Reklama

Bryki z kazań niedzielnych

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Jeśli o kimś można było mówić, że rozdał do końca samego siebie, to właśnie o Grześku. Od momentu jego nawrócenia minęły trzy lata i każda chwila z tych trzech lat była myśleniem o Bogu i ludziach. Grześka po prostu wszędzie było pełno i to nie na zasadzie narzucania swego stylu, ale przez ciągłe myślenie o drugich. Kiedy nikt nie miał czasu zaangażować się w akcję pomocy dla bezdomnych, właśnie on biegał po hurtowniach i załatwiał chleb i wędliny, robił kanapki i werbował dziewczyny, aby towarzyszyły mu w wędrówce po dworcach. Potem oczywiście napisali, że to szkoła tak bardzo uwrażliwia uczniów na pomoc ubogim. Gdyby jednak nie Grzesiek o tych biedakach z dworca pewnie by nie pomyślał żaden nauczyciel. Ostatnio Grześ całym sercem włączył się w organizowanie grupy uczniów odwiedzających osoby niepełnosprawne. Po miesiącu jego starań doszło do tego, że połowa szkoły zaczęła odwiedzać w domach osoby starsze, chore i niepełnosprawne. Duszą tego wszystkiego był właśnie Grzegorz. Obok zapału w pomaganiu innym miał jeszcze jedną wspaniałą cechę, umiał mianowicie pomagać tym najbliższym. Jakoś zawsze wyczuwał kogo trzeba pocieszyć, dopytywał się, dlaczego ktoś przez kilka dni nie był w szkole. Robił to wszystko z wielkiej dobroci serca i przy tym z niebywałą wręcz radością. Kiedy zdarzyło się czasem Grześkowi nie być w szkole, w całej klasie robiło się natychmiast niecodziennie smutno i ponuro. W jego towarzystwie nikt nie czuł się skrępowany czy zawstydzony.

Któregoś dnia, na szkolnym apelu, dyrektorka pojawiła się z jakimś nieznanym mężczyzną. Okazało się, że jest to Polak od wielu lat mieszkający w Stanach. "Pan Waldemar przyjechał do Polski po trzydziestu latach. Niestety, powodem jego powrotu do kraju jest śmierć jego matki. Chce on was w związku z tym smutnym wydarzeniem o coś zapytać" - zapowiedziała pani dyrektor. Spośród uczniów nikt nie mógł w żaden sposób pokojarzyć faktów. "Co mogliśmy mieć wspólnego z jego przyjazdem czy też śmiercią jego matki? - wszyscy zaczęli się zastanawiać. Mężczyzna bardzo krótko wyjaśnił swój problem. " Nie mogłem z różnych ważnych dla mnie względów przyjechać do Polski przez tyle lat. Moja mama zawsze pisała do mnie listy o tym, że jest zdrowa i niczego jej nie brakuje. Myślałem, że wszystko jest w porządku, toteż bardzo zaskoczyła mnie jej śmierć. Tu w Polsce dowiedziałem się jednak, że moja mama nie chciała się w listach przyznać, że jest od kilku lat przykuta do łóżka. Po jej śmierci dużo rozmawiałem z sąsiadami. Oni myśleli, że ja wiem o wszystkim, a poza tym, moją mamą każdego dnia opiekował się jakiś chłopiec. Dowiedziałem się tylko tyle, że chodzi do waszego liceum. Chciałbym wynagrodzić jego pomoc, bo wiem z różnych zapisków mojej mamy, że przez kilka lat był dla niej jak syn. Ja nie bardzo wywiązałem się z synowskich powinności, dlatego chciałbym poznać tego chłopca i wynagrodzić mu za wszystko, bo stał się dla mnie jak rodzony brat". Wszyscy nabrali powietrza w płuca. Bogaty pan z Ameryki i do tego z zamiarem wynagrodzenia kogoś, to wydawało się jak scenariusz filmowy. Większość już wiedziała, że jedynym kandydatem na tego tajemniczego dobroczyńcę mógł być Grzesiek. Grześ jednak nie pisnął ani słówka. Sprawa zakończyła się bez żadnego rozwiązania. Pan Waldek ze Stanów przeprosił wszystkich i powiedział, że na wszelki wypadek zostawi swój adres u dyrektorki. W klasie Grześka zawrzało. "Przyznaj się, że to ty - nagabywali go wszyscy. - Przecież to ty chodziłeś do tej staruszki. Chłopie, z tego możesz mieć niezłe pieniądze i kontakty!". Większość klasy orzekła, że jeśli Grześ się nie przyzna oni sami doniosą o tym dyrektorce. Grzegorz uspokoił wszystkich. "Słuchajcie, obiecałem sobie i pani Loni, że nie powiem jej synowi o naszej przyjaźni. On tak naprawdę nie interesował się matką. Nie odwiedził jej przez trzydzieści lat. Pomyślałem sobie, że gdybym dostał od niego jakieś pieniądze to cała moja przyjaźń z panią Lonią poszłaby na marne, a jej syn nie widziałby w tym żadnego problemu" - powiedział stanowczo. Cała klasa zamilkła. "Ty masz jakąś oślą ambicję" - skwitował wszystko jeden z klasowych kolegów. "Masz rację, zawsze marzyłem, żeby być choć trochę podobny do osiołka, na którym Jezus wjechał do Jerozolimy" - Wojtek uciął już ostatecznie całą te sprawę.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

2002-12-31 00:00

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Trener chorwackiej reprezentacji piłkarskiej: Bóg daje mi siłę

2025-08-11 07:25

[ TEMATY ]

świadectwo

Chorwacja

Autorstwa Анна Нэсси/commons.wikimedia.org

Zlatko Dalić

Zlatko Dalić

Odnoszący sukcesy trener reprezentacji Chorwacji jest gościem honorowym uroczystości Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny w sanktuarium Sinj - „Bóg pomógł pokonać przeszkody i spełnić marzenia” - mówi.

Zlatko Dalič, przyznaje, że wiara chrześcijańska daje mu ogromną motywację i siłę. „Każdego dnia żyję wiarą, zwłaszcza w trudnych sytuacjach” - powiedział Dalič, który od 2017 roku prowadzi reprezentację swojego kraju do znaczących sukcesów i jako wierzący katolik zawsze trzyma różaniec na trybunach. W tych dniach jest w sanktuarium Sinj, w dalmatyńskim Splicie i gościem honorowym modlitewnego przygotowania do uroczystości Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny poinformowała 9 sierpnia chorwacka katolicka agencja informacyjna IKA.
CZYTAJ DALEJ

Samochód wjechał w grupę pielgrzymów. Wśród rannych - dziecko

2025-08-10 19:23

[ TEMATY ]

pielgrzymka

wypadek

kierowca

grupa pielgrzymów

Grobla

Łódzkie

Adobe Stock

Lotnicze pogotowie ratunkowe, zdjęcie ilustracyjne

Lotnicze pogotowie ratunkowe, zdjęcie ilustracyjne

W niedzielę ok. godz.18 w miejscowości Grobla w powiecie radomszczańskim (Łódzkie) kierowca opla najechał na idących drogą pielgrzymów. Rannych zostało 10 osób, w tym 2,5-letnie dziecko. Policja poinformowała, że kierowca był pijany. Został zatrzymany do dyspozycji prokuratora.

Nadkom. Aneta Sobieraj z Komendy Wojewódzkiej Policji w Łodzi poinformowała w niedzielę, że około godz. 18 na drodze powiatowej we wsi Grobla w pow. radomszczańskim 54-letni kierowca opla najechał od tyłu na idącą drogą grupę pielgrzymów.
CZYTAJ DALEJ

Polacy odkryli szczątki Brytyjczyka, który zaginął na Antarktydzie

2025-08-11 18:04

[ TEMATY ]

Antarktyda

Brytyjczyk

odkrycie Polaków

Adobe Stock

Lodowce na Antarktydzie

Lodowce na Antarktydzie

Naukowcy pracujący na Polskiej Stacji Antarktycznej im. Henryka Arctowskiego odnaleźli w styczniu tego roku szczątki brytyjskiego badacza Dennisa „Tinka” Bella. Zaginął w 1959 r., w wieku 25 lat, podczas ekspedycji na Antarktydzie – poinformowała w poniedziałek BBC.

Jak relacjonuje brytyjska stacja, zespół naukowców w składzie prof. Piotr Kittel, dr Paulina Borówka i dr Artur Ginter z Uniwersytetu Łódzkiego, dr Dariusz Puczko z Polskiej Akademii Nauk oraz Artur Adamek, pracownik techniczny – znalazł szczątki 29 stycznia br. Niektóre kości znajdowały się w lodzie i skałach osadzonych u podnóża Lodowca Ekologicznego na Wyspie Króla Jerzego, a także na powierzchni lodowca.
CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

REKLAMA

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję