawić z cierpienia. Owszem, miał wiele serca dla ludzi chorych i cierpiących. Wielu spośród nich uzdrowił. Nigdy jednak nie zapowiadał i nie obiecywał swoim uczniom uwolnienia od cierpienia. Przeciwnie, nawet zapowiedział, że ci, którzy Mu uwierzą i pójdą za Nim, będą kroczyć drogami cierpienia: „Jeśli kto chce pójść za Mną, niech się zaprze samego siebie, niech weźmie krzyż swój i niech Mnie naśladuje” (Mt 16, 24).
Jest krzyż wynikający z wyznawania Chrystusa. Droga za Chrystusem jest drogą zapierania się samego siebie, jest drogą krzyża, jest drogą naśladowania Chrystusa. Zrozumieli to szybko Jego uczniowie. Wprawdzie porywczy Piotr nie chciał na początku o tym słyszeć - jak to było dziś przypomniane w przesłaniu ewangelicznym - ale potem zrozumiał. Widać to z jego kazań, które wygłaszał w Jerozolimie po Zesłaniu Ducha Świętego. Rozumieli to także inni uczniowie Chrystusa.
Jest również krzyż wynikający z ograniczeń ziemskich, który nie jest cierpieniem za wiarę, za przekonania religijne, ale jest cierpieniem związanym z kondycją naszego ziemskiego życia. Drogą krzyża idą wszyscy ludzie. Nie ma bowiem tu na ziemi ludzi zupełnie szczęśliwych, ludzi wolnych od utrapień, od udręczeń, wolnych od ograniczeń. Cierpienie jest obecne w życiu każdego człowieka. Tyluż naszych najlepszych synów ginęło na wojnach. Tyle ludzi było męczonych w obozach koncentracyjnych. Tyle dziś ludzi na naszych oczach cierpi fizycznie i moralnie. W szpitalach i w domach cierpią chorzy. Cierpią ludzie, gdy coś im w życiu nie wychodzi, gdy się coś nie udaje, gdy człowiek zostaje oszukany, okłamany, zdradzony. Cierpią dzisiaj różne narody, zwłaszcza w Afryce i Azji.
Skoro cierpienia nie można zupełnie wypędzić z ziemi, trzeba je właściwie podjąć i przeżywać. Dobrze jest wyrobić sobie właściwą postawę wobec cierpienia, by życie ziemskie sensownie przeżywać. Sformułujmy kilka wskazówek na drogę z krzyżem:
Po pierwsze: cierpienie winniśmy zaakceptować. Niezaakceptowanie cierpienia prowadzi do ciągłego buntu, niezadowolenia, frustracji. Warto wyznawać w tym względzie zasadę głoszoną przez mądrych ludzi: czego nie można zmienić, to należy przetrzymać.
Po drugie: wolno nam wszelkimi godziwymi środkami usuwać czy też zmniejszać cierpienie w naszym życiu. Można w tym względzie wykorzystywać wszystkie osiągnięcia współczesnej nauki i techniki.
Po trzecie: cierpienie należy łączyć z głęboką wiarą i modlitwą. Bóg nie dopuszcza na nas krzyży ponad nasze siły. Wszystkie krzyże, jakie na nas przychodzą, są „wyciosane” na naszą miarę, na miarę naszych sił, naszej wytrzymałości.
Bóg jest zawsze z nami. Nie wolno się lękać. Trzeba pamiętać o wskazówce św. Pawła: „Wszystko mogę w Tym, który mnie umacnia” (Flp 4, 13).
Po czwarte: pomagajmy sobie nawzajem w niesieniu krzyży. W chwilach trudnych bądźmy dla siebie życzliwi, uprzejmi. Dzielmy się chętnie z drugimi. Mówią, że w czasie ostatniej wojny ludzie sobie bardzo pomagali. Dzielili się kawałkiem chleba. W obozach koncentracyjnych najcenniejszą rzeczą był chleb, ale człowiek z człowiekiem dzielił się. Ludzie się jednoczyli. W cierpieniu i w biedzie czuli się solidarni. Nie ulegajmy propagandzie lamentu i narzekania. Nieśmy krzyż w postawie solidarności i wewnętrznej radości. Nieśmy nasz krzyż w postawie zaufania do Maryi, naszej Matki.
Oprac. ks. Łukasz Ziemski
Pomóż w rozwoju naszego portalu