Reklama

Wielkopostny cykl „Niedzieli Wrocławskiej”

Aż do śmierci odkładać pokutę i nawrócenie

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Po co spowiedź?

Reklama

Po co mam chodzić do spowiedzi? Po co się kajać, skoro i tak wrócę do grzechu? Może lepiej poużywać sobie tu na ziemi - przecież wystarczy, że przed śmiercią pojednam się z Bogiem...
Te i podobne słowa możemy często usłyszeć z ust ludzi, którzy nie wierzą, lub uparcie nie chcą wierzyć w Boże Miłosierdzie i moc sakramentu pokuty i pojednania. Pierwszy i ostatni grzech przeciwko Duchowi Świętemu niczym klamrą spinają pozostałe: bowiem jeśli ktoś zuchwale grzeszy, licząc na Boże Miłosierdzie, zapewne swoje nawrócenie będzie odsuwał możliwie jak najdalej w czasie. Bo skoro Bóg i tak mi wybaczy, to może lepiej nazbieram sobie grzechów i wszystkie razem wyliczę na łożu śmierci. Lekkomyślność? Warto chyba powiedzieć więcej: BEZmyślność. Nie można przecież innym słowem nazwać kompletnego braku zainteresowania swoim rozwojem duchowym. Człowiek z duszą i ciałem jest całością, więc jak o całość powinien dbać. Dziś, kiedy tak wielu z nas decyduje się na zajęcia modelujące sylwetkę, poprawiające kondycję, wzmacniające poszczególne partie mięśni, szczególnie mocno trzeba podkreślić potrzebę zafundowania sobie duchowego „fitnessu”. Wysiłek, jaki wkładamy w pracę nad sobą, nieustanne nawracanie się ku dobru, przynosi konkretny i wymierny skutek nie tylko w postaci lepszej kondycji duchowej, ale przede wszystkim owocuje w stałej łączności z Bogiem. Bogiem, który nie wahał się ani chwili, by złożyć największą Ofiarę Miłości - Swojego Syna - za nasze grzechy. Jaki więc my mamy powód do tego, by wahać się i zwlekać z pokutą i nawróceniem?

Boży dramat

Być może boimy się zobowiązania, wysiłku i systematyczności? Być może wciąż trwamy w odklepywanych regułkach rachunku sumienia i samej spowiedzi? Warto uświadomić sobie w tym kontekście jedną z podstawowych kwestii naszej wiary: Bóg stworzył nas istotami rozumnymi, obdarzonymi wolną wolą. I, choć mógłby to uczynić przez wzgląd na swoją wszechmoc, nie ingeruje w nasze życie na siłę, nie wchodzi w nie „z butami”, nie nawraca nas wbrew nam samym. Można też dodać po ludzku: przeżywa dramat. Bóg przeżywa dramat, kiedy patrzy na naszą zatwardziałość - kocha nas i za nami tęskni, ale jest konsekwentny i czeka na nasz ruch - ruch naszej wolnej woli. Im później on przychodzi, tym większy jest dramat Boga i głębsza jest Jego tęsknota. A drzwi naszego serca klamkę mają tylko z jednej strony: od środka. I chociaż czasem może nawet chcielibyśmy, żeby kto inny je otworzył, jest to niemożliwe. Miłość i otwarcie się na drugiego człowieka, otwarcie się na Boga, wymaga zawsze pierwszego kroku z naszej strony.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

Trudny pierwszy krok

Reklama

Ten pierwszy krok jest często najtrudniejszy. Jednak wielu z nas jest w stanie potwierdzić doświadczeniem swojego życia, że to, co przyszło z większym trudem, przyniosło większe, czy wspanialsze owoce. Podobnie jest z nawróceniem. Ale trzeba przyznać, że ów pierwszy krok nigdy nie może być ostatnim. Istotą bowiem nawrócenia jest nie tylko odwrócenie się od czegoś, lecz także zwrócenie się ku czemuś. W sytuacji osób wierzących powinna być to rezygnacja z grzechu, a rozpoczęcie życia z Bogiem, służby Mu. Można tu postawić konkretne, być może brutalne pytanie: jaką służbę Bogu zamierza podjąć osoba będąca na łożu śmierci? Ten niezwykły dar, jakim jest metanoia, przychodzi nam z trudem. Stąd radość Boga z podjęcia tego trudu przez kogokolwiek z nas, na jakimkolwiek etapie życia, jest niewyobrażalna. Skoro jednak mamy szansę dokonywać tej przemiany każdego dnia, to po raz kolejny zastanówmy się, dlaczego zwlekamy?

Bóg pragnie nawrócenia

Pan Bóg nie chce śmierci grzesznika, lecz by się nawrócił i miał życie (por. Ez 33, 11). I choćby miał czekać całe nasze życie - zrobi to. Nie znaczy to jednak, że możemy odkładać pokutę i nawrócenie aż do śmierci. Czyniąc tak, popełnilibyśmy grzech przeciwko Duchowi Świętemu, ale wiąże się to nie tylko z kwestią grzechu i sprzeciwienia się woli Bożej. Takie postępowanie oznacza świadomą rezygnację z największego daru, jaki ludziom wierzącym został dany - rezygnację z uczestnictwa w uczcie eucharystycznej, rezygnację z przyjęcia Chrystusa. Człowiek nie decydując się na nawrócenie wybiera życie bez Boga. Z drugiej, Boskiej strony, odkładanie w czasie pokuty i nawrócenia jest skazywaniem Boga na tęsknotę i odbieranie Mu radości Miłosiernego Ojca, czekającego na powrót syna i Dobrego Pasterza, szukającego jednej ze swych owiec.

Droga nawrócenia

Tegoroczny wielkopostny cykl „Niedzieli” może u niektórych wywołać strach i spowodować, że z lękiem spojrzą na swoje życie, próbując ocenić, czy aby na pewno nie popełnili żadnego z grzechów przeciwko Duchowi Świętemu. Tymczasem ciarki na plecach i niepokój Czytelników z pewnością nie były celem wielkopostnych rozważań. Bowiem uwrażliwiać, wskazywać na grzech, jego motywy i mechanizmy - to nigdy nie jest równoznaczne z potępieniem. Pokazywać realia grzechu znaczy tyle, co wskazywać drogę nawrócenia, tworzyć warunki do zbawienia.

2010-12-31 00:00

Oceń: +1 -1

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Nowenna do św. Franciszka z Asyżu

Św. Franciszku, naucz nas nie tyle szukać pociechy, co pociechę dawać, nie tyle szukać zrozumienia, co rozumieć, nie tyle szukać miłości, co kochać!

Wszechmogący, wieczny Boże, któryś przez Jednorodzonego Syna Swego światłem Ewangelii dusze nasze oświecił i na drogę życia wprowadził, daj nam przez zasługi św. Ojca Franciszka, najdoskonalszego naśladowcy i miłośnika Jezusa Chrystusa, abyśmy przygotowując się do uroczystości tegoż świętego Patriarchy, duchem ewangelicznym głęboko się przejęli, a przez to zasłużyli na wysłuchanie próśb naszych, które pokornie u stóp Twego Majestatu składamy. Amen.
CZYTAJ DALEJ

Św. Hieronim - „princeps exegetarum”, czyli „książę egzegetów”

Niedziela warszawska 40/2003

„Księciem egzegetów” św. Hieronim został nazwany w jednym z dokumentów kościelnych (encyklika Benedykta XV, „Spiritus Paraclitus”). W tym samym dokumencie określa się św. Hieronima także mianem „męża szczególnie katolickiego”, „niezwykłego znawcy Bożego prawa”, „nauczyciela dobrych obyczajów”, „wielkiego doktora”, „świętego doktora” itp.

Św. Hieronim urodził się ok. roku 345, w miasteczku Strydonie położonym niedaleko dzisiejszej Lubliany, stolicy Słowenii. Pierwsze nauki pobierał w rodzinnym Strydonie, a na specjalistyczne studia z retoryki udał się do Rzymu, gdzie też, już jako dojrzewający młodzieniec, przyjął chrzest św., zrywając tym samym z nieco swobodniejszym stylem dotychczasowego życia. Następnie przez kilka lat był urzędnikiem państwowym w Trewirze, ważnym środowisku politycznym ówczesnego cesarstwa. Wrócił jednak niebawem w swoje rodzinne strony, dokładnie do Akwilei, gdzie wstąpił do tamtejszej wspólnoty kapłańskiej - choć sam jeszcze nie został kapłanem - którą kierował biskup Chromacjusz. Tam też usłyszał pewnego razu, co prawda we śnie tylko, bardzo bolesny dla niego zarzut, że ciągle jeszcze „bardziej niż chrześcijaninem jest cycermianem”, co stanowiło aluzję do nieustannego rozczytywania się w pismach autorów pogańskich, a zwłaszcza w traktatach retorycznych i mowach Cycerona. Wziąwszy sobie do serca ten bolesny wyrzut, udał się do pewnej pustelni na Bliski Wschód, dokładnie w okolice dzisiejszego Aleppo w Syrii. Tam właśnie postanowił zapoznać się dokładniej z Pismem Świętym i w tym celu rozpoczął mozolne, wiele razy porzucane i na nowo podejmowane, uczenie się języka hebrajskiego. Wtedy też, jak się wydaje, mając już lat ponad trzydzieści, przyjął święcenia kapłańskie. Ale już po kilku latach znalazł się w Konstantynopolu, gdzie miał okazję słuchać kazań Grzegorza z Nazjanzu i zapoznawać się dokładniej z pismami Orygenesa, którego wiele homilii przełożył z greki na łacinę. Na lata 380-385 przypada pobyt i bardzo ożywiona działalność Hieronima w Rzymie, gdzie prowadził coś w rodzaju duszpasterstwa środowisk inteligencko-twórczych, nawiązując przy tym bardzo serdeczne stosunki z ówczesnym papieżem Damazym, którego stał się nawet osobistym sekretarzem. To właśnie Damazy nie tylko zachęcał Hieronima do poświęcenia się całkowicie pracy nad Biblią, lecz formalnie nakazał mu poprawić starołacińskie tłumaczenie Biblii (Itala). Właśnie ze względu na tę zażyłość z papieżem ikonografia czasów późniejszych ukazuje tego uczonego męża z kapeluszem kardynalskim na głowie lub w ręku, co jest oczywistym anachronizmem, jako że godność kardynała pojawi się w Kościele dopiero około IX w. Po śmierci papieża Damazego Hieronim, uwikławszy się w różne spory z duchowieństwem rzymskim, był zmuszony opuścić Wieczne Miasto. Niektórzy bibliografowie świętego uważają, że u podstaw tych konfliktów znajdowały się niezrealizowane nadzieje Hieronima, że zostanie następcą papieża Damazego. Rzekomo rozczarowany i rozgoryczony Hieronim postanowił opuścić Rzym raz na zawsze. Udał się do Ziemi Świętej, dokładnie w okolice Betlejem, gdzie pozostał do końca swego, pełnego umartwień życia. Jest zazwyczaj pokazywany na obrazkach z wielkim kamieniem, którym uderza się w piersi - oddając się już wyłącznie pracy nad tłumaczeniem i wyjaśnianiem Pisma Świętego, choć na ten czas przypada również powstanie wielu jego pism polemicznych, zwalczających błędy Orygenesa i Pelagiusza. Zwolennicy tego ostatniego zagrażali nawet życiu Hieronima, napadając na miejsce jego zamieszkania, skąd jednak udało mu się zbiec we właściwym czasie. Mimo iż w Ziemi Świętej prowadził Hieronim życie na wpół pustelnicze, to jednak jego głos dawał się słyszeć od czasu do czasu aż na zachodnich krańcach Europy. Jeden z ówczesnych Ojców Kościoła powiedział nawet: „Cały zachód czeka na głowę mnicha z Betlejem, jak suche runo na rosę niebieską” (Paweł Orozjusz). Mamy więc do czynienia z życiem niezwykle bogatym, a dla Kościoła szczególnie pożytecznym właśnie przez prace nad Pismem Świętym. Hieronimowe tłumaczenia Biblii, zwane inaczej Wulgatą, zyskało sobie tak powszechne uznanie, że Sobór Trydencki uznał je za urzędowy tekst Pisma Świętego całego Kościoła. I tak było aż do czasu Soboru Watykańskiego II, który zezwolił na posługiwanie się, zwłaszcza w liturgii, narodowo-nowożytnymi przekładami Pisma Świętego. Proces poprawiania Wulgaty, zapoczątkowany jeszcze na polecenie papieża Piusa X, zakończono pod koniec ubiegłego stulecia. Owocem tych żmudnych prac, prowadzonych głównie przez benedyktynów z opactwa św. Hieronima w Rzymie, jest tak zwana Neo-Wulgata. W dokumentach papieskich, tych, które są jeszcze redagowane po łacinie, Pismo Święte cytuje się właśnie według tłumaczenia Neo-Wulgaty. Jako człowiek odznaczał się Hieronim temperamentem żywym, żeby nie powiedzieć cholerycznym. Jego wypowiedzi, nawet w dyskusjach z przyjaciółmi, były gwałtowne i bardzo niewybredne w słownictwie, którym się posługiwał. Istnieje nawet, nie wiadomo czy do końca historyczna, opowieść o tym, że papież Aleksander III, zapoznając się dokładnie z historią życia i działalnością pisarską Hieronima, poczuł się tą gwałtownością jego charakteru aż zgorszony i postanowił usunąć go z katalogu mężów uważanych za świętych. Rzekomo miały Hieronima uratować przekazy dotyczące umartwionego stylu jego życia, a zwłaszcza ów wspomniany już kamień. Podobno Papież wypowiedział wówczas wielce znaczące zdanie: „Ne lapis iste!” (żeby nie ten kamień). Nie należy Hieronim jednak do szczególnie popularnych świętych. W Rzymie są tylko dwa kościoły pod jego wezwaniem. „W Polsce - pisze ks. W. Zaleski, nasz biograf świętych Pańskich - imię Hieronim należy do rzadziej spotykanych. Nie ma też w Polsce kościołów ani kaplic wystawionych ku swojej czci”. To ostatnie zdanie wymaga już jednak korekty. Od roku 2002 w diecezji warszawsko-praskiej istnieje parafia pod wezwaniem św. Hieronima.
CZYTAJ DALEJ

USA: Koniec "facetów w sukienkach" i politycznej poprawności w wojsku

2025-09-30 20:13

[ TEMATY ]

wojsko

armia USA

faceci w sukienkach

polityczna poprawność

Adobe Stock

Armia Stanów Zjednoczonych

Armia Stanów Zjednoczonych

Szef Pentagonu Pete Hegseth ogłosił we wtorek wprowadzenie nowych standardów sprawności i wyglądu w wojsku obowiązujących każdego żołnierza i zakończenie „politycznej poprawności” w przemianowanym ministerstwie wojny. Zapowiedział też kolejne zwolnienia i „wyzwolenie” dowódców spod regulacji, by mogli podejmować ryzyko.

Hegseth poświęcił swoje przemówienie, na które zwołano setki generałów stacjonujących na całym świecie, na ogłoszenie dziesięciu nowych dyrektyw dla wojska, które jego zdaniem mają naprawić dekady „głupiej” polityki i politycznej poprawności.
CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

REKLAMA

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję