Reklama

Zdjęcie z przepustką do Londynu

Niedziela bielsko-żywiecka 25/2010

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Mariusz Rzymek: - Chodzisz do szkoły katolickiej, czy to przypadek?

Michał Budzyński: - Nie, to świadomy wybór. W szkole do której uczęszczam nie ma problemów z narkotykami, papierosami i tym podobnymi używkami. Na dodatek grono nauczycielskie, które tam pracuje, należy do najlepszych w Bielsku-Białej. Poza tym zaproponowano mi indywidualny tok nauczania, dzięki czemu mogę lepiej przygotowywać się do olimpiad z matematyki i rozwijać swoje matematyczno-fizyczne zainteresowania.

- Ostatnio jesteś laureatem prestiżowych wyróżnień fotograficznych. Z racji laurów, które ostatnio na ciebie spływają, czujesz, że twoja osoba jest inaczej postrzegana przez szkolne środowisko?

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

- Rzeczywiście, ostatnimi czasy częściej goszczę w mediach. Widać mnie, a to w jakiejś telewizji, gazecie, bądź w galerii czy na plakacie. Mimo to myślę, że większość uczniów z mojej szkoły mało o mnie wie. Taką konkretną wiedzę posiada jedynie rodzina i najbliżsi znajomi.

- Jak to się stało, że zająłeś się fotografią. Czy tę pasję zaszczepili ci rodzice?

Reklama

- Nie, moi rodzice nie mają z tym nic wspólnego. Sami nie fotografują. Na grunt fotografii wszedłem na własną rękę. Pewnego letniego dnia wziąłem po prostu aparat i poszedłem na wycieczkę. A że blisko mojego domu jest las, więc w jego stronę skierowałem swe kroki. W ten sposób zaczęła się moja przygoda z fotografią. Później zacząłem czytać w Internecie tematycznie ukierunkowane artykuły, książki, podglądałem prace innych fotografików, zapisałem się na portale fotograficzne, na których wystawiałem swoje zdjęcia pod ocenę, a następnie dołączyłem do grup skupiających w zasadzie najlepszych fotografów przyrody w Polsce, czyli do Związku Polskich Fotografików Przyrody.

- Zdobywasz światowy rozgłos i międzynarodowe laury. Czy to przyczynek do tego, by określać cię mianem profesjonalisty, czy jeszcze amatora?

- Profesjonalistą siebie nie określam, ponieważ nie czerpię profesjonalnego dochodu z mojej pasji i na dodatek zaledwie parę razy w roku robię zdjęcia podczas fotograficznych plenerów.

- Jednym słowem nie jesteś typem człowieka, który bez przerwy chodzi z aparatem i wszędzie szuka dobrych ujęć?

- Nie, w żadnym razie. Najlepiej pracuje się z aparatem na plenerach fotograficznych. Zwykle trwają one od trzech dni do tygodnia. Najczęściej wyjeżdżam na plenery organizowane przez Związek Fotografików Przyrody. Odbywają się one w różnych ciekawych miejscach, takich jak: Beskid Niski, Roztocze, Tatry, Park Słowiński, Góry Stołowe. Dzień wtedy rozpoczyna się wcześnie rano, bo jeszcze przed wschodem słońca. Jest to uwarunkowane tym, że do dyspozycji fotografujących jest najlepsze światło, które wydobywa z półmroku nieznane szczegóły terenu. Po fotografowaniu jest czas na odsypianie, rozmowy bądź zwiedzanie okolicy. Druga tura na robienie zdjęć przychodzi wraz z zachodem słońca. Taki dzień wieńczą spotkania i prezentacje fotografii.

- Twoje pierwsze fotograficzne safari odbyło się z aparatem cyfrowym czy analogowym?

Reklama

- Zacząłem od aparatu cyfrowego, następnie przeniosłem się na lustrzankę analogową. Z niej przeskoczyłem na lustrzankę cyfrową i znów wróciłem do lustrzanki analogowej. Obecnie robię zdjęcia na dwa sposoby: analogowo i cyfrowo.

- Do którego z tych sposobów utrwalania pejzażu czujesz większy sentyment?

- Jestem na tyle młody, że nie mogę czuć sentymentu do ciemni. To nie moje czasy. Fotografia analogowa bez wątpienia sprzyja lepszej koncentracji. Przy niej bardziej się myśli nad jednym ujęciem. Z kolei przy fotografii cyfrowej jest większa pokusa do bezustannego naciskania migawki.

- Czy możesz powiedzieć o sobie, że posiadasz już swój niepowtarzalny, autorski styl fotografowania?

- Wiele osób mówi mi, że tak właśnie jest. Że moje prace są rozpoznawalne i bez problemów można je wyłowić z wielości zdjęć zamieszczanych w Internecie. Natomiast ja tego stylu za bardzo nie widzę. O swoim fotografowaniu mogę powiedzieć tyle, że wynika ono z chęci robienia zdjęć, które później będą mi się podobać.

- Fotografowie rzadko zadowoleni są z efektów swojej pracy. Jak to jest u ciebie?

- Adams, jeden z czołowych fotografików amerykańskich powiedział, że jak w ciągu roku zrobi się 12 dobrych ujęć, to można mówić o idealnym wyniku. W dzisiejszych czasach, w dobie fotografii cyfrowej, jest to jednak nieco inaczej uwarunkowane i myślę, że tych dobrych zdjęć można jednak zrobić więcej.

- Jakie kryteria decydują u ciebie, że jedno zdjęcie uważasz za dobre, a drugie już nie?

Reklama

- Ciężko to wyartykułować. Zdjęcie, które mi się podoba to takie, które niesie z sobą jakiś przekaz. Ja patrząc na nie muszę czuć, że uchwyciłem w nim to, co chciałem. Odrzucam natomiast te zdjęcia, które nic nie wnoszą. Nie ma jednak dwóch identycznych progów wrażliwości i każdy musi wyczuć to samemu. Chociaż ostatnimi czasy zauważam, że moje fotografie nie zawsze są odbierane przez moich znajomych z aprobatą. Tak to już jednak bywa, że w pewnym momencie odchodzi się od utartych wzorców i wędruje się nowymi szlakami. Ja na początku zaczynałem od ptaków i makrofotografii (trawy, owady, rośliny), po czym przeniosłem się na pejzaże i abstrakcyjne formy naturalne, typu wzory na piasku. Obecnie zafascynowany jestem różnymi czarno-białymi pracami znanych fotografików. A co będzie w przyszłości, ciężko powiedzieć. Na dzień dzisiejszy wiem, w którą stronę na pewno nie pójdę. W Internecie widziałem na przykład fotografie tych samych miejsc ujęte z tej samej perspektywy, tyle, że za pomocą różnych obiektywów. Takiej fotografii z pewnością będę unikał.

- Jak to jest, że setki ludzi widzą ten sam pejzaż, to samo drzewo i nie dostrzegają w nim nic nadzwyczajnego. Następnie pojawiasz się ty i przez naciśniecie migawki wydobywasz z niego całą magię.

- Ciężko powiedzieć skąd się to bierze. Zwykle moimi tematami są proste widoki, jakieś drzewa, góry, które staram się w interesujący sposób ująć. Czy to, gdy poranne słońce oświetla tylko część szczytów i burzowe chmury nad nimi, a doliny spowija jeszcze półmrok, czy też gdy wykorzystuję jakieś szczegół, który sprawia, że cała kompozycja staje się bardziej intrygująca. Tak było na przykład z nagrodzonym w Londynie zdjęciem, które przedstawiało pół drzewa z pękającą u korzeni lodową szczeliną. W zasadzie to było zwykłe drzewo, a czemu je tak akurat ująłem, nawet nie potrafię powiedzieć.

- Masz wielką satysfakcję z tego, że twoje spojrzenie na świat przyrody podziela i docenia grono światowej klasy ekspertów, którzy zasiadają w składach międzynarodowych konkursów fotograficznych?

- To wielka satysfakcja. Tym bardziej, że trzy razy z rzędu zostałem wyróżniony w konkursie BBC Wildlife Photographer of the Year w Londynie. Teraz, już po raz ostatni, znów wysłałem tam swe prace do oceny.

- Po raz ostatni do - jak sądzę - młodzieżowej kategorii wiekowej?

Reklama

- Tak, to prawda. Do tej pory startowałem w kategorii młodzieżowej, która obejmuje osoby między 15 a 17 rokiem życia. Tak więc za rok będę mógł zgłaszać swoje prace jedynie do kategorii dla dorosłych, a to już zupełnie inna bajka. Tam swoje zdjęcia wysyłają profesjonaliści z całego świata, którzy na robienie zdjęć poświęcają 7 dni w tygodniu. W takim gronie ciężko już się przebić. Nie ma co jednak narzekać, bo prawdę mówiąc i w młodzieżowej kategorii nie jest łatwo. Startują w niej bowiem dzieci zawodowych fotografików, które dysponują sprzętem fotograficznym za dziesiątki tysięcy złotych i jeżdżą na plenery w różne zakątki świata. Dla przykładu, moja znajoma rówieśnica ze Szwecji pracuje na sprzęcie wartym jakieś 60-70 tys. zł.

- Udowodniłeś jednak, że za sprawą znacznie tańszego sprzętu i polskich plenerów też można zyskać przychylność profesjonalistów?

- Konkurs BBC Wildlife Photographer of the Year najlepiej uwidocznia to, że nie sprzęt decyduje o zdjęciu. Nie ma co jednak ukrywać, że będąc obywatelami biedniejszej części Starego Kontynentu, trudniej nam konkurować z tymi, których kieszenie są bardziej zasobne.

- Twoim zdaniem Polska jest wdzięcznym miejscem do fotografowania, czy też pod względem atrakcyjności przyrodniczej znacząco przegrywa konkurencję z innymi państwami na świecie?

- Polska jest naprawdę ładnym krajem, ale trudniej jest tutaj zrobić ładne, widokowe zdjęcie, niż np. w Alpach, Islandii, Himalajach czy Stanach Zjednoczonych. Mamy po prostu mniej spektakularnych miejsc. Nie ma u nas ani 30-metrowych wodospadów, ani ośmiotysięcznych szczytów. Polska od fotografika wymaga cierpliwego szukania pięknego pleneru.

- Jakie miejsca w Polsce były dla ciebie prawdziwym odkryciem?

Reklama

- Do takich należał m.in. Beskid Niski, który nie dość, że jest, jak gdzieś czytałem, najdzikszym pasem gór w Polsce, to jeszcze wyróżnia się ciekawą architekturą ludową. Tam czas jakby zatrzymał się kilkadziesiąt lat temu. Równie interesujący jest Słowiński Park Narodowy. Ruchome wydmy, lasy i jeziora tworzą jego unikatową i zarazem bardzo fotogeniczną strukturę. Bardzo chętnie pojechałbym natomiast nad Biebrzę, gdzie żyją łosie, które mnie bardzo interesują.

- Rodzice myśląc o wakacjach biorą pod uwagę twoje fascynacje fotograficzne i uzgadniają z tobą miejsce wypoczynku?

- Właściwie ostatnimi czasy chętnie się mnie podpytują o kierunek wyjazdu. Po prostu lubią być z dala od tłumów, od miast, a ja im to zapewniam. Jako zrzeszony fotografik otrzymuję specjalne uprawnienia do poruszania się poza oznakowanymi trasami w parkach przyrody, przez co docierają do miejsc, w których normalnie nie można przebywać. Do wstawania o trzeciej w nocy też już chyba się przyzwyczaili. Dzięki temu mogą na przykład obserwować wschód słońca z nadmorskiej wydmy. Czasami niektóre pomysły, jakie miewam, nie są im w smak, ale też w końcu się na nie godzą. Trochę na przykład narzekali, gdy przez trzy noce z rzędu zabierałem ich pod jedno drzewo, by fotografować rozpościerające się nad nim gwiazdy.

- W przyszłym roku czeka cię matura, a co za tym idzie wybór szkoły wyższej. Czy z racji twojej pasji będzie to uczelnia o profilu fotograficznym?

- Raczej myślę o informatyce albo o jakichś pokrewnych kierunkach ścisłych. Będę się starał, aby miejscem, w którym zacznę studiować był Kraków. Na fotografię nie jestem za bardzo zdecydowany. Być może kiedyś wybiorę ją zaocznie, ale czy coś mi to da? Raczej nie rozwijam planów w tym kierunku.

Reklama

- Mając na koncie konkretne sukcesy na konkursach fotograficznych, czemu nie myślisz o zostaniu zawodowcem?

- Jako profesjonalista nie chciałbym aż tak temu się poświęcać, chociaż życie może zweryfikować plany. Trzeba sobie jednak szczerze powiedzieć, że w Polsce ciężko jest wyżyć z fotografii artystycznej, a do dokumentowania ślubów kompletnie mnie nie ciągnie.

- A praca na użytek jakiegoś z magazynów?

- Na razie tego nie wykluczam. Słyszę jednak, że coraz trudniej jest zarobić na fotografii dokumentalnej. Ja zresztą nie chciałbym uprawiać takiej reporterskiej, a na fotografię artystyczną nie ma za dużego zapotrzebowania.

2010-12-31 00:00

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Św. Norbercie Biskupie! Czy Ty nie lubisz Polaków?

Ależ skąd! Oczywiście, że lubię! Kocham przecież wszystkich ludzi. Rozumiem jednak, dlaczego padło takie pytanie. „Usprawiedliwię się” za chwilę. Wpierw powiem parę zdań o sobie. Moje staroniemieckie imię oznacza osobę, która dokonuje wielkich i widocznych czynów gdzieś na północy (nord, czyli „północ” i beraht, czyli „błyszczący”, „jaśniejący”). W pewnym sensie byłem taką osobą. Żyłem na przełomie XI i XII wieku. Urodziłem się w Niemczech w bogatej i wpływowej rodzinie. Dzięki temu od dziecięcych lat obracałem się wśród elit (przebywałem m.in. na dworze cesarza Henryka V). Można powiedzieć, że zrobiłem kościelną karierę - byłem przecież arcybiskupem Moguncji. Wcześniej, mając 35 lat, cudem uniknąłem śmierci od rażenia piorunem. Wydarzenie to zmieniło moje życie. Przemierzałem Europę, ewangelizując i wzywając do poprawy postępowania. Będąc człowiekiem wykształconym i jednocześnie mającym dar popularyzacji posiadanej wiedzy, potrafiłem szybko zgromadzić wokół siebie grono naśladowców. Umiałem zjednywać sobie ludzi dzięki wrodzonej inteligencji, kulturze osobistej oraz ujmującej osobowości. Wraz z moimi uczniami stworzyliśmy nowy zakon (norbertanie). Poświęciliśmy się bez reszty pracy apostolskiej nad poprawą obyczajów wśród kleru i świeckich. Powrócę do pytania. Zapewne wielu tak właśnie myśli o mnie. Dzieje się tak, ponieważ jako arcybiskup sąsiadującej z wami metropolii rościłem sobie prawo do sprawowania władzy nad diecezjami w Polsce, które podlegały metropolii w Gnieźnie. Przyznaję, że nie było to zbyt mądre. Jako usprawiedliwienie mogę tylko dodać, że kierowała mną troska o dobro Kościoła powszechnego. Wtedy na Waszych ziemiach chrześcijaństwo jeszcze dobrze nie okrzepło. Bóg jednak wezwał mnie rychło do siebie, a Stolica Apostolska przywróciła bardzo szybko arcybiskupom gnieźnieńskim przysługujące im prawa. Wszystko więc dobrze się skończyło. W sztuce przedstawia się mnie zwykle w stroju biskupim z krzyżem w dłoni. Moimi atrybutami są najczęściej anioł z mitrą i monstrancja. Mógłbym jeszcze sporo o sobie powiedzieć, gdyż moje życie obfitowało w wiele wydarzeń. Patrząc jednak na nie z perspektywy tylu stuleci, chcę na koniec gorąco zachęcić wszystkich do realizowania Bożych zamysłów w swoim życiu. Proszę mi uwierzyć, że nawet najgorsze rzeczy Bóg jest w stanie przemienić w dobro. One też mają sens, choć my jeszcze tego nie widzimy z niskiego poziomu naszej ludzkiej egzystencji.
CZYTAJ DALEJ

Nowe zjawisko: ks. Popiełuszko… objawia się mieszkance Włoch i dyktuje jej swoje przesłania!

2025-06-05 14:01

[ TEMATY ]

książka

commons.wikimedia.org

Bł. ks. Jerzy Popiełuszko

Bł. ks. Jerzy Popiełuszko

W piątek 6 czerwca, w 15. rocznicę beatyfikacji, po raz pierwszy zostaną ujawnione fragmenty objawień bł. ks. Jerzego.

Podziel się cytatem Materiał prasowy
CZYTAJ DALEJ

Franciszkanin o świeckich: wierni przy organizacji akcji troszczą się właściwie o wszystko

2025-06-06 12:10

[ TEMATY ]

ewangelizacja

duszpasterstwo

franciszkanie

Biblia 24/7

wierni świeccy

Łukasz Brodzik

Ojciec Piotr Reizner, Francikanin

Ojciec Piotr Reizner, Francikanin

Czy świeccy mogą być dużym wsparciem dla duszpasterzy? A może w niektórych przestrzeniach całkowicie ich wyręczać? Franciszkanin, ojciec Piotr Reizner opowiada, jak wierni wspierają zakonników w ewangelizacji nawet 24 godziny na dobę.

Nie od dziś wiadomo, że zachód Polski jest terenem wręcz misyjnym. To tam proporcjonalnie najmniej ochrzczonych praktykuje, mało jest także powołań. Z drugiej strony wielu świeckich angażuje się we wspieranie swoich kapłanów w działalności duszpasterskiej i ewangelizacyjnej.
CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

REKLAMA

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję