Niebieskie niebo pokryte było prawie niewidoczną warstwą pierzastych
chmur, które na wschodzie podobne były do babiego lata, a na zachodzie
przypominały poranną mgłę. Słońce stało wysoko i mimo zamglenia grzało
mocno. Tak ludzie, jak i zwierzęta skwapliwie wykorzystywali każdy
kawałek cienia. Starsza kobieta siedziała na balkonie pobliskiej
kamienicy, delektując się cieniem wielkiego kasztana, podczas gdy
jej kot wyciągnął się na parapecie pod doniczkową pelargonią. Ludzie
na przystanku wachlowali się gazetami, a samochody jechały wolno,
wgniatając się w miękki niczym masło asfalt. Przed przejściem dla
pieszych powstały głębokie koleiny, w których zazwyczaj w czasie
deszczu gromadziła się woda, nie mogąc spłynąć do położonej wyżej
studzienki.
- Jaka piękna pogoda - powiedziała starsza pani w słomkowym
kapeluszu. - W sam raz, żeby na wczasy wyjechać. Tylko jak tu sobie
spokojnie odpoczywać, jak gdzie indziej ludzie cierpią, tracą wszystko,
czego się w życiu dorobili, a niektórzy nawet życie.
- Rzeczywiście, nie mogę sobie nawet wyobrazić, że w
jednej chwili tracę dom wraz z całym dorobkiem życia - do rozmowy
wtrącił się mężczyzna w średnim wieku. - Od kiedy zobaczyłem płynące
ulicą telewizory i meble, nie mogę spokojnie opalać się na działce,
bo w tym roku nie wyjechałem na wczasy ze względu na kiepską sytuację
w firmie mojego szefa. Nie wypłacił nam jeszcze pensji za lipiec.
- Ja już parę razy w życiu wszystko traciłam - powiedziała
starsza pani. - Raz w Powstaniu Warszawskim, kiedy spaliło się moje
mieszkanie ze wszystkim. Ja i moje dzieci zostaliśmy tylko w letnich
ubraniach. Potem zamieszkałam u moich rodziców, którzy mieli niewielki
majątek pod Częstochową. Kilka lat po wojnie komuniści wszystko im
odebrali razem z domem, chociaż łamali wtedy nawet własne prawo.
Tym razem było już trochę lepiej, bo zostałam z kilkoma walizkami,
a nawet z pierzyną. Wiem, co to znaczy stracić wszystko, i nikomu
tego nie życzę, chociaż można to przeżyć, nawet czegoś się z tego
doświadczenia nauczyć, tylko po co?
- I tak pani spokojnie mówi, o tych wszystkich stratach?
- zdziwił się mężczyzna w średnim wieku.
- Teraz to mówię spokojnie, bo wiem, że i tak niczego
ze sobą na tamten świat nie zabiorę oprócz dobrych uczynków, ale
wtedy strasznie rozpaczałam. Ciekawe, że się człowiek na coś takiego
wcale nie uodparnia. Za pierwszym razem, po powstaniu, byłam w szoku,
bo szła zima, a ja i moje córki miałyśmy po jednej sukience. Za drugim
razem byłam już bliska obłędu, chociaż miałam nawet pierzynę, jak
już panu powiedziałam. Mam tyle lat i zupełnie nie wiem, na czym
to polega. Słowo honoru, że nie mam pojęcia. Dlatego rozumiem tych
ludzi z powodzi, jak ich widzę w telewizji w skrajnej rozpaczy.
- Ja chyba poszukam u siebie jakichś koców i ubrań, które
by się nadały powodzianom - wtrącił mężczyzna w średnim wieku. -
Chociaż mieszkam w takim miejscu, gdzie jak dotąd żadne powodzie
ani wichury się nie zdarzały, to wiadomo to, co będzie za parę lat,
jak się całkiem klimat przesunie na drugą stronę i będziemy mieli
jakieś tropikalne tornada... Może i ja będę wtedy potrzebował pomocy?
- Jak oglądam dzienniki telewizyjne, to nic tylko katastrofy,
tragedie, wojny, bomby albo w najlepszym razie kryzysy gospodarcze...
Czy już nic dobrego się na tym świecie nie zdarza?
- Bo jeśli to wszystko prawda, to wygląda to trochę na
koniec świata - do rozmowy włączyła się kobieta w średnim wieku.
- Jak to: nic dobrego się nie zdarza? - oburzyła się
starsza pani. - A widziała pani, ilu ludzi powodzianom pomaga? Ja
też bym nie przeżyła, gdyby mi ludzie nie pomogli, i to nawet tacy,
na których nigdy nie liczyłam. Tyle dobroci jest też przy tych wszystkich
nieszczęściach, że czasami nawet się zastanawiam, czy nie ma w tym
jakiegoś ukrytego sensu? Może tylko w takich sytuacjach ludzie stają
się lepsi? Kto to wie?...
Pomóż w rozwoju naszego portalu