WACŁAW GRZYBOWSKI: - W 1998 r. obchodziliście 60. rocznicę Waszej wadowickiej matury. Zapewne najwięcej czasu poświęciliście na Waszych spotkaniach z Ojcem Świętym wspomnieniom o profesorach i kolegach?
EUGENIUSZ MRÓZ: - W podniosłym skupieniu spotkaliśmy
się z Ojcem Świętym 27 sierpnia 1998 r. na Mszy św. w jego letniej
rezydencji. Zastaliśmy go pogrążonego w głębokiej modlitwie, w ciszy;
myśli nasze popłynęły do dawnych lat, gdy w wadowickim kościele parafialnym
łączyła nas wspólna modlitwa. Tu ta wspólna modlitwa, w mocno przerzedzonym
gronie, przywołała refleksje o nieprzemijających wartościach - o
miłości i prawdzie, o koleżeństwie i przyjaźni, o trwałości tego
wszystkiego, co najlepsze, najszlachetniejsze, co wynieśliśmy z naszych
domów rodzinnych, z murów szkolnych, co przekazali nam nasi nauczyciele
i wychowawcy. Modliliśmy się za kolegów wadowickiego Gimnazjum -
poległych, pomordowanych i zmarłych, spoczywających w mogiłach znanych
i nieznanych, na ziemi polskiej i na ziemi obcej, którzy swe życie
oddali za wiarę, za Ojczyznę, za nas.
Ze wzruszeniem wspominaliśmy wychowawców naszego wadowickiego
Gimnazjum. Wielu poległo na różnych frontach, przebywało w więzieniach,
obozach, miejscach kaźni na nieludzkiej ziemi, w Katyniu, w stalinowskich
łagrach.
Wspominając naszych profesorów, przytoczyłem słowa prof.
Eugeniusza Jelonka (1898-1985, dzielił się śniadaniami z biednymi
uczniami), zamieszczone na łamach Posłańca Serca Jezusowego z czerwca
1996 r.:
"W październiku 1931 r. przybyłem do Wadowic jako kontraktowy
nauczyciel historii w Gimnazjum. Rankiem w kościele zobaczyłem bardzo
miłego ministranta, który też przyjrzał mi się jako nieznanemu parafianinowi,
a potem zdziwił się, widząc mnie w szkole.
Jakoż zostałem gospodarzem klasy, do której uczęszczał.
Dowiedziałem się, że był półsierotą. A że był pracowity i rezolutny
- wnet podbił serce swego nauczyciela. Jako przysłowiowy ´omnibus´,
otrzymałem obok historii nauczanie matematyki. Szybko też Loluś stał
się asystentem moim w tej umiejętności i bodaj lepsze wykazywał zdolności
w dydaktyce przedmiotu niż jego nauczyciel.
Toteż słabsi w matematyce dokształcali się pod jego kierunkiem
w moim pokoju, który podnajmowałem w mieście (...).
Loluś upamiętnił się jeszcze za mego pobytu w Wadowicach
jako sportowiec. Kiedy pełniłem dyżur przy saneczkujących z pobliskiej
górki, jedyny raz w życiu dałem się namówić Lolusiowi do skorzystania
z tej specjalności. Tak więc pilotował mnie na swych saneczkach.
Ale największą radością moją w szkole był Loluś jako kierownik klasowego
kółka abstynentów.
Skończyły się jednak szczęśliwe dni, bo usunięto mnie
po roku ze szkolnictwa za antysanacyjne przekonania. Utracony kontrakt,
ale nie pamięć o umiłowanym uczniu. Już jako ksiądz mieszkający przy
ulicy Kanoniczej, odszukał mnie po okupacji, a w czasie mego nowego
pobytu na ´zielonej trawce´ i starań o rentę inwalidzką pomagał mi
przetrwać ciężką sytuację...".
Należy jeszcze dodać, że przez cały okres pobytu w Krakowie
prof. Jelonka Karol utrzymywał z nim bliskie serdeczne kontakty.
A gdy jego córki wstępowały w związki małżeńskie, błogosławił im
na dalszą drogę życia.
Gdy Ojciec Święty odwiedził Kraków podczas pierwszej
pielgrzymki do Ojczyzny, spotkał się z chorymi w kościele Ojców Franciszkanów.
Był w tej grupie prof. Jelonek. Serdecznie się uściskali. Uczeń -
Jan Paweł II udzielił apostolskiego błogosławieństwa swemu dawnemu
nauczycielowi...
CDN.
Pomóż w rozwoju naszego portalu