Do niniejszych refleksji skłonił mnie program Janka Pospieszalskiego w TV Puls, będący szeroką dyskusją na temat naszego wejścia do Unii Europejskiej. Jeśli ktoś z naszych Czytelników go nie oglądał,
radzę śledzić program TV Puls, gdyż na pewno zostanie powtórzony, a jest niezwykle cenny. W ostatnim czasie rząd Leszka Millera ogłosił triumfalnie, że zakończenie negocjacji zostało uwieńczone naszym
ogromnym sukcesem. Niektórzy mówią, że ten triumfalizm został starannie wyreżyserowany i dokładnie zaplanowany. Jednak gdy przeanalizuje się szczegóły, to - niestety - widać, że Polska może wejść do Unii
jako członek drugiej kategorii, i wiele jest punktów, które budzą lęk.
Należy pamiętać, że polscy biskupi pozytywnie odnoszą się do naszego przystąpienia do Unii, podobnie jak i biskupi Europy. Ale o co tutaj chodzi? Jeżeli Kościół mówi pozytywnie o wspólnocie europejskiej,
to mówi to najczęściej w duchu, w jakim widzieli Europę wielcy katolicy - Alcide De Gasperi, Konrad Adenauer, Robert Schuman - gdy po wojnie, patrząc na zgliszcza Europy, na straszliwe, diabelskie wręcz
opętanie wojną, postanowili uczynić wszystko, żeby Europa się zjednoczyła, żeby była wspólnotą. To jest bardzo piękna, wspaniała idea, i wydaje się jak najbardziej realna.
Kościół przypomina o chrześcijańskich korzeniach Europy, podkreśla, że Europa bez krzyża, bez Chrystusa straci tożsamość. Lęka się też, żeby katolicka Polska nie zagubiła się w zliberalizowanej kulturze
europejskiej, nastawionej na zysk i konsumpcję. To naturalne lęki i obawy i nie można ich lekceważyć, zwłaszcza gdy widzi się, do czego może doprowadzić pobłażanie złu, ignorancja wartości i brak społecznej
odpowiedzialności. A przecież jako kraj w 90% katolicki moglibyśmy wiele dać Europie, niosąc światło Chrystusa.
Wydaje się więc, że na tej bazie - na wspólnocie ducha - powinna być budowana dopiero wspólnota interesów. Tymczasem zaczęto od tej drugiej strony i jest tu wiele niezrozumiałych decyzji, postanowień,
uwarunkowań. Za nami niedawne doświadczenie podobnej wspólnoty ekonomicznej, bez oparcia na podstawowych wartościach, nic więc dziwnego, że na nowy układ patrzymy nieufnie i z bojaźnią. Tym bardziej że
nie mamy z czym wchodzić w nowe powiązania, a przy tym trudno nam jest sprostać tak wysokim wymaganiom - kafelki dla krów, bardzo tania produkcja żywności itp. W konkurencji z zachodnim polski rolnik
może szybko odpaść. Tak samo jest w dziedzinie produkcji przemysłowej - zachodni przedsiębiorcy będą tańsi, bardziej atrakcyjni ze swoim towarem, będą produkować dużo i na wiele rynków. Będą więc bogatsi,
a tym samym mocniejsi. Nie wspomnę już o korupcji czy pospolitych kombinacjach, jak np. ta, że ktoś kupuje tylko po to naszą fabrykę, żeby przejąć klientów dla swojej firmy, którą prowadzi na Zachodzie.
Oczywiście, jest dla tych klientów bardziej atrakcyjny i tańszy, i w ten sposób Polska powoli popada w ruinę, chociaż produkowaliśmy tak wiele. W biznesie nie ma, niestety, miłości bliźniego, liczy się
tylko ekonomia. Tym sposobem Zachód wyeliminował nas z wielu dziedzin życia, jesteśmy biedni, mamy ogromne bezrobocie, ludziom żyje się coraz gorzej, a przed nami coraz to nowe warunki Unii, np. nie wolno
wyprodukować więcej mleka - niż Unia sobie życzy. Stąd i nasze wahanie. A skądinąd wiadomo, że niektórzy spośród euroentuzjastów chcą po prostu "załapać się" na stanowiska unijne i dlatego tak krzyczą
- być może mają je już nawet obiecane.
Są też ludzie opowiadający się zdecydowanie przeciw Unii. A tymczasem określenie naszego stanowiska powinno być po prostu ostrożne. Musimy bacznie obserwować wszystkie unijne decyzje i analizować,
co jest dobre dla przyszłych pokoleń, co jest dobre dla naszych dzieci, dla naszego kraju. Za 50 lat wielu z nas już nie będzie, ale Polacy będą i oni albo będą pełnoprawnymi obywatelami Europy, albo
obywatelami drugiej kategorii. Tak więc trzeba być dzisiaj mądrym, bo ciąży na nas odpowiedzialność za dalszą naszą historię.
Chciałbym nadmienić, że w Niedzieli publikujemy dużo tekstów na temat zjednoczonej Europy. Prawie w każdym numerze znajduje się coś na ten temat. Są to teksty analityczne, nie będące głosem zdecydowanie
"tak", ale też i "nie" dla Unii Europejskiej. Nie chcemy bowiem być realizatorami narzuconej nam cudzej polityki, ale chcemy dobrego, rzetelnego rozeznania sytuacji, by świadomie i zgodnie z sumieniem
przystąpić do referendum.
Pomóż w rozwoju naszego portalu