Reklama

Spór o Zbigniewa Herberta

Poeta i królestwo cieni (1)

Niedziela Ogólnopolska 32/2001

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Nie zdradził sztuki

Gwałtowność sporu, jaki rozgorzał wokół osoby i twórczości Zbigniewa Herberta po jego śmierci, jest jednym z ciekawszych zjawisk w kulturze i publicystyce ostatnich lat. Kto wie, czy nie należałoby nawet podziękować tym, którzy spór ten sprowokowali, bowiem w rezultacie otrzymaliśmy dyskusję o twórczości i życiu Artysty, którego rodzimi krytycy nie rozpieszczali nadmiarem recenzji, oraz o postawie człowieka, który przeszedł przez rzeczywistość komunizmu duchowo i intelektualnie niepokonany.
O tym, że jest to prawdziwe zwycięstwo, wie każdy, kto sam zaznał tej rzeczywistości; trudno zaś to zrozumieć tym wszystkim, którzy należą do innych pokoleń i innej części świata. Gerard Rasch, holenderski tłumacz Herberta, w swoim wspomnieniu o Poecie, zamieszczonym w tomie Upór i trwanie (Wydawnictwo Dolnośląskie 2000 r.), przypomina, że gdy w 1970 r. rozpoczynał studiowanie literatury polskiej - co doprowadziło go do wielkiej przygody z twórczością Poety - wówczas " z punktu widzenia człowieka Zachodu było to pozbawione wszelkiej logiki, przecież Polacy wzięli udział w inwazji na Czechosłowację, no i uchodzili za antysemitów" (trzydzieści lat przed międzynarodową kampanią przeciw Polsce! - E.P.P.). Ponadto, jak pisze Rasch, "w Holandii obalaliśmy wówczas wszystko, co należało do ´starej epoki´, czyli do świata naszych rodziców". Zaiste, przedziwny musiał być splot motywacji i równie przedziwna pointa. Zbigniew Herbert, który w czasach, gdy większość twórców poszła za przynętą blasku "sławy" i dostatku oferowanego przez komunistów za cenę twórczości "humanistycznej i zaangażowanej", albo przynajmniej grzecznie traktującej tylko " o miłości", nie dał swej twórczości wyrwać zębów, nie dał wyrwać sobie języka, by czuć wszystkie smaki istnienia. Nie zdradził sztuki mówiącej pełnym głosem o tym, co decydujące dla naszego człowieczeństwa, dla kultury. To wystarczyło, żeby stać się wyklętym na salonach literackich, w pałacach władzy, której tak ogromnie zależało, żeby mieć swoich artystów - i to nie tych przeciętnych, ale tych najzdolniejszych, najbardziej oryginalnych.
"Żaden wiersz nie wywołał we mnie takiego poruszenia, jak Przesłanie Pana Cogito. Na dobrą sprawę, nie wiem dlaczego. Mieszkam w kraju, który przez ostatnie cztery wieki był przez historię oszczędzony, w którym poeci byli poetami i niczym więcej, dlaczego zatem przyswoiłem sobie słowa: ocalałeś nie po to, aby żyć/ masz mało czasu trzeba dać świadectwo"? - pisze Gerard Rasch.

Reklama

Co znaczy "ocalałeś"?

Co znaczy, że Zbigniew Herbert ocalał? O to też toczy się w naszym kraju spór. Wciąż wielu sądzi, że "ocalenie" przyniosła władza sowiecka, słusznie skazująca polskie elity na kulę w tył głowy, a ich rodziny na dożywotnie wygnanie z własnych domów. Tych, którzy z tą władzą walczyli - także później, już w okresie PRL walcząc z mordercami narodowych bohaterów, przywódców Państwa Podziemnego, Armii Krajowej - próbuje się znów otoczyć niesławą, sprofanować pamięć o ich życiu. Wielu z nich było kolegami i przyjaciółmi Herberta, który identyfikował się z ich wyborami. O tym świadczy wiele poświęconych im wierszy. Powszechnie też uważa się w kręgach liberalnych i lewicowych, że flirt z marksizmem, wysługiwanie się urzędnikom od "socjalistycznej kultury i sztuki", to zupełny detal, bardziej zasługa (było się przecież człowiekiem ideowym) niż plama w życiorysie.
W tomie Upór i trwanie znajduje się wspomnienie Jadwigi Ruziewicz, żony przyjaciela Zbigniewa Herberta, kolegi z gimnazjalnej ławki ze Lwowa, prof. Zdzisława Ruziewicza. W lakoniczny, niemal kronikarski sposób autorka wymienia etapy "ocalenia" Poety. W pierwszym roku okupacji sowieckiej Lwowa spłonął portret Ławrentija Berii, wiszący w klasie szkoły, do której chodzili obaj chłopcy. Sprawcą był 14-letni Zbigniew. Życzliwość i dyskrecja dyrektorki szkoły spowodowały, że nie skończyło się to zesłaniem całej rodziny. Na co dzień obaj koledzy byli świadkami wywożenia w głąb Rosji rodzin wojskowych, policjantów, wyższych urzędników, uciekinierów z zachodniej Polski. W rok później gestapo zamordowało ojca Zdzisława Ruziewicza, jednego z 25 profesorów wyższych uczelni lwowskich. Zbigniew zmuszony był podjąć pierwszą pracę - jako karmiciel wszy w Instytucie prof. Weigla, wkrótce także jako sprzedawca w sklepie metalowym. W początkach 1944 r. rodzina Herbertów ucieka przed władzą sowiecką do Krakowa. Zbigniew rozpoczyna studia, nieustannie zmagając się z biedą i brakiem mieszkania. W 1947 r. ojciec Zbigniewa zostaje wyrzucony z pracy jako współpracownik - przy odbudowie Gdańska - Eugeniusza Kwiatkowskiego. Zbigniew Herbert, studiując drugi fakultet po ekonomii - prawo, rozpoczyna pracę w banku w Gdyni. Studiuje następnie filozofię w Toruniu i pracuje, by zarobić na życie, w Muzeum Pomorskim w Gdyni. W 1950 r. występuje ze Związku Literatów. Choruje, nikt nie chce drukować jego wierszy, które są "reakcyjne". Wyjeżdża do Warszawy, tuła się, bo nikt nie zamierza mu dać pracy - oficjalnie, ponieważ nie ma meldunku, a meldunku odmawia mu się ze względu na brak pracy. Radio francuskie przyznaje mu wyróżnienie za eseje o CeMzannie, Debussym i Balzacu. Mieszka w komórce, która jest przybudówką do stodoły w Brwinowie. W 1954 r. zatrudnia się w Torfprojekcie jako asystent. Pisze w liście do Zdzisława Ruziewicza: "Niewielki skrawek dnia, jaki zostaje potem, obracam na czytanie i wodzenie piórem po papierze wierszy do grobu chimerom". To czasy, gdy stalinowscy literaci opływali w dobra materialne i w zaszczyty.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

Reklama

Władza wynagradzała

Władza nagradzała sowicie za ody ku czci Stalina i poematy na cześć hut i milicyjnych szpicli. W trzydzieści lat później, w Hańbie domowej Jacka Trznadla, Zbigniew Herbert bardzo precyzyjnie nazwał to, co robili wówczas polscy pisarze na garnuszku sekretarzy PZPR. Ze sobą, swoją twórczością, z Polską, z kulturą. To właśnie ta wypowiedź stała się początkiem bezlitosnej nagonki na poetę, której apogeum przypadło na lata 90., a której wielki finał miał się rozegrać już po jego śmierci.
Gerard Rasch: "Ale dlaczego trzy proste słowa Bądź wierny Idź - niezależnie od kontekstu historycznego, politycznego oraz społecznego - czysto prywatnie znaczą dla mnie tak wiele? Czyż nie od tego winno się zaczynać, bo poza tym pozostaje już niewiele dobrego, co można jeszcze dodać do tego świata, tylko że wówczas nawet najmniejsze niewiele znaczy bardzo dużo. Czy to Herbert mnie przekonał, nie tylko swoimi słowami, ale całą swoją poezją, całą swoją osobą? Czy też dlatego, że ta poezja nie tylko o czymś mówi, ale jeszcze jej o coś chodzi? Dlatego, że opłaca się robić dobrze jedną rzecz, którą się potrafi, do której jest się powołanym, nawet jeżeli to bardzo niewiele: tak tarnino/ kilka czystych taktów/ to bardzo dużo/ to wszystko ( Tarnina)".

Odpowiedź "elit"

Gdy w początku lat 90. Zbigniew Herbert włączył się w nurt życia obywatelskiego, udzielając wypowiedzi Tygodnikowi Solidarność i odnosząc się do spraw politycznych, z pasją i bezkompromisowością - m.in. bronił gabinetu Jana Olszewskiego przed propagandowym kłamstwem, wynikającym ze zmowy politycznej, zaangażował się po stronie płk. Ryszarda Kuklińskiego i występował w obronie jego dobrego imienia, udzielał moralnego poparcia bojownikom o wolną Czeczenię - wywołało to nieopisaną irytację w środowisku cicho patronującym projektowi, by okres transformacji nie uczynił żadnej krzywdy gen. Jaruzelskiemu i wizerunkowi PRL, jako kraju cywilizowanego. Gazeta Wyborcza zaatakowała Poetę zjadliwym felietonem Pan Cogito ma kłopoty z demokracją Marka Beylina. Rozpoczął się rozbrat z ludźmi, z którymi łączyła Herberta niegdyś osobista przyjaźń, a których dziwne łamańce, moralne i polityczne, ustawiły dla Poety niewidzialną szybę, gładką i mocną jak skała. To z tego okresu pochodzą słowa Zbigniewa Herberta o Adamie Michniku jako "kłamcy i manipulatorze" i wiersz, w którym sportretowany został Czesław Miłosz:
Emigracja jako forma egzystencji rzecz ciekawa/ bez przyjaciół i bez krewnych pod namiotem/ żyć bez sankcji obowiązków każdy przyzna/ że na barkach ciąży nam ojczyzna/ mroczne dzieje, atawizmy, rozpacz/ znacznie lepiej w lustrach żyć bez trwogi/ Mereżkowski gada przez sen Zinaida pokazuje ładne nogi (Chodasiewicz).
Już po śmierci Poety dwie dziennikarki Gazety Wyborczej w wywiadzie z Gustawem Herlingiem-Grudzińskim dokonały symbolicznej zemsty na Herbercie, po tych wszystkich nazbyt jednoznacznych werdyktach. Ktoś, kto dla tylu Polaków, swoich czytelników, był jednym z ważniejszych punktów odniesienia, prawdziwym księciem niezłomnym wśród twórców literatury, moralnym drogowskazem, nie mógł zachowywać się aż tak niepoprawnie. Zemsta ta to sugestia, że Herbert współpracował ze służbami specjalnymi PRL. Manipulując cytatami z listów Poety i reakcją zaskoczonego Herlinga, osiągnięto efekt, który miał być częścią " antylustracyjnej kampanii Adama Michnika", według słów
W. Wencla. Jednak intryga udała się tylko połowicznie. Zaraz po tej publikacji, na parę miesięcy przed swoim odejściem Gustaw Herling-Grudziński zdołał ujawnić publicznie, co myśli o odwiedzinach " pań śledczych", jak je nazwał, i efekcie ich starań. W Oświadczeniu, zamieszczonym m.in. w Rzeczpospolitej, można było przeczytać: Panie, które odwiedziły mnie w Neapolu, wykonując plan, przygotowany, moim zdaniem, przez Adama Michnika, chciały, cytując list Herberta, rzucić na niego cień. Chodziło o pomieszanie w świadomości czytelników czystych postaci z naszej nieodległej przeszłości z postaciami marnymi i nieczystymi. Ten plan polega na próbie przekonania wszystkich, że Herbert, który wydawał się nam czysty, był zaplątany w jakieś brudne sprawy. Ten pomysł jest absolutnym nonsensem (...) Jest to pomysł groźny. Jeśli mam rację, polega on na próbie spopularyzowania hasła, które brzmiałoby - parafrazując powieść Hłaski - "wszyscy byli zabrudzeni". Otóż tak nie było. Nie wszyscy byli zabrudzeni. Kiedy wiele lat temu poznałem Herberta na uroczystej kolacji urządzonej przez Janka Lebensteina i jego matkę, po godzinnej rozmowie z nim zrozumiałem, że mam do czynienia z człowiekiem czystym, wiernym swoim opcjom politycznym, narodowym, artystycznym i filozoficznym. I nigdy nie zmieniłem swego o nim zdania (...) Niewiele możemy zrobić wobec manipulacji. Ale możemy przynajmniej bronić tej cząstki prawdy, jaką znamy, jaką zbadaliśmy, jaką przekazujemy w swoim świadectwie. Jeszcze raz proszę, aby tę rozmowę opublikowaną na łamach "Gazety Wyborczej" uznać za nadużycie, będące konsekwencją mojego błędu.
Dokończenie za tydzień

2001-12-31 00:00

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Warszawa: pokaz słynnego filmu Krzysztofa Żurowskiego "Duszochwat" o św. Andrzeju Boboli

2024-05-16 19:24

[ TEMATY ]

film

Warszawa

św. Andrzej Bobola

Karol Porwich/Niedziela

św. Andrzej Bobola

św. Andrzej Bobola

Pokaz znanego filmu "Duszochwat", w reżyserii Krzysztofa Żurowskiego, ukazującego niezwykłe dzieje i męczeństwo św. Andrzeja Boboli SJ, odbędzie się 19 maja o godz. 19.00 w Kinie Duchowym Carmelitanum w klasztorze karmelitów bosych przy ul. Solec 51 w Warszawie. Po projekcji filmu odbędzie się spotkanie z reżyserem.

Film Krzysztofa Żurowskiego ma charakter poetyckiej impresji na temat życia świętego i dziejów jego kultu.

CZYTAJ DALEJ

Moc Ducha w Kościele

2024-05-16 11:59

[ TEMATY ]

Zesłanie Ducha Świętego

O. prof. Zdzisław Kijas

Adobe Stock

Duch Święty oświeca i podnosi, uświęca oraz ożywia człowieka. Budzi w ludziach wszelkiego rodzaju dobre pragnienia i szlachetne tęsknoty, a jedną z nich jest pragnienie nieba. Przywraca też człowiekowi nadzieję.

Zesłanie Ducha Świetego Ewangelia (J 7, 37-39)

CZYTAJ DALEJ

Kard. Sarah do prezbiterów diecezji włocławskiej: bądźcie ludźmi Boga i ludźmi modlitwy

2024-05-16 19:49

[ TEMATY ]

kard. Robert Sarah

diecezja włocławska

Copyright Niedziela/Wlodzimierz Rędzioch

- Uważnie obserwujmy Kościół, jakim dzisiaj jesteśmy, a stwierdzimy, że on dużo mówi, a mało się modli. Zajmuje się sprawami niebędącymi w jego kompetencji, a zaniedbuje właściwą sobie misję, którą jest głoszenie Jezusowej Ewangelii - mówił kard. Robert Sarach do prezbiterów diecezji włocławskiej, przybyłych 16 maja do sanktuarium św. Józefa w Sieradzu.

Emerytowanego prefekta Kongregacji ds. Kultu Bożego i Dyscypliny Sakramentów powitał biskup włocławski Krzysztof Wętkowski. Obok biskupa diecezjalnego i biskupa seniora Stanisława Gębickiego, w wydarzeniu uczestniczyło około 300 prezbiterów. W programie dorocznej diecezjalnej pielgrzymki kapłanów znalazła się konferencja, adoracja Najświętszego Sakramentu i Msza św.

CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję