Reklama

Na szlaku św. Jakuba

Pozdrowienia z Bawarii

Korespondencja Andrzeja Kofluka, który wraz z Januszem Wolniakiem 6 kwietnia 2010 r. wyruszył z Wrocławia w liczącą 3,5 tys. km pielgrzymkę do Santiago de Compostela w Hiszpanii szlakiem św. Jakuba

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Jesteśmy w Ratyzbonie u miłej gospodyni, która nas zgarnęła z kościoła św. Jakuba. Rzeczy niezwykle zdarzają się co chwilę. Dzisiaj zatrzymałem się na chwilę, aby poprosić o wodę. Pan zaprosił nas do ogródka. Przy wejściu zorientowałem się, że prowadzi małą winnicę i produkuje wino. Bardzo dobre. Poczęstował nas. Pokazał zdjęcia z Polski. Miastem partnerskim jego miejscowości jest Szczytna Śl. Był tam. Pokazał nam też samochody zabytkowe. Zrobiłem sobie zdjęcie w Tatrze z 1935 roku. Dał na drogę butelkę wina, którą teraz zostawiamy w Regensburgu. Najciekawsze na końcu. Otóż 50 m od naszej drogi jest niepozorna kapliczka, jakich wiele w Bawarii, a w niej obraz naszej Czarnej Madonny. Miałem rozładowaną komórkę, wcześniej popsuł mi się aparat, a mimo wszystko udało się zrobić zdjęcia. Kapliczka położona jest w niezwykłym miejscu z punktu widzenia geologii. Dolina, w której się znajduje, oddziela dwa wzgórza: jedno to granit, a drugie zbudowane jest z wapienia (jak powiedział nasz miły gospodarz „jura”).

Msza św. z trudnościami

W niedzielę przekroczyliśmy granice czesko-niemiecką. Wydawało nam się, że w Bawarii bez problemów trafimy na Msze św. Okazało się, że się myliliśmy. Jest późne popołudnie, a tu widoku na Mszę nie ma. Wreszcie zobaczyliśmy w oddali kościół. Spytaliśmy przechodzących ludzi, kiedy Msza św. - powiedzieli, że o 17, czyli za kwadrans. Mimo zmęczenia rzuciliśmy się prawie biegiem. Kiedy dotarliśmy do kościoła było już po piątej, a w kościele pusto. Pomyśleliśmy, że może Eucharystia jest w innym kościele i znowu sprint. Po drodze zaczepiłem starszego pana, pytając „prawie” po niemiecku, gdzie jest drugi kościół, a pan do mnie piękną gwarą śląską, że to właśnie ten. Teraz już mogłem się należycie wysłowić i powiedziałem, że o 17 miała być Msza św., ale w kościele nikogo nie ma. Pan powiedział, że owszem o 17, ale w dni powszednie, natomiast w niedziele jest o 19. Musieliśmy niezbyt pięknie pachnieć, bo miły starszy pan wskazał nam publiczną toaletę z łazienką. Dopiero przy kościele dotarło do mnie, że tu są przecież franciszkanie. Poszedłem na furtę, tam poprosiłem o naładowanie baterii w naszych GPS-ie, to nasz stały problem. Poszliśmy się umyć i czekaliśmy na Mszę św. Zaczęła się Eucharystia, wszystko było normalnie. Podchodzimy do Komunii, a ksiądz do nas: „Ciało Chrystusa”. Po Mszy św. Stasiu mnie pyta, skąd on wiedział, że jesteśmy Polakami i wtedy mnie olśniło, że ten starszy pan, to zakonnik. Poszliśmy na furtę po GPS, a o. Leon zapytał, czy mamy gdzie spać. Powiedzieliśmy zgodnie z prawdą, że codziennie zdajemy się na łaskę Bożą i ludzką. Ojciec poszedł spytać przełożonego o zgodę i za chwilę zaprosił nas do rozmównicy, gdzie mogliśmy się wygodnie położyć na szerokiej kanapie. O. Leon przyniósł czajnik dobrej herbaty i chleb. Rano uczestniczyliśmy w brewiarzowej jutrzni, a po Mszy zostaliśmy zaproszeni na śniadanie. Dzień później nocowaliśmy u stop Drogi Krzyżowej w Moosbach.

Życzliwość wśród ludzi

Przedwczoraj dotarliśmy zmęczeni na Górę Pielgrzymkową i znowu, tak jak zawsze, do ostatniej chwili nie wiedzieliśmy, gdzie będziemy spać. Była prawie 19.30. Usłyszałem w kościele śpiewy. Weszliśmy. Ludzie patrzyli na nas z sympatią, tak jak wszędzie (jedyny przypadek, gdzie było inaczej to ostatni moment w Czechach, ale o tym przy innej okazji). Poprosiłem kościelnego o pieczątkę, bo ksiądz już wyszedł. Kościelny zaprowadził nas na plebanię do proboszcza. Ksiądz przybił pieczątkę, poprosiłem o możliwość rozbicia namiotów. Ksiądz chwilę pomyślał... i zaproponował salkę katechetyczną. Salka piękna z kuchnią i zastawą. I co najważniejsze - była w niej umywalka! Można więc było zrobić pranie, no i... w końcu porządnie się umyć.
Zawsze spotyka nas coś ciekawego. Dzisiaj jak wspomniałem jesteśmy w Ratyzbonie, u Ani z jej 10-miesięcznym Linkusem. Ania jest teraz w drugim miesiącu ciąży. Jej męża chyba nie zobaczymy, bo ma wrócić o 11, a my już wtedy będziemy daleko w drodze. Gospodyni poczęstowała nas pysznym spaghetti i szklaneczką wina. Prosiła o modlitwę. I ją zaniesiemy w sercu do Santiago.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

2010-12-31 00:00

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Teraz jest właśnie „czas, by o tym rozmawiać”

2025-07-26 08:16

[ TEMATY ]

Szymon Hołownia

Samuel Pereira

Materiały własne autora

Samuel Pereira

Samuel Pereira

W każdym dojrzałym państwie demokratycznym informacja, że druga osoba w państwie – marszałek Sejmu – był namawiany do przeprowadzenia zamachu stanu, powinna wywołać wstrząs. Nie tylko medialny, nie jedynie polityczny. Prawdziwy wstrząs instytucjonalny i społeczny. Czy ta informacja w Polsce przejdzie bez echa?

Szymon Hołownia, marszałek Sejmu, lider jednej z czterech partii rządzącej koalicji, powiedział wprost, że proponowano mu „zamach stanu”. Nazwał rzeczy po imieniu – próbę zablokowania procesu zaprzysiężenia demokratycznie wybranego prezydenta. Uczynił to publicznie, samowolnie, nie pod przymusem, czy przypadkiem. A mowa o czynie kwalifikowanym w kodeksie karnym jako przestępstwo przeciwko Rzeczypospolitej.
CZYTAJ DALEJ

Watykan: papież przyjął wysokiego przedstawiciela Patriarchatu Moskiewskiego

2025-07-26 17:31

PAP

Ojciec Święty przyjął dziś rano na audiencji Jego Eminencję Antoniego, metropolitę wołokołamskiego, odpowiedzialnego za stosunki zewnętrzne Patriarchatu Moskiewskiego - poinformowało Biuro Prasowe Stolicy Apostolskiej.

Było to pierwsze spotkanie wysokiego przedstawiciela Patriarchatu Moskiewskiego z Ojcem Świętym. Wcześniej uczestniczył on w uroczystościach pogrzebowych papieża Franciszka. Tradycyjnie nie opublikowano po tym spotkaniu komunikatów.
CZYTAJ DALEJ

Dramatyczne świadectwa z Gazy – Lekarze bez Granic o głodzie i śmierci

2025-07-26 16:25

Adobe Stock

Brak żywności, wody i pomocy medycznej. W takich warunkach od miesięcy funkcjonują lekarze i mieszkańcy Strefy Gazy. Pracownicy Lekarzy bez Granic (MSF) alarmują: głód stał się bronią wojenną w konflikcie Izraela z Hamasem, a ci, którzy próbują zdobyć jedzenie, giną od kul.

„W pierwszych 6-24 godzinach poziom cukru we krwi spada. Organizm zużywa zapasy glikogenu. Po 3 dniach zaczyna rozkładać tłuszcz, a potem mięśnie, nawet serce - tylko po to, by przeżyć. Wtedy dzieci przestają płakać” - mówi dr Mohammed Abu Mughaisib, zastępca koordynatora medycznego Lekarzy bez Granic w Gazie, w nagraniu dla mediów watykańskich prosto z obozu dla uchodźców.
CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

REKLAMA

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję