Kilka tysięcy górali z całego świata przyjechało 12 sierpnia do Zakopanego na I Światowy Zjazd Górali Polskich. Zaprosili ich: Sanktuarium Matki Bożej Fatimskiej na Krzeptówkach, Związek Podhalan i Urząd Miasta Zakopane. "Czekaliśmy na ten dzień 20 lat" - mówił nie bez wzruszenia ks. Mirosław Drozdek, kustosz sanktuarium fatimskiego. "Przyjechali napić się ślebody (wolności) i ubogacić ducha - wtórował mu Andrzej Gąsienica-Makowski - prezes Związku Podhalan i starosta tatrzański. "Górale są jedną wielką rodziną, a rodzina musi się czasem spotkać w całości- dodaje Maria Mateja-Torbiarz, kierowniczka referatu kultury Urzędu Miasta Zakopane.
Góralska parada
Reklama
Górale mają swój własny sposób życia, bycia i pobożności. Nic nie robią byle jak, do niczego nie można ich zmusić. Jeśli świętują, to z fantazją, tak że iskry lecą. Gdy przyjechała do Zakopanego góralska brać z USA, Kanady, Austrii i Francji, witali ich jak najbliższą rodzinę ziomkowie z całego skalnego Podhala. Nikomu nie pozwolono zamieszkać w hotelu. Górali, których familia w Polsce wymarła, przyjmowali pod dach sąsiedzi i przyjaciele. W sobotnie upalne popołudnie 12 sierpnia wszyscy zebrali się pod Wielką Krokwią, skąd wyruszył orszak konnych banderii, czyli Parada "Pytacko-Tatrzańska", ku sanktuarium Matki Bożej na Krzeptówkach. Orszak ten wzbudził sensację na ulicach Zakopanego. Koniki smukłe i lśniące, pobrzękujące miedzianymi uprzężami, a na nich młodzi górale w "kapelusach" na bakier, dzierżący w dłoniach flagi narodowe i Związku Podhalan. 12 takich trójek szło z gracją jak po sznurku, poprzedzając kilkadziesiąt umajonych dorożek, w których siedzieli przedstawiciele najznamienitszych rodów Podhala. Gaździny w zamaszystych "wizytkach" - stroju przynależnym wyłącznie mężatkom - w olbrzymich koralach, dziedziczonych po prababkach, które należy trzymać w woreczku z czerwonej wełny (wtedy nie stracą koloru - zdradzają nam swój sekret kobiety), panny rumiane, w kwiecistych spódnicach, haftowanych "kosulach" i gorsetach do figury oraz wąsaci gazdowie w góralskich portkach z parzenicami, w kierpcach. Wielki tłok uczynił się pod sanktuarium Matki Bożej Fatimskiej na Krzeptówkach, gdy to odświętne towarzystwo po godzinnej paradzie zajechało przed świątynię. Skonfundowany Kustosz sanktuarium polecił ponoć, by do środka kościoła wpuszczać tylko ludzi w góralskich strojach. Cepry zostały na zewnątrz...
Górale zawierzają się Matce Bożej
Reklama
Zagrała kapela Maśniaków - jedna z najstarszych na Podhalu.
Góralom zza Wielkiej Wody zaszkliły się oczy, kiedy kapelan Związku
Podhalan - ks. Tadeusz Juchas, otwierając Zjazd, przypomniał, że
ma on miejsce w 2000 roku chrześcijaństwa, w 1000-lecie biskupstwa
krakowskiego, w 600-lecie kultu Matki Bożej Ludźmierskiej. Jęknęła
posadzka świątyni na Krzeptówkach, gdy lud Podhala runął na kolana
i tak słuchał w wielkiej ciszy Aktu Zawierzenia Górali Matce Bożej.
"Błogosławiona Dziewico! Matko Boga przeczysta! Jak ongiś
po szwedzkim najeździe król Jan Kazimierz Ciebie za Patronkę i Królową
Państwa obrał i Rzeczpospolitą Twojej szczególnej opiece i obronie
polecił, tak w tę dziejową chwilę my, dzieci narodu polskiego, stajemy
przed Twym tronem w hołdzie miłości, czci serdecznej i wdzięczności.
Tobie i Twojemu Niepokalanemu Sercu poświęcamy siebie, naród cały
i wskrzeszoną Rzeczpospolitą, obiecując Ci wierną służbę, oddanie
zupełne oraz cześć dla Twych świątyń i ołtarzy. (...).
Pani i Królowo nasza! Pod Twoją obronę uciekamy się;
macierzyńską opieką otocz rodzinę polską i strzeż jej świętości.
Natchnij duchem nadprzyrodzonym i pobożnością nasze parafie i diecezje (...). Narodowi polskiemu uproś stałość w wierze, świętość życia,
zrozumienie posłannictwa. Złącz go w zgodzie i bratniej miłości.
Daj tej polskiej ziemi, przesiąkniętej krwią i łzami, spokojny i
chwalebny byt w prawdzie, sprawiedliwości i wolności. Rzeczypospolitej
bądź Królową i Panią, natchnieniem i patronką.
Potężna Wspomożycielko Wiernych! Otocz płaszczem opieki
Papieża oraz Kościół święty. Bądź mu puklerzem w czas prześladowania.
Wyjednaj mu świętość i żarliwość apostolską, swobodę i skuteczne
działanie. Powstrzymaj zalew bezbożnictwa (...).
Władna świata Królowo! Spojrzyj miłościwym okiem na troski
i błędy rodzaju ludzkiego. (...) Wskaż im drogę powrotu do Boga...".
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Góralska Wigilia w sierpniu
Reklama
W chwilę potem, gdy w procesji wszyscy przeszli z kościoła
pod papieski ołtarz z 1997 r., który stoi obok świątyni na Krzeptówkach,
wśród tatrzańskich smreków, rozpoczęła się Wigilia górali. Mimo ciepłego,
letniego popołudnia, pod ołtarzem zjawiły się kosze białych opłatków,
a od ołtarza popłynęły jedne z najpiękniejszych słów o przebaczeniu
- fragment Krzyżaków Henryka Sienkiewicza. Od tej chwili wzajemne
przebaczenie win stało się motywem przewodnim Zjazdu. Przy dźwiękach
kapeli nastąpiło wielkie jednanie. Maria Mateja-Torbiarz twierdzi,
że górale polscy, także ci rozsypani po świecie, są na co dzień mocno
skłóceni. Wiadomo, że to naród hardy, o twardym karku, czuły na honorze,
dlatego trudno mu puścić w niepamięć wzajemne krzywdy. "Jednak górale
czują się jedną rodziną - mówi pani Mateja-Torbiarz - a nie ma bardziej
rodzinnego, skłaniającego do przebaczenia dnia niż polska Wigilia".
Przebaczanie zajęło góralom tak wiele czasu, że opóźniło
to następny punkt zjazdowego programu. Dopiero wieczorem orszak trafił
pod najstarszy zakopiański kościółek i położony obok cmentarz "Na
Pęksowym Brzyzku", gdzie na grobach dwóch wielkich piewców Podhala
- Kazimierza Przerwy-Tetmajera i Władysława Orkana złożono kwiaty
- symbol pamięci i wdzięczności. I gdy słońce zeszło już za góry,
na Krupówkach, niedaleko karczmy "U Sabały", miał się odbyć Bal Górali.
Szykowali się na to widowisko szczególnie ceprzy, krążący po największym
na południu Polski deptaku i czujnie wyglądający góralskich zespołów
muzycznych. Planowano bowiem, że tej nocy całe Zakopane rozbrzmiewać
będzie góralską muzyką i śpiewem. Rozbrzmiewały jednak tylko potężne
grzmoty. Burza, która rozpętała się nagle, jak to w górach bywa,
solidnie polała po równi i ceprów, i górali.
"Dobrze, że my tu som"
Reklama
Następnego dnia wyznaczono sobie spotkanie na Hali Gąsienicowej.
Wczesnym rankiem z Kuźnic wyruszyła kolumna kilkuset osób, by tam,
w górach, odprawić Mszę św. "w kościele, który wybudował dla nas
Bóg" - jak pięknie powiedział ks. Drozdek. W trzydziestostopniowym
upale wędrówka na Halę trwała ponad dwie godziny. Niektórzy, ledwo
łapiąc oddech, wspominali czasy, gdy "chybali po tyj pyrci jak kozice". Inni, wyraźnie wzruszeni, wołali do siebie: "Jędrek, pamiętosz,
jak tym źlebem zimom prali my na dół na miednicach?". Jędrek patrzył
w dół i odpowiadał: "A teroz aż strach patrzeć". Wędrówka - dla niektórych
nostalgiczna podróż w przeszłość - skończyła się pod rodowym krzyżem
Gąsieniców na Hali noszącej ich miano. Krzyż ten postawiono w 1914
r. i wtedy też odprawiona została tu pierwsza Msza św. Familijny
nastrój, który towarzyszył wspinaczce, szybko zmienił się w powagę
należną Eucharystii. Niedawni turyści szybko przebierali się w odświętne
góralskie stroje. Na Halę przyszło także wielu przypadkowych ludzi
z całej Polski. Nam najbardziej zaimponował góral, który dotarł pod
krzyż, choć niedawno przeszedł operację ratującą życie i wielu jego
ziomków uważało jego wspinaczkę za szaleństwo. "Nie usiedzem doma"
- tłumaczył uparcie mężczyzna.
Punktualnie o 11.00 rozpoczęła się Eucharystia. (Msze
św. odprawiano nie tylko na Hali Gąsienicowej, ale także na Rusinowej
Polanie, w Beskidach, Pieninach i Gorcach - wszędzie, gdzie zjechali
ze świata polscy górale). Mszy św. koncelebrowanej w intencji górali
i polskich gór przewodniczył dziekan dekanatu zakopiańskiego - ks.
Stanisław Olszówka. Dziękował on kustoszowi sanktuarium Matki Bożej
Fatimskiej - ks. Drozdkowi, że jest "szaleńcem Bożym", bo tylko człowiek
o takiej osobowości mógł zorganizować ten Zjazd. Kazanie wygłosił
Kustosz fatimskiego sanktuarium i było to kazanie powiedziane po
góralsku, choć nie gwarą - ale twarde, prawdziwe, bez owijania w
bawełnę.
Ciebie prosimy...
Mówił bowiem ks. Drozdek o trudnym do rozwiązania problemie
zwrotu przez państwo góralom ziemi zawłaszczonej bezprawnie przez
komunistów. "To Bóg przywiódł nas tu, na górę - wołał Kaznodzieja.
- I chcemy zawierzyć mu swój dar wolności. A wolność nie jest nam
dana, jak mówi Jan Paweł II, ale zadana. I od nas zależy, jak tę
wolność wykorzystamy. Bo wolność może być i błogosławieństwem, i
przekleństwem. Stoimy tutaj, pod krzyżem, jedni z lewej, drudzy z
prawej strony, a na środku toczy się wojna. Jedni pod tym krzyżem
modlą się, inni grają w kości o szatę Chrystusa, o jakieś dobro materialne.
Trochę z tej ewangelicznej sytuacji dotyczy także nas i ziemi, na
której stoimy. Ojciec Święty prosił, by krzyż na Giewoncie jednoczył
ludzi. A zdarza się, że nawet tu, na Podhalu, gdzie tak kocha się
Jana Pawła II, nie rozumie się tych słów (...).
Całe życie idziemy do ziemi obiecanej - mówił dalej ks.
Drozdek. - Ta wędrówka prowadzi też przez Morze Czerwone i można
się w tym morzu ubrudzić. Pamiętajmy, że póki nie zawierzymy Bogu,
będą wśród nas demony i zdrajcy. Idąc do ziemi obiecanej, idziemy
też przez pustynię. Trzeba nam pamiętać o dwóch rzeczach: o prawdziwej
własności tej ziemi i o Bożym prawie. Bez oddania ziemi nie ma naprawienia
krzywd, nie ma Jubileuszu Chrześcijaństwa. W tej walce o wolność
i prawa ludzi, w tym prawa ludzi gór, trzeba pamiętać o Bożym prawie.
I teraz, tutaj, musimy zadać sobie pytania: Czy mamy Bożą prawdę
w sercu? Czy nie naprawiamy Boga w polityce i gospodarce? Ojciec
Święty mawia, że nazywamy wolnością złotego cielca, a to gorsze niż
totalitaryzm. Jesteśmy więc dziś poddani próbie wiary. Jak z niej
wyjdziemy? Czy jej sprostamy?".
Słowa Kaznodziei jedni przyjmowali z opuszczoną głową,
inni szeptem aprobowali ich treść. Szczególnym więc momentem stało
się przekazanie znaku pokoju. I chwilami widać było, jak ci ludzie
honoru z trudem przełamywali się, by podejść do siebie, uścisnąć
dłoń i powiedzieć: "Pokój z Tobą". Komunia św. zjednała na koniec
wszystkich. Wspaniały to widok, gdy do ołtarza podchodziły trzy pokolenia
góralskich rodów, jak ojcowie z malutkimi dziećmi na rękach przyjmowali
Komunię św. czy jak, na chwilę tylko przerywając grę, czynili to
muzykanci z kapeli. A ponad wszystkimi, ponad góralami i ceprami,
ponad zieloną Halą niósł się jasny i czysty głos Henryka Krzeptowskiego,
który śpiewał:
Pobłogosław Boże z wysokiego nieba,
Coby w całej Polsce nie zabrakło chleba.
Nie zabrakło chleba, nie zabrakło gruli
Ani tej miłości do Twojej Matuli.
Andrzej Gąsienica-Makowski, najbardziej chyba utytułowany
przedstawiciel rodu, mówił: "Dobrze, że my tu som! Przyśli my tu,
coby pedzieć Panu Bogu, że bedziemy wierni...".
Dwóch kilkunastoletnich chłopców tłumaczyło te słowa
na angielski swoim amerykańskim kolegom. Chłopcy przyjechali z USA
całą rodziną. Organizacje polonijne twierdzą, że na 5-milionową rzeszę
polonusów w USA aż milion przyznaje się do góralskich korzeni. Wielką
rolę odgrywa w życiu amerykańskich górali wiara. Kapelan Związku
Podhalan w USA - o. Wacław Lech, karmelita z Munster, Indiana, pod
Chicago, zwanego amerykańskim Ludźmierzem, twierdzi, że w Ameryce
religia jest fundamentem związków z Ojczyzną. Ponad 2-tysięczna grupa,
która przyjechała na Zjazd, to m.in. potomkowie emigrantów z początku
naszego wieku. Nadal mówią piękną gwarą i z dumą prezentują misternie
haftowane stroje góralskie. O tym, że znają też ludowe pieśni, historię
Polski i "piknie potrafią gwarzyć", przekonali się uczestnicy wieczornego
spotkania na Siwej Polanie, gdzie zapłonęła góralska watra i popłynęła
góralska muzyka "hej, spod samiuśkich Tater".
Choć nie góral, góralskie mo serce...
Ks. Drozdek, którego górale darzą niekłamanym podziwem i szacunkiem,
twórca jednego z najmłodszych, ale i największych sanktuariów maryjnych
w Polsce, zabiegał o ten Zjazd 20 lat nie bez przyczyny. Na Krzeptówkach
stanął piękny kościół pw. Matki Bożej Fatimskiej, jako wotum za ocalenie
życia Ojca Świętego z zamachu w 1981 r. Co roku przybywa tutaj 1,
5 mln pielgrzymów. Świątynię wybudowali głównie górale, także ci
mieszkający poza krajem. "Ich obecność tutaj, to nie tylko powrót
na ukochane skalne Podhale, nie tylko powrót do rodzinnego domu.
To przede wszystkim powrót do domu Matki" - mówi ks. Drozdek.
Ten powrót skończył się 17 sierpnia w Ludźmierzu. Polonusi
w góralskich strojach czekają już na następne światowe spotkanie.
I z właściwym sobie humorem dodają.
- Czyli niedługo, za jakieś 10 lat...