Reklama

Alkohol to droga donikąd

Dzwoniąc pod numer 32 2537983 lub 801 033242 możesz uratować swoje życie i najbliższych. Podany numer to telefon informacyjny Anonimowych Alkoholików. Jedynym warunkiem przynależności do AA jest pragnienie zaprzestania picia. O bezustannym piciu, walce z nałogiem, spustoszeniach jakie on powoduje i trzeźwieniu opowiadają Zygmunt, Ryszard i Mirosław

Niedziela sosnowiecka 11/2011

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Zygmunt stwierdza, że przez wiele lat myślał, iż kontroluje swoje picie. „Wpadałem w ciągi 3, 4 -dniowe, podczas których zawalałem podstawowe obowiązki, pracę, relacje w domu. O tym, że potrzebuję pomocy przekonały mnie kobiety mojego życia - matka i żona. Ale nie byłem wówczas gotowy do leczenia. Dlatego z Pomorza uciekłem do Krakowa. Ożeniłem się w Będzinie i rozszedłem. Wstydziłem się przyznać, że jestem alkoholikiem. Pierwszy raz na terapię poszedłem po tym, jak mój szef nie chciał dać mi urlopu, tylko kazał iść się leczyć. Ale wtedy jeszcze nie chciałem przestać pić. Myślałem że się podleczę i będzie jak dawniej. Zdawało mi się, że alkohol pomaga w życiu, w wyrażaniu emocji, w rozmowach z ludźmi, w osiąganiu sukcesów, w załatwianiu interesów. Wracając do pierwszej terapii, to przypominam sobie, że siedząc w przychodni trapiła mnie myśl - jak ja się mam przyznać, że jestem alkoholikiem. Pierwsza terapia nie przyniosła spodziewanych rezultatów. Za kilka tygodni były święta i napiłem się alkoholu. No i tak piłem przez kilka tygodni. W tym czasie moim marzeniem był wyjazd na olimpiadę. Uzbierałem pieniądze, ubłagałem żonę, wziąłem jeszcze kredyt z banku, ale wszystko przepiłem. Chciałem popełnić samobójstwo. Ale wtedy Bóg przyszedł mi z pomocą. Dał siły bym znów podjął terapię. Trafiłem na małżeństwo terapeutów. Polecili mi ośrodek w Szopienicach. Pamiętam sytuację jak stałem na przystanku w połowie drogi między ośrodkiem a barem. Długo siedziałem i wahałem się, ale w końcu wybrałem alkohol. O to, by zacząć trzeźwieć trzeba walczyć, trzeba umieć podnieść się po przegranej, bo mało komu udaje się rzucić alkohol od pierwszego razu. Znów wróciłem na terapię. Później były mityngi AA. Tak zaczęła się moja droga do trzeźwości. I trwa cały czas. Były trudne momenty. Pojawiała się myśl: może bym się napił. Mam jednak świadomość: mogę się napić - ale co dalej? Wtedy szukam kogoś, komu mogę pomóc. Znam ludzi, którzy zapili po 20 latach trzeźwienia. Nie piję 17 rok. Gdybym pił, dzisiaj nie byłoby mnie tutaj” - opowiada Zygmunt.
Ryszard, podobnie jak Zygmunt, gdy był pierwszy raz w Szopienicach, w Ośrodku Lecznictwa Odwykowego, był święcie przekonany, że wszyscy ludzie umówili się, żeby zrobić mu wodę z mózgu. „Mówili o sobie i swoim problemie z alkoholem, a ja myślałem, że cały czas chodzi o mnie. A przecież nauczyłem się żyć z wódką. Wyjść z domu, a nie mieć go przy sobie - wydawało mi się niemożliwe. Żeby zasnąć, też musiałem się napić. Pamiętam, że jedną z form terapii było napisanie miejsc, w których nie piło się alkoholu. Myślałem kilka godzin i nie umiałem znaleźć takiego miejsca. Dopiero po kilku godzinach uzmysłowiłem sobie, że jest to Ośrodek Odwykowy. Zdałem sobie sprawę, że by w ogóle funkcjonować muszę się napić. Okazji było wiele - przy śniadaniu, obiedzie, kolacji, w pracy, w czasie wolnym, przy każdej uroczystości rodzinnej. Potrafiłem całą Polskę przejechać samochodem, będąc pod wpływem alkoholu. A jak alkohol zaczął mi doskwierać … to musiałem go sobie dolać. Na pierwszy odwyk poszedłem nie, żeby przestać pić, ale żeby nauczyć się pić. Byłem święcie przekonany, że wszyscy ludzie piją. Alkohol świetnie pomagał mi zapominać. Powinienem dostać za to Nobla. Potrafiłem dla niego wyczyniać nieprawdopodobne rzeczy. Musiałem też nieźle kombinować, żeby kamuflować swoje picie. Z czasem zaczęło mi to ciążyć. Wymyśliłem nawet, żeby dać się zamknąć w więzieniu, bo tam nie piją. Wtedy też zacząłem zauważać w barze napis, którego dotąd nie widziałem: «masz problem, zadzwoń». Zadzwoniłem i pojechałem, „trzeźwy”, bo o drugiej w nocy przestałem pić, a pojechałem o siódmej. Terapeuta poprosił mnie, żebym coś o sobie powiedział. Mogłem powiedzieć tylko: «Mam na imię Rysiek». Nic więcej nie umiałem wydusić. Z czasem przekonałem się, że jestem alkoholikiem. Mimo to chciałem uciec z odwyku. Byłem przekonany, że dam sobie z tym radę. Gdy wychodziłem z ośrodka, kolega powiedział mi, że idę się napić. Byłem święcie oburzony. Chyba wtedy zrozumiałem, że to jest choroba. Skończyłem ten odwyk, nawet zacząłem chodzić na mityngi. Ale któregoś dnia wymyśliłem historyjkę, by się znów napić. Wszystko wróciło. Bez alkoholu nie potrafiłem nawet zarabiać. Później zrozumiałem, że jak się człowiek nauczy czegoś po pijanemu, to bez alkoholu nie będzie umiał tego robić, i to jest prawda. Na szczęście na kolejnym odwyku uratowali mi życie. To nie ja przerwałem ten ciąg, ale Pan Bóg. Powoli zacząłem realizować program AA. Odzyskałem też wiarę. To było 20 lat temu. Ale z każdym dniem widzę coraz mocniej, jak wielka jest siła tej choroby. Dziś nie potrafię nadziwić się dwóm rzeczom. To, że piłem - bo to była głupota i to, że przestałem - bo to jest cud! Mnie dzięki terapii i mityngom AA udało się zmienić samego siebie. Ale żeby dalej nie pić, potrzebny mi jest drugi człowiek - żeby się z nim dzielić swoim problemem, żeby mu pomóc - i regularny udział w mityngach AA. Nie wiem na jakiej zasadzie to działa, ale to naprawdę funkcjonuje” - opowiada swoją historię Ryszard.
Mirosław uważa, że każdy ma swoją drogę trzeźwienia. „Ja nigdy na odwyku nie byłem. Pracowałem w górnictwie. Początkowo nie mogłem się nadziwić, jak można pić w pracy od 5.30 rano. A moi koledzy już pili. Po pewnym czasie sam do tego doszedłem. Alkohol dawał mi dużo animuszu, byłem odważny, przebojowy, przy alkoholu udało mi się szybko awansować. Z biegiem czasu zostałem sztygarem i jakoś funkcjonowałem, ale w końcu przestałem kontrolować picie i zaczęło mi to w pracy przeszkadzać. Nawet pod koniec mojej kariery zawodowej, tuż przed emeryturą, napisałem pismo do przełożonego, by mnie skierował do pracy w charakterze zwykłego górnika. Szef podarł to podanie. Szczęśliwie dotrwałem do emerytury. I wówczas się zaczęło. Okazało się, że praca zawodowa jednak mi w piciu troszkę przeszkadzała i wymagała odrobiny odpowiedzialności. Na emeryturze, bez żadnych obowiązków i zajęć miałem dużo czasu. Zająłem się więc tym, co lubiłem najbardziej - piciem. Dzisiaj, jak na to patrzę, to była prawdziwa gehenna. Piłem codziennie przez 4 lata. Dziennie potrafiłem wypić półtora litra wysokoprocentowego alkoholu. To było picie destrukcyjne. Oczywiście w tym czasie rozleciała się moja rodzina, byłem skłócony z siostrą, bratem. Moim bogiem był alkohol. Przestałem wierzyć, staczałem się. Gdy byłem na granicy wyczerpania, korzystając ze znajomości w szpitalu, udawałem się na ratunek. Lekarze podłączali mnie pod kroplówki i wracałem do sił. Potrafiłem, będąc w szpitalu, odłączyć się od kroplówki, ubrać i niby to wychodząc na papierosa, iść do sklepu, kupić wódkę, wypić szklankę i wrócić na drugą porcję kroplówki. Lekarzom mówiłem, że się zatrułem grzybami, bigosem, ogórkami. Za każdym razem przyrzekałem sobie i swojej rodzinie, że to już koniec, że się więcej nie napiję. Ale alkohol był silniejszy ode mnie. Kiedyś poznałem panią, dzisiejszą żonę, która zaproponowała mi wszycie esperalu. «Wszywka» się nie przyjęła, ale kilka miesięcy nie piłem. Po paru miesiącach poznałem Anonimowych Alkoholików. Zacząłem chodzić na mityngi; bywały tygodnie, że chodziłem prawie codziennie. Dzisiaj jeżdżę także do Ośrodka Apostolstwa Trzeźwości w Zakroczymiu, Instytutu Uzależnień w Warszawie. Nadal się uczę żyć bez alkoholu, bo przez 30 lat wszystko czyniłem przy alkoholu. Od 14 lat nie piję. To jest moja praca na całe życie” - dzieli się swoim świadectwem Mirosław.
Wszystkich panów łączy chęć pomagania innym w wyjściu z nałogu. Masz problem, zadzwoń!

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

2011-12-31 00:00

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Profanacja krzyża

2025-06-08 22:04

[ TEMATY ]

katolicy

profanacja

TVP 3

W Rudach Raciborskich nieznani sprawcy sprofanowali krzyż przy leśnej drodze. Spiłowano ramiona figury, odwrócono ją do góry nogami, a na zniszczonym krucyfiksie zawieszono śmieci. Mieszkańcy nie mają wątpliwości - to nie zwykły akt wandalizmu, ale celowa profanacja miejsca modlitwy i refleksji dokładnie w czasie ważnych dla rudzkiego sanktuarium uroczystości.

Spiłowano ramiona figury, odwrócono ją do góry nogami, a na zniszczonym krucyfiksie zawieszono śmieci. Mieszkańcy nie mają wątpliwości - to nie zwykły akt wandalizmu, ale celowa profanacja miejsca modlitwy i refleksji dokładnie w czasie ważnych dla rudzkiego sanktuarium uroczystości.
CZYTAJ DALEJ

Jak działa Duch Święty?

No właśnie, w co wierzę albo lepiej – w Kogo? Na ile my, dorośli, pamiętamy jeszcze prawdy, które stanowią fundament naszej wiary? A może trzeba je sobie przypomnieć – krok po kroku? Jak niegdyś na lekcjach religii...

Przytoczę historię o pewnym chłopcu – trudno powiedzieć, czy wydarzyła się ona naprawdę. Otóż ten chłopiec poszedł kiedyś do spowiedzi. Nie był jednak rozmowny podczas tej spowiedzi, powiedział tylko: „Niech ksiądz mi przebaczy, ponieważ zgrzeszyłem: obrzucałem błotem i kamieniami autobusy i pociągi oraz nie wierzę w Ducha Świętego”. Jak by nie patrzeć na tę historię, jedno wydaje mi się bardzo naiwne, a nawet wręcz głupie: nie wierzyć w Ducha Świętego.
CZYTAJ DALEJ

Z pamiętnika pielgrzyma - Dzień 2

2025-06-08 18:28

ks. Łukasz Romańczuk

Drugi dzień pielgrzymowania zawsze bywa trudny. Po trudach dnia poprzedniego należy mocno się zdyscyplinować, aby nie pozwolić sobie na chwilę rozluźnienia. Zbyt późne wyjście na drogę może sprawić, że na trasie, w największy upał zabraknie sił. Tym razem jednak było inaczej.

Dzień drugi drogi przebiegł nader spokojnie. Zaskakujące były dwa momenty. Pierwszy, gdy ścieżka przechodziła pomiędzy leszczynami. A drugim był las przed Sutri, którego ścieżki wiodły przez bardzo dzikie, ale zarazem piękne miejsca. To była droga, która wymagała skupienia, aby po prostu się nie potknąć oraz, aby się nie zgubić. Dziś oznaczenia były dobre, ale nie takie szczegółowe jak dzień wcześniej. Dziś opuściliśmy gościnne siostry benedyktynki, a swoją drogę zakończyliśmy w Sutri, które kiedyś było samodzielną diecezją, a dziś połączona została z inną, dlatego też Eucharystię będziemy sprawować w miejscowej konkatedrze. Co do samej Sutri opisuje ją Francesco Petrarca, włoski pisarz i filozof żyjący w XIV wieku. Piszę on tak: Ze wszystkich stron kraj otaczają wzgórza, niezliczone, ani zbyt wysokie, ani zbyt trudne, ani o trudnej wspinaczce, ani nie przeszkadzające w roztaczaniu widoku, między którymi po wypukłych bokach otwierają się cieniste i chłodne jaskinie, a las wznosi się liściasto, aby osłonić ciepło słońca ze wszystkich stron, gdzie kopiec niższy od innych w otwartej dolinie rozwija się, przygotowując kwieciste mieszkanie dla pszczół. Tu szmer najsłodszych wód w płytkich wodach, tu jelenie, tamy i całe dzikie stado lasów błąkające się po otwartych wzgórzach, i nieskończony wachlarz ptaków, które opływają fale lub skaczą po gałęziach.
CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

REKLAMA

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję