Reklama

Wspomnienia o bp. Marianie Zimałku

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Ks. inf. Roman Chwałek - pierwszy kanclerz sandomierskiej Kurii Biskupiej, obecnie emerytowany kapłan, moderator Kurii, wikariusz biskupi
W święto Narodzenia Najświętszej Maryi Panny w bazylice katedralnej w Sandomierzu - 8 września br. miał miejsce doroczny odpust. Główna Msza św. odpustowa była przewidziana na godzinę 17.30. Zwykle sprawował ją któryś z Księży Biskupów: w tym roku, zarówno Pasterz Diecezji, jak i bp Marian Zimałek oraz bp Edward Frankowski musieli posługiwać poza Sandomierzem. Zostałem poproszony przez Biskupa Ordynariusza o przewodniczenie koncelebrowanej Mszy św. odpustowej i wygłoszenie homilii. Kiedy znalazłem się w zakrystii bazyliki, spotkałem tam klęczącego i modlącego się Księdza Biskupa Mariana. Po przywitaniu, Ksiądz Biskup Marian zapytał, „kto będzie przewodniczył koncelebrze?”. Odpowiedziałem, że Pasterz mnie o to prosił. „A kto ma głosić homilię?”, padło następne pytanie Księdza Biskupa. Odpowiedziałem: „przewodniczący koncelebry”. Wtedy Ksiądz Biskup podsunął taką propozycję: „Niech Ksiądz Infułat przewodniczy Mszy św. koncelebrowanej, a ja wygłoszę homilię”. Podał także wyjaśnienie, dlaczego przyszedł do bazyliki katedralnej w uroczystość odpustową, mimo że w godzinach przedpołudniowych sprawował Mszę św. w Sulisławicach i głosił słowo Boże oraz prowadził procesję eucharystyczną. Z pewnością był bardzo zmęczony, a jednak przyszedł do sandomierskiej katedry, bo 8 września tego roku - powiedział - mija 60. rocznica mego pierwszego udziału w uroczystości odpustowej w katedrze sandomierskiej. Możemy sobie podać ręce - Księże Biskupie - powiedziałem. Dzisiaj mija 57. rocznica mojego pierwszego udziału w tym odpuście katedralnym.
Jak zwykle, homilię miał przygotowaną perfekcyjnie. Po wstępnym nawiązaniu do uroczystości odpustowej, skoncentrował się na haśle czekającej diecezję sandomierską peregrynacji Matki Boże w Świętym Wizerunku Nawiedzenia: Witaj Królowo i Nadziejo nasza. W tonie głosu Księdza Biskupa Mariana wyczuwało się wielką radość, że może swoją homilią w pewnym stopniu ukazać słuchającym sposób przygotowania się na spotkanie z Jezusem i naszą Niebieską Matką. Gdy zabrzmiało ostatnie „amen”, Kaznodzieja otrzymał rzęsiste oklaski w podziękowaniu za wygłoszone słowo Boże. Pod koniec Mszy św. szepnął mi do ucha: „Zakończcie już sami. Idę do domu. Jestem bardzo zmęczony”. Otarł pot z czoła i wolnym krokiem wyszedł z bazyliki katedralnej. Nikt ze zgromadzonych nie przypuszczał, że była to ostania posługa duszpasterska Księdza Biskupa Mariana.
Spem alere - budzić nadzieję, umacniać nadzieję drugiego człowieka - to biskupia dewiza Księdza Biskupa Mariana. W swoim biskupim posługiwaniu starał się być jej wierny. Zarówno w parafialnej posłudze biskupiej, pracy kurialnej i prowadzonych wykładach z prawa kanonicznego w Sandomierskim Wyższym Seminarium Duchownym czuło się jego troskliwe pochylanie nad ludzkimi problemami i usiłowanie okazania pomocy wszystkim, którzy jej potrzebowali.

Reklama

Ks. prał. Wiesław Wilk - emerytowany profesor WSD, wykładowca homiletyki i literatury polskiej, języka polskiego, pedagogiki, animator Teatru Seminaryjnego i twórca wielu przedstawień, wykładowca WSHP w Sandomierzu, opiekun KIK-u, autor wielu publikacji z zakresu homiletyki i pogranicza literatury i przepowiadania
Moje koleżeńskie więzi z bp. Marianem Zimałkiem sięgają połowy ubiegłego stulecia: wspólne lata seminaryjne, wspólne lata studiów w KUL-u, a później ponad 40 lat przeżytych w Sandomierzu niosą w sobie bogactwo niezatartych i różnorakich wspomnień. Trudno ogarnąć je, choćby nawet cząstkowo - dotknę tylko dwóch zakresów: obopólnych doświadczeń turystycznych i pielgrzymkowych oraz zagadnień duszpasterskich i wychowawczych. Z lat „kulowskich” z rozrzewnieniem wspominam nasze wspólne rajdy do Puław, Kazimierza, Janowca z grupą studentów polonistyki. Ks. Zimałek był wtedy znakomitym przewodnikiem i zaradnym organizatorem.
Później już, gdy pracowałem w Sandomierzu, ks. Marian jako pasjonat gór utorował mi uprzednimi swoimi wyjazdami drogę do Plazówki, uroczej miejscowości w Tatrach, gdzie miałem oparcie dla grup kleryckich, jak i młodzieży świeckiej. Nie można też pominąć naszych wspólnych pielgrzymek: najpierw do Rzymu na beatyfikację o. Maksymiliana Kolbego 17 października 1971 r., a po tej uroczystości następnego dnia do urokliwego Asyżu z grupą ks. Franciszka Blachnickiego. Kilka lat później właśnie z inicjatywy i dzięki przedsiębiorczości ks. Mariana Zimałka, już jako rektora WSD, kilkuosobową grupą profesorów z bp. Stanisławem Sygnetem wybraliśmy się do Ziemi Świętej, w kwietniu 1979 r., gdzie mieliśmy możliwość przeżywania Wielkiego Tygodnia.
Mój ponad 40-letni pobyt w Sandomierzu, szczególnie w pierwszym dwudziestoleciu związany był z bliską współpracą z bp. Marianem Zimałkiem w różnych dziedzinach: najpierw w ramach Wydziału Duszpasterskiego Kurii Diecezjalnej, a po części i w kościele Świętego Ducha, później we wspólnym działaniu dydaktycznym i wychowawczym w Seminarium Duchownym. Podziwiałem niejednokrotnie jego umiejętności organizacyjne oraz taktowne wspieranie różnych inicjatyw duszpasterskich i wychowawczych. Sam znajdowałem u niego zrozumienie i wsparcie w zakresie działań w Ruchu Światło-Życie i w twórczości teatralnej wśród alumnów. Współpraca zarówno w Wydziale Duszpasterskim, jak i w Seminarium Duchownym układała się harmonijnie z poszanowaniem wzajemnych praw i obowiązków.
Później w okresie biskupstwa ks. Mariana Zimałka nasze więzy koleżeńskie niejako z natury rzeczy nieco osłabły, jednak niejednokrotnie i w tym czasie, znając moje możliwości w danym zakresie, angażował mnie w przygotowaniu różnych programów artystycznych, choćby związanych z wizytami papieskimi czy prosił o prowadzenie komentarzy w czasie niektórych uroczystości. Zresztą bp Marian Zimałek miał niezwykłą umiejętność w doborze ludzi, którym zlecał rozmaite funkcje i zadania przy organizowaniu różnego rodzaju imprez religijnych czy przedsięwzięć pastoralnych. W ostatnich latach stał się bliski Klubowi Inteligencji Katolickiej, którym się opiekuję, przez odprawianie dla nich nabożeństw i udział w wieczorach opłatkowych.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

Reklama

Ks. dr Kazimierz Skawiński - następca Biskupa Mariana na stanowisku rektora WSD w Sandomierzu, obecnie wykładowca teologii dogmatycznej, teologii fundamentalnej, religiologii w WSD w Sandomierzu
Każdy człowiek to tajemnica, a odkrywanie tej tajemnicy to jakby przedzieranie się przez warstwę tego, co zwyczajne, codzienne, pospolite w relacjach międzyosobowych. Najgłębsza prawda o człowieku nie leży na peryferiach człowieczeństwa, ale jest ukryta w głębszych pokładach ducha. I aby poznać tę prawdę, trzeba przywołać z przeszłości słowa i zdarzenia.
Życie bp. Mariana Zimałka było związane z Sandomierzem. Tu, w sandomierskich szkołach kształcił się i wzrastał w powołaniu. Tu także dojrzewał w kapłaństwie i tu jako biskup posługiwał ludziom. Wszystkie ważne wydarzenia z ubiegłego pięćdziesięciolecia w Kościele sandomierskim dokonywały się przy jego wydatnym współudziale. Jako dyrektor Wydziału Duszpasterskiego zaangażowany był w przygotowywanie koronacji obrazów Matki Bożej w Studziannie i w Wysokim Kole. Najwięcej wysiłku, ale też duchowej satysfakcji, przyniosła mu praca w diecezji sandomierskiej w latach 1972-73. We wspomnieniach wracał do tamtych przeżyć i dało się wyczuć, że był szczęśliwy i wdzięczny Bogu, że mógł w tym dziele uczestniczyć. W ostatnich tygodniach, osłabiony chorobą, mówił, że każdego dnia modli się za księży i parafian, którzy aktualnie przeżywają swoje spotkanie z Matką Bożą na szlakach Nawiedzenia.
Drugim ważnym przeżyciem religijnym dla Księdza Biskupa Mariana była wizyta Ojca Świętego Jana Pawła II na sandomierskiej ziemi. Z polecenia bp. Wacława Świerzawskiego, Ksiądz Biskup Marian był koordynatorem wszystkich komisji odpowiedzialnych za godne przyjęcie Ojca Świętego w Sandomierzu. Kiedyś w rozmowie powiedział: „Każdy z nas ma za co dziękować Papieżowi. Ja mam szczególne powody. Moją pracę i osobiste zaangażowanie w dzieło przyjęcia Ojca Świętego traktuję jako podziękowanie Papieżowi za nominację biskupią”. Ksiądz Biskup pokochał Sandomierz. Znał jego dzieje, tradycje religijne, ludzi, którzy tworzyli historię i byli zasłużeni dla kultury i rozwoju tego miasta. I sandomierzanie odwzajemnili tę życzliwość, przyznając mu zaszczytny tytuł „Sandomierzanina Roku”.
W sposób szczególny związany był Ksiądz Biskup z Seminarium Duchownym. Wspominając swe lata kleryckie, mówił, że największe oddziaływanie na jego formację wywarł sługa Boży ks. prof. Wincenty Granat i ojciec duchowny ks. Jan Sinka CM. Po latach znów ks. dr Marian Zimałek powrócił do Seminarium, najpierw jako profesor prawa kanonicznego, potem jako wicerektor i przez 11 lat jako rektor tej uczelni. Był znakomitym dydaktykiem - tak oceniali jego wykłady sandomierscy alumni, a jako rektor dbał o dobry poziom uczelni. Zabiegał o wysyłanie zdolnych księży na studia zagraniczne, interesował się ich osiągnięciami naukowymi. Wiele wysiłku włożył w zorganizowanie zakładu naukowego, modernizację gmachu głównego i dokończenie renowacji świątyni seminaryjnej po pożarze.
Dla księży profesorów i najbliższych współpracowników z zarządu seminaryjnego był życzliwy, miał dystans do siebie i do innych, ale był to dystans pełen szacunku dla człowieka. Cechowała go autentyczna religijność i zdrowy realizm w ocenie życiowych wydarzeń. W relacjach z Księdzem Rektorem nie było paternalizmu, ale wyczuwaliśmy duże doświadczenie i życiową mądrość. Ksiądz rektor Marian Zimałek wychowywał nas bardziej osobistym przykładem niż słowem. W jego życiu i pracy dostrzegaliśmy czytelną hierarchię wartości, prymat prawd istotnych, zdarzeń ważnych. Wyczuwaliśmy, że istnieje w nim jakieś ordo: ład, porządek w myśleniu i działaniu. Jego słowo, które kierował od katedry profesorskiej i od ołtarza, było zawsze zwięzłe, jasne i treściwe. On sam z uwagą słuchał i szanował słuchacza. Z łatwością dostrzegaliśmy, że nawet przestrzeń, w której żył, tchnęła harmonią i pięknem. To cenne wartości, których nas uczył.
Przed kilkoma laty dała znać o sobie choroba serca. Choroba to zazwyczaj zwiastun śmierci, ból jest przypomnieniem, że istnieje ojczyzna, w której „nie ma bólu ani cierpienia”. Patrzyliśmy w tym okresie na Biskupa Mariana i dostrzegaliśmy, że staje się bardziej zamyślony, rozmodlony, łagodny. Spacery po bieszczadzkich szlakach (wcześniej kochał Tatry) stawały się coraz krótsze i coraz bardziej milczące, a jego modlitwa potężniała, choć nadal była bardzo dyskretna. Często zatrzymywał się podczas spaceru i mówił „popatrzmy na ten krajobraz”, a potem wyjmował komórkę i dzwonił do księży, przyjaciół, swoich uczniów, z którymi do końca utrzymywał żywą i bardzo serdeczną więź.
Podczas ostatniej wizyty w sandomierskim szpitalu powiedział: „Wiem, że zbliża się koniec… Ja odchodzę… Mam za co dziękować Bogu. Jestem w nadmiarze obdarowany przez Boga… Weź różaniec, pomódlmy się”. To było nasze ostatnie spotkanie. Pożegnaliśmy się na wieczność modlitwą.

Reklama

Ks. dr Jan Biedroń - rektor Wyższego Seminarium Duchownego w Sandomierzu
„Przyjdźcie do mnie wszyscy, którzy utrudzeni jesteście. Weźcie moje jarzmo na siebie i uczcie się ode Mnie, bo jestem cichy i pokorny sercem” (Mt 11, 25-30) - wiele już razy słyszeliśmy te słowa, nawiązujące do spojrzenia wiarą na różne trudności, koleje życia, na okoliczności tak trudne, przypominające dźwiganie Chrystusowego Krzyża.
12 listopada 2008 r. odszedł po nagrodę do Domu Ojca bp Marian Zimałek, w 78. roku życia, 54. roku kapłaństwa i 22. roku biskupstwa. Stanęliśmy w tych dniach wokół jego trumny - człowieka, który pełnił i wypełniał wolę Bożą i wolę Kościoła aż do końca, brał swoje jarzmo, także jarzmo cierpienia, na każdy dzień. Życie Księdza Biskupa Zimałka było od początku wkorzenione mocno i wrośnięte w ziemię sandomierską, czuł się związany z Sandomierzem. Tu zapewne formował swoją dewizę życiową „Spem alere”. Kochał Kościół i całym sercem przez życie ten Kościół budował swoją pracą, modlitwą, posługą zarówno w diecezji wśród ludzi, jak i w naszej Ojczyźnie, poprzez udział w pracach Konferencji Episkopatu.
Jako rektor Wyższego Seminarium Duchownego, kolejny następca na urzędzie rektorskim zmarłego bp. Mariana Zimałka, pragnę podziękować za jego wielki wkład w życie tej uczelni. Nie sposób bowiem pominąć tego wieloletniego i owocnego posługiwania. Bp Zimałek urząd rektora pełniła przez jedenaście lat: od 1976 do 1987 r. Przygotowaniem do tego odpowiedzialnego zadania była już od 1972 r. posługa profesora, a od 1973 r. wicerektora seminarium. Pod kierunkiem biskupa diecezjalnego odpowiadał za formację intelektualną i duchową przyszłych kapłanów, za administrację, potrzeby materialne i funkcjonowanie wszystkich dziedzin życia seminaryjnego. Troszczył się o wykładowców i pracowników, siostry zakonne, świeckich, przewodniczył sesjom profesorskim i posiedzeniom zarządu seminaryjnego, inauguracjom, przedstawiał kandydatów do święceń, składał sprawozdania biskupowi diecezjalnemu i informował prezbiterium diecezji o życiu i problemach seminarium - zwłaszcza podczas konferencji dziekanów, reprezentował uczelnie na różnych uroczystościach.
W swoim biskupim zawołaniu „Spem alere” - ożywiał nadzieję i w tej żywej nadziei pożegnaliśmy go. Ta nadzieja realizowana przez bp. Mariana Zimałka oznaczała: jego dobre oczy, które potrafiły odczytać biedę, nędzę i potrzebę każdego człowieka; oznaczała złote serce, zdolne do współczucia, współradości i współcierpienia; oznaczała czyny miłosierdzia: karmić głodnych, nawiedzać chorych, pomagać biednym, doradzać. Trzeba było mieć dużo odwagi i ufności Bogu, by tak zaprojektowane swoje posługiwanie „Spem alere” zrealizować.
To piękne życie zostało streszczone w testamencie: „Dziękuję wszystkim za dobro, które mi wyświadczyli, przepraszam tych, których mimo woli obraziłem, polecam się Miłosierdziu Bożemu”. Dziękujemy Panu Bogu za Ciebie - Drogi Biskupie Marianie, dziękujemy za Twoje skromne, piękne i tak naturalnie szczere życie, dziękujemy za Twoje prawe, dobre serce i za całą życzliwość przez lata okazywaną. Dziękujemy jako Wspólnota Seminaryjna za 33-letnią pracę w Wyższym Seminarium Duchownym w Sandomierzu. Po ziemskim utrudzeniu niech Bóg da Ci nagrodę w Niebie.

Reklama

Ks. prał. Zygmunt Niewadzi - proboszcz parafii pw. św. Józefa w Sandomierzu, długoletni spowiednik alumnów w WSD Sandomierzu, przyjaciel bp. Mariana Zimałka
Moja znajomość z Biskupem Marianem datuje się od czasów studiów seminaryjnych, dzieliło nas dwa lata różnicy. Ale jeszcze bardziej związałem się z Księdzem Biskupem od czasu śmierci ks. Zygmunta Nity, który w 1978 r. zginął w tragicznym wypadku. Jako wicerektor, rektor, profesor, pracownik kurii zawsze bardzo otwarty, pełen życzliwości - od czasów jego biskupstwa z racji obowiązków i pozycji ten dystans naturalnie zaistniał - był jednak zawsze dostępny, otwarty, serdeczny.
Związek ten pogłębił się, gdy 28 lat temu zostałem proboszczem u św. Józefa. Biskup Marian chętnie tutaj przybywał, nie tylko z racji bierzmowania, wizytacji, ale też w czasie świąt głosił często homilie. Parafianie cenili sobie jego słowo, polubili jego wizyty, celebracje, homilie: zawsze klarowne, czytelne, pełne treści. Był przyjazny nie tylko dla tych, których znał, ale dla wszystkich: jego charakterystyczny uśmiech mówił o tym. Najbardziej rzuciło się to w oczy po stworzeniu diecezji sandomierskiej: zauważyłem, że kapłani, którzy Biskupa dotychczas nie znali, bardzo szybko przekonali się o jego wielkiej życzliwości, dobroci.
Ksiądz Biskup odwiedzał chorych kapłanów - sam mu przy tym często asystowałem. To była jego szczególna troska, stała praktyka.
Jako proboszcz parafii św. Józefa cenię sobie ogromne zaangażowanie Biskupa Mariana w rozwój kultu bł. Antoniego Rewery. To właśnie Biskup Marian w Radio Watykańskim nazwał bł. Antoniego Rewerę „Męczennik prawdomówności” - to słowo zyskało sobie prawo obywatelstwa, widnieje ono na pomniku postawionym tutaj Błogosławionemu, w rok po beatyfikacji. Także Izba Pamięci Błogosławionego Antoniego Rewery to wielkie dzieło Biskupa Mariana i jego troski.
Podkreślić pragnąłbym jego wielką życzliwość dla księży, jego zainteresowanie duszpasterstwem - to był duszpasterz. On nie mógł żyć bez kontaktów z ludźmi w parafii, cenił sobie odwiedziny w maleńkich parafiach. Był wielkim przyjacielem młodzieży - z czasów jego prefektury w sandomierskiej „marmoladzie” do dzisiaj są żywe kontakty z młodzieżą, która otaczała Księdza Biskupa wielkim szacunkiem i przyjaźnią. Zawsze był na ich zjazdach, spotkaniach, wspólnych wyjazdach z nimi. Do końca był z młodzieżą - pamiętam już ostatnie spotkania w Zwoleniu na grobie ks. Nity i w Radomiu, gdzie Ksiądz Biskup celebrował Mszę św. na siedząco, był już bardzo słaby. Ale był ze swoją młodzieżą.
W ostatnim dniu odwiedziliśmy go z ks. Krzysztofikiem, był już w agonii, pobłogosławił nam, podziękował, że przyszliśmy. Tym gestem wdzięczności i błogosławieństwa zapamiętam go na zawsze.

Ks. prał. Stanisław Bar - moderator Ruchu Światło-Życie w latach 1992-2003, dziekan dekanatu Tarnobrzeg - Północ, proboszcz parafii pw. św. Barbary w Tarnobrzegu
Już wiadomo, że nie stanie pośród rozśpiewanej grupy młodzieży, nie zasiądzie z nimi do stołu, dodając do skromnego oazowego posiłku porcję anegdot i przywiezionych słodyczy. Wprawdzie ze względu na stan zdrowia, nie mógł odwiedzać tegorocznych oaz, niemniej dopiero w środę wielu członków sandomierskiej oazy uświadomiło sobie, że zabraknie Kogoś, kto darzył ich ogromną życzliwością, kto przez tyle lat był ciągle, rok w rok na jakimś ze spotkań obecny - a to wtedy, gdy błogosławił, dopuszczał do posługi i wręczał krzyże animatorskie, a to wtedy, gdy swoją obecnością, przewodniczeniem liturgii i trafnym słowem ubogacał Dni Wspólnoty. Co roku odwiedzał wakacyjne turnusy, by w dniu rozważania tajemnicy Zesłania Ducha Świętego sprawować pośród uczestników tych rekolekcji uroczystą liturgię budującą wspólnotę wiary. Kilka razy był też obecny na Oazowym Diecezjalnym Dniu Wspólnoty gromadzącym pod koniec sierpnia przedstawicieli większości parafialnych grup oazowych. Podobnie jak pozostali Księża Biskupi, chętnie przyjmował uczestników przeżywających rekolekcje trzeciego stopnia, pomagając im odnajdywać swoje miejsce we wspólnocie Kościoła.
Tak bywa, że wypowiedziane słowa wdzięczności okazują się niewymierne do wielkości doświadczonego dobra. Jestem przekonany, że dzisiaj wielu z uczestników tamtych rekolekcji wkraczając w dojrzałe życie, będzie realizować słowa zachęty, które do nich podczas tych niezapomnianych spotkań skierował Ksiądz Biskup i w ten sposób będzie spłacać zaciągnięty dług wdzięczności.

2008-12-31 00:00

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Trudny patron

O tym, że św. Zygmunt jest trudnym patronem, wiedzą najlepiej kaznodzieje, którzy głoszą kazania ku jego czci. Jak bowiem stawiać za wzór - co przecież jest naturalne w przypadku świętych - człowieka, ogarniętego tak wielką żądzą władzy, że dla jej realizacji nie zawahał się zabić własnego syna? Niektórzy pomijają ten fakt milczeniem, przywołując za to chrześcijańskie cnoty króla Burgundów, których był przykładem. Inni koncentrują się na męczeńskiej śmierci, nie wspominając, że rozkaz królewski stał się przyczyną śmierci młodego Sigeryka.

Lęk o władzę

CZYTAJ DALEJ

Nabożeństwo majowe - znaczenie, historia, duchowość + Litania Loretańska

[ TEMATY ]

Matka Boża

Maryja

nabożeństwo majowe

loretańska

Majowe

nabożeństwa majowe

litania loretańska

Karol Porwich/Niedziela

Maj jest miesiącem w sposób szczególny poświęconym Maryi. Nie tylko w Polsce, ale na całym świecie, niezwykle popularne są w tym czasie nabożeństwa majowe. [Treść Litanii Loretańskiej na końcu artykułu]

W tym miesiącu przyroda budzi się z zimowego snu do życia. Maj to miesiąc świeżych kwiatów i śpiewu ptaków. Wszystko w nim wiosenne, umajone, pachnące, czyste. Ten właśnie wiosenny miesiąc jest poświęcony Matce Bożej.

CZYTAJ DALEJ

Świadectwo: moja Matka Jasnogórska tak mnie uzdrowiła

2024-05-02 20:40

[ TEMATY ]

świadectwo

uzdrowienie

Karol Porwich/Niedziela

To Ona, moja Matka Jasnogórska, tak mnie uzdrowiła. Jestem Jej niewolnikiem, zdaję się zupełnie na Jej wolę i decyzję.

Przeszłość pana Edwarda z Olkusza pełna jest ran, blizn i zrostów, podobnie też wygląda jego ciało. Podczas wojny walczył w partyzantce, był w Armii Krajowej. Złapany przez gestapo doświadczył ciężkich tortur. Uraz głowy, uszkodzenie tętnicy podstawy czaszki to pamiątki po spotkaniu z Niemcami. Bili, ale nie zabili. Ubowcy to dopiero potrafili bić! To po ubeckich katorgach zostały mu kolejne pamiątki, jak torbiel na nerce, zrosty i guzy na całym ciele po biciu i kopaniu. Nie, tego wspominać nie będzie. Już nie boli, już im to wszystko wybaczył.

CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję